Читать книгу Skazana na rozkosz - Wioletta Wilczyńska - Страница 4
ROZDZIAŁ 2
ОглавлениеSobota rano. Piję kawę i dostaję wiadomość: *Dzień dobry. Jeszcze sześć dni, Skarbie. XXX*
Cała się buntuję, nie będę odpowiadać, mam prawo. Należę do niego tylko w piątki przez sześć godzin. Biorę prysznic i wychodzę z domu. Zakupy dobrze mi zrobią. Mam dziś ochotę kupić sobie piżamę. Wchodzę do pierwszego butiku i oglądam kilka, jedna nawet mi się podoba. Zdecydowałam, którą kupię. Przed podejściem do kasy, sięgam po portfel do torebki. Ze złością stwierdzam, że zapomniałam pieniędzy. Rozdrażniona swoim gapiostwem odkładam piżamę na półkę i wychodzę. Dobrze, że zorientowałam się, zanim podeszłam do kasy, oszczędziłam sobie wstydu. Spacerkiem wracam do domu. Dostaję kolejną wiadomość: *Dlaczego nie korzystasz z auta, tylko chodzisz pieszo?*
Wściekła jestem, on jeszcze mnie nęka. Postanowiłam odpisać, może da mi spokój: *Śledzi mnie pan? Może lubię chodzić, to pana nie powinno interesować, dziś do pana nie należę.* I kolejna wiadomość: *Przepraszam, przejeżdżałem i przypadkiem cię zobaczyłem. Nie denerwuj się, ja tak tylko z troski.*
Odpowiadam: *Z troski o auto oczywiście.*
Dostaję odpowiedź: *Nie, o ciebie. Nie chcę, byś się rozchorowała.*
*Jaki troskliwy. Dziękuję, ale tyle czasu radziłam sobie sama. Teraz też nie potrzebuję niańki.*
*Nie denerwuj się, chcesz, to możesz chodzić maratony. To twoje życie. Ale wolałbym, byś korzystała z auta.*
*Daj mi spokój, proszę, to moje życie, ty masz tylko piątki.*
*OK, ograniczę się tylko do odliczania dni, które zostały do kolejnego spotkania.*
*Wolałabym, byś i tego mi oszczędził.*
*Tego nie obiecuję. Chcę, byś choć raz dziennie pomyślała o tym, co mi powiesz na kolejnym spotkaniu.*
Nie da mi spokoju. Mam plan, zemszczę się. Zafunduję mu tak nudną opowieść, że sam zrezygnuje ze spotkań. A jeśli nie, to może będę mogła postawić warunek. Żadnych wiadomości lub wszystkie opowieści będą nijakie. Chociaż spodobała mi się wizja kuszenia pikantnymi opowieściami. Znalazłam nowy talent. Doprowadzić go prawie do orgazmu i zostawić, niech się męczy. To takie niepoprawne. Zupełna odmiana w moim odpowiedzialnym i szarym życiu. Z przeszłością, która nie pozwala mi nawet przeżyć porządnie orgazmu. Przez myśl przeszło mi, że te opowiadania mogłyby mi pomóc uwolnić się od przeszłości. Bo jeśli mówię komuś, jak przeżywam orgazm, to mogę go też kiedyś poczuć. Może blokada puści nie tylko w fantazjach, ale i w realu. Jednak jeśli będzie mi przysyłał codziennie wiadomości, to się zemszczę szaroburą opowieścią. Tydzień upływa podobnie. Codziennie, gdy rano piję kawę, dostaję wiadomość:
*Jeszcze pięć dni.*
*Jeszcze cztery dni.*
*Jeszcze trzy dni.*
*Jeszcze dwa dni.*
*To już jutro.*
Przez te poranne wiadomości cały dzień myślami błądziłam wokół piątkowej opowieści. Tysiąc myśli na minutę, co jedna to pikantniejsza. Dół brzucha już mnie boli od napięcia. Oj, zemszczę się tą opowieścią, będzie szara jak beton.
Już piątek. Dzień rozpoczął się nietypowo, bez wiadomości od Brusa. Wsiadam do auta i jadę na spotkanie. Nie mam na to ochoty, aż mi niedobrze. Najchętniej odwołałabym to spotkanie. Jednak muszę jechać, zobowiązanie to zobowiązanie. Bez problemów docieram na miejsce. Dzwonię do drzwi. Otwiera mi lokaj.
– Dzień dobry, proszę za mną.
– Dzień dobry.
