Читать книгу Leonardo da Vinci - Walter Isaacson - Страница 13
ROZDZIAŁ 1
ОглавлениеDzieciństwo
Vinci, lata 1452–1464
DA VINCI
Leonardo da Vinci miał szczęście przyjść na świat jako nieślubne dziecko. Gdyby pochodził z prawego łoża, prawdopodobnie zostałby notariuszem – był to zawód, którym prawowici pierworodni synowie w rodzinie jego ojca parali się od co najmniej pięciu pokoleń.
Pierwsze udokumentowane wzmianki o przodkach Leonarda pochodzą z początku XIV wieku i dotyczą praprapradziadka o imieniu Michele, notariusza z toskańskiego miasteczka Vinci położonego około trzydziestu kilometrów na zachód od Florencji*. Rozkwit gospodarki kupieckiej we Włoszech sprawił, że notariusze zaczęli odgrywać coraz istotniejszą rolę w społeczeństwie: sporządzali umowy handlowe, akty sprzedaży ziemi, testamenty oraz inne dokumenty w języku łacińskim, często okraszane nawiązaniami do historii, a także literackimi ozdobnikami.
Z racji tego że Michele był notariuszem, przysługiwał mu honorowy tytuł „ser”. W ślady ser Michelego da Vinci poszli syn, a następnie wnuk. Obaj prowadzili kancelarie notarialne, osiągając jeszcze większe sukcesy niż ich poprzednik – wnuk ser Michelego piastował nawet stanowisko kanclerza Republiki Florenckiej. Kolejny potomek rodu, Antonio, wyłamał się z rodzinnej tradycji. Co prawda on również posługiwał się szlacheckim tytułem i poślubił córkę notariusza, ale najwyraźniej brakowało mu ambicji, która cechowała jego przodków. Przez większość życia utrzymywał się z dochodów z dzierżawy rodzinnych włości; uprawiana przez dzierżawców ziemia przynosiła skromne plony w postaci wina, oliwy i pszenicy.
Syn Antonia, Piero, okazał się bardziej rzutki od gnuśnego ojca. Z powodzeniem prowadził działalność notarialną, początkowo w Pistoi i Pizie. W 1451 roku dwudziestopięcioletni Piero osiadł na stałe we Florencji. Na jednej z poświadczonych przez niego umów widnieje adres kancelarii: mieściła się w Palazzo del Podestà, ówczesnej siedzibie sądu magistrackiego (obecnie Muzeum Narodowym Bargello), nieopodal Palazzo della Signoria, siedziby władz Republiki Florenckiej. Do klientów Piera należały między innymi pobliskie klasztory, a także florencka gmina żydowska. Co najmniej raz Piero świadczył usługi notarialne rodzinie Medyceuszy[1].
Podczas jednej z wizyt w rodzinnej posiadłości w Vinci Piero wdał się w romans z niezamężną wiejską dziewczyną. Owocem ich związku był syn, który przyszedł na świat wiosną 1452 roku. Z tej okazji dziadek chłopca, Antonio, zrobił coś, co nie zdarzało mu się zbyt często: sięgnął po pióro. Fakt narodzin potomka odnotował na ostatniej stronie kajetu należącego z kolei do jego dziadka. „1452: w sobotę dnia 15 kwietnia w trzeciej godzinie nocy (około dziesiątej wieczorem), urodził mi się wnuk, syn mego syna Piera. Nosi imię Leonardo”[2].
Antonio ani słowem nie wspomniał w zapisku o matce wnuka; żadna wzmianka na jej temat nie pojawiła się ani w metryce urodzenia, ani w zapiskach dotyczących chrztu Leonarda. Dopiero ze sporządzonego pięć lat później dokumentu podatkowego dowiadujemy się, że miała na imię Caterina. Jej tożsamość przez długi czas pozostawała zagadką dla współczesnych historyków. Przypuszczano, że urodziła Leonarda, mając dwadzieścia kilka lat; niektórzy badacze spekulowali, że mogła być arabską lub chińską niewolnicą[3]. W rzeczywistości nazywała się Caterina Lippi i była szesnastoletnią sierotą z okolic Vinci.
