Читать книгу Opowiadania erotyczne - Wioletta Wilczyńska - Страница 5
Motyle
ОглавлениеBudzę się rano. Jest strasznie zimno. Nie wiem, co się dzieje. Ogrzewanie się popsuło, czy co? Otulam się kołdrą i zastanawiam, co tu zrobić, by się rozgrzać.
„Wiem, pójdę do ogrodu botanicznego, tam zawsze jest ciepło”.
Wstaję, jem śniadanie, biorę szybki prysznic, po czym wychodzę. Włosy doschną po drodze, wcale mnie to nie martwi. Chcę po prostu jak najszybciej znaleźć się w pięknym, ciepłym miejscu. Wsiadam do auta, włączam cicho muzykę i ruszam. Miasto jakby specjalnie opustoszało, ułatwiając mi dotarcie do celu. Zabrałam książkę, mam czas na relaks. Nic ani nikt mnie nie powstrzyma. Kupuję bilet i wchodzę, by delektować się pięknym zapachem oraz widokiem. Wtedy zjawiasz się ty.
– Chodź, coś ci pokażę. Mają coś nowego, na pewno ci się spodoba.
Prowadzisz mnie przez ogród pełen barw i zapachów pobudzających moje zmysły. Przeciskamy się przez pachnący krzew, za którym czeka na nas koc, szampan oraz truskawki.
– Tak w ogóle, to skąd wiedziałeś, że tu będę? Rano jeszcze nie wiedziałam, że się tu wybiorę.
– Gdybyś nie przyjechała, miałem do ciebie dzwonić, by cię tu zaprosić.
– Dobra odpowiedź. Już się bałam, że masz jakieś ukryte moce.
– Tak, mam. Zaraz się dowiesz jakie, kochanie.
– Czekam z niecierpliwością na rozwój sytuacji.
– Książka ci się teraz nie przyda.
– Zauważyłam. A co mi się przyda?
– Prezerwatywy, skarbie, prezerwatywy.
– Taaak. Już się na to cieszę. Ale wiesz, że nie pójdzie ci łatwo? To w końcu miejsce publiczne.
– Wziąłem to pod uwagę, dlatego zapłaciłem za zamknięcie właśnie tej części ogrodu na dwie godziny.
– Dwie godziny? Super, bo mam ochotę na ostre pieprzenie. Ale tylko dwie godziny? To może być mało.
– Nie martw się, nikogo tu nie wpuszczą, dopóki nie zadzwonię do pewnego człowieka. Mam wszystko pod kontrolą.
– Uff, więc możemy się bawić.
– Tak, kochanie.
Bierzesz mnie na ręce, po czym kładziesz na kocu, szepcząc:
– Nie opieraj się, dziś to twoja przyjemność jest najważniejsza.
Mrużę oczy i mruczę cichutko: „Mmm mmm”.
Ty otwierasz szampana.
– Chcesz oblizać korek?
Kiwam tylko lekko głową, a ty wsuwasz mi delikatnie korek do ust. Zamykam oczy, wyobrażając sobie ciebie dotykającego mojej twarzy penisem.
„Oj, lubię tę wizję”.
– Będę mogła spróbować ciebie?
– Nie, to twój dzień, zatem to ja będę próbował ciebie.
– A ja mam tak sobie leżeć i korzystać?
– Tak. Dam ci rozkosz, jakiej jeszcze nie zaznałaś.
– Wiem, co potrafisz i lubię to baaardzo.
– A na dziś mam coś specjalnego.
Otwierasz koszyk, z którego wyciągasz poduszkę.
– Weź, przyda ci się.
– Mam iść spać?
– Nie, masz zakrywać twarz, gdy będziesz krzyczeć.
– Kontroluję się, pewnie już wcześniej to zauważyłeś.
– Tak, ale nie tym razem.