W milczeniu idziemy w kierunku gabinetu. Myślę sobie: „Oj, zemszczę się za te wiadomości przypominające mi o konieczności mówienia o seksie. Będę bezlitosna tak jak on”.
Wchodzimy do gabinetu.
– Dzień dobry, Skarbie. Jak ci minął tydzień?
– Dzień dobry. Spokojnie, poza jednym wyjątkiem. Codziennie byłam nękana wiadomościami, w których odliczał pan czas do naszego spotkania. A w domyśle – do kolejnej opowieści. Nie było to przyjemne, pobudzało do myślenia i sprawiało ból.
W głowie dodaję: biedne moje lędźwie.
– Uznałam, że to nie może ujść panu bezkarnie.
– Ale wymyśliłaś opowieść dla mnie.
– Zaskakujące, odkryłam w sobie zdolność mówienia na ten temat. Cały ubiegły tydzień wszystkie moje dialogi wewnętrzne były związane z tą właśnie sferą życia.
– Cieszę się, taki był mój cel. Dlatego te wszystkie wiadomości. Nie mogę się doczekać tego, co dla mnie przygotowałaś. Chcesz zacząć od razu, czy może coś zjemy?
– Jak pan sobie życzy. Dziś to pan decyduje.
–Oj, cieszę się, że to powiedziałaś. Będę mógł bez obaw żądać różnych rzeczy.
– Żądać? Oj, mam się już bać?
– Nie, nie musisz się bać. Tu jest twój pager.
Podaje mi małe urządzenie i podsuwa łokieć. Prowadzi do jadalni.
– Zjesz ze mną śniadanie.
Ton jego głosu jest daleki od proszącego. Nie wymigam się od posiłku, choć nie jestem głodna.
– Pan żąda, ja wykonuję.
– Dlaczego nie użyłaś określenia „służąca”?
– Ponieważ nią nie jestem, nigdy nie byłam i z pewnością nigdy nie będę.
– Chcesz to sprawdzić?
– Nie muszę, ja to wiem, proszę pana. Są rzeczy, które mogę zrobić dla pana, lecz są też rzeczy, których nigdy nie zrobię. Pamiętam o zakresie moich obowiązków.
Choć w duchu szepczę: Tak, mogłabym więcej, mogłabym z tobą zrobić rzeczy, o których wstydzę się nawet myśleć.
– Zjesz tosta?
– Tak, z dżemem, i sok pomarańczowy. Proszę.
– Według życzenia, Skarbie.
Brus podaje mi talerzyk z tostem i szklankę soku. Jemy w milczeniu. Jednak ani przez chwilę nie spuszcza ze mnie wzroku. Czuję jego przeszywające spojrzenie i chcę uciekać. Po zakończonym posiłku Brus wstaje, podaje mi rękę i prowadzi do saloniku.
– Mogłabyś powiedzieć mi coś więcej o swoim życiu?
– To nie sprawdził pan jeszcze mojej przeszłości?
– Oczywiście, że to zrobiłem, ale to są beznamiętne fakty. A ja chcę wiedzieć, co kryje się pod tą skorupką twardej niezależnej kobiety. Jakie czarne rzeczy masz w głowie, bo nie miałaś lekko, z tego co wiem. Chcę wiedzieć, jak z tego wyszłaś.
– Obronną ręką. Dałam radę nie skoczyć z mostu. Dałam radę uśmiechać się do wrogów i dałam radę nawet czerpać przyjemność z seksu.
– Co znaczy „nawet z seksu”? Ktoś cię skrzywdził?
– Tak, proszę nie kazać mi o tym mówić. Przeszłam długą drogę, by tego nie rozpamiętywać. Powiem tylko, że po tym wszystkim została mi tylko jedna blokada.
– Jaka?
– Nie potrafię przeżyć…
– Czego?
– Orgazmu. – Zamknijmy ten temat.
– O, rany, biedna kobieto, chciałbym ci pomóc.
– Nie, dziękuję.
– Ale musisz mi powiedzieć, co czujesz, gdy…
– Gdy co? Gdy się pieprzę? Czerpię z tego przyjemność. Tak mi się wydaje, ale nie szczytuję i tyle. Nawet to, co przeżywam tylko w swoim towarzystwie, trudno nazwać orgazmem. Wydaje mi się, że nawet wtedy włącza się moja blokada i demony przeszłości nie pozwalają na pełne przeżycie tej wspaniałej chwili.
– Och!
– Nie mówmy już o tym. Chce pan słuchać o seksie, więc będę mówić. Nie muszę przy tym szczytować.
