Читать книгу Rob-Roy - Walter Scott - Страница 4

ROZDZIAŁ I.

Оглавление

Nie mam już synów, tego nawet tracę!

Czemże zgrzeszyłem jaka moja wina?

Jakiemże temu przekleństwem odpłacę,

Kto tak odmienił, kto mi zepsuł syna!

Pan Tomasz.

Tyle razy prosiłeś mię kochany przyjacielu, abym korzystając ze swobody, jaką mi Opatrzność przy schyłku życia udzielić raczyła, skreślił obraz wydarzeń, które początek jego oznaczyły. Pamięć tych, jak nazywasz awantur, zostawiła na umyśle moim razem przyjemne i dotkliwe wrażenie, łączy się z niemi uczucie żywej wdzięczności i czci ku Najwyższej ludzkie losy ważącej Istocie, której dobroczynna ręka przeprowadziła młodość moją pośród tylu przygód i niebezpieczeństw, jakby dla tego właśnie, abym mocniej czuć i cenić umiał spokojność i szczęście, któremi mię w starości obdarza.

Poświęcając drugiemu ja moje pamiętniki, tę miedzy innemi odnoszę korzyść, że mogę opuścić wiele niepotrzebnych szczegółów, które zupełnie mi obcym wyłuszczaćbym musiał, tobie zaś opowiem tylko te, co albo nie były ci dokładnie znane, albo zatarły się w pamięci, a które przecież są niejako kamieniem węgielnym mego losu.

Zapewne przypominasz sobie ojca mego; jako syn jego wspólnika w handlu, znałeś go w twojem dzieciństwie: lecz znałeś wtenczas, kiedy wiek i niedołężności wiekowi właściwe, nie dozwalały mu już oddawać się handlowym widokom z tym zapałem, który stanowił główną cechę jego charakteru. Byłby może szczęśliwszym, lubo mniej bogatym, gdyby był zwrócił ku naukom tę niezmordowaną czynność i bystrość objęcia, które handlowi wyłącznie poświęcił; pojmuję jednak, że nietylko żądza bogactw przywiązuje doń śmiałych i przedsiębiorczych ludzi. — Ten który się puszcza na to burzliwe morze, łączyć powinien zręczność z nieustraszonem męztwem żeglarza; a jednak i przy tych przymiotach zginąć może, jeśli przyjazny powiew losu nie wprowadzi go do portu. To połączenie potrzebnej przezorności i nieuniknionego trafu, ta przykra i ciągła niepewność, na którą stronę padnie zwycięstwo w walce ludzkiej rachuby z wyrokami losu, zajmując nieustannie duszę, dają jej razem bodziec rozwinięcia całej swej zdolności i władzy. — Słusznie przeto powiedziećby można, że handel przedstawia te same co i gra powaby, nieulegając przecież moralnej klątwie, jaka sprawiedliwie ściga tych, którzy w grze tylko losu szukają.

W pierwszych latach ośmnastego wieku, kiedy właśnie kończyłem rok dwudziesty, nagły rozkaz ojca mego odwołał mię z Bordo do Londynu; nie zapomnę nigdy pierwszego z nim spotkania. — Wiesz jak zwięźle i sucho wyrażał swoją wolę. Zdaje mi się, że mam jeszcze przed oczyma ową postawę prostą, chód prędki i śmiały, wejrzenie żywe i przenikające, twarz, którą trudy zawcześnie poorały zmarszczkami. Zdaje mi się, że słyszę głos, który nigdy nie wydał próżnego słowa, a objawiał niekiedy ostrość przytłumiającą wszelkie łagodne i rzewne wczucia.

Zaledwiem zsiadł z konia, pobiegłem natychmiast do gabinetu ojca mego; przechodził się tu i owdzie; na zamyślonej twarzy, nawet widok jedynego syna po czteroletniej niebytności nie zdołał sprawić najmniejszej zmiany. Rzuciłem się w objęcie jego. — Był to czuły ojciec, lubo daleki od niepomiarkowanej słabości; łza zajaśniała w jego ciemnem oku, lecz tylko na chwilę.

— Duburg pisze mi, że był kontent z ciebie Franku.

— Cieszy mię to...

