Читать книгу Borderlina - Wera Kubicka - Страница 7

Rozdział III

Оглавление

W poniedziałek krążą po korytarzu tłumy ludzi. Pacjenci mieszają się z lekarzami, pielęgniarkami i salowymi. Właśnie wołają na śniadanie, ale ja nie mam zamiaru ruszać się z łóżka, o nie. Zostaję tu, gdzie jestem. Nie ma mowy, żebym wyszła do tych wszystkich… psychicznie chorych. Modlę się, żeby te 10 dni minęło jak najszybciej. Podchodzi do mnie jakaś praktykantka i każe iść na stołówkę. Odpowiadam jej, że nie jestem głodna i nie mam siły wstać, ale ona nie daje za wygraną. W końcu przynosi mi talerz z kanapkami i kładzie na szafce obok łóżka. Nawet jej nie dziękuję. Ciągle czuję, jakbym miała stary kapeć w ustach. Czy oni nie wiedzą, że tak się dzieje, kiedy robią człowiekowi płukankę żołądka? Co ja pierwszy taki przypadek, który jeść nie może po czymś takim? Odwracam się twarzą do ściany i udaję, że jeszcze śpię. Może jakimś cudem dadzą mi spokój.


Niestety, po krótkiej chwili, słyszę, jak wołają mnie po imieniu do dyżurki, gdzie czeka na mnie doktor, który jest także profesorem i ordynatorem tego szpitala. Gramolę się z łóżka i idę tam jak na skazanie. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, ale wiem, że jeśli nie będę ,,współpracować”, to prędko mnie nie wypuszczą z tego wariatkowa. Dlatego uśmiecham się ładnie i mówię wszystkim ,,dzień dobry”. Oczywiście lekarz bombarduje mnie serią pytań: co, gdzie, kiedy, jak i dlaczego. Czuję się jak na przesłuchaniu, ale odpowiadam grzecznie. Po tym całym śmiesznym wywiadzie pytam, gdzie są moje rzeczy, telefon i w ogóle, bo na sobie mam tylko szpitalną piżamę. Dowiaduję się, że wszystko przechowywane jest w magazynie, a dokumenty i telefon zostały złożone do depozytu, ponieważ nie można ich mieć na obserwacji. Przy sobie mogę mieć tylko najpotrzebniejsze przedmioty. W naszych czasach ludzie wolą żyć bez ręki niż bez telefonu, ale nic nie mówię. Mnie to akurat odpowiada.


Oddział obserwacyjny pod tym względem jest straszny. Zabierają ci dosłownie wszystko: sznurówki od butów, paski ze szlafroka, szklane i ostre przedmioty, każdą rzecz, która potencjalnie może być niebezpieczna i którą można sobie lub komuś zrobić krzywdę. Wszędzie są kamery. Pewnie dlatego nazwano to ,,obserwacją”, w końcu żaden krok nie może umknąć ich uwadze. Okna nieotwierane, a w nich kraty. Drzwi bez klamek, oczywiście. Nawet łazienki nie są zamykane. Choćbym miała paść trupem, to w życiu nie wejdę tu pod prysznic. Poza tym ta zieleń na ścianach doprowadza mnie do szaleństwa. Wiem, że w większości szpitali wybiera się taki odcień jako ten niby uspokajający i regenerujący siły kolor, ale na mnie osobiście działa jak płachta na byka. Poważnie.