Gdy docieramy do saloniku, przez uchylone drzwi widać zasłonięte okno, a pokój oświetlony jest świecami.
– Poczekaj chwilę, zapomniałaś założyć uniform.
– Och, przepraszam.
– Czeka na ciebie za parawanem.
Idę za parawan i znajduję szarą sukienkę z małym dekoltem z przodu i z tyłu. Jednak jej długość ogranicza mi ruchy.
– Podoba się?
– Tak, jestem zaskoczona. Spodziewałam się czegoś innego.
– Ostatnio wspominałaś, że czułabyś się swobodniej w piżamie, tego nie zrobię dzisiaj, ale to, co przygotowałem, pozwoli ci zostać w bieliźnie, więc może to pomoże ci się poczuć bardziej komfortowo.
– Dziękuję, czuję się bezpieczniej.
Wychodzę zza parawanu, siadam w fotelu jak poprzednio. Czeka na mnie szklanka wody z ogórkiem.
Pamiętał, o proszę. Pomęczę go, niech nie myśli, że wie, czego chcę. Jest wcześnie, do końca spotkania kieliszek wina wywietrzeje.
– Proszę pana, muszę pana nauczyć jednej rzeczy. W moich myślach się nie czyta. Dziś mam ochotę nie na wodę lecz na kieliszek białego słodkiego wina.
I bum! Brus sięga ręką, a na stoliku obok jego fotela czeka przygotowany wcześniej kieliszek z winem. Podaje mi go nieśpiesznie. Cholera, jasnowidz czy co? Odwrócony do mnie tyłem w drodze powrotnej na swój fotel, mówi:
– Lubię, jak przeklinasz.
W głowie mam jedną myśl. On rzeczywiście wie, co mam w głowie.
– Chciałbym, byś robiła to w swoich opowieściach.
Uff, zbieg okoliczności.
– Niestety, proszę pana, na dziś przygotowałam już coś innego.
– Tak, więc słucham, Skarbie.
Siada w fotelu i zamyka oczy. To go zaskoczę dzisiejszą szarą opowieścią.
– Dziś mam „List do kochanka”:
Zbliża się kolejna noc, którą będę musiała spędzić bez ciebie. Ja przecież tak bardzo za tobą tęsknię. Chciałabym cię przytulić i trzymać w swych ramionach już zawsze. Ale życie potrafi dopiec i nie pozwala mi nacieszyć się tobą. Muszę jakoś ratować się przed unicestwieniem, więc marzę. Zamykam oczy i widzę ciebie. Idziesz do mnie przez ogromną łąkę, usianą milionem barwnych kwiatów. Zbliżasz się do mnie. Serce zaczyna szybciej bić. Mrużę lekko oczy i wyciągam rękę w twoim kierunku. Ty podajesz mi swoją dłoń. Dalej idziemy razem przez kolorową łąkę. Wiatr delikatnie muska moje włosy, odsłaniając moją twarz. A na policzkach rozlewa się rumieniec, którego jesteś przyczyną. To możliwość trzymania cię za rękę i świadomość, że możesz wziąć więcej. Idziemy w dal, nagle ty bierzesz mnie na ręce i kładziesz w bujnej trawie. Czuję ciepło, słyszę twój oddech. Tak, jesteś ze mną i z nikim nie muszę się tobą dzielić. Jak miło. Delikatnie rozpinasz moją bluzkę i kładziesz głowę na mojej nagiej piersi, nasłuchując bicia serca. Kładę dłoń na twojej głowie i zasypiamy kołysani wiatrem. Koniec.
– Co to było? A gdzie seks?
– Tak, dziś bez seksu.
– Dlaczego?
– To kara za nękanie mnie codziennymi wiadomościami.
– Co?
– Jeśli będzie pan to robił dalej, to tak właśnie będą wyglądać wszystkie opowieści.
– Nie! Ja chcę ostrego pieprzenia.
– Oczywiście może pan to mieć, ale na moich warunkach.
– Ale to ja jestem pracodawcą i ja ustalam warunki.
– Tak, ale tylko w piątki, między 9.00 a 14.00.
– Ach, tak.
– Tak, przez pozostałą cześć tygodnia ja jestem panią swojego życia. Proszę o tym pamiętać.
– Skąd mogę mieć pewność, że potrafisz mówić soczyście o seksie? Przecież nie potrafisz nawet przeżyć orgazmu.
– Tu ja też jestem zaskoczona. Odkryłam w sobie nowy talent. Widzę seks wszędzie i rozkosz potrafi przynieść mi każda zwyczajna czynność.