— Tak, ale ja wcale nie mam powodu cieszyć się, — rzekł usiadłszy za stolikiem.

— Zasmucasz mię mój ojcze...

— Cieszy, smuci, są słowa, do których ja nieprzywiązuję żadnego znaczenia. — Oto jest twój list ostatni.

Wyciągnął ogromny stós papierów nawleczonych na czerwoną nitkę. — Tam to była nieszczęsna moja odezwa pisana w przedmiocie najżywiej mię podówczas obchodzącym, i zdolna przynajmniej wzruszyć serce, jeżeli niezupełnie przekonać; tam mówię spoczywała w pośród niezliczonego mnóstwa listów i rachunków handlowych. Trudno mi zaiste nieroześmiać się w duchu, kiedy sobie przypominam ile próżność moja obrażoną była na widok owych czułych peryjodów, które mię tyle pracy kosztowały, wyciągnionych z pomiędzy awizacyj, wekslów, kwitów i tym podobnych szczegółów korespondencyj kupieckiej. — Czyliż, pomyślałem sobie natenczas, list tak ważny, (nieśmiałem dodać, tak mądrze napisany) nie zasługiwał na osobne miejsce? godziłoż się mieszać go w tę bazgraninę handlową?

Ale ojciec mój wcale nie zwrócił uwagi na zasmucenie moje; a choćby je nawet dostrzegł, niewieleby go to obeszło zapewne.

— Oto jest, — rzekł dalej trzymając list w ręku, — odezwa twoja z dnia 21 zeszłego miesiąca — czytajmy — mówisz mi, że się spodziewasz, iż w przedmiocie tak ważnym jak jest wybór powołania, dobroć ojcowska dozwoli ci mieć głos przeczący przynajmniej, że czujesz w sobie wstręt nieprzezwyciężony... Tak; użyłeś tego wyrazu: nieprzezwyciężony, (radbym temczasem żebyś pisał wyraźniej nieco, i żebyś się nazwyczaił t dobrze przekreślać, a s więcej zaokrąglać). — Wstręt mówię nieprzezwyciężony do spełnienia układu, który ci przedstawiłem. — W dalszym ciągu listu powtarzasz zawsze toż samo i rozciągnąłeś na czterech stronnicach to, co zastanowiwszy się nieco, mogłeś wyrazić w czterech liniach; bo koniec końców panie Frank z całej twojej odezwy wynika, że wola twoja niezgodna jest z mojemi zamiarami i postanowieniem.

— Szanuję twoją wolę mój ojcze, ale w tej okoliczności nie mogę.

— Słowa niczem są dla mnie młokosie, — rzekł mój ojciec, którego nieugiętość ukrywała się zawsze pod zasłoną zimnej krwi i spokojności. — Niemogę jest może grzeczniej jak niechcę; ale oba te wyrazy są jednoznaczne, ilekroć niezachodzi moralne niepodobieństwo. Z tem wszystkiem nie chcę żebyś działał bez namysłu, pomówiemy jeszcze o tem po obiedzie. — Owenie!

Owen wszedł, nie miał jeszcze podówczas owych białych włosów, które mu w oczach twoich tak szanowną nadawały postać, bo też nie liczył więcej nad lat pięćdziesiąt, ale miał na sobie ten sam orzechowy garnitur, w którym go poznałeś; też same jedwabne popielate pończochy, i trzewiki ze srebrnemi sprzączkami, też same batystowe mankietki starannie pomarszczone i spadające aż do pół dłoni, ilekroć bawił w gabinecie mego ojca, lecz gdy był w kantorze, zachowane z wszelką ostrożnością pod rękawy fraka dla ochrony od atramentu; na koniec tęż samą postać poważną, lecz pełną dobroci, która do ostatniej chwil życia odznaczała pierwszego komissanta banku Osbaldyston i Tresham.

— Owenie, — rzekł mój ojciec, skoro zacny starzec ścisnął mi przyjaźnie rękę, — zjemy dziś razem objad, usłyszysz nowiny, które nam Frank przywiózł o przyjaciołach naszych w Bordo.

Owen uczynił dość niezgrabny ukłon, na znak pełnej uszanowania wdzięczności; bo w owej epoce, kiedy granicę oddzielającą rozmaite stany, strzeżono z niezwykłą dzisiaj ścisłością, zaproszenie pryncypała było wielkim dla komissanta zaszczytem.

