Читать книгу Czas wolny w PRL - Wojciech Przylipiak - Страница 6
WSTĘP, CZYLI O CZYM I O KIM
ОглавлениеRelaks na leżaku przy pomoście. W ręku butelka oranżady. Obok materac dmuchany. Siedziałem tak sobie i zastanawiałem się, czy najpierw popływać materacem po jeziorze, kupić sobie lody bambino w kawiarni obok, a może namówić brata i pójść pograć w ping-ponga w świetlicy. To wspomnienie z wczasów w ośrodku wypoczynkowym na Kaszubach.
Wylegiwaliśmy się na balkonie w letni dzień. Budowaliśmy na nim bazę i bawiliśmy się matchboksami, które tata kupił w peweksie. W przerwach jedliśmy chleb z cukrem. To relaks domowy.
A na podwórku wytyczaliśmy trasy do gry w kapsle na murku albo w piaskownicy, a jak padał deszcz, to chodziliśmy do piwnicy kolegi. Tam mieścił się nasz klub i dawaliśmy koncerty, udając Lady Pank. Na podwórku graliśmy też „w noża” albo po prostu gadaliśmy przy trzepaku, opowiadając sobie różne historie. Na przykład o tym, jak dziecku sąsiadki z klatki obok prawie obcięło palec na metalowej zjeżdżalni. Bywało niebezpiecznie.
Ale rzadko kiedy bywało nudno. Przed moim słupskim blokiem, czy na podwórku u cioci i wujka w Gdańsku, nie pamiętam nudy. Szybko zbierała się grupa dzieciaków, która wspólnie spędzała wolny czas.
Właśnie z wolnym czasem, wakacjami wiążą się w zasadzie wszystkie moje miłe wspomnienia z ostatniej dekady PRL-u, w której dorastałem. Jasne, że każdy pamięta rzeczywistość Polski Ludowej na swój sposób. Wspomnienia z lat 50. będą zgoła inne od tych z lat 80. Pewnie niektórzy z was, czytając książkę, przypomną sobie podobnie spędzane wolne chwile, inni powiedzą, że pamiętają to trochę inaczej.
Oczywiście, że o czasie wolnym w PRL-u można by napisać całą serię książek, że wyczerpanie tematu w tej jednej nie jest możliwe. Ale ta książka jest próbą zobrazowania pewnych popularnych lub moim zdaniem ciekawych i wyjątkowych nurtów związanych z wakacjami i wypoczynkiem w latach 1945–1989.
Bez spoglądania na członków aparatu władzy, jednostki uprzywilejowane, ówczesnych celebrytów, ludzi kultury i sztuki, tych, którzy zazwyczaj wypoczywali nieco inaczej i w innych warunkach niż górnik z Wałbrzycha, nauczycielka z Poznania czy architekt ze Słupska. Czasami szary obywatel ocierał się o „wielki świat”, na przykład podczas wczasów w Sopocie albo Karpaczu (i tu też znajdziecie kilka takich opowieści), ale jednak były to tylko epizody.
Bez bajdurzenia, że kiedyś było lepiej czy gorzej. Było po prostu inaczej. Bez dogłębnego historycznego podejścia, a raczej opierając się na osobistych przeżyciach i wspomnieniach moich i moich rozmówców, tylko czasami na liczbach. Za to z licznymi odwołaniami do filmów, książek, komiksów i piosenek opisujących wypoczynkową rzeczywistość.
Były w Polsce Ludowej bez wątpienia okresy gorsze, jak chociażby przełom lat 40. i 50., naznaczony terrorem i indoktrynacją stalinowską, kiedy kraj próbował się podnieść po II wojnie światowej. Albo straszne wydarzenia związane z marcem 1968 czy czas kryzysu gospodarczego lat 80. Były też okresy lepsze, chociażby lata 70. To właśnie w 1977 roku peerelowskie wczasowanie osiągnęło apogeum – na dłuższy wypoczynek dofinansowany przez państwo wyjechała wtedy prawie połowa społeczeństwa. Ale cała masa rodaków relaksowała się na podwórkach, w domach. I o tym też jest ta książka.
Z jednej strony państwo miało monopol na organizowanie nam czasu wolnego, ale z drugiej dzięki władzy wielu Polaków po raz pierwszy zobaczyło morze albo w ogóle wyjechało na wczasy. Liczną grupę wśród obywateli PRL stanowili też tacy, którzy próbowali żyć po swojemu, z dala od wytycznych „systemowych”. Poznacie kilku takich bohaterów.
Choć aparat państwowy dopłacał do wczasów, to nie wszyscy chcieli albo mogli z nich korzystać. Niektórzy po prostu nie potrafili. Bo jak mówił Lutek, grany przez Jana Himilsbacha we Wniebowziętych: – Życie jest piękne! Niestety trzeba umieć z niego korzystać.
Oto, jak korzystali z niego nauczyciele, górnicy i inni ludzie pracy oraz ich dzieci. Ludzie z pasją i tacy, którym trzeba było w zorganizowaniu wypoczynku trochę pomóc.