– Tak?
– Tak, mogę to panu udowodnić pod warunkiem, że przestanie mnie pan nękać wiadomościami.
– Dobrze, zgadzam się. Czy to znaczy, że coś mi dzisiaj jeszcze opowiesz?
– Tak. Krótko powiem, co się dzieje w mojej głowie po każdej pana wiadomości.
– Czekam z nie cierpliwością.
Udało mi się, teraz to ja stawiam warunki, choć trochę. Wiola wróciła i rządzi. Nie pozwolę, by mi się panoszył w życiu. Choć może szkoda, chciałabym, by robił to w łóżku. Opanuj się, kobieto, jesteś w pracy.
– „Grzanka” – to tytuł.
Seks jest wszędzie, w każdej codziennej czynności można znaleźć namiętność. Na przykład smarując porannego tosta. Gdy nóż ociera się czule o chrupiące, gorące pieczywo. A ono szepcze: Zaraz mnie zjesz? Gdy widzisz, jak masło rozpływa się po gorącej kromce jak podniecona kobieta w dłoniach namiętnego kochanka. Czujesz, jak rozkosz związana z jego zjedzeniem, pobudza twoje doznania, dając ci rozkosz. Wszystko czego dotyka, jest takie gorące, jak ty, gdy szczytujesz. Teraz pomyśl, ile tracisz, bezwiednie wykonując tę czynność. Jak pięknie może się zacząć dzień, gdy tylko będziesz chciał pomyśleć o podnieceniu, jakie towarzyszyć może ci przy każdym otarciu noża o kromkę, a ta leży i czeka na twój kolejny ruch. Połączenie tych kochanków o poranku dać ci może siły na cały dzień. Kołyszący się nóż i zimne masełko z gorącym pieczywem to podniecające zestawienie. Oblizujesz już usta? Bo ja tak. Za każdym razem, gdy zabieram się do śniadania, przeżywam orgazm, myśląc czule o drobiazgach. Taki piękny początek dnia może dać ci pozytywną energię, a nawet perspektywę namiętnej nocy. Jest wiele takich prostych czynności, które pełne są namiętności, gdy im się przyjrzysz pod odpowiednim kątem.
Milczę. Kątem oka widzę, jak Brus oblizuje usta. Uśmiecham się, bo wiem, że mam go.
– To było… pyszne.
– Więc nadal chce pan nękać mnie wiadomościami?
– Nie!
Widzę, jak się wzdryga. Zabolałoby go, gdyby słuchał tylko szarych opowieści.
– Masz ochotę na obiad?
– Tak, jeśli pan sobie tego życzy.
Myślę. Nie wiem, czy dam radę przełknąć cokolwiek. Mięśnie mojego brzucha są tak napięte, że z trudem się poruszam, a co dopiero jeść. Ta podniecająca opowieść na mnie też wpłynęła. Od kilku dni nie jem tostów.
Pada zimna komenda:
– Zjemy na tarasie.
Wstaję, i nie wiem, jak to zrobiłam. Przewracam szklankę z wodą, która wylewa się na mnie i drogi skórzany fotel.
– Ratunku!
– Nie szkodzi, uratuję cię.
– Mówi pan oczywiście do fotela – żartuję sobie.
– Oczywiście. – Brus też się uśmiecha.
– Chodź ze mną, poradzimy coś na to, ale sukienkę musisz zdjąć.
„I co jeszcze?” – myślę, trochę się buntując. Jednak grzecznie z nim idę.
– Może włożę swoje ubranie?
– Nie, teraz należysz do mnie i ja decyduję, co nosisz.
Prowadzi mnie do pokoju na końcu korytarza. Otwiera drzwi, a tam stoją dwa długie wieszaki pełne ciuchów. Żadnych mebli, tylko duży puf, kilka donic z kwiatami na tle okna i ciuchy. Raj dla kobiety.
– To pańskiej żony?
– Nie, twoje, Skarbie. Żony nie posiadam, a ciebie tak.
– Co proszę?
– Tak, to twoje. – powtarza i puszcza moja rękę. – Wybierz coś sobie.
– Widzę, że jest pan przygotowany na każdą okoliczność.
– Tak.
Po czym sięga do kieszeni i wyciąga z niej prezerwatywy. Znowu gotowy na seks. No to sobie pocierpi. Nie pozwolę, by mnie miał, nawet jeśli ja też będę miała na to wielką ochotę. Trudno jest się oprzeć takiemu mężczyźnie.