Podajesz mi kieliszek szampana. Wypijam duży łyk i kładę się na kocyku. Dotykasz mojej szyi. Wrażliwe miejsce, to zawsze nastraja mnie na seks. Nie potrafię nie ulec tego rodzaju dotykowi. Zaczynasz mnie całować. Najpierw delikatnie i czule, lecz po chwili twoje pocałunki stają się nachalne, coraz bardziej namiętne. Poddaję się. Dołączam do tańca naszych języków. Dzikie oraz namiętne pocałunki rozpalają mnie coraz bardziej. Jednak, gdy próbuję cię objąć, chwytasz mnie za nadgarstki, przytrzymując je na kocu. Niespodziewany zwrot akcji.
– Możesz czerpać przyjemność wyłącznie z tego, co chcę z tobą zrobić. Nie wolno ci mnie dotykać.
– A jeśli będę tego pragnęła?
– Nawet wtedy. To twój dzień. Tylko twój.
– Ooo, zapowiada się ciekawie.
Twoje usta przesuwają się niżej, na dekolt. Poddaję się pieszczotom, a ty tulisz się do mnie. Ciepło twojego ciała pozwala mi na zaufanie i oddanie się tobie w całości. Dotykasz ciepłymi dłońmi mojego brzucha, a mięśnie mojego łona się napinają. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy, na szczęście niedługo. Do rąk dołączają usta. Twoje gorące, namiętne pocałunki rozpalają moje ciało. Chcę się przyłączyć i cię pieścić, ale mi zabraniasz. Delikatnie głaszczesz moje uda po wewnętrznej stronie. Robię się wilgotna i zaczynam dygotać. Nie pozwalasz mi jednak odpocząć, bo zbliżasz się ustami do moich majteczek. Pragnę poczuć cię w sobie. Kładę dłonie na twojej głowie, ale ty nie słuchasz moich wskazówek. Mruczysz tylko:
– Dzisiaj ja stawiam warunki, ty się delektuj.
Gdy zaczynasz całować mnie pod kolanem, chichoczę, ponieważ mam tam łaskotki. A może to nie łaskotki wprawiają mnie w drżenie, tylko podniecenie wywołane twoimi pieszczotami i robieniem tego w zakazanym miejscu? W każdej chwili możemy przecież zostać przyłapani na tych igraszkach. Dotykasz moich ud, a następnie wsuwasz palec pod majtki. Jesteś niegrzeczny, bo bez pytania bierzesz, co chcesz. Palec drażniący się z moją łechtaczką nie wchodzi głęboko, pieści jedynie wzgóreczek. Rozkosz, jaką odczuwam, sprawia, że mój oddech przyspiesza, mięśnie się napinają, a cipka cię woła: „Wejdź we mnie, już, teraz”.
Nie wiem, jak długo wytrzymam. Chcę więcej.
– Proszę, wejdź we mnie, chcę poczuć cię w sobie.
Nie słuchasz jednak moich próśb. Twój palec bawi się mną, jak kotek z myszką. Rozpalasz mnie coraz bardziej. Jeszcze chwila, a rzucę się na ciebie i sama wezmę to, co mi się należy. Gdy zaczynam jęczeć z rozkoszy, podsuwasz mi poduszkę, chichocząc. Zaraz cię nią zdzielę, jak nie dasz mi tego, czego chcę. Teraz, a nie za pięć minut. Inaczej oszaleję. Błagam, lecz to nic nie daje. Przerywasz pieszczoty, unosisz moją sukienkę, odsłaniając piersi. A moje łono krzyczy: „Wracaj i dokończ, co zacząłeś”.
Zaczynasz pieścić piersi. Dotykasz ich delikatnie ustami. Są takie gorące. Gdy twój język pieści sutki, rozpływam się z rozkoszy. Próbuję się do ciebie przytulić, ale chwytasz moje nadgarstki, unieruchamiając tak, bym nie mogła cię dotykać.
– Ty dzisiaj tylko bierzesz, nie próbuj niczego więcej.
– Ale ja chcę dać rozkosz też tobie.
– Nie dziś, kochanie. To ty masz mieć orgazm, ja czerpię przyjemność z twoich doznań.
„Rany, nie wiem, czy dam radę jedynie brać”.
A ty nie pozwalasz mi na nic poza delektowaniem się rozkoszą. Kończy się już moja cierpliwość. Próbuję dodać coś od siebie. Trzymasz jednak mocno moje nadgarstki.