Nigdy nie zapomnę tego objadu, — niepewny względem przyszłego losu mego, lękąjęc się, abym nie został ofiarą osobistych widoków ojca, i cały zadęty wynalezieniem środków zachowania mojej wolności, nie mogąc prowadzić rozmowy tak czynnie jak żądał mój ojciec, nieraz dawałem mniej zaspakajające odpowiedzi na pytania któremi mię zarzucał. Owen pełen uszanowania dla ojca, ale niemniej przywiązany do syna, którego nieraz w dzieciństwie bawił na kolanach, na wzór owego lękliwego sprzymierzeńca, co mimo bojaźni radby przecież dopomógł uciśnionej stronie, wszelkie łożył usiłowania, aby błędy moich odpowiedzi prostować, niedostatek onych zapełnić i wolne wyjście oblężonemu zabezpieczyć. Te jego wybiegi powiększały jeszcze niechęć mego ojca, który jednem srogiem spojrzeniem zamykał usta poczciwemu starcowi. Podczas pobytu mego w domu p. Duburg postępowanie moje nie było wprawdzie takie jak owego komissanta

Który, gdy go szalona choroba napada,

Zamiast wekslów i kwitów, wiersze tylko składa!

jednak wyznać muszę, że tyle tylko przebywałem w kantorze, ile koniecznie było potrzeba, aby zjednać dobre świadectwo Francuza, który oddawna zostawał w stosunkach z naszym domem i z polecenia mego ojca miał mię oswoić z tajemnicami handlu: głównem zatrudnieniem mojem były literatura i sztuki piękne, — a labo ojciec mój nie był nieprzyjacielem talentów, i czysty rozsądek jego niedozwalał mu powątpiewać, że te są źródłem przyjemności ozdobą życia ludzkiego, żądał jednak przedewszystkiem, abym nietylko odziedziczył po nim majątek, ale i tego ducha spekulacyi, który mu dopomógł do jego zebrania.

Ojciec mój uwielbiał stan swój z uniesieniem, i ten był prawdziwy powód jego żądania, abym się temuż zawodowi poświęcił. Równie biegły jak czynny, uposażony od natury wyobraźnią płodną i śmiałą, w każdem pomyślnie ukończonem przedsięwzięciu, znajdował nowy do następnych działań bodziec, nową do szczęśliwego ich wykonania sprężynę. Nieumiarkowany w zwycięztwach, przydawał jedne laury do drugich, nie czekając aż czas ustali nowe nabycia, i pozwoli spokojnie ich używać. — Przywykły spoglądać niestrwożonem okiem na szalę fortuny, na której ciągle zawieszał swoje skarby, obfity w sposoby przeważania jej na swoją stronę, w miarę rosnących niebezpieczeństw podwajał czynność i męstwo. Słowem był to prawdziwy obraz żeglarza oswojonego z falą i nieprzyjacielem, którego zaufanie w własnych siłach nowej nabywa mocy na widok nadchodzącej burzy lub walki. Nieraz mu jednak przychodziło na myśl, że wiek i towarzyszące mu niedołężności, uczynią go wkrótce niezdolnym do dalszej pracy, i że wzgląd na przyszłość, doradza wcześnie usposposobić zręcznego sternika, któryby ujął umiejętną, ręką opuszczony rudel okrętu, i kierował nim podług jego rad i przestróg. Lubo ojciec twój był w spółce z moim i cały swój majątek w domu naszym umieścił, wiesz jednak, że nigdy niechciał czynnie do handlu należeć; Owen zaś, który dla wierności swej i głębokiej znajomości arytmetyki, słusznie zajmował miejsce pierwszego komissanta, nie miał zaiste ani tyle wrodzonych zdolności ani usposobienia, żeby mu ster czynności mógł być powierzony. Jeśliby więc z wyroków Opatrzności ojciec mój miał nagle świat ten opuścić, cóżby się stało z owem mnóstwem osnowanych zamiarów, gdyby potomek jego nie był w stanie dźwigać ciężaru interesów, i jak nowy Herkules handlowy, wyręczyć zgrzybiałego Atlasa? — Cóżby się stało nawet z tym samym potomkiem, gdyby nagle ujrzał się w pośród labiryntu spekulacyi bez wybawczej nici, to jest bez znajomości, któreby go ztamtąd wyprowadzić zdołały? Dla tych wszystkich powodów, w części tylko podówczas mi wiadomych, postanowił ojciec mój skłonić mię, abym obrał ten sam zawód, w którym oddawna z honorem pracował; a co raz postanowił, tego już nic w świecie zmienić nie mogło, na nieszczęście, i ja także miałem nieco uporu, a zamiary moje całkiem się z widokami ojca mego niezgadzały.