Wracam do swojego łóżka i ze zdziwieniem patrzę, że kanapki z talerza zniknęły. Hm, ktoś mi ukradł jedzenie? Kimkolwiek jesteś, udław się tym. Prycham pod nosem z niedowierzania, ale jeszcze bardziej dziwi mnie fakt, że obok talerza leży łyżka. W dodatku plastikowa łyżka. Po co komu do kanapek łyżka? Decyduję się odnieść naczynie na stołówkę, żeby dowiedzieć się, o co chodzi. Rozglądam się po stołach i faktycznie, nie ma zwykłych sztućców. Każdy posługuje się łyżką. Ach tak, przecież nożem i widelcem można sobie coś zrobić… A jakbym chciała komuś wydłubać oko tą łyżką, to co wtedy? Nie wiem, kto wpadł na tak genialny pomysł, ale zdecydowanie powinien się leczyć. À propos, próbował ktoś kiedyś jeść takiego, powiedzmy, kotleta mielonego plastikową łyżką? Polecam z całego serca. Niesamowite doświadczenie. Warto żyć dla takich chwil, poważnie. Śmieję się do własnych myśli.

***

Po obiedzie, który ledwo w siebie wmusiłam, znów przychodzi do mnie lekarz. Idziemy do gabinetu porozmawiać o dalszej procedurze mojego leczenia. Zostaję poinformowana o wszystkich zasadach panujących na oddziale, a także o tym, że za moją zgodą pozostanę na obserwacji przez najbliższe 10 dni. Później zdecydujemy, co dalej. Jak na razie będę codziennie spotykać się ze szpitalnym psychologiem. Miałam ochotę odpowiedzieć, że decyzja jest już podjęta: wypisuję się na własne żądanie, ale ugryzłam się w język i potakiwałam tylko głową ze zrozumieniem.


– Jest jeszcze jedna kwestia, o której chciałbym z tobą porozmawiać, Elizabeth…

– Tak, tak, słucham. – Z jakiegoś powodu na te słowa dostałam gęsiej skórki.

– Z tego, co mówiłaś przy przyjęciu, wynika, że w tę noc, w którą połknęłaś leki nasenne, pokłóciłaś się z chłopakiem, tak? – zaczął ostrożnie.

– No tak… To znaczy, właściwie dostałam wiadomość, że mnie zdradza i zostawia dla innej – wzruszyłam od niechcenia ramionami.

– Rozumiem, więc to był powód podjęcia przez ciebie próby samobójczej, tak?


Jezu, serio? Serio ma mnie za jakąś żałośnie zakochaną idiotkę, która nie może przeżyć tego, że facet ją zostawił? Najchętniej powiedziałabym mu, co myślę o takich dziewczynach, ale niech mu już będzie. Może myśleć sobie, co chce, bylebym stąd wyszła jak najprędzej. Nic nie odpowiadam, co on najwyraźniej uznaje za potwierdzenie.


Wzdycha ciężko i znów, jakby ważył słowa, mówi do mnie powoli:


– Z twoich badań wynika, że… – tu robi krótką przerwę, chrząka, po czym kontynuuje spokojnym tonem: – Elizabeth, jesteś w ciąży.

– Że co proszę?! – Czuję, że już zbiera mi się na płacz. Moje życie robi sobie chyba ze mnie jakieś kiepskie żarty.

– Dobrze, widzę, że jesteś zaskoczona. Miałem nadzieję, że jednak o tym wiesz. Cóż, jutro z samego rana przyjdzie do ciebie ginekolog i zrobi wszystkie badania, łącznie z USG, aby sprawdzić, czy dziecko, mimo tego, co się wydarzyło, rozwija się prawidłowo. Musimy też uważać z dobieraniem leków przez wzgląd na jego zdrowie, oczywiście.


Zatkało mnie. Myślałam, że gorzej być nie może. Jestem przecież zbyt nisko, by upaść bardziej. A jednak, mam wrażenie, że ziemia usuwa mi się pod nogami, a ja wpadam w czarną otchłań rozpaczy. Nie mogę nawet utopić się w tej ogarniającej mnie nicości, bo moje demony już dawno nauczyły się pływać. Nie. Nie mogę… Nie mogę być z nim w ciąży. Nie mogę urodzić jego dziecka. Nie… Proszę, nie. Tylko nie to. Łzy ciekną mi po policzkach.

Borderlina

Подняться наверх