Nasza wiedza na temat Leonarda wciąż nie jest kompletna; niektóre aspekty jego biografii nadal czekają na odkrycie. Autorami jednej z rewelacji byli Martin Kemp, historyk sztuki z Oksfordu, oraz Giuseppe Pallanti, badacz archiwów z Florencji, którzy w 2017 roku dotarli do nieznanych wcześniej dokumentów zawierających informacje na temat pochodzenia matki Leonarda[4]. Dzięki temu wiemy już, że Caterina urodziła się w 1436 roku w ubogiej rodzinie chłopskiej. Osierocona w wieku zaledwie czternastu lat, zamieszkała wraz z młodszym bratem u babki, która zmarła niespełna dwanaście miesięcy później, w 1451 roku. W lipcu tego samego roku Caterina nawiązała romans z dwudziestoczteroletnim Pierem da Vinci, który był już wówczas osobą wpływową i majętną.
Zawarcie przez dwoje kochanków związku małżeńskiego nie wchodziło w grę. Co prawda jeden z wczesnych biografów Leonarda określił Caterinę mianem dziewczyny „dobrej krwi”[5], jednak trzeba pamiętać o tym, że Piero i Caterina pochodzili z dwóch zupełnie różnych warstw społecznych; co więcej, Piero prawdopodobnie był już wówczas zaręczony z przyszłą żoną Albierą – szesnastoletnią córką uznanego florenckiego szewca, znacznie odpowiedniejszą partią dla notariusza z sukcesami. Ślub Piera i Albiery odbył się osiem miesięcy po narodzinach Leonarda. Możemy przypuszczać, że ich małżeństwo, korzystne pod wieloma względami dla rodzin obojga małżonków, zostało zaaranżowane, a wszelkie szczegóły, w tym wysokość posagu, ustalono zapewne, jeszcze zanim Caterina urodziła syna.
Niedługo po przyjściu na świat Leonarda Piero postanowił uporządkować sytuację życiową matki swego dziecka. Dzięki jego staraniom wyszła za mąż za pracującego dla rodziny da Vinci prostego człowieka, który trudnił się uprawą roli, a także wypalaniem wapna. Mąż Cateriny nazywał się Antonio di Piero del Vaccha i nosił przydomek Accattabriga, czyli awanturnik, choć na szczęście nic nie wskazuje na to, by zasługiwał na to miano.
Rodzinną posiadłość Vinci stanowił dom z niewielkim ogrodem położony w samym sercu miasteczka Vinci, u podnóża murów tamtejszego zamku. Niewykluczone, że to właśnie w tym domostwie urodził się Leonardo, choć istnieją przesłanki podważające taką hipotezę. Obecność ciężarnej, a następnie karmiącej piersią młodej wieśniaczki pod rodzinnym dachem Piera mogła być uznana za kłopotliwą, a nawet niestosowną – zwłaszcza że w tym czasie ser Piero negocjował z szacowną rodziną dziewczyny wysokość posagu przyszłej wybranki.
Według innej wersji wydarzeń, przy której obstaje między innymi lokalna branża turystyczna, Leonardo przyszedł na świat w niedużym domu z szarego kamienia w gospodarstwie w wiosce Anchiano oddalonej o niespełna trzy i pół kilometra od Vinci. Obecnie w tym budynku mieści się skromne muzeum poświęcone Leonardowi. Posiadłość, na której terenie miał urodzić się Leonardo, od 1412 roku należała do rodziny Piera di Malvolto, przyjaciela rodu Vinci. Di Malvolto był ojcem chrzestnym Piera da Vinci, a od 1452 roku także jego nowo narodzonego syna Leonarda – fakt ten uprawdopodabnia tezę, że chłopiec urodził się pod jego dachem. Oba rody od lat łączyły bliskie więzi. Dziadek Leonarda, Antonio, był swego czasu świadkiem przy zawieraniu przez Piera di Malvolto umowy w sprawie wymiany gruntów. W zapiskach dotyczących tej transakcji znajduje się wzmianka, że Antonio przerwał partyjkę tryktraka, ponieważ został poproszony o wystąpienie w charakterze świadka sporządzania dokumentu przez przyjaciela. W latach osiemdziesiątych XV wieku ojciec Leonarda odkupił od krewnych Piera di Malvolto część posiadanej przez nich ziemi, w tym gospodarstwo w Anchiano.