– Poczekam tutaj, przebierz się, Skarbie i pójdziemy coś zjeść.
Przebieram się szybko w lekką kreację i wychodzę ze zwiniętą w kłębek mokrą sukienką. Czuję się jak ten ciuch, malutka i mokra.
– Co z tym? – pytam, wskazując na zawiniątko.
– Połóż tutaj, Franc się tym zajmie.
Idziemy na taras, promienie słońca otulają mnie czule. Zamykam oczy i delektuję się ciepełkiem.
– Tak, Skarbie, rozpłyń się jak masełko.
W duchu prawdopodobnie dodaje: Po moim ciele. Szybko się ogarniam i przybieram pozę silnej, niedostępnej kobiety. Niech nie myśli, że jestem zainteresowana. Obiad już czeka.
– Proszę, usiądź tutaj. Chcę cię widzieć w pełnym słońcu.
Pomyślałam: „To nie tylko słońce sprawia, że błyszczę. Piękna suknia i namiętne historie też mają na to wpływ”.
– Zjesz zupę czy sałatę?
– Tosta – żartuję, posyłając Brusowi uśmiech. Co było pewnie nie na miejscu, bo wysyłanie sprzecznych sygnałów może się źle skończyć.
– Ja też bym coś pochrupał, ale dziś mamy do wyboru zupę lub sałatę.
– To też może być soczyste, przecież seks jest wszędzie.
– Tak, wszędzie tam, gdzie ty, Skarbie.
– Oczywiście, ja i moje demony przeszłości. A pan widzi seks wszędzie?
– Może, jednak chcę spojrzeć na świat twoimi oczami. Do tego potrzebuję twoich opowieści.
– Rozumiem, chce pan to wykorzystać?
– Tak, ale jeszcze nie teraz. Za mało o tobie wiem.
Po obiedzie wracamy do saloniku. Nie ma mojego fotela. Cholera, zniszczyłam taki piękny i drogi mebel. I co teraz, gdzie będę siedzieć?
– Przepraszam za fotel. Mam nadzieję, że da się go uratować.
– Nie, zginął, ale szczęśliwy, że przed zgonem siedziałaś na nim.
Brus uśmiechnął się przy tym zalotnie. A ja palę się ze wstydu, że jestem taką niezdarą.
– Oczywiście żartowałem.
– Dobrze, bo już się martwiłam, że nie będę miała gdzie siedzieć następnym razem.
– Możesz leżeć tu, u moich stóp, na dywanie.
Oczyma wyobraźni już widzę siebie u jego stóp, mruczącą jak kotka.
– Jednak wolałabym większy dystans, dla bezpieczeństwa.
– Czyjego?
– Mojego.
– Nie martw się, nie rzucę się na ciebie jak napalony nastolatek. Nie robię takich rzeczy. Choć pomarzyć mogę. Prawda?
– Oczywiście, po to są marzenia.
I wyobrażam sobie siebie nagą u jego stóp. Mmmrrr…
– Ja myślałem, że marzenia są po to, by je spełniać.
– Oj, to też, ale najpierw musimy marzyć. Kończymy na dziś, jest już późno. Przebiorę się tylko i wychodzę.
– Dobrze.
Wchodzę za parawan, rozbieram się i zakładam swoje rzeczy. Widzę przygotowaną torbę z wysuszoną już sukienką.
– Zabierz obie sukienki, są twoje.
– Chce pan za każdym razem obdarowywać mnie uniformem?
– Tak, z dwóch powodów. Mam ochotę widzieć cię za każdym razem inną i mam nadzieję, że w domu założysz to, myśląc o mnie. Mam tylko taki pomysł, jak ci przypominać o sobie. Wiadomości odpadły.
– No tak, pisać pan już nie może.
– Jestem niepocieszony, ale zrezygnuję z wiadomości na rzecz pikantnych opowiadań. Znajdę inny sposób, by ci przypominać o sobie. Może jeszcze nie teraz, ale wymyślę coś.
– Już się boję.
– Nie masz czego, przecież zagwarantowałem ci bezpieczeństwo.
– W pana ustach to pojęcie względne.
Pomyślałam, że cokolwiek zrobi, to może będę bezpieczna fizycznie, ale w głowie będę się spalać z podniecenia, i właśnie tego się boję. Nie chcę się zaangażować, bo będę cierpieć, a on nawet się o tym nie dowie.
Wychodzę od niego, a w głowie tylko jedna myśl: Panuj nad serduszkiem, kobieto, bo będziesz cierpieć.