Читать книгу Homo deus - Yuval Noah Harari - Страница 5
Część I
Homo sapiens podbija świat
2
Antropocen
ОглавлениеW stosunku do innych zwierząt ludzie już dawno stali się bogami. Nie lubimy zbytnio się w to zagłębiać, ponieważ nie byliśmy szczególnie sprawiedliwymi ani miłosiernymi bogami. Jeśli włączy się kanał National Geographic, pójdzie do kina na któryś film Disneya albo przeczyta jakąś baśniową opowieść, łatwo można odnieść wrażenie, że planetę Ziemię zamieszkują w większości lwy, wilki i tygrysy, które dla nas, ludzi, są równymi przeciwnikami. Król Lew Simba sprawuje władzę nad zwierzętami sawanny, Czerwony Kapturek stara się uniknąć złego wilka, a mały Mowgli dzielnie stawia czoło tygrysowi Shere Khanowi. Jednak w rzeczywistości tych zwierząt już nie ma. Nasze telewizory, książki, fantazje i koszmary wciąż są ich pełne, ale lwy, tygrysy i wilki znikają z naszej planety. Świat zamieszkują przeważnie ludzie i ich udomowione zwierzęta.
11. Diagram kołowy globalnej biomasy dużych zwierząt.
Ile wilków żyje dzisiaj w Niemczech, ojczyźnie braci Grimm, Czerwonego Kapturka i baśniowego złego wilka? Mniej niż setka. (A nawet one są w większości wilkami z Polski, które w ostatnich latach przekradły się przez granicę). Natomiast Niemcy zamieszkuje pięć milionów udomowionych psów. Na całej ziemi wciąż występuje w sumie jakieś 200 tysięcy dzikich wilków, ale udomowionych psów jest ponad 400 milionów53. Na świecie żyje 40 tysięcy lwów, podczas gdy kotów domowych jest 600 milionów; bawołów afrykańskich jest 900 tysięcy, udomowionych krów zaś aż 1,5 miliarda; pingwinów 50 milionów, a kur 20 miliardów54. Od 1970 roku pomimo rosnącej świadomości ekologicznej łączna populacja dziko żyjących zwierząt spadła o połowę (a w 1970 roku wcale nie znajdowała się w rozkwicie)55. W 1980 roku Europę zamieszkiwały dwa miliardy dziko żyjących ptaków. W 2009 roku zostało ich tylko 1,6 miliarda. W tym samym roku Europejczycy wyhodowali dla mięsa i jaj 1,9 miliarda kur56. Obecnie ponad 90 procent dużych zwierząt na świecie (to znaczy tych, które ważą trochę więcej niż kilogram) to ludzie i zwierzęta udomowione.
Naukowcy dzielą historię naszej planety na epoki, takie jak plejstocen, pliocen i miocen. Oficjalnie żyjemy w epoce holocenu. Jednak być może lepiej nazywać ostatnich 70 tysięcy lat epoką antropocenu: epoką ludzkości. W ciągu tych tysiącleci homo sapiens stał się bowiem najważniejszym czynnikiem zmiany w globalnej ekologii57.
Jest to zjawisko niespotykane. Od pojawienia się życia, co nastąpiło jakieś cztery miliardy lat temu, nie zdarzyło się nigdy, by jeden gatunek własnymi siłami zmienił globalną ekologię. Chociaż nie brakowało ekologicznych rewolucji i wydarzeń w rodzaju masowego wymierania gatunków, nie były one spowodowane działaniami jakiejś konkretnej odmiany jaszczurki, nietoperza czy grzyba. Wywoływały je raczej oddziaływania potężnych sił przyrody, na przykład zmiany klimatu, przesunięcia płyt tektonicznych, erupcje wulkanów i zderzenia z asteroidami.
Są ludzie, którzy obawiają się, że dzisiaj znowu grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo w rodzaju potężnych wybuchów wulkanów albo zderzeń z asteroidami. Hollywoodzcy producenci zarabiają na tych lękach miliardy. Jednak w rzeczywistości to niebezpieczeństwo jest niewielkie. Masowe wymieranie zdarza się raz na wiele milionów lat. Owszem, prawdopodobnie kiedyś, w ciągu kolejnych 100 milionów lat, w naszą planetę trafi jakaś wielka asteroida, ale jest rzeczą bardzo mało prawdopodobną, że stanie się to w najbliższy wtorek. Zamiast bać się asteroid, powinniśmy bać się samych siebie.
Homo sapiens zmienił bowiem reguły gry. Temu jednemu gatunkowi małp człekokształtnych udało się w ciągu 70 tysięcy lat przemienić globalny ekosystem w sposób radykalny i niespotykany. Nasz wpływ dorównuje już wpływowi epok lodowcowych i ruchów tektonicznych. W ciągu jednego stulecia może on przewyższyć skutki uderzenia asteroidy, która 65 milionów lat temu wybiła dinozaury.
Tamta asteroida zmieniła bieg ziemskiej ewolucji, ale nie jej fundamentalne reguły, które pozostawały stałe od pojawienia się pierwszych organizmów przed czterema miliardami lat. Przez wszystkie minione eony wszystko, co żyło: czy to wirusy, czy dinozaury, ewoluowało zgodnie z niezmiennymi zasadami doboru naturalnego. W dodatku bez względu na to, jak osobliwe i dziwaczne kształty przyjmowało życie, pozostawało ograniczone do sfery organicznej – czy był to kaktus, czy wieloryb, składał się z organicznych związków chemicznych. Teraz ludzkość jest gotowa zastąpić dobór naturalny inteligentnym projektowaniem i rozciągnąć życie ze sfery organicznej na nieorganiczną.
Nawet jeśli odłożyć na bok te przyszłe perspektywy i spojrzeć tylko wstecz na minione 70 tysięcy lat, jest rzeczą jasną, że antropocen w niespotykany sposób zmienił świat. Wprawdzie asteroidy, tektonika płyt i zmiany klimatu oddziaływały na organizmy na całej kuli ziemskiej, ale ich wpływ był różny na poszczególnych jej obszarach. Nasza planeta nigdy nie stanowiła jednego ekosystemu; była raczej zbiorem wielu luźno ze sobą powiązanych ekosystemów. Kiedy ruchy tektoniczne połączyły Amerykę Północną z Ameryką Południową, doprowadziło to do wymarcia większości południowoamerykańskich torbaczy, ale nie miało żadnego szkodliwego wpływu na kangury w Australii. Kiedy 20 tysięcy lat temu ostatnia epoka lodowcowa osiągnęła apogeum, meduzy zarówno w Zatoce Perskiej, jak i Zatoce Tokijskiej musiały przystosować się do nowego klimatu. Jednak ponieważ między tymi dwiema populacjami nie było żadnych związków, każda z nich zareagowała na zmianę w inny sposób i wyewoluowały w odmiennych kierunkach.
Natomiast homo sapiens zniósł granice dzielące wcześniej kulę ziemską na niezależne strefy ekologiczne. W antropocenie nasza planeta po raz pierwszy stała się jedną ekologiczną całością. Australia, Europa i Ameryka nadal mają inny klimat i inną topografię, jednak ludzie sprawili, że organizmy z całego świata regularnie się mieszają bez względu na odległość i położenie geograficzne. Proces, który zaczął się od paru drewnianych łodzi, przybrał postać powodzi samolotów, tankowców i gigantycznych towarowców, których szlaki przecinają każdy ocean, łącząc wszystkie wyspy oraz kontynenty. Wskutek tego ekologii, dajmy na to, Australii nie sposób już rozumieć bez uwzględnienia europejskich ssaków czy amerykańskich mikroorganizmów, które zalewają jej wybrzeża i pustynie. Owce, pszenica, szczury i wirusy grypy, które ludzie przywieźli do Australii w ciągu ostatnich trzystu lat, są dzisiaj dużo ważniejsze dla jej ekologii niż występujące tam naturalnie kangury i koale.
Jednak antropocen nie jest zjawiskiem nowym, ograniczającym się do ostatnich paru stuleci. Już dziesiątki tysięcy lat temu, kiedy nasi przodkowie z epoki kamienia rozeszli się z Afryki Wschodniej na cztery strony świata, zmieniali florę i faunę każdego kontynentu oraz każdej wyspy, na których się osiedlali. Doprowadzili do wymarcia wszystkich innych gatunków człowieka na świecie, 90 procent wielkich zwierząt Australii, 75 procent wielkich ssaków Ameryki i mniej więcej 50 procent wszystkich wielkich ssaków lądowych naszej planety – a wszystko to jeszcze zanim zasiali pierwsze pole pszenicy, nadali kształt pierwszemu metalowemu narzędziu, napisali pierwszy tekst czy wybili pierwszą monetę58.
Duże zwierzęta były ich głównymi ofiarami, ponieważ było ich stosunkowo niewiele i rozmnażały się powoli. Porównajmy na przykład mamuty (które wymarły) z królikami (które przetrwały). Stado mamutów liczyło nie więcej niż kilkadziesiąt osobników, a rozmnażały się w tempie być może zaledwie dwóch młodych rocznie. A zatem gdyby miejscowe ludzkie plemię zabijało w trakcie polowań jedynie trzy mamuty na rok, wystarczyłoby to, by liczba zgonów przewyższała liczbę narodzin i by w ciągu paru pokoleń mamuty znikły. Króliki natomiast mnożyły się jak to króliki. Nawet gdyby ludzie co roku zabijali w trakcie polowań setki królików, byłoby to za mało, by doprowadzić je do wyginięcia.
Nasi przodkowie wcale oczywiście nie zamierzali wymazać mamutów z powierzchni ziemi; po prostu nie mieli świadomości konsekwencji swoich działań. Wytępienie mamutów i innych dużych zwierząt na osi czasu ewolucji było wprawdzie błyskawiczne, ale w ludzkich kategoriach dokonywało się powoli i stopniowo. Człowiek nie żył dłużej niż siedemdziesiąt czy osiemdziesiąt lat, podczas gdy proces wytępienia tych zwierząt trwał całe stulecia. Pradawny homo sapiens prawdopodobnie nawet nie zauważał związku między coroczną trzebieżą mamutów – która polegała na zabiciu nie więcej niż dwóch czy trzech zwierząt – a znikaniem tych włochatych gigantów. W najlepszym razie jakiś starzec mógł z tęsknotą w głosie opowiadać sceptycznie nastawionej dzieciarni: „Kiedy ja byłem młody, mamutów było dużo więcej niż dzisiaj. Tak samo mastodontów i gigantycznych łosi. No i oczywiście wodzowie plemienia byli uczciwi, a dzieci szanowały starszych”.