Ta nieuległość moja tem się jednak usprawiedliwić daje, że niewiedziałem głównej tej woli przyczyny, i nieczułem tego jak dalece posłuszeństwo moje ku niej, dla szczęścia ojca mego było niezbędnem. Sądząc się pewnym odziedziczenia zczasem znacznego majątku, ani pomyśleć mogłem, ażeby dla jego ustalenia potrzebna była jakakolwiek praca, lub nabycie wiadomości przeciwnych mojej chęci i skłonnościom. W zamiarze ojca mego upatrywałem jedynie żądzę pomnożenia bogactw, które zebrał; a przekonanym będąc, że nikt lepiej odemnie sądzić nie może, jaką drogą do szczęścia mam trafić, zdawało mi się, że samochcąc z niej wyboczę, jeżeli starać się będę o powiększenie dostatków, które bez tego w rozumieniu mojem były już więcej niż wystarczające na wszelkie, nawet najwymyślniejsze zachcianki.

Wspominałem już, że czynności handlowe nie były jedynem mojem w czasie pobytu w Bordo zatrudnieniem; lekceważąc to, co ojciec mój uznawał za najważniejsze, byłbym może zupełnie o handlu zapomniał, gdybym się nie lękał zniechęcić korespondenta naszego p. Duburg; lubo ten znajdując wielkie korzyści ze stosunków swoich z domem mego ojca, nadto był bacznym na własny interes, ażeby miał mu donosić złe wieści o jedynym synu, i ściągnąć przez to na siebie z obu stron wymówki. Pod względem obyczajów postępowanie moje było nienaganne; i zapewniając o tem ojca mego, Duburg oddawał mi tylko zasłużoną sprawiedliwość; zdaje mi się jednak, że zręczny Francuz byłby równie pobłażającym, gdyby nawet mógł mię obwiniać o cóś więcej, jak o niedbałość w handlowych naukach. Cóżkolwiek bądź, przestając na tem, że mię codziennie widział parę godzin w kantorze, nie wzbraniał mi poświęcać resztę czasu muzom, i nicby zapewne nie miał przeciw temu, gdybym Corneilla i Boalo nad Sawarego i Pestlethwajta przekładał.

Ulubiona formuła, jaką zwykł był kończyć swe listy pan Duburg do swego korespondenta, była: „Syn wasz jest takim, jakim go tylko troskliwość ojca widzieć pragnie”. — Mój ojciec mniej zważał na słowa, mogły być jak najczęściej powtarzane, byleby dokładnie i jasno myśl przedstawiały. Pod tym względem sam nawet Adyssen niezdołałby wynaleźć przyjemniejszych dla niego wyrażeń nad te, których kupcy używają w listownym swoim wiecznie jednostajnym stylu.

Chętniej wierząc temu czego pragnął, pan Osbaldyston przestał nakoniec powątpiewać o prawdzie ulubionej formuły Duburga, i już się cieszył, że życzenia jego pomyślny skutek uwieńczy, gdy nieszczęsny list mój otworzył mu oczy i wyprowadził z miłego błędu, przynosząc wymowne i uroczyste oświadczenie, że nie mogę zasiąść w ciemnym kantorze Krane-Allej na szrubowanym stołku, wyższym nad wszystkie inne, oprócz trójnoga mojego ojca. — Od tej chwili wszystko zmieniło postać. — Na Duburga padło mocne podejrzenie zdrady, listy jego straciły wiarę, jak gdyby przestał płacić w terminie. — Mnie wezwano do Londynu, — a przyjęto, jak wyżej już opowiedziałem.

Rob-Roy

Подняться наверх