– Kochanie, nie ruszaj się.
Ja szaleję, a ty przeciągasz pieszczoty w nieskończoność. Drżenie przenosi się z moich ud na całe ciało. Czuję się, jakbym szczytowała od godziny. Reagujesz, mocniej przyciskając usta do moich piersi, a dłoń wsuwasz między moje rozdygotane uda. Zaciskam zęby, po czym przyciskam poduszkę do twarzy, krzycząc:
– Wejdź we mnie, do cholery.
Ty jednak tylko głaszczesz moje nogi, to zbliżając się do błagającej o dotyk cipki, to uciekając od niej. Dłużej tego nie zniosę. Zrywam się, żeby usiąść i zakończyć tę udrękę. Szarpię się z tobą, próbując uwolnić ręce, jakbym miała jakiekolwiek szanse. Wyczerpana balansowaniem na granicy orgazmu, walczę o wolność ze zdecydowanym na kreowanie mojej rozkoszy dyktatorem. Kładziesz mnie z powrotem na kocyku. Poddaję się. Postanawiam nie reagować na twój dotyk. Powtarzam sobie, że wcale mnie to nie rusza. Jednak wystarcza tylko twój ciepły oddech na dole mojego brzucha, a ja znowu szczytuję.
„Dokończ to wreszcie, bo każda komórka mojego ciała szczytuje i za chwilę się rozpadnie. Zemszczę się za te tortury”.
W normalnych warunkach kończyłabym pewnie palić papierosa po orgazmie. Teraz natomiast trzymasz mnie w zawieszeniu między ekstazą a niedosytem silnego, głębokiego doznania. Szaleję z żądzy, a ty tylko chichoczesz, co drażni mnie jeszcze bardziej. Chcę uciec i jednocześnie pragnę dotrwać do szczęśliwego zakończenia. Nie spieszysz się. Całujesz leciutko moje ciało, zbliżając się do wrót, które pragną cię tak bardzo, jak nigdy wcześniej. To twoje wydłużanie gry wstępnej jest po prostu przegięciem. Nikt nie potrafi trwać tak długo w zawieszeniu. Wsuwasz we mnie język, stopniując rozkosz. Pieścisz moją łechtaczkę, a ja rozpadam się na kawałeczki. Kolejne fale rozkoszy zalewają moje ciało.
– Daj mi siebie całego, chcę, a nawet żądam tego, już, teraz.
Krzyczę w poduszkę, a ty robisz swoje.
– Wszystko w swoim czasie.
– Nie dam rady. Wejdź we mnie lub mnie puść, bo dłużej nie wytrzymam.
– Dasz radę, kochanie, dasz radę.
Zaciskam ręce w pięści, błagając, by to się już skończyło. Nie mam pojęcia, jak długo to trwa, ale nie mam już siły nawet ruszyć ręką. Puszczasz mnie na chwilę i przesuwasz wyżej. Nie wiem jak ani kiedy dotykasz mnie penisem. Gdy wsuwasz się we mnie, czuję przeszywający, ale rozkoszny ból. Każdy twój ruch sprawia, że szczytuję. To fizycznie niemożliwe, ale czuję cię w sobie i twoje usta na łechtaczce, jakbyś był w dwóch miejscach jednocześnie. Nie rozumiem tego zjawiska.
„Jak ty to robisz?”
Jednak, proszę, nie przerywaj, już odpływam. Zastygasz we mnie na moment. Czuję tylko jak pulsujesz. A gdy znowu zaczynasz się poruszać, orgazm towarzyszy mi przy każdym twoim posunięciu. Nie wiem, czy fizycznie jestem gotowa na aż tyle doznań. Chciałabym już uciec, lecz ty mi na to nie pozwalasz. Dajesz niekończącą się rozkosz, a ja umieram, po czym rodzę się w twoich ramionach.
„Kocham cię”.
W końcu tulisz mnie i szepczesz:
– I co? Razem daliśmy radę.
„Tak, ale jakim kosztem”.
Teraz muszę zjeść pięć kilo schabowych, by odrobić stracone kalorie.