Dzieci węża
Świadectwa antropologiczne i archeologiczne wskazują na to, że pradawni zbieracze-łowcy prawdopodobnie byli animistami: wierzyli, że nie ma żadnej zasadniczej przepaści oddzielającej ludzi od innych zwierząt. Świat – to znaczy dolina, w której żyli, wraz z otaczającymi ją łańcuchami górskimi – należy do wszystkich jego mieszkańców, a każdy z nich stosuje się do wspólnego zestawu reguł. Te reguły wiązały się z bezustannymi uzgodnieniami dokonującymi się między wszystkimi tymi istotami. Ludzie rozmawiali ze zwierzętami, z drzewami i kamieniami, jak również z elfami, duchami i demonami. Z tej sieci komunikacji wyłaniały się wartości i normy wiążące w równym stopniu dla ludzi, słoni, dębów i zjaw59.
Animistyczny światopogląd wciąż kieruje życiem niektórych społeczności zbieraczy-łowców, które przetrwały do epoki nowożytnej. Jedną z nich jest lud Najaka, który mieszka w lasach tropikalnych na południu Indii. Antropolog Danny Naveh, który przez wiele lat badał zwyczaje Najaka, podaje, że kiedy przemierzając dżunglę, któryś z Najaka napotyka niebezpieczne zwierzę, na przykład tygrysa, węża czy słonia, bywa, że zwraca się do niego, mówiąc: „Mieszkasz w lesie. Ja też mieszkam w tym lesie. Przyszedłeś tu, żeby coś zjeść, i ja też przyszedłem tu, żeby zbierać korzenie i bulwy. Nie przyszedłem, żeby zrobić ci krzywdę”.
Kiedyś pewien słoń, nazywany przez lud Najaka „słoniem, który zawsze chodzi sam”, zabił jednego z nich. Członkowie plemienia nie chcieli pomóc go schwytać funkcjonariuszom indyjskiej służby leśnej. Naveh dowiedział się od nich, jaki był powód ich odmowy: wcześniej ten słoń był bardzo blisko związany z innym samcem i wszędzie wędrowali razem. Pewnego dnia służba leśna schwytała tego drugiego słonia i od tego czasu „słoń, który zawsze chodzi sam” stał się rozjuszony i agresywny. „Jak byś się czuł, gdyby zabrano ci żonę? Właśnie tak czuł się ten słoń. Nocą te dwa słonie czasem się rozdzielały i każdy szedł w swoją stronę […] ale rano zawsze znowu się schodziły. Tamtego dnia słoń zobaczył, jak jego kolega pada i leży na ziemi. Jeśli dwie istoty zawsze były razem i jedną z nich ktoś zastrzeli, to jak poczuje się ta druga?”60
Tego rodzaju animistyczne nastawienie wielu ludziom ze społeczeństw uprzemysłowionych wydaje się uderzająco obce. Większość z nas odruchowo uważa zwierzęta za istoty zasadniczo od nas inne i niższe. Ten odruch wynika z tego, że nawet nasze najdawniejsze tradycje powstały tysiące lat po zakończeniu ery zbieraczy-łowców. Na przykład Stary Testament spisano w pierwszym millennium p.n.e., a jego najstarsze opowieści są odzwierciedleniem realiów drugiego millennium p.n.e. Jednak epoka zbieraczy-łowców zakończyła się na Bliskim Wschodzie ponad siedem tysięcy lat wcześniej. Trudno się zatem dziwić, że Biblia odrzuca animistyczne wierzenia, a jej jedyna animistyczna opowieść pojawia się zaraz na początku w charakterze złowieszczej przestrogi. Biblia to długa księga, obfitująca w opisy najrozmaitszych cudów i dziwów. Ale jedyną zawartą w niej historią, kiedy to zwierzę inicjuje rozmowę z człowiekiem, jest opowieść o kuszeniu Ewy przez węża: gad chce, by kobieta zjadła zakazany owoc wiedzy (również oślica Balaama wypowiada parę słów, choć ona tylko przekazuje swemu właścicielowi wiadomość od Boga).
12. Raj utracony (Kaplica Sykstyńska). Wąż – który ma ludzką górną część ciała – zapoczątkowuje cały łańcuch wydarzeń. O ile w pierwszych dwóch rozdziałach Księgi Rodzaju dominują boskie monologi („A potem Bóg rzekł […]. A potem Bóg rzekł […]. A potem Bóg rzekł […]”), o tyle w rozdziale trzecim w końcu pojawia się dialog – między Ewą a wężem („On to rzekł do niewiasty […]. Niewiasta odpowiedziała wężowi […]”). Ta wyjątkowa rozmowa między człowiekiem a zwierzęciem prowadzi do upadku ludzkości i wygnania nas z Edenu.
W ogrodzie Eden Adam i Ewa żyli jako zbieracze. Ich wygnanie z Edenu nosi uderzające podobieństwo do rewolucji agrarnej. W miejsce dotychczasowej możliwości zbierania dziko rosnących owoców rozgniewany Bóg skazuje Adama na ciężki los: „W pocie […] oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie” (Księga Rodzaju 3,19). Nie może więc być zbiegiem okoliczności, że biblijne zwierzęta rozmawiały z ludźmi tylko w przedrolniczej erze Edenu. Jakie lekcje wyciąga Biblia z tego epizodu? Że nie należy słuchać węży, a najlepiej w ogóle unikać rozmawiania ze zwierzętami i roślinami. Wynikają z tego same nieszczęścia.
Jednak biblijna opowieść ma głębsze i dawniejsze warstwy znaczeniowe. W większości języków semickich „Ewa” oznacza tyle co „wąż”, albo nawet „wężyca”. Imię naszej biblijnej pramatki skrywa pradawny mit animistyczny, zgodnie z którym węże nie są naszymi wrogami, lecz przodkami61. Wiele kultur animistycznych wyznaje wiarę, że ludzie pochodzą od zwierząt, w tym także od węży i innych gadów.
Większość australijskich Aborygenów wierzyła, że świat stworzył Tęczowy Wąż. Arandowie i Dieri twierdzą, że ich plemiona wzięły początek od pierwotnych jaszczurek lub węży, które przekształciły się w ludzi62. Prawdę mówiąc, także współcześni mieszkańcy Zachodu uważają, że wyewoluowali od gadów. Mózg każdej i każdego z nas jest ukształtowany wokół gadziego rdzenia, a budowa naszego ciała odpowiada zasadniczo budowie ciała zmodyfikowanych gadów.
Choć autorzy Księgi Rodzaju mogli zachować w imieniu Ewy pozostałość pradawnych wierzeń animistycznych, to jednak bardzo się postarali zatrzeć wszelkie inne ich ślady. Księga Rodzaju mówi, że ludzie wcale nie pochodzą od węży, lecz zostali stworzeni boską ręką z nieożywionej materii. Wąż nie jest naszym przodkiem: on nas kusi, byśmy się zbuntowali przeciwko naszemu niebieskiemu Ojcu. Podczas gdy animiści uważali ludzi po prostu za jeszcze jeden rodzaj zwierząt, Biblia przekonuje, że ludzie są wyjątkowym rodzajem stworzeń i że próbując dostrzegać w sobie cokolwiek ze zwierzęcia, przeczymy mocy i autorytetowi Boga. Rzeczywiście, kiedy nowożytni ludzie odkryli, że faktycznie wyewoluowali od gadów, zbuntowali się przeciwko Bogu i przestali Go słuchać – a nawet wierzyć w Jego istnienie.
Potrzeby po przodkach
Biblia oraz zawarta w niej wiara w ludzką wyjątkowość to jedne z efektów ubocznych rewolucji agrarnej, która zapoczątkowała nową fazę w relacjach ludzi ze zwierzętami. Pojawienie się hodowli wywołało nowe fale masowego wymierania gatunków, ale co ważniejsze, stworzyło całkowicie nową postać życia na ziemi: udomowione zwierzęta. Początkowo nie miało to wielkiego znaczenia, ponieważ ludziom udało się oswoić nie więcej niż dwadzieścia gatunków ssaków i ptaków, a niezliczone tysiące gatunków pozostawały wciąż „dzikie”. Z upływem kolejnych stuleci ta nowa forma życia stawała się dominująca. Dzisiaj ponad 90 procent wszystkich dużych zwierząt jest udomowionych.
Niestety udomowione gatunki płaciły za swój niebywały zbiorowy sukces niespotykanym cierpieniem indywidualnym. Chociaż królestwo zwierząt przez miliony lat zaznało wielu rodzajów bólu i nieszczęścia, rewolucja agrarna wytworzyła kompletnie nowe typy cierpienia, które w miarę upływu czasu stawało się tylko coraz gorsze.
Mogłoby się wydawać, że zwierzętom udomowionym poszczęściło się dużo bardziej niż ich dzikim kuzynom i przodkom. Dziki całymi dniami poszukują pożywienia, wody i schronienia, a ciągle grozi im niebezpieczeństwo ze strony lwów, pasożytów i powodzi. Natomiast udomowionym świniom pożywienie, wodę i schronienie zapewniają ludzie, którzy również dbają, by nie chorowały, i bronią ich przed drapieżnikami oraz klęskami żywiołowymi. Jasne, większość świń wcześniej czy później trafia do rzeźni. Jednak czy z tego powodu ich los jest gorszy od tego, który spotyka dziki? Lepiej zostać pożartym przez lwa niż zarżniętym przez człowieka? Czy zęby krokodyla są mniej śmiercionośne niż stalowe ostrze?
Tym, co sprawia, że los udomowionych zwierząt gospodarskich jest szczególnie okrutny, nie jest sam sposób, w jaki giną, ale przede wszystkim sposób, w jaki żyją. Od czasów starożytnych po dziś dzień warunki życia zwierząt gospodarskich kształtują dwa rywalizujące ze sobą czynniki: to, czego pragną ludzie, i to, czego potrzebują zwierzęta. Ludzie hodują świnie na mięso, ale jeśli chcą mieć stałe zaopatrzenie w mięso, to muszą na dłuższą metę zapewnić świniom odpowiednie warunki do przetrwania i rozmnażania. Teoretycznie powinno to chronić zwierzęta przed skrajnymi formami okrucieństwa. Gdyby rolnik nie troszczył się o swoje świnie, wkrótce by mu pozdychały, nie zostawiając potomstwa, i on sam zacząłby przymierać głodem.
Niestety, mimo że ludzie dbają o przetrwanie i rozmnażanie zwierząt gospodarskich, potrafią na różne sposoby sprawiać im ogromne cierpienie. Źródłem problemu jest to, że udomowione zwierzęta odziedziczyły po swych dziko żyjących przodkach wiele fizycznych, emocjonalnych i stadnych potrzeb, które w prowadzonych przez ludzi gospodarstwach są zbędne. Hodowcy stale ignorują te potrzeby, nie ponosząc z tego tytułu żadnych kosztów ekonomicznych. Zamykają zwierzęta w niewielkich klatkach, obcinają im rogi i ogony, oddzielają matki od młodych i prowadzą wybiórczą hodowlę dziwolągów. Te zwierzęta niezwykle cierpią, jednak nadal żyją i się rozmnażają.
Czy to nie przeczy podstawowym zasadom selekcji naturalnej? Teoria ewolucji utrzymuje, że wszystkie instynkty, popędy i emocje wyewoluowały wyłącznie ze względu na to, że sprzyjały przetrwaniu i rozmnażaniu. Skoro tak, to czy ciągłe rozmnażanie zwierząt gospodarskich jest dowodem na to, że zaspokajane są wszystkie ich prawdziwe potrzeby? Jak to możliwe, by jakaś świnia miała „potrzebę”, która nie jest naprawdę potrzebna do jej przetrwania i rozmnażania?
Z pewnością wszystkie instynkty, popędy i emocje wyewoluowały, aby zaspokoić ewolucyjną presję ze strony konieczności przetrwania i rozmnażania. Kiedy jednak ta presja niespodziewanie znika, nie znikają zarazem ukształtowane przez nią instynkty, popędy i emocje. A przynajmniej nie znikają natychmiast. Chociaż nie odgrywają już zasadniczej roli w przetrwaniu i rozmnażaniu, owe instynkty, popędy i emocje nadal kształtują subiektywne przeżycia zwierzęcia. Rolnictwo prawie z dnia na dzień zmieniło ewolucyjne uwarunkowania życia zwierząt i ludzi, ale nie zmieniło ich popędów fizycznych, emocjonalnych i stadnych czy społecznych. Oczywiście ewolucja nigdy się nie zatrzymuje: w ciągu 12 tysięcy lat od pojawienia się rolnictwa wciąż zmienia ludzi i zwierzęta. Na przykład ludzie w Europie i zachodniej Azji wykształcili w wyniku ewolucji zdolność trawienia krowiego mleka, a jednocześnie krowy przestały bać się ludzi i wytwarzają dzisiaj znacznie więcej mleka niż ich dzicy przodkowie. Jednak są to powierzchowne zmiany. Głębokie czuciowe i emocjonalne struktury zarówno krów czy świń, jak i ludzi nie zmieniły się znacznie od epoki kamienia.
Dlaczego współcześni ludzie tak bardzo uwielbiają słodycze? Przecież nie dlatego, że na początku XXI objadanie się lodami i czekoladą jest dla nas konieczne do przetrwania. Raczej dlatego, że kiedy nasi przodkowie z epoki kamienia znajdowali słodki owoc albo miód, najrozsądniej było jak najszybciej go zjeść. Dlaczego młodzi mężczyźni brawurowo jeżdżą samochodami, wdają się w agresywne sprzeczki i włamują na zabezpieczone strony internetowe? Ponieważ stosują się do pradawnych zapisów w kodzie genetycznym, które dzisiaj mogą być bezużyteczne, a nawet mieć efekt przeciwny do zamierzonego, ale 70 tysięcy lat temu były z punktu widzenia ewolucji całkiem sensowne. Młody łowca, który ryzykował życie w pościgu za mamutem, przyćmiewał wszystkich rywali i zdobywał rękę miejscowej piękności – współcześni mężczyźni wciąż mają te geny i wciąż chcą być macho63.
Dokładnie ta sama ewolucyjna logika kształtuje życie świń: samców, samic i prosiąt, w prowadzonych przez ludzi gospodarstwach. Aby przetrwać i rozmnażać się w naturalnym środowisku, pradawne dziki musiały przemierzać ogromne terytoria, nieustannie zapoznawać się z nowym otoczeniem i uważać na pułapki oraz drapieżniki. Musiały ponadto porozumiewać się i współpracować między sobą, tworzyć złożone grupy, w których dominowały stare i doświadczone samice. Wskutek tego presja ewolucyjna sprawiła, że dziki – a loch dotyczy to w jeszcze większym stopniu niż samców – stały się zwierzętami o niezwykle wysokiej inteligencji stadnej, charakteryzującymi się żywą ciekawością i silnym pragnieniem nawiązywania więzi z innymi osobnikami, zabawy, wałęsania się po okolicy i badania swego otoczenia. Jeśli rodził się mały dzik z jakąś rzadką mutacją, która powodowała, że zwierzę było obojętne na to, co je otacza, i na inne dziki, miał małe szanse na przetrwanie i pozostawienie potomstwa.
Potomkowie dzików – udomowione świnie – odziedziczyli po nich inteligencję, ciekawość i zdolności stadne64. Podobnie jak dziki udomowione świnie porozumiewają się między sobą za pomocą bardzo różnorodnych sygnałów głosowych i węchowych: maciora rozpoznaje jedyne w swoim rodzaju piski swoich prosiąt, a dwudniowe młode rozróżnia już wołanie własnej matki od odgłosów innych macior65. Profesor Stanley Curtis z Pennsylvania State University nauczył dwie świnie – które nazwał Hamlet i Omlet – obsługiwać ryjem specjalny joystick; wkrótce świnie zaczęły dorównywać naczelnym w uczeniu się prostych gier komputerowych oraz w graniu w nie66.
13. Maciory stłoczone w kojcach. Te niezwykle stadne i inteligentne stworzenia spędzają w tych warunkach większość życia, jak gdyby już od początku były kiełbasą.
Dzisiaj większość hodowanych przemysłowo świń nie gra na komputerze. Ich właściciele zamykają je w ciasnych kojcach dla macior: zwykle te przegrody nie mierzą wiele więcej niż dwa metry na pół metra. Podłoga jest w nich betonowa, a rozdzielające je pręty metalowe. W środku prośnej losze trudno nawet się obrócić czy spać na boku, nie mówiąc już o tym, by mogła się poruszać. Po trzech i pół miesiąca spędzonych w takich warunkach świnie przenosi się do nieco obszerniejszych kojców, w których rodzą i karmią prosięta. Podczas gdy w warunkach naturalnych młode ssałyby przez okres od dziesięciu do dwudziestu tygodni, w hodowli przemysłowej są siłą odsadzane w ciągu dwóch do czterech tygodni, oddzielane od matki i wysyłane na utuczenie i zarżnięcie. Maciorę zapładnia się natychmiast na nowo i wysyła z powrotem do ciasnego kojca, gdzie wszystko zaczyna się od początku. Typowa świnia przeżywa zwykle od pięciu do dziesięciu takich cykli, po czym ona także idzie pod nóż. W ostatnich latach w Unii Europejskiej i niektórych stanach w USA wprowadzono pewne regulacje nakazujące zwiększenie powierzchni przegród, ale w wielu innych krajach nadal powszechnie stosuje się za ciasne kojce i dziesiątki milionów hodowlanych świń spędzają w nich prawie całe życie.
Ludzie są dobrymi hodowcami: dbają o to wszystko, czego świnie potrzebują do przetrwania i rozmnażania się. Maciorom zapewnia się wystarczająco dużo pożywienia, szczepi się je przeciwko różnym chorobom, broni się je przed klęskami żywiołowymi i sztucznie zapładnia. Jeśli spojrzeć na to z obiektywnej perspektywy, świnia nie musi już badać otoczenia, nawiązywać więzi z innymi osobnikami, przywiązywać się do prosiąt, ani nawet chodzić. Jednak gdy patrzymy z perspektywy subiektywnej, świnia nadal odczuwa bardzo silne pragnienie robienia tego wszystkiego, a jeśli te pragnienia pozostają niezaspokojone, ogromnie cierpi. U świń zamkniętych w kojcach dla macior zazwyczaj występują symptomy ostrej frustracji na przemian z objawami skrajnej rozpaczy67.
Jest to podstawowa lekcja ewolucyjnej psychologii: jednostka nadal odczuwa ukształtowaną przed tysiącami pokoleń potrzebę, nawet jeśli teraz nie jest już ona konieczna do przetrwania i rozmnażania się. Tragiczne jest to, że rewolucja agrarna dała ludziom zdolność zapewnienia udomowionym zwierzętom przetrwania i rozmnażania się, pozwalając jednocześnie ignorować ich subiektywne potrzeby.
Organizmy to algorytmy
Skąd możemy wiedzieć, że zwierzęta, na przykład świnie, rzeczywiście mają subiektywny świat potrzeb, doznań i emocji? Czy nie popełniamy tu błędu uczłowieczania zwierząt, to znaczy przypisywania cech ludzkich istotom, które ludźmi nie są? Czy nie przypominamy dzieci, które wyobrażają sobie, że ich lalki odczuwają miłość i nienawiść?
W rzeczywistości przypisywanie świniom emocji wcale ich nie uczłowiecza. „Ussacza” je. Emocje bowiem nie są jakąś wyłącznie ludzką cechą – są wspólne wszystkim ssakom (jak również wszystkim ptakom i prawdopodobnie także niektórym gadom, a nawet rybom). Wszystkie ssaki wykształciły zdolności i potrzeby emocjonalne, a z tego, że świnie są ssakami, możemy spokojnie wyciągnąć wniosek, że mają emocje68.
W ostatnich dziesięcioleciach przedstawiciele nauk przyrodniczych dowiedli, że emocje to nie jakieś tajemnicze duchowe zjawisko, które nadaje się tylko do pisania wierszy i komponowania symfonii. Emocje są raczej biochemicznymi algorytmami, które mają zasadnicze znaczenie dla przetrwania i rozmnażania się wszystkich ssaków. Co to znaczy? Zacznijmy może od wyjaśnienia tego, czym jest algorytm. Ma to ogromne znaczenie nie tylko dlatego, że to kluczowe pojęcie będzie się pojawiało w wielu następnych rozdziałach, lecz również dlatego, że algorytmy będą dominowały w XXI wieku. „Algorytm” to zapewne najważniejsze pojęcie w naszym świecie. Jeśli chcemy zrozumieć własne życie i własną przyszłość, powinniśmy ze wszystkich sił postarać się zrozumieć, co to jest algorytm oraz w jaki sposób algorytmy wiążą się z emocjami.
Algorytm to metodyczny zestaw kroków, którego można użyć do wykonywania obliczeń, rozwiązywania problemów i podejmowania decyzji. Algorytm nie jest jakimś konkretnym obliczeniem, lecz metodą, którą się stosuje podczas dokonywania jakiegoś obliczenia. Jeśli na przykład chcesz obliczyć średnią z dwóch liczb, możesz użyć prostego algorytmu. Ten algorytm mówi: „Krok pierwszy: dodaj te dwie liczby. Krok drugi: podziel sumę przez dwa”. Kiedy wprowadzisz liczby 4 i 8, otrzymasz 6. Kiedy wprowadzisz 117 i 231, otrzymasz 174.