Gdy Leonardo szykował się do przybycia na ten świat, w Anchiano gospodarowała owdowiała matka Piera di Malvolto, od co najmniej dwóch pokoleń zaprzyjaźniona z rodziną da Vinci. Obok domu, w którym mieszkała samotnie siedemdziesięcioletnia wdowa, stał drugi, mniejszy i w gorszym stanie, zbudowany z szarego kamienia (aby zaoszczędzić na podatkach, rodzina di Malvolto utrzymywała, że nie nadawał się do zamieszkania). Ten podniszczony, ale dogodnie położony budynek – trzy kilometry dzielące Anchiano od Vinci można było bez trudu pokonać pieszo – mógł być idealnym schronieniem dla ciężarnej Cateriny, tak jak głosi lokalna tradycja[6].
Leonardo urodził się w sobotę, po czym już następnego dnia został ochrzczony przez miejscowego księdza w kościele parafialnym w Vinci. Chrzcielnica, w której odbył się chrzest małego Leonarda, przetrwała do dzisiaj. Mimo że Leonardo był dzieckiem z nieprawego łoża, rodzina da Vinci postanowiła uczynić chrzciny wydarzeniem publicznym. W ceremonii uczestniczyło dziesięcioro rodziców chrzestnych – jednym z nich był Piero di Malvolto – a kościół został wypełniony tłumem znacznie większym niż w inne niedziele. Wśród gości nie zabrakło przedstawicieli wpływowych rodów ziemiańskich z okolic Vinci. Tydzień później Piero da Vinci pozostawił syna pod opieką Cateriny, a sam powrócił do Florencji, by świadczyć usługi notarialne klientom swojej kancelarii[7].
Leonardo nie pozostawił nam żadnych komentarzy odnośnie do okoliczności swoich narodzin, ale w jego notatkach znajduje się interesująca opinia na temat tego, jak natura sprzyja dzieciom poczętym z miłości. „Mężczyzna odbywający stosunek w sposób agresywny i nie dość łagodny spłodzi dzieci skore do gniewu i niegodne zaufania. Jeśli jednak stosunkowi między kobietą i mężczyzną towarzyszyć będą obopólna miłość i pożądanie, to poczęty potomek będzie nad wyraz inteligentny, dowcipny, żywy i pełen uroku”[8]. Można przypuszczać, a przynajmniej żywić nadzieję, że Leonardo zaliczał samego siebie do tej drugiej kategorii.
Dzieciństwo Leonarda podzielone było między dwa domy. Caterina i Accattabriga zamieszkali po ślubie w niewielkim gospodarstwie na obrzeżach Vinci. Pozostawali w przyjaznych stosunkach z Pierem da Vinci. Wiemy na przykład, że dwadzieścia lat od urządzenia się w domu Accattabriga pracował w wynajętej przez Piera wypalarni wapna; obaj mężczyźni świadkowali też sobie wzajemnie przy zawieraniu i podpisywaniu rozmaitych umów. Accattabriga i Caterina dochowali się czterech córek i syna, natomiast małżeństwo Piera i Albiery pozostało bezdzietne. Ojciec Leonarda doczekał się kolejnego potomka dopiero dwadzieścia cztery lata po narodzinach pierworodnego syna (trzecia oraz czwarta żona Piera urodziły mu w sumie co najmniej jedenaścioro dzieci).
Ponieważ ojciec spędzał większość czasu we Florencji, matka zaś zajęta była własną coraz liczniejszą rodziną, Leonardo przynajmniej od piątego roku życia przebywał głównie w posiadłości dziadków pod opieką wiodącego niespieszny i przyjemny żywot Antonia oraz jego żony. W zeznaniu majątkowym z 1457 roku Antonio wymienił osoby pozostające na jego utrzymaniu; jedną z nich był wnuk, „Leonardo, syn rzeczonego ser Piera, non legittimo, zrodzony z Cateriny, obecnie żony Accattabrigi”.
W domu Antonia mieszkał także młodszy brat Piera, Francesco, ledwie piętnaście lat starszy od swego bratanka Leonarda. Francesco odziedziczył po ojcu zamiłowanie do życia posiadacza ziemskiego; w jednym z dokumentów podatkowych Antonio, niczym kocioł przyganiający garnkowi, opisał najmłodszego syna: „ten, który nie robi nic poza szwendaniem się po rezydencji”[9]. Francesco był ukochanym stryjem Leonarda i zastępował mu na co dzień nieobecnego ojca. Warto dodać, że Vasari w pierwszym wydaniu biografii swojego autorstwa podał błędnie, że stryjem Leonarda był nie Francesco, lecz Piero (błąd ten skorygowano w kolejnej edycji książki).
ZŁOTY WIEK BĘKARTÓW
Jak dowodzi tłum gości przybyłych do kościoła w Vinci na uroczystość chrztu Leonarda, pochodzenie dziecka z nieprawego łoża nie ściągnęło na jego rodzinę publicznej hańby. Dziewiętnastowieczny historyk Jacob Burckhardt nazwał okres renesansu we Włoszech „złotym wiekiem bękartów”[10]. Wśród szlachty i klas rządzących skaza na urodzeniu nie stanowiła zazwyczaj życiowej przeszkody i nie miała negatywnego wpływu na przyszłość dziecka. Papież Pius II zasiadający na tronie Piotrowym w czasach, w których Leonardo przyszedł na świat, opisał swą wizytę w księstwie Ferrary, kiedy to powitało go siedmiu książąt z panującej tam od pokoleń dynastii Este; wszyscy, nie wyłączając samego władcy Ferrary, pochodzili z nieprawego łoża. „Jest rzeczą niezwykłą – pisał Pius – że w całej historii tego rodu nie zdarzyło się ani razu, by na tronie książęcym zasiadł jego prawowity dziedzic; synowie ich kochanic mieli pod tym względem znacznie więcej szczęścia niźli synowie ich żon”[11]. Nawiasem mówiąc, Pius II sam był ojcem co najmniej dwojga nieślubnych dzieci. Jeszcze liczniejszego potomstwa doczekał się papież Aleksander VI, którego pontyfikat również przypadł na okres życia naszego bohatera. Owocem związku Aleksandra z jedną z wielu kochanek był Cezar Borgia mianowany przez ojca kardynałem, a potem dowódcą papieskiej armii. Borgia był przez pewien czas pracodawcą Leonarda; stał się również pierwowzorem Księcia z rozprawy Machiavellego.
Włoska klasa średnia patrzyła na dzieci z nieformalnych związków znacznie mniej przychylnie niż arystokracja. Kupcy, rzemieślnicy i przedstawiciele wolnych zawodów zazdrośnie strzegący swego niedawno zdobytego statusu zrzeszali się w gildie, w których często obowiązywały surowe zasady moralne. Co prawda niektóre stowarzyszenia godziły się przyjmować nieślubnych synów swoich członków, ale drzwi wielu innych pozostawały dla takich kandydatów zamknięte. Osoba niepochodząca z prawego łoża nie miała na przykład żadnych szans na członkostwo w Arte dei Giudici e Notai – szacownej, założonej w 1197 roku gildii, do której należeli sędziowie oraz notariusze, w tym ojciec Leonarda. „Notariusz był zaprzysiężonym świadkiem i skrybą – pisał Thomas Kuehn w książce Illegitimacy in Renaissance Florence. – Jego wiarygodność musiała być nieskazitelna. Osoba pełniąca tę funkcję nie mogła pod żadnym względem odstawać od ogólnie przyjętego wzorca norm społecznych”[12].
Obostrzenia te miały także pozytywne następstwa. Skaza na urodzeniu okazywała się dla wielu młodych, obdarzonych twórczym i niezależnym umysłem ludzi szansą na uwolnienie kreatywnego potencjału. Sprzyjał temu duch epoki – w renesansowych Włoszech kreatywność była w cenie. Wielu ówczesnych poetów, artystów i wybitnie uzdolnionych rzemieślników wywodziło się z nieprawego łoża: Petrarka, Boccaccio, Lorenzo Ghiberti, Fra Filippo Lippi, jego syn Filippino, Leon Battista Alberti oraz, rzecz jasna, Leonardo da Vinci.
Niechlubny rodowód skutkował nie tylko osadzeniem w roli społecznego wyrzutka. Problem stanowił także niejednoznaczny status nieślubnego potomstwa. Jak zauważył Kuehn, „bękart pozostawał członkiem rodziny, ale jego przynależność do niej nie była zupełna”. Taki stan rzeczy często mobilizował, a czasem wręcz zmuszał osoby pochodzące z nielegalnych związków do podejmowania śmielszych i bardziej spontanicznych wyborów życiowych. Rodzina Leonarda zaliczała się do klasy średniej, ale jemu samemu brakowało wyraźnego poczucia przynależności zarówno do środowiska rodzinnego, jak i społecznego. Tak jak wielu pisarzy i artystów młody Leonardo dorastał w poczuciu łączności z otaczającym światem, a zarazem izolacji od niego. Swoisty stan zawieszenia, w jakim trwali wywodzący się z nieprawego łoża, przekładał się na rozmaite aspekty ich życia, w tym na kwestie spadkowe. Sprzeczne przepisy oraz wyroki sądowe pozostawiały wątpliwości, czy nieślubny syn może być prawowitym spadkobiercą; Leonardo przekonał się o tym później, gdy został uwikłany w sądową batalię spadkową z przyrodnim rodzeństwem. „Konieczność mierzenia się z takimi niejednoznacznymi sytuacjami i ich konsekwencjami stanowiła jeden z charakterystycznych aspektów życia w renesansowym mieście-państwie – pisze Kuehn. – Rzutowało to na podziwu godne dokonania w dziedzinie sztuki i humanistyki w ośrodkach miejskich takich jak Florencja”[13].
Ponieważ florencka gildia notariuszy nie przyjmowała w swe szeregi kandydatów non legittimo, Leonardo mógł poświęcić się realizowaniu pasji twórczych; w pewnym sensie podtrzymał też rodzinną tradycję – był gorliwym skrybą, a swoje notatki prowadził z równym zapałem, z jakim kilka pokoleń jego przodków zapełniało księgi notarialne. Byłby jednak kiepskim notariuszem: zbyt szybko nudził się i rozpraszał, zwłaszcza gdy jakieś zajęcie przestawało być dla niego twórczym wyzwaniem, a zaczynało się rutyną[14].
ADEPT DOŚWIADCZENIA
Pochodzenie z nieprawego łoża miało w przypadku Leonarda jeszcze jedną zaletę: jako nieślubne dziecko nie został posłany do jednej z łacińskich szkół, w których przyszli adepci kupiectwa i wolnych zawodów uczyli się języków klasycznych oraz przedmiotów humanistycznych[15]. Leonardo liznął jedynie nieco kupieckiej arytmetyki w tak zwanej szkole rachunkowej; pozostałą wszechstronną wiedzę zdobywał już jako samouk. Z jego zapisków przebija niekiedy rozżalenie, że nie było mu dane odebrać gruntownej edukacji; ze sporą dozą autoironii określał się mianem „człowieka nieuczonego”. Z drugiej strony był niewątpliwie dumny z tego, że za sprawą braku formalnego wykształcenia stał się uczniem doświadczenia oraz eksperymentu. Pewnego razu podpisał się nawet: „Leonardo da Vinci, disscepolo della sperientia”[16]. Dzięki wolnomyślnemu podejściu do wiedzy i nauki nie został akolitą tradycyjnych sposobów myślenia. W jednym z notatników z furią pisał o pompatycznych głupcach, którzy z tego powodu mogliby traktować go z lekceważeniem:
Wiem dobrze, że ponieważ nie odebrałem formalnego wykształcenia, niektórym zarozumialcom może się zdawać, iż mają prawo uważać mnie za ignoranta. Głupcy! (…) [Akademiccy uczeni] przechadzają się napuszeni i nadęci, przyozdobieni owocami nie własnej, lecz cudzej pracy. (…) Będą twierdzić, że skoro nie zaczerpnąłem mojej wiedzy z książek, to nie jestem w stanie powiedzieć nic sensownego na obrany przeze mnie temat – tacy jak oni nie pojmują, że wiedza o rzeczach, którymi się zajmuję, musi być oparta na doświadczeniu, a nie na tym, co ktoś inny na ten temat napisał[17].
Leonardo uniknął akademickiej tresury każącej wpajać studentom zakurzone zasady scholastyki i nagromadzone przez stulecia średniowieczne dogmaty, które zastąpiły klasyczną naukę i oryginalność myślenia. Brak respektu wobec autorytetów i gotowość do podawania w wątpliwość powszechnie przyjętych sądów doprowadziły go do wypracowania własnego, empirycznego podejścia do nauki, które stanowiło zwiastun metody naukowej opracowanej ponad sto lat później przez Bacona i Galileusza. Metoda Leonarda opierała się na eksperymencie, ciekawości świata i zdolności do zachwycania się różnymi zjawiskami, choć inni nie poświęcali im większej uwagi, gdy już wyrośli z wieku dziecięcego.
Do tego dochodziło zamiłowanie i zarazem niezwykły talent do obserwowania cudów natury. Leonardo z podziwu godną precyzją studiował niuanse kształtów oraz cieni. Jak mało kto potrafił też uchwycić dynamikę ruchu, począwszy od trzepotu ptasich skrzydeł, a skończywszy na mimice zmieniającej się pod wpływem emocji. Na tych podstawach opierał później swoje eksperymenty – niektóre z nich wykonywał jedynie w myślach, inne w postaci szkiców i rysunków, jeszcze inne przy użyciu ciał fizycznych. „Zacznę od przeprowadzenia pewnych badań i dopiero potem przejdę dalej – zapowiedział w jednej z notatek. – Zamiarem moim jest bowiem najpierw opisać doświadczenie, a następnie rozumowo wykazać, dlaczego jest ono takie, a nie inne, i dlaczego musi tak być”[18].
Człowiek obdarzony takimi talentami i ambicjami nie mógł przyjść na świat w lepszym momencie historii. W 1452 roku Johannes Gutenberg rozpoczął działalność wydawniczą; wkrótce potem także inni wydawcy zaczęli stosować opracowaną przez niego technikę druku z wykorzystaniem ruchomych czcionek. Dzięki publikowanym przez nich książkom przed ludźmi takimi jak Leonardo – niewykształconymi, lecz utalentowanymi – otworzyły się zupełnie nowe perspektywy i możliwości. Włochy targane dotąd ciągłymi wojnami toczonymi przez miasta-państwa wkroczyły w wyjątkowo długi jak na ówczesne realia czterdziestoletni okres pokoju. Jednocześnie we włoskim społeczeństwie następowała zmiana układu sił: szlachetnie urodzeni właściciele ziemscy tracili na wpływach i znaczeniu, za to coraz wyższą pozycję zajmowali miejscy kupcy i bankierzy, którzy czerpali korzyści z dokonującego się postępu w dziedzinach prawa i rachunkowości, rozwoju systemu kredytów i pożyczek, a także ubezpieczeń. Wraz ze wzrostem zamożności poprawiał się także poziom wykształcenia, coraz powszechniejsze stawały się umiejętności czytania, pisania i liczenia. Imperium Osmańskie szykowało się do ataku na Konstantynopol; z Bizancjum napłynęła na Półwysep Apeniński fala imigrantów, a wśród nich wielu uczonych, którzy przywieźli ze sobą cenne manuskrypty zawierające teksty Euklidesa, Ptolemeusza, Platona, Arystotelesa i innych antycznych filozofów. Krzysztof Kolumb i Amerigo Vespucci, obaj zaledwie o rok młodsi od Leonarda, stali się wkrótce wiodącymi postaciami ery wielkich odkryć geograficznych. Florencja zaś za sprawą prężnie rozwijającej się klasy kupieckiej, której przedstawiciele chętnie udzielali mecenatu artystom, poetom i uczonym, aby w ten sposób zamanifestować swoją nową pozycję społeczną, stała się kolebką renesansowej sztuki i humanistyki.
WSPOMNIENIA Z DZIECIŃSTWA
Leonardo zapisał najżywsze wspomnienie z wczesnego dzieciństwa, będąc dojrzałym pięćdziesięciokilkuletnim mężczyzną. Prowadził w tym czasie studia nad lotem ptaków, w szczególności kani – drapieżnej, przypominającej jastrzębia, o rozwidlonym ogonie i eleganckich rozłożystych skrzydłach, które pozwalały z gracją wzbijać się w powietrze i szybować. Z właściwą sobie wnikliwością obserwował lot i notował spostrzeżenia; w pewnej chwili zauważył, jak ptak rozpościera skrzydła, a następnie opuszcza i rozkłada ogon, szykując się do lądowania[19]. Widok ten obudził w Leonardzie wspomnienie sprzed ponad pół wieku: „Opisywanie kani jest chyba mym przeznaczeniem, ponieważ jednym z moich pierwszych wspomnień jest to, jak leżałem w kołysce. Zdało mi się wówczas, że sfrunęła do mnie kania i rozchyliła mi usta ogonem, a potem kilkakrotnie pacnęła nim moje wargi”[20]. Można przypuszczać, że w opisie tej sceny puścił nieco wodze fantazji, co w jego wypadku nie byłoby niczym niezwykłym – w tekstach, które wyszły spod jego pióra, niejednokrotnie napotkać można wątki fabulistyczne. Trudno przypuszczać, by dzika ptaszyna mogła faktycznie przysiąść na kołysce i wsunąć ogon w usta leżącego dziecka. Co więcej, sam Leonardo użył sformułowania „zdało mi się”, tak jakby chciał dać do zrozumienia, że jest to raczej opis sennego marzenia, a nie zachowanego w pamięci autentycznego przeżycia.
Wiele z tego, o czym do tej pory wspomnieliśmy – wychowywanie przez dwie matki, częsta nieobecność ojca, wreszcie na poły oniryczna scena oralnego kontaktu z rozedrganym ogonem – mogłoby stanowić dobry materiał do rozważań psychoanalityka. I rzeczywiście, wymienione wyżej fakty z życia Leonarda wzbudziły zainteresowanie samego twórcy psychoanalizy Zygmunta Freuda, który w 1910 roku opublikował dziełko zatytułowane Leonarda da Vinci wspomnienia z dzieciństwa[21].
Freud już na samym początku swoich dywagacji zbacza na manowce, opierając się na kiepskim przekładzie notatki artysty na język niemiecki – tłumacz błędnie przełożył wspomnianego przez Leonarda ptaka i z kani zrobił sępa. W rezultacie cały rozwlekły wywód twórcy psychoanalizy na temat staroegipskiej symboliki sępa oraz etymologicznego związku między słowami „sęp” i „matka” stał się bez znaczenia; zresztą sam Freud przyznał później, że czuł z tego powodu zażenowanie[22]. Pomyłka w kwestii ptasich gatunków to jedno, ale sedno psychoanalizy tkwiło gdzie indziej: Freud wskazał mianowicie, że słowo „ogon” w wielu językach, w tym także w włoskim (coda), stanowi potoczne określenie penisa. Wyciągnął z tego wniosek, że imaginacja Leonarda miała charakter erotyczny i związana była z homoseksualną orientacją artysty. „Opisana w tej fantazji sytuacja, w której sęp rozchyla usta dziecka i energicznie uderza w nie ogonem, odpowiada wyobrażeniu fellatio” – stwierdził. Spekulował też, że Leonardo przekierował tłumione pragnienia w gorączkową aktywność twórczą; to, że wiele jego dzieł pozostało nieukończonych, wynikało zdaniem Freuda z seksualnych zahamowań twórcy.
Interpretacja ta poddana została miażdżącej krytyce, między innymi przez historyka sztuki Meyera Schapiro[23]. Moim zdaniem analiza Freuda więcej mówi o nim samym niż o Leonardzie. Sądzę też, że biografowie powinni podchodzić z dużą dozą ostrożności do prób psychoanalizowania osób, które żyły pięć stuleci temu. Odrealnione wspomnienie Leonarda mogło po prostu stanowić odzwierciedlenie jego zainteresowania lotem ptaków – tematyką, którą pasjonował się przez niemal całe życie. Poza tym nie trzeba było Freuda, by zrozumieć, że popęd seksualny może ulec sublimacji w namiętność innego rodzaju. Zauważył to już Leonardo. „Pasja intelektualna wypiera zmysłowość” – napisał w jednym z notatników[24].
Lepszy wgląd w formacyjne doświadczenia oraz motywacje Leonarda daje nam inna przywołana przez niego scena z przeszłości: jedna z odbytych w młodości wędrówek po okolicy Florencji. Leonardo opisuje, jak podczas spaceru natrafił przypadkiem na wejście do pogrążonej w mroku jaskini i zastanawiał się, czy powinien zapuścić się do środka. „Przeszedłszy spory kawałek drogi między ponurymi skałami, natknąłem się na wylot ogromnej jaskini, przed którym stałem przez czas jakiś, zaskoczony moim odkryciem – wspomina. – Przechylając się to do przodu, to do tyłu, próbowałem dojrzeć cokolwiek z tego, co znajdowało się w środku, ale panujące tam ciemności zupełnie mi to uniemożliwiały. Nagle targnęły mną dwa sprzeczne uczucia: lęk i pragnienie. Lęk przed groźną, ciemną jamą skalną i pragnienie zbadania, czy nie kryje ona w sobie jakichś cudowności”[25].
Ostatecznie pragnienie zwyciężyło. Nieposkromiona ciekawość wzięła górę nad strachem i Leonardo wkroczył do rozpadliny. Odkrył w środku skamieniały szkielet wieloryba wtłoczony w skalną ścianę. „O potężny i niegdyś żywy tworze natury – napisał w notatniku – nie ocaliła cię twa ogromna siła”[26]. Niektórzy badacze są zdania, że Leonardo opisał wędrówkę odbytą jedynie w wyobraźni; nie brak też opinii, że opis jest po prostu parafrazą tekstu zapożyczonego od Seneki. Ale na tej samej stronie, na której umieścił swoją relację, a także na sąsiednich stronicach znalazły się liczne i dokładne opisy skamieniałych muszli; poza tym na terenie Toskanii rzeczywiście znaleziono wiele skamielin kości wielorybów[27].
Skamieniałe szczątki ogromnego ssaka morskiego wywołały w umyśle Leonarda mroczną wizję, która nie dawała mu spokoju przez resztę życia – wizję apokaliptycznego potopu. Na kolejnej stronie notatnika opisuje gwałtowną, nieokiełznaną siłę, jaką dysponował niegdyś znaleziony przez niego wieloryb: „Smagałeś morze rozłożystymi płetwami i rozwidlonym ogonem, wzburzając fale, które miotały statkami i posyłały je na dno”. Potem Leonardo popada w bardziej filozoficzny nastrój. „Ach, jakże niszczycielski jest czas. Iluż królów przeminęło, ileż państw zostało wymazanych z powierzchni ziemi, ileż najróżniejszych zmian nastąpiło od chwili, gdy ta niezwykła ryba dokonała żywota”.
W czasie gdy powstawały te zapiski, Leonardo nie obawiał się już niebezpieczeństw, jakie mogły czyhać w mrocznych czeluściach jaskiń. Miejsce tamtych młodzieńczych obaw zajął egzystencjalny lęk przed niszczycielskimi siłami natury. Leonardo skrobał gorączkowo srebrnym sztyftem po zabarwionym na czerwonawy kolor papierze, opisując apokalipsę, podczas której dzieło zniszczenia rozpocznie żywioł wody, a ostateczny kres życiu na ziemi położy ogień. „Rzeki pozbawione będą wody, ziemia przestanie wydawać plony, na polach nie będzie już falujących łanów kukurydzy; zwierzęta nie znajdą traw na łąkach i wszystkie zginą – pisał. – Następnie żyzna ziemia zostanie strawiona przez ogień; jej powierzchnia spopieleje i tak oto nastąpi ostateczny koniec wszelkiej ziemskiej przyrody”[28].
Wyprawa Leonarda w głąb ciemnej jaskini przyniosła mu nie tylko naukowe odkrycie, ale także fantastyczne wizje – te dwa wątki przez całe życie przeplatały się w jego twórczości. Przetrwał niejedną burzę, dosłownie i w przenośni; wielokrotnie zaglądał też w ponure zakątki ziemi oraz własnej duszy. Nienasycony głód poznania sekretów natury pchał go do coraz to nowych odkryć. Zarówno fascynacje, jak i strachy artysty znalazły wyraz w jego sztuce, poczynając od obrazu przedstawiającego Świętego Hieronima cierpiącego u wejścia do jaskini, a kończąc na rysunkach i opisach apokaliptycznej powodzi.
* Leonardo bywa nazywany „da Vincim”, tak jakby było to jego nazwisko, tymczasem człon „da Vinci” odnosi się do miejsca urodzenia i oznacza „z (miasta) Vinci”. Nie jest to jednak aż tak poważny błąd, jak twierdzą niektórzy językowi puryści. Za życia Leonarda we Włoszech rozpoczął się proces normowania i rejestrowania użycia nazwisk dziedzicznych; wiele z nich, na przykład Genovese czy di Caprio, wywodziło się z nazw rodzinnych miejscowości. Zarówno Leonardo, jak i jego ojciec Piero często dołączali do swoich imion „da Vinci”. Po przeprowadzce Leonarda do Mediolanu jego przyjaciel i nadworny poeta Bernardo Bellincioni nazywał go „Leonardem Vinci, Florentyńczykiem”.