Bardziej skomplikowanym przykładem jest przepis kuchenny. Algorytm dotyczący przygotowania zupy jarzynowej może kazać nam:
1. Podgrzać w garnku pół filiżanki oliwy.
2. Pokroić cztery cebule na cienkie plasterki.
3. Podsmażyć cebulę na złoty kolor.
4. Pokroić trzy ziemniaki i wrzucić do garnka.
5. Poszatkować kapustę i dodać do garnka.
I tak dalej. Ten sam algorytm można stosować dziesiątki razy, każdorazowo używając nieco innych warzyw i uzyskując dzięki temu nieco inną zupę. Jednak algorytm pozostaje ten sam.
Przepis sam z siebie nie zrobi zupy. Ktoś musi go przeczytać i wykonać zapisany zestaw kroków. Można jednak skonstruować maszynę, która będzie automatycznie wykonywała ten algorytm. Wtedy wystarczy tylko zapewnić takiej maszynie wodę, prąd i warzywa – a ona sama przygotuje zupę. Maszyny robiące zupę nie są częstym widokiem, ale znacie pewnie inne, w których można kupić napoje. Tego rodzaju automaty mają zwykle otwór na monety, okienko na kubek i całe rzędy przycisków. W pierwszym rzędzie mogą się znajdować przyciski do wyboru kawy, herbaty i kakao. W drugim: bez cukru, porcja cukru, dwie porcje cukru. Trzeci rząd pozwala wybrać opcje: mleko, mleko sojowe, bez mleka. Człowiek podchodzi do takiej maszyny, wrzuca monetę do otworu i naciska przyciski: „herbata”, „porcja cukru” i „mleko”. Automat zaczyna pracę, wykonując określony zestaw kroków. Do podstawionego kubka wrzuca torebkę herbaty, zalewa ją wrzątkiem, dodaje porcję cukru i mleko, po czym: dzyń! – i mamy kubek dobrej herbaty. Tak właśnie działają algorytmy69.
W ciągu paru ostatnich dziesięcioleci biologowie doszli do przekonania, że naciskający przyciski i pijący herbatę człowiek również jest algorytmem. Znacznie bardziej skomplikowanym algorytmem niż automat z napojami, ale jednak algorytmem. Ludzie są algorytmami, które wytwarzają nie kubki herbaty, ale kopie samych siebie (niczym automat, który po wciśnięciu odpowiedniej kombinacji przycisków wytwarza kolejny automat).
Algorytmy sterujące pracą automatów z napojami działają dzięki mechanicznym kołom zębatym i obwodom elektrycznym. Algorytmy sterujące ludźmi działają dzięki doznaniom, emocjom i myślom. Identyczne algorytmy sterują świniami, pawianami, wydrami i kurami. Rozważmy na przykład taki oto problem dotyczący przetrwania: pawian widzi wiszącą w pewnej odległości kiść bananów, ale równocześnie dostrzega czającego się w pobliżu lwa. Czy pawian powinien zaryzykować życie i spróbować zerwać te banany?
Sprowadza się to do problemu matematycznego w postaci obliczenia i porównania prawdopodobieństw: prawdopodobieństwa, że pawian umrze z głodu, jeśli nie zje tych bananów, oraz prawdopodobieństwa, że lew złapie pawiana. Aby rozwiązać ten problem, pawian musi uwzględnić mnóstwo danych. Jak daleko jest do bananów? Jak daleko jest lew? Jak szybko potrafię biegać? Jak szybko potrafi biegać lew? Czuwa czy śpi? Wygląda na głodnego czy na najedzonego? Ile tam jest bananów? Czy są duże, czy małe? Zielone czy dojrzałe? Oprócz danych zewnętrznych pawian musi również wziąć pod uwagę to, co wie na temat stanu własnego organizmu. Jeśli umiera z głodu, to bez względu na to, jakie ma szanse, dla tych bananów powinien zaryzykować wszystko. Natomiast jeśli dopiero co jadł, a o bananach pomyślał tylko przez łakomstwo, to po co w ogóle podejmować jakiekolwiek ryzyko?
Aby wyważyć i ocenić wszystkie te zmienne i prawdopodobieństwa, pawianowi potrzebne są dużo bardziej skomplikowane algorytmy niż te, które sterują pracą automatów z napojami. Odpowiednio wyższa jest też nagroda za wykonanie poprawnych obliczeń. Nagrodą jest samo przetrwanie pawiana. Pawian lękliwy – taki, którego algorytmy przeceniają zagrożenia – umrze z głodu, a geny, które ukształtowały w nim te tchórzliwe algorytmy, zginą wraz z nim. Pawian pochopny – taki, którego algorytmy nie doceniają zagrożeń – padnie łupem lwa, a jego lekkomyślne geny również nie przejdą na następne pokolenie. Te algorytmy podlegają nieustannej kontroli jakości ze strony doboru naturalnego. Jedynie zwierzęta, które właściwie oceniają prawdopodobieństwa, zostawiają po sobie potomstwo.
Wszystko to jednak jest bardzo abstrakcyjne. W jaki dokładnie sposób pawian oblicza prawdopodobieństwa? Z całą pewnością nie wyciąga ołówka zza ucha, a notesu z tylnej kieszeni i nie zaczyna wyliczać prędkości biegu oraz zasobów energii za pomocą kalkulatora. Kalkulatorem jest raczej całe ciało pawiana. To, co nazywamy doznaniami i emocjami, to w rzeczywistości algorytmy. Pawian c z u j e głód, c z u j e strach i drżenie na widok lwa, oraz c z u j e, jak cieknie mu ślina na widok bananów. W ułamku sekundy doświadcza burzy doznań, emocji i pragnień, które nie są niczym innym niż procesem obliczania. Jego rezultat pojawi się jako odczucie: pawian nagle dozna przypływu odwagi, poczuje, jak jeżą mu się włosy, napinają mięśnie, pierś wysuwa się do przodu – i wtedy weźmie głęboki wdech, krzyknie: „Naprzód! Dam radę! Po banany!”. Albo też może ogarnąć go strach, ramiona mu opadną, poczuje, że go mdli, nogi odmówią mu posłuszeństwa, po czym zawoła: „Mamo! Lew! Ratunku!”. Czasem prawdopodobieństwo powodzenia i klęski jest tak wyrównane, że trudno się zdecydować. Również to objawi się jako odczucie. Pawian poczuje się zdezorientowany i niezdecydowany. „Tak… Nie… Tak… Nie… Do licha! Nie wiem, co robić!”
Aby przekazać geny kolejnemu pokoleniu, nie wystarczy rozwiązywanie problemów dotyczących przetrwania. Zwierzęta muszą również rozwiązywać problemy dotyczące rozmnażania, które także zależą od oceny prawdopodobieństwa. Dobór naturalny wykształcił namiętność i wstręt jako szybkie algorytmy pozwalające oceniać szanse na rozmnażanie. Piękno oznacza „duże szanse na posiadanie udanego potomstwa”. Kiedy kobieta widzi mężczyznę i myśli: „Wow! Cudowny!”, albo kiedy pawica widzi pawia i myśli: „Jezu! Co za ogon!”, obie robią coś podobnego do tego, jak działa automat z napojami. W chwili gdy światło odbite od ciał tych samców trafia do siatkówek oczu tych samic, zaczynają działać wyjątkowo potężne algorytmy udoskonalane przez miliony lat ewolucji. W ciągu paru milisekund algorytmy te zamieniają drobne wskazówki zawarte w zewnętrznym wyglądzie samców w dane o prawdopodobieństwie dotyczącym rozmnażania i samice dochodzą do wniosku: „Najprawdopodobniej jest to bardzo zdrowy i płodny samiec, obdarzony doskonałymi genami. Jeśli będę z nim spółkować, moje potomstwo prawdopodobnie również będzie się cieszyło dobrym zdrowiem i świetnymi genami”. Oczywiście ten wniosek nie pojawia się pod postacią słów ani liczb, lecz ognistego pociągu seksualnego. Pawice, a także większość kobiet, nie wykonują takich obliczeń długopisem na kartce papieru. Po prostu to czują.
Nawet laureaci Nagrody Nobla z ekonomii podejmują jedynie niewielki ułamek swoich decyzji za pomocą długopisu, papieru i kalkulatora; 99 procent naszych decyzji – w tym najważniejsze życiowe wybory dotyczące małżonków, pracy i miejsca zamieszkania – podejmujemy dzięki niezwykle wyrafinowanym algorytmom, które nazywamy doznaniami, emocjami i pragnieniami70.
Ponieważ owe algorytmy sterują życiem wszystkich ssaków i ptaków (oraz prawdopodobnie części gadów, a nawet ryb), to kiedy ludzie, pawiany i świnie czują strach, wówczas w podobnych obszarach ich mózgów zachodzą podobne neurologiczne procesy. Jest zatem rzeczą prawdopodobną, że przestraszeni ludzie, przestraszone pawiany i przestraszone świnie mają podobne doznania71.
14. Paw i mężczyzna. Kiedy patrzymy na te zdjęcia, nasze biochemiczne algorytmy przetwarzają dane zawarte w proporcjach, barwach i kształtach, powodując, że odczuwamy pociąg, wstręt lub obojętność.
Są również oczywiście różnice. Jak się wydaje, świnie nie znają najwyższego współczucia i okrucieństwa, które cechują homo sapiens, ani też nie doznają zdumienia, jakie ogarnia człowieka wpatrującego się w nieskończoną przestrzeń rozgwieżdżonego nieba. Być może istnieją również odwrotne przykłady, przykłady emocji znanych tylko świniom, a nieznanych ludziom – ale z oczywistych powodów nie potrafię tu żadnej wymienić. Ale też jedną fundamentalną emocję dzielą najwyraźniej wszystkie ssaki: więź matki z dzieckiem. Ta więź widoczna jest nawet w samej nazwie ssaków. Matki ssaków tak bardzo kochają swe potomstwo, że pozwalają, by wysysały ich własne ciało. Młode ssaków ze swej strony czują nieodparte pragnienie więzi z matką i bycia blisko niej. W warunkach naturalnych prosiętom, cielętom i szczeniętom, które nie nawiązują więzi z matkami, rzadko kiedy udaje się długo przetrwać. Jeszcze niedawno to samo dotyczyło także ludzkich dzieci. I na odwrót: maciora, krowa lub suka, która w wyniku jakiejś rzadkiej mutacji nie dba o własne młode, może mieć długie i wygodne życie, ale nie przekaże swych genów kolejnemu pokoleniu. Ta sama logika obowiązuje wśród żyraf, nietoperzy, wielorybów i jeżozwierzy. Możemy się spierać o inne emocje, ponieważ jednak młode ssaków nie są w stanie przeżyć bez matczynej opieki, jest oczywiste, że matczyna miłość i silna więź matki z dzieckiem cechują wszystkie ssaki72.
Uznanie tego zajęło naukowcom wiele lat. Jeszcze nie tak dawno temu psychologowie powątpiewali w znaczenie więzi emocjonalnej między rodzicami a dziećmi nawet wśród ludzi. W pierwszej połowie XX stulecia, i to pomimo wpływu teorii Freuda, dominująca szkoła behawiorystyczna przekonywała, że o relacjach między rodzicami a dziećmi decyduje materialne sprzężenie zwrotne: dzieci potrzebują na ogół pokarmu, schronienia i opieki medycznej, a przywiązują się do rodziców tylko dlatego, że zaspokajają oni ich potrzeby materialne. Uważano, że dzieci, które domagają się ciepła, przytulania i całowania, są „zepsute”. Eksperci od wychowywania dzieci przestrzegali rodziców przytulających i całujących swoje dzieci, że wyrosną one na biednych, egoistycznych i niepewnych siebie dorosłych73.
John Watson, w latach dwudziestych XX wieku czołowy autorytet w zakresie wychowywania dzieci, stanowczo radził rodzicom: „Nigdy go nie przytulaj ani nie całuj. Nie pozwalaj mu siadać sobie na kolanach. Jeżeli już musisz, całuj je raz w czoło na dobranoc. Na dzień dobry uściśnijcie sobie dłonie”74. Popularna publikacja Infant Care wyjaśniała, że sekret właściwego wychowania dzieci tkwi w utrzymywaniu dyscypliny i zaspokajaniu ich materialnych potrzeb zgodnie ze ściśle określonym codziennym harmonogramem. Jeden z tekstów w wydaniu z 1929 roku zalecał rodzicom, co mają robić, gdy małe dziecko płacze, bo chce jeść, zanim nadszedł normalny czas karmienia: „Nie noście go, nie próbujcie go kołysać ani uspokajać jego płaczu i nie przytulajcie go, aż nadejdzie dokładna pora karmienia. Dziecku, nawet maleńkiemu, nie zaszkodzi, jeśli sobie popłacze”75.
Dopiero w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku wśród ekspertów zapanowała zgodna opinia co do tego, że należy porzucić te surowe behawiorystyczne teorie i uznać znaczenie potrzeb emocjonalnych. Psycholog Harry Harlow przeprowadził szereg słynnych (i wstrząsająco okrutnych) eksperymentów, w ramach których wkrótce po urodzeniu oddzielał małpie niemowlęta od matek i umieszczał młode w odizolowanych klatkach. Kiedy małpce dawano do wyboru metalową atrapę matki wyposażoną w butelkę z mlekiem oraz drugą atrapę, pokrytą miękką tkaniną, ale pozbawioną mleka, małpki z całych sił trzymały się matki szmacianej, mimo że poza miękkością nie miała im nic więcej do zaoferowania.
Te malutkie małpy wiedziały coś, czego nie uświadamiali sobie John Watson oraz eksperci z Infant Care: że ssaki potrzebują do życia czegoś więcej niż jedzenie. Potrzebują także więzi emocjonalnych. Miliony lat ewolucji zaprogramowały w małpach przemożne pragnienie nawiązywania takich właśnie relacji. Ewolucja wpoiła im również założenie, że więzi emocjonalne uda się stworzyć raczej z czymś, co jest miękkie i puszyste, niż z przedmiotami twardymi i metalicznymi. (Wyjaśnia to również, dlaczego małe dzieci przywiązują się raczej do lalek, kocyków i śmierdzących ścierek niż do sztućców, kamieni czy drewnianych klocków). Potrzeba więzi emocjonalnych jest tak silna, że małpki Harlowa zostawiały dającą im jedzenie metalową atrapę i zajmowały się jedynym przedmiotem, który wydawał im się zdolny zaspokoić tę potrzebę. Niestety szmaciana matka nigdy nie odpowiadała na ich uczucie i wskutek tego małpki doświadczały poważnych problemów psychicznych oraz społecznych, a później wyrastały na osobniki znerwicowane i aspołeczne.
Tamte rady z początku ubiegłego wieku na temat wychowywania dzieci dzisiaj wydają nam się niezrozumiałe. Jak to możliwe, by eksperci nie zdawali sobie sprawy z emocjonalnych potrzeb dzieci, z tego, że zdrowie psychiczne i fizyczne zależy zarówno od zaspokojenia tych właśnie potrzeb, jak i od zapewnienia jedzenia, schronienia i leków? A jednak w odniesieniu do innych ssaków my sami wciąż zaprzeczamy temu, co oczywiste. Przez całe długie ludzkie dzieje rolnicy dbali o potrzeby materialne prosiąt i cieląt – podobnie jak John Watson oraz eksperci z Infant Care o potrzeby dzieci – ale na ogół lekceważyli ich potrzeby emocjonalne. Przemysł mięsny i mleczarski ignorują najbardziej fundamentalną potrzebę więzi emocjonalnej wśród ssaków. Hodowcy zapewniają maciorom i krowom nieustanną inseminację, ale wkrótce po narodzinach prosięta i cielęta oddziela się od matek – często w ich życiu brakuje choćby jednorazowego doświadczenia ssania ich wymion, choćby jednego jedynego poczucia ciepłego dotyku matczynego języka i ciała. To, czego Harry Harlow dopuścił się wobec paru setek małp, przemysł mięsny i mleczarski robi co roku miliardom zwierząt76.
Rolniczy układ
W jaki sposób hodowcy usprawiedliwiali swoje zachowanie? Podczas gdy zbieracze-łowcy rzadko kiedy byli świadomi szkód, które wyrządzają ekosystemowi, hodowcy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, co robią. Wiedzieli, że poddają udomowione zwierzęta wyzyskowi i że podporządkowują je ludzkim pragnieniom oraz zachciankom. Swoje postępowanie usprawiedliwiali w imię nowych religii teistycznych, które wyrastały jak grzyby po deszczu i rozprzestrzeniały się w następstwie rewolucji agrarnej. Religie teistyczne zaczęły twierdzić, że wszechświat nie jest parlamentem istot, lecz raczej teokracją, w której rządzi grupa wielkich bogów – albo też jeden Bóg pisany wielką literą „B” (po grecku „Theos”). Zazwyczaj nie kojarzymy tej idei z rolnictwem, ale przynajmniej w swych początkach religie teistyczne były projektem o charakterze rolniczym. Teologia, mitologia i liturgia takich religii jak judaizm, hinduizm i chrześcijaństwo początkowo obracały się wokół związków między ludźmi, roślinami uprawnymi i zwierzętami gospodarskimi77.
Na przykład biblijny judaizm był skierowany do wieśniaków i pasterzy. Większość przykazań tej religii dotyczy rolnictwa i życia wiejskiego, a najważniejszymi uroczystościami były w nim święta zbiorów. Dzisiaj ludzie wyobrażają sobie starożytną świątynię w Jerozolimie jako coś w rodzaju wielkiej synagogi, w której kapłani odziani w śnieżnobiałe szaty witają nabożnych pielgrzymów, chóry wyśpiewują melodyjne psalmy, a w powietrzu unosi się zapach kadzidła. W rzeczywistości świątynia ta przypominała bardziej połączenie rzeźni i jadłodajni wydającej posiłki z grilla. Pielgrzymi nie przychodzili z pustymi rękami. W niekończącym się strumieniu przynosili owce, kozy, kury i inne zwierzęta, które składano w ofierze na ołtarzu Boga, po czym przyrządzano i zjadano. Śpiewające psalmy chóry ledwo było słychać wśród ryczenia i beczenia cieląt i dzieci. Kapłani w poplamionych krwią strojach podrzynali gardła ofiarom, zbierali tryskającą krew do dzbanów i kropili nią ołtarz. Woń kadzidła mieszała się z zapachem zakrzepłej krwi i pieczonego mięsa, a wszędzie aż się roiło od bzyczących much (zob. np.: Księga Liczb 28, Księga Powtórzonego Prawa 12,1, Księga Samuela 2). Współczesna żydowska rodzina, która dzień wolny świętuje na trawniku przed domem, robiąc sobie grilla, jest znacznie bliższa duchowi czasów biblijnych niż rodzina ortodoksów, która spędza ten czas, studiując pisma w synagodze.
Religie teistyczne, na przykład biblijny judaizm, gospodarkę opartą na rolnictwie usprawiedliwiały nowymi mitami kosmologicznymi. Wcześniej religie animistyczne przedstawiały wszechświat jako wielką chińską operę o nieograniczonej obsadzie wielobarwnych aktorów. Słonie i dęby, krokodyle i rzeki, góry i żaby, duchy i elfy, anioły i demony – każdy miał jakąś rolę w kosmicznym dziele. Religie teistyczne przerobiły ten scenariusz, zmieniając wszechświat w ponury dramat Ibsena z zaledwie dwiema głównymi postaciami: człowiekiem i Bogiem. Anioły i demony jakoś przetrwały te zmiany, stając się posłańcami i sługami wielkich bogów. Jednak reszta animistycznej obsady – wszystkie zwierzęta, rośliny i inne zjawiska naturalne – zostały przekształcone w bezgłośne dekoracje. To prawda, ten czy inny bóg uznawał niektóre zwierzęta za święte, a wielu bogów miało zwierzęce cechy: egipski bóg Anubis miał głowę szakala, a nawet Jezusa Chrystusa często przedstawiano jako baranka. Jednak starożytni Egipcjanie na pewno odróżniali Anubisa od zwykłego szakala, który podkradał się do ich wioski, by upolować parę kur, a żaden chrześcijański rzeźnik nigdy nie uważał zarzynanego właśnie baranka za Jezusa.
Zazwyczaj sądzimy, że religie teistyczne za świętych uważały wielkich bogów. Zapominamy na ogół, że świętość przypisały również człowiekowi. Dotychczas homo sapiens był tylko jednym aktorem w wielotysięcznej obsadzie. W nowym teistycznym dramacie homo sapiens stał się głównym bohaterem, wokół którego kręci się cały wszechświat.
Równocześnie bogom wyznaczono do odegrania dwie powiązane ze sobą role. Po pierwsze, wyjaśniali, co takiego szczególnego jest w homo sapiens i dlaczego ludzie powinni panować nad wszystkimi innymi organizmami oraz je wykorzystywać. Na przykład chrześcijaństwo utrzymywało, że ludzie dzierżą władzę nad resztą stworzenia, ponieważ taką władzę dał im Stwórca. Ponadto według chrześcijaństwa Bóg obdarzył nieśmiertelną duszą tylko ludzi. Skoro los tej wiecznotrwałej duszy jest sensem całego chrześcijańskiego kosmosu i skoro zwierzęta nie mają duszy, to są one jedynie dodatkami, statystami. W ten sposób ludzie stali się szczytem stworzenia, natomiast wszystkie inne organizmy zostały odsunięte na bok.
Po drugie, bogowie musieli pośredniczyć między ludźmi a ekosystemem. W kosmosie animistycznym wszyscy rozmawiali ze sobą bezpośrednio. Jeśli człowiek chciał czegoś od karibu, od figowców, chmur albo skał, zwracał się do nich osobiście. W kosmosie teistycznym wszelkim istotom niebędącym ludźmi zamknięto usta. Wskutek tego nie można już było rozmawiać z drzewami i zwierzętami. Co zatem należało zrobić, jeśli się chciało, żeby drzewa dawały więcej owoców, krowy – więcej mleka, chmury – więcej deszczu, a szarańcza trzymała się z dala od upraw? W tym właśnie miejscu na scenę wkraczali bogowie. Obiecywali zapewnić deszcz, płodność i ochronę, pod warunkiem że ludzie zrobią dla nich coś w zamian. Na tym polegała istota rolniczego układu. Bogowie zabezpieczali i pomnażali produkcję rolniczą, a w zamian ludzie musieli dzielić się z nimi produktami rolnymi. Ten układ służył obu stronom, a płaciła za to reszta ekosystemu.
W dzisiejszym Nepalu wyznawcy bogini Gadhimai co pięć lat urządzają w wiosce Bariyarpur obchody ku jej czci. Rekord ustanowiono w 2009 roku, kiedy w ofierze bogini złożono 250 tysięcy zwierząt. Miejscowy kierowca wyjaśnił odwiedzającej wioskę brytyjskiej dziennikarce: „Jeśli czegoś chcemy i przyjdziemy tu z ofiarą dla bogini, to w ciągu pięciu lat spełnią się wszystkie nasze marzenia”78.
Znaczna część teistycznej mitologii wyjaśnia subtelne szczegóły tego układu. Mezopotamski epos Gilgamesz opowiada, że kiedy bogowie zesłali wielki potop, by zniszczyć świat, prawie wszyscy ludzie i zwierzęta zginęli. Dopiero wtedy lekkomyślni bogowie zdali sobie sprawę, że nie ma już nikogo, kto mógłby składać im ofiary. Głód i rozpacz doprowadzały ich do szaleństwa. Na szczęście jedna ludzka rodzina przeżyła – dzięki dalekowzroczności boga Enki, który polecił swemu wyznawcy Utnapisztimowi, by schronił się przed potopem wraz z rodziną i sporą menażerią w wielkiej drewnianej arce. Kiedy woda ustąpiła i ten mezopotamski Noe wyszedł ze swej arki, pierwszą jego czynnością było złożenie kilku zwierząt w ofierze bogom. Wtedy, jak mówi epos, zbiegli się tam wszyscy wielcy bogowie: „Bogowie poczuli zapach, / bogowie poczuli słodki zapach, / bogowie jak muchy zebrali się nad «panem ofiary»”79. Biblijna opowieść o potopie (spisana ponad tysiąc lat po wersji mezopotamskiej) również podaje, że natychmiast po wyjściu z arki „Noe zbudował ołtarz dla Pana i wziąwszy ze wszystkich zwierząt czystych i z ptaków czystych, złożył je w ofierze całopalnej na tym ołtarzu. Gdy Pan poczuł miłą woń, rzekł do siebie: «Nie będę już więcej złorzeczył ziemi ze względu na ludzi»” (Księga Rodzaju 8,20–21).
Ta opowieść o potopie stała się mitem założycielskim rolniczego świata. Można oczywiście przedstawić ją we współczesnym rozumieniu ekologicznym. Potop mógłby być dla nas nauką, że to, co robimy, może zrujnować cały ekosystem, a Bóg zobowiązał ludzi do ochrony reszty stworzenia. Jednak tradycyjne interpretacje widzą w potopie dowód ludzkiej wyższości i zwierzęcej bezwartościowości. Według tych interpretacji Noe otrzymał polecenie ocalenia całego ekosystemu w imię obrony wspólnych interesów bogów i ludzi, a nie interesów zwierząt. Organizmy inne niż ludzie nie mają żadnej rzeczywistej wartości same w sobie; istnieją wyłącznie ze względu na nas.
Bo przecież kiedy „Pan widział, że wielka jest niegodziwość ludzi na ziemi”, postanowił: „Zgładzę ludzi, których stworzyłem, z powierzchni ziemi: ludzi, bydło, zwierzęta pełzające i ptaki powietrzne, bo żal mi, że ich stworzyłem” (Księga Rodzaju 6,5–7). Według Biblii wyniszczenie wszystkich zwierząt jako kara za zbrodnie homo sapiens jest rzeczą jak najbardziej słuszną, jak gdyby złe prowadzenie się człowieka przekreślało jakikolwiek sens istnienia żyraf, pelikanów i biedronek. Biblia nie potrafi wyobrazić sobie scenariusza, w którym Bóg żałuje, że stworzył homo sapiens, wymazuje tę grzeszną małpę z powierzchni ziemi, a potem spędza całą wieczność, bawiąc się patrzeniem na wygłupy strusi, kangurów i pand.
Niemniej jednak religie teistyczne mają trochę wierzeń przyjaznych zwierzętom. Bogowie dali ludziom władzę nad królestwem zwierząt, ale ta władza wiąże się z pewnymi obowiązkami. Na przykład Żydzi otrzymali przykazanie, by pozwalać zwierzętom gospodarskim odpoczywać w szabat oraz by unikać niepotrzebnego powodowania ich cierpienia. (Chociaż ilekroć dochodziło do konfliktu interesów, zawsze interes człowieka okazywał się ważniejszy niż interes zwierzęcia80).
Pewna opowieść z Talmudu opisuje, jak cielę, które wymknęło się w drodze do rzeźni, szukało schronienia u rabbiego Jehudy ha-Nasiego, jednego z twórców judaizmu rabinicznego. Cielę schowało łeb w powłóczystej szacie rabbiego i zaczęło płakać. Jednak rabbi odepchnął je i powiedział: „Idź. Właśnie po to cię stworzono”. Ponieważ rabbi nie okazał miłosierdzia, Bóg go ukarał i przez trzynaście lat Jehuda cierpiał na bolesną chorobę. Pewnego dnia sługa sprzątający dom rabbiego znalazł gdzieś malutkie, świeżo narodzone szczury. Chciał je usunąć, ale wtedy rabbi Jehuda pospieszył z pomocą bezbronnym stworzeniom, nakazując słudze zostawić je w spokoju, ponieważ „Pan jest dobry dla wszystkich i Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieła” (Księga Psalmów 145,9). Ze względu na to, że rabbi okazał litość tym szczurom, Bóg okazał litość rabbiemu i uleczył go z choroby81.
Inne religie, szczególnie dźinizm, buddyzm i hinduizm, wykazywały jeszcze większą empatię wobec zwierząt. Podkreśla się w nich związek między ludźmi a resztą ekosystemu, ich głównym nakazem etycznym było zaś unikanie zabijania istot żywych. Podczas gdy biblijne „Nie zabijaj” dotyczy tylko ludzi, starożytna hinduska zasada ahimsa (niestosowanie przemocy) rozciąga się na wszystkie istoty obdarzone czuciem. Szczególnie delikatni pod tym względem są dźinijscy mnisi. Mają usta zawsze zasłonięte białą przepaską, żeby w trakcie robienia wdechu nie wciągnąć przypadkiem żadnego owada, a ilekroć dokądś idą, noszą ze sobą miotełkę, by móc łagodnie odsunąć ze ścieżki ewentualne mrówki czy żuki82.
Niemniej jednak wszystkie religie rolnicze – w tym dźinizm, buddyzm i hinduizm – zawsze jakoś usprawiedliwiają wyższość człowieka i możliwość wykorzystywania zwierząt (nawet jeśli nie ze względu na pozyskiwanie ich mięsa, to przynajmniej mleka i siły mięśni). Wszystkie te systemy religijne utrzymują, że naturalna hierarchia bytów uprawnia ludzi do władzy nad innymi zwierzętami i do ich wykorzystywania, pod warunkiem że ludzie będą przestrzegali pewnych ograniczeń. Hinduizm na przykład uznał krowy za istoty święte i zakazał jedzenia wołowiny, ale zapewnił również ostateczne uzasadnienie dla przemysłu mleczarskiego, twierdząc, że krowy to stworzenia hojne i same chcą dzielić się własnym mlekiem z ludzkością.
W ten sposób ludzie zobowiązali się do przestrzegania „rolniczego układu”. Zgodnie z nim kosmiczne siły dały im władzę nad innymi zwierzętami, pod warunkiem że ludzie będą spełniali pewne obowiązki wobec bogów, wobec natury i wobec samych zwierząt. Łatwo było uwierzyć w istnienie takiej kosmicznej umowy, ponieważ była ona odbiciem codziennego porządku rolniczego życia.
Zbieracze-łowcy nie uważali się za istoty wyższe, ponieważ rzadko mieli świadomość swego wpływu na ekosystem. Typowa ich grupa liczyła kilkudziesięciu osobników, otaczały ją tysiące dzikich zwierząt, a jej przetrwanie zależało od rozumienia i szanowania pragnień tych zwierząt. Zbieracze musieli ciągle się zastanawiać, o czym marzy jeleń i co sobie myślą lwy. W innym wypadku nie udawało im się upolować jelenia ani uniknąć spotkania z lwami.
Rolnicy natomiast żyli w świecie, w którym rządziły oraz który kształtowały ludzkie marzenia i myśli. Ludzie wciąż podlegali potężnym siłom natury, takim jak burze i trzęsienia ziemi, ale w dużo mniejszym stopniu byli zależni od woli innych zwierząt. Syn rolnika wcześnie uczył się dosiadać konia, zaprzęgać byka, smagać batem upartego osła i wyprowadzać owce na pastwisko. Łatwo było ulec pokusie i uwierzyć, że te codzienne czynności są odbiciem albo naturalnego porządku rzeczy, albo woli nieba.
Rewolucja agrarna była zatem rewolucją zarówno ekonomiczną, jak i religijną. Nowym typom stosunków ekonomicznych towarzyszyły nowego rodzaju wierzenia religijne usprawiedliwiające brutalne wykorzystywanie zwierząt. Ten pradawny proces można obserwować nawet dzisiaj, ilekroć ostatnie pozostałe społeczności zbieraczy-łowców przyjmują rolnictwo. W ostatnich latach zbieracze-łowcy z ludu Najaka w południowych Indiach wdrożyli pewne praktyki rolnicze: zaczynają na przykład hodować bydło lub kury albo uprawiać herbatę. Nic dziwnego, że również w ich postawie wobec zwierząt pojawiają się nowe elementy – mają całkiem inne poglądy na temat udomowionych zwierząt (i roślin) niż na temat organizmów dziko żyjących czy rosnących.
W języku Najaka istotę żywą obdarzoną niepowtarzalną osobowością nazywa się mansan. Badającemu tę kwestię antropologowi Danny’emu Navehowi Najakowie tłumaczyli, że wszystkie słonie są mansan. „My żyjemy w lesie, one żyją w lesie. Wszyscy jesteśmy mansan […]. Tak samo niedźwiedzie, jelenie i tygrysy. Wszystkie zwierzęta leśne”. A co z krowami? „Krowy są inne. Wszędzie trzeba je prowadzić”. A kury? „One są niczym. One nie są mansan”. A drzewa w lesie? „Tak – one żyją bardzo długo”. A krzewy herbaty? „O, te to ja uprawiam, żeby sprzedawać liście herbaty i kupować w sklepie to, czego mi potrzeba. Nie, one nie są mansan”83.
W degradowaniu zwierząt z poziomu istot obdarzonych czuciem i zasługujących na szacunek do rangi zwykłego przedmiotu posiadania ludzie rzadko zatrzymywali się na krowach i kurach. Większość rolniczych społeczeństw zaczęła traktować różne klasy ludzi tak, jakby również one były ich własnością. W starożytnym Egipcie, biblijnym Izraelu i średniowiecznych Chinach często trzymano ludzi w niewoli, torturowano i zabijano nawet za błahe wykroczenia. Tak samo jak wieśniacy nie radzili się krów i kur, jak prowadzić gospodarstwo, tak też i władcy nie palili się do pytania chłopów o ich opinie w sprawie rządzenia królestwem. A kiedy dochodziło do starć między grupami etnicznymi albo społecznościami religijnymi, często nawzajem się one odczłowieczały, przedstawiając „innych” jako zwierzęta pozbawione ludzkich cech. W ten sposób gospodarstwo rolne stało się prototypem nowych społeczeństw, z właściwymi im nadętymi panami, niższymi rasami nadającymi się do wyzyskiwania, dzikimi zwierzętami, które trzeba tępić, oraz z unoszącym się nad tym wszystkim wielkim Bogiem, który udziela swego błogosławieństwa całemu temu układowi.
Pięćset lat samotności
Pojawienie się nowożytnej nauki i przemysłu doprowadziło do kolejnej rewolucji w stosunkach ludzi ze zwierzętami. W trakcie rewolucji agrarnej ludzkość pozbawiła głosu zwierzęta i rośliny, a animistyczną wielką operę zamieniła w dialog między człowiekiem a bogami. W trakcie rewolucji naukowej ludzkość pozbawiła głosu także bogów. Świat stał się teraz teatrem jednego aktora. Ludzkość stoi sama na pustej scenie, mówi sama do siebie, nie liczy się z nikim i zdobywa olbrzymią władzę bez żadnych obowiązków. Rozszyfrowawszy nieme prawa fizyki, chemii i biologii, obchodzi się teraz z nimi, jak tylko uważa za stosowne.
Kiedy pradawny łowca wyprawiał się na sawannę, prosił o pomoc dzikiego byka, a byk czegoś od łowcy żądał. Kiedy pradawny rolnik chciał, żeby krowy dawały mu dużo mleka, prosił o pomoc jakiegoś boga w niebiosach, a bóg określał swoje warunki. Kiedy paradujący w białych fartuchach pracownicy działu badań i rozwoju firmy Nestlé chcą zwiększyć produkcję mleka, studiują genetykę – a geny nie domagają się od nich niczego w zamian.
Jednak dokładnie tak samo jak łowcy i rolnicy ludzie z działu badań i rozwoju też mają swoje mity. Najsłynniejszy z nich jest bezwstydnym plagiatem legendy o drzewie wiedzy i ogrodzie Eden. Różni się tym, że przenosi akcję do ogrodu w Woolsthorpe Manor w hrabstwie Lincolnshire. Według tego mitu Isaac Newton siedział sobie tam pod jabłonią, kiedy nagle dojrzały owoc spadł mu na głowę. Newton zaczął się zastanawiać, dlaczego jabłko poleciało prosto w dół, a nie w bok albo do góry. Jego dociekania doprowadziły go do odkrycia grawitacji i zasad mechaniki.
Opowieść o Newtonie odwraca mit o drzewie wiedzy do góry nogami. W ogrodzie Eden dramat zapoczątkowuje wąż, kusząc ludzi do grzechu i sprowadzając tym samym na nich gniew Boga. Adam i Ewa są zabawką w równym stopniu dla węża i dla Boga. Natomiast w ogrodzie w Woolsthorpe człowiek jest jedynym podmiotem działania. Chociaż sam Newton był głęboko wierzącym chrześcijaninem, który znacznie więcej czasu poświęcał na studiowanie Biblii niż praw fizyki, rewolucja naukowa, do której zapoczątkowania się przyczynił, odsunęła Boga na bok. Kiedy następcy Newtona zaczęli pisać własny mit z Księgi Rodzaju, nie potrzebowali już ani Boga, ani węża. Ogrodem w Woolsthorpe rządzą ślepe prawa natury, a inicjatywa, by te prawa rozszyfrować, należy wyłącznie do człowieka. Owszem, historię zapoczątkowuje jabłko, które spada Newtonowi na głowę, ale jabłko nie robi tego celowo.
W micie o ogrodzie Eden ludzie zostają ukarani za ciekawość i pragnienie zdobycia wiedzy. Bóg wypędza ich z raju. W micie o ogrodzie Woolsthorpe nikt nie karze Newtona – wprost przeciwnie. Dzięki jego ciekawości ludzkość uzyskuje lepsze rozumienie wszechświata, zdobywa większą władzę i stawia kolejny krok w stronę technicznego raju. Niezliczeni nauczyciele na całym świecie opowiadają mit o Newtonie, by zachęcać uczniów do ciekawości, dając im do zrozumienia, że gdy tylko zdobędziemy wystarczającą wiedzę, będziemy mogli stworzyć raj tu, na ziemi.
W rzeczywistości Bóg jest obecny nawet w micie Newtona: to sam Newton jest Bogiem. Kiedy dojrzeją biotechnologia, nanotechnologia i inne owoce nauki, homo sapiens osiągnie boskie moce i zatoczy pełny krąg, wracając do biblijnego drzewa wiedzy. Pradawni zbieracze-łowcy byli po prostu kolejnym gatunkiem zwierząt. Rolnicy uważali się za szczyt stworzenia. Naukowcy wywindują nas na poziom bogów.
Rewolucja agrarna zrodziła religie teistyczne, rewolucja naukowa z kolei dała początek religiom humanistycznym, w których ludzie zastąpili bogów. Obiektem kultu teistów jest theos (po grecku: „bóg”), a w wypadku humanistów tym, kogo czczą, jest homo, człowiek. Ideą, na której opierają się humanistyczne religie, takie jak liberalizm, komunizm i nazizm, jest pogląd, że w homo sapiens kryje się jakaś wyjątkowa i święta właściwość, która jest źródłem wszelkiego sensu i władzy we wszechświecie. Wszystko, co wydarza się w kosmosie, ocenia się jako dobre lub złe w zależności od tego, jak wpływa na homo sapiens.
Podczas gdy teizm usprawiedliwiał tradycyjne rolnictwo w imię Boga, humanizm uprawnia współczesną hodowlę przemysłową w imię człowieka. Hodowla przemysłowa nadaje status świętości ludzkim potrzebom, zachciankom i pragnieniom, lekceważąc jednocześnie wszystko inne. Hodowla przemysłowa nie interesuje się naprawdę zwierzętami, ponieważ one nie mają udziału w świętości ludzkiej natury. Nie potrzebuje też bogów, ponieważ nowoczesna nauka i technika dają ludziom władzę, która znacznie przekracza moc pradawnych bogów. Nauka pozwala współczesnym firmom narzucać krowom, świniom i kurom bardziej skrajne warunki niż te, które panowały w tradycyjnych społeczeństwach rolniczych.
W starożytnym Egipcie, w imperium rzymskim czy w średniowiecznych Chinach ludzie mieli raczej blade pojęcie na temat biochemii, genetyki, zoologii czy epidemiologii. Wskutek tego ich możliwości manipulacji były ograniczone. W tamtych czasach świnie, krowy i kury biegały swobodnie między budynkami i wyszukiwały jadalne kąski na stertach odpadków oraz w pobliskich lasach. Gdyby jakiś ambitny chłop spróbował zamknąć tysiące zwierząt jedno przy drugim w ciasnych klatkach, prawdopodobnie wybuchłaby śmiertelna epidemia, powodując zgon wszystkich tych zwierząt, jak również wielu wieśniaków. I nikt nie potrafiłby temu zapobiec: żaden kapłan, szaman ani bóg.
Jednak z chwilą gdy nowoczesna nauka rozszyfrowała tajemnice epidemii, patogenów i antybiotyków, przemysłowa hodowla w kojcach, zagrodach i chlewniach stała się realna. Z pomocą szczepionek, leków, hormonów, pestycydów, systemów centralnej klimatyzacji i automatycznych przenośników taśmowych paszy obecnie możliwe jest upchnięcie dziesiątków tysięcy świń, krów czy kur w równych rządkach i ciasnych klatkach oraz produkowanie z niespotykaną skutecznością mięsa, mleka i jaj.
W ostatnich latach, w miarę jak ludzie zaczynają na nowo zastanawiać się nad swoimi relacjami ze zwierzętami, tego rodzaju praktyki spotykają się z coraz ostrzejszą krytyką. Nagle zaczynamy okazywać niespotykane zainteresowanie losem tak zwanych niższych form życia – być może dlatego, że sami mamy się stać taką właśnie, niższą formą życia. Kiedy już programy komputerowe osiągną superludzką inteligencję i nieznane wcześniej możliwości, to czy powinniśmy zacząć cenić te programy wyżej niż ludzi? Czy byłoby na przykład w porządku, gdyby sztuczna inteligencja (SI) wykorzystywała ludzi, a nawet ich zabijała, dbając o własne potrzeby i pragnienia? Skoro uznajemy, że pomimo wyższej inteligencji i większych możliwości komputerów nigdy nie należy do czegoś takiego dopuścić, to dlaczego za etyczne uważamy wykorzystywanie i zabijanie świń przez ludzi? Czy ludzie mają w sobie jakąś czarodziejską iskrę – oprócz wyższej inteligencji i większych możliwości – która odróżnia ich od świń, kur, szympansów, a także od programów komputerowych? Jeśli tak, to skąd się ta iskra wzięła i czy możemy mieć pewność, że SI nigdy jej nie posiądzie? Jeśli takiej iskry nie ma, to jaki może być powód, by nadal przypisywać szczególną wartość ludzkiemu życiu, kiedy komputery przewyższą ludzi pod względem inteligencji i możliwości? Bo rzeczywiście: co takiego w ludziach właściwie decyduje o naszej inteligencji i naszych możliwościach? I jakie jest prawdopodobieństwo, że istoty inne niż ludzie nigdy nam nie dorównają ani nas nie przewyższą?
W następnym rozdziale zbadamy naturę i możliwości homo sapiens – nie tylko po to, by lepiej zrozumieć swoje relacje z innymi zwierzętami, lecz również po to, by uświadomić sobie, co może szykować dla nas przyszłość i jak mogą wyglądać relacje między ludźmi a superludźmi.
53
Canis lupus, [w:] The IUCN Red List of Threatened Species, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.iucnredlist.org/details/3746/1; Defenders of Wildlife, Fact Sheet. Gray Wolf, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.defenders.org/gray-wolf/basic-facts; IFAH [International Federation for Animal Health], Companion Animals, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.ifaheurope.org/companion-animals/about-pets.html; World Animal Protection, Global Review 2013, dostęp 20 grudnia 2014, https://www.worldanimalprotection.us.org/sites/default/files/us_files/global_review_2013_0.pdf.
54
Anthony D. Barnosky, Megafauna Biomass Tradeoff as a Driver of Quaternary and Future Extinctions, „PNAS” 105:1 (2008), s. 11543–11548; na temat wilków i lwów: William J. Ripple et al., Status and Ecological Effects of the World’s Largest Carnivores, „Science” 343:6167 (2014), s. 151; według doktora Stanleya Corena na świecie żyje około 500 milionów psów: Stanley Coren, How Many Dogs Are There in the World?, „Psychology Today”, 19 września 2012, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.psychologytoday.com/blog/canine-corner/201209/how-many-dogs-are-there-in-the-world; na temat liczby kotów zob. Nicholas Wade, DNA Traces 5 Matriarchs of 600 Million Domestic Cats, „New York Times”, 29 czerwca 2007, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.nytimes.com/2007/06/29/health/29iht-cats.1.6406020.html; na temat bawołu afrykańskiego zob. Syncerus caffer, [w:] The IUCN Red List of Threatened Species, dostęp 20 grudnia 2014, http://www.iucnredlist.org/details/21251/0; na temat pogłowia bydła zob. Beef Cattle Production and Trade, red. David Cottle, Lewis Kahn, Collingwood 2014, s. 66; na temat liczby kurczaków zob. Food and Agriculture Organization of the United Nations [Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa], Statistical Division, Live Animals, dostęp 20 grudnia 2014, http://faostat3.fao.org/browse/Q/QA/E.
55
WWF Global, Living Planet Report 2014, dostęp 20 grudnia 2014, http://wwf.panda.org/about_our_earth/all_publications/living_planet_report/.
56
Richard Inger et al., Common European Birds Are Declining Rapidly While Less Abundant Species’ Numbers Are Rising, „Ecology Letters” 18:1 (2014), s. 28–36; Food and Agriculture Organization of the United Nations [Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa], Statistical Division, Live Animals, dostęp 20 grudnia 2014, http://faostat.fao.org/site/573/default.aspx#ancor.
57
Simon L. Lewis, Mark A. Maslin, Defining the Anthropocene, „Nature” 519 (2015), s. 171–180.
58
Timothy F. Flannery, The Future Eaters. An Ecological History of the Australasian Lands and Peoples, Port Melbourne 1994; Anthony D. Barnosky et al., Assessing the Causes of Late Pleistocene Extinctions on the Continents, „Science” 306:5693 (2004), s. 70–75; Barry W. Brook, David M.J.S. Bowman, The Uncertain Blitzkrieg of Pleistocene Megafauna, „Journal of Biogeography” 31:4 (2004), s. 517–523; Gifford H. Miller et al., Ecosystem Collapse in Pleistocene Australia and a Human Role in Megafaunal Extinction, „Science” 309:5732 (2005), s. 287–290; Richard G. Roberts et al., New Ages for the Last Australian Megafauna. Continent Wide Extinction about 46,000 Years Ago, „Science” 292:5523 (2001), s. 1888–1892; Stephen Wroe, Judith Field, A Review of the Evidence for a Human Role in the Extinction of Australian Megafauna and an Alternative Explanation, „Quaternary Science Reviews” 25:21–22 (2006), s. 2692–2703; Barry W. Brooks et al., Would the Australian Megafauna Have Become Extinct if Humans Had Never Colonised the Continent? Comments on „A Review of the Evidence for a Human Role in the Extinction of Australian Megafauna and an Alternative Explanation” by S. Wroe and J. Field, „Quaternary Science Reviews” 26:3–4 (2007), s. 560–564; Chris S.M. Turney et al., Late-Surviving Megafauna in Tasmania, Australia, Implicate Human Involvement in their Extinction, „PNAS” 105:34 (2008), s. 12150–12153; John Alroy, A Multispecies Overkill Simulation of the End-Pleistocene Megafaunal Mass Extinction, „Science” 292:5523 (2001), s. 1893–1896; J.F. O’Connell, J. Allen, Pre-LGM Sahul (Australia–New Guinea) and the Archaeology of Early Modern Humans, [w:] Rethinking the Human Evolution. New Behavioral and Biological Perspectives on the Origin and Dispersal of Modern Humans, red. Paul Mellars, Cambridge 2007, s. 400–401.
59
Graham Harvey, Animism. Respecting the Living World, Kent Town 2005; Rane Willerslev, Soul Hunters. Hunting, Animism and Personhood Among the Siberian Yukaghirs, Berkeley 2007; Elina Helander-Renvall, Animism, Personhood and the Nature of Reality. Sami Perspectives, „Polar Record” 46:1 (2010), s. 44–56; Istvan Praet, Animal Conceptions in Animism and Conservation, [w:] Routledge Handbook of Human–Animal Studies, red. Susan McHaugh, Garry Marvin, New York 2014, s. 154–167; Nurit Bird-David, Animism Revisited. Personhood, Environment, and Relational Epistemology, „Current Anthropology” 40 (1999), s. S67–S91; N. Bird-David, Animistic Epistemology. Why Some Hunter-Gatherers Do Not Depict Animals, „Ethnos” 71:1 (2006), s. 33–50.
60
Danny Naveh, Changes in the Perception of Animals and Plants with the Shift to Agricultural Life. What Can Be Learnt from the Nayaka Case, a Hunter-Gatherer Society from the Rain Forests of Southern India? [oryg. po hebrajsku], „Animals and Society” 52 (2015), s. 7–8.
61
Howard N. Wallace, The Eden Narrative, „Harvard Semitic Monographs” 32 (1985), s. 147–181.
62
David Adams Leeming, Margaret Adams Leeming, Mity o stworzeniu świata i ludzi. Przegląd encyklopedyczny, przeł. Anna Zakrzewicz, red. nauk., koment. Andrzej M. Kempiński, Poznań [cop.] 1999, s. 25–26; Sam D. Gill, Storytracking. Texts, Stories, and Histories in Central Australia, Oxford 1998; Emily Miller Bonney, Disarming the Snake Goddess. A Reconsideration of the Faience Figures from the Temple Repositories at Knossos, „Journal of Mediterranean Archaeology” 24:2 (2011), s. 171–190; David Leeming, The Oxford Companion to World Mythology, Oxford – New York 2005, s. 350.
63
The Adapted Mind. Evolutionary Psychology and the Generation of Culture, red. Jerome H. Barkow, Leda Cosmides, John Tooby, Oxford 1992; Evolutionary Psychology and Violence. A Primer for Policymakers and Public Policy Advocates, red. Richard W. Bloom, Nancy Dess, Westport 2003; Evolutionary Psychology, Public Policy and Personal Decisions, red. Charles Crawford, Catherine Salmon, New Jersey 2008; Patrick McNamara, David Trumbull, An Evolutionary Psychology of Leader–Follower Relations, New York 2007; Evolution and the Social Mind. Evolutionary Psychology and Social Cognition, red. Joseph P. Forgas, Martie G. Haselton, William von Hippel, New York 2011.
64
S. Held, M. Mendl, C. Devereux, R.W. Byrne, Social Tactics of Pigs in a Competitive Foraging Task. The „Informed Forager” Paradigm, „Animal Behaviour” 59:3 (2000), s. 569–576; S. Held, M. Mendl, C. Devereux, R.W. Byrne, Studies in Social Cognition. From Primates to Pigs, „Animal Welfare” 10 (2001), s. S209–S217; H.B. Graves, Behavior and Ecology of Wild and Feral Swine (Sus scrofa), „Journal of Animal Science” 58:2 (1984), s. 482–492; A. Stolba, D.G.M. Wood-Gush, The Behaviour of Pigs in a Semi-Natural Environment, „Animal Production” 48:2 (1989), s. 419–425; M. Spinka, Behaviour in Pigs, [w:] The Ethology of Domestic Animals, wyd. 2, red. P. Jensen, Wallingford 2009, s. 177–191; P. Jensen, D.G.M. Wood-Gush, Social Interactions in a Group of Free-Ranging Sows, „Applied Animal Behaviour Science” 12 (1984), s. 327–337; E.T. Gieling, R.E. Nordquist, F.J. van der Staay, Assessing Learning and Memory in Pigs, „Animal Cognition” 14 (2011), s. 151–173.
65
I. Horrell, J. Hodgson, The Bases of Sow – Piglet Identification. 2. Cues Used by Piglets to Identify their Dam and Home Pen, „Applied Animal Behavior Science” 33 (1992), s. 329–343; D.M. Weary, D. Fraser, Calling by Domestic Piglets. Reliable Signals of Need?, „Animal Behaviour” 50:4 (1995), s. 1047–1055; H.H. Kristensen et al., The Use of Olfactory and Other Cues for Social Recognition by Juvenile Pigs, „Applied Animal Behaviour Science” 72 (2001), s. 321–333.
66
M. Helft, Pig Video Arcades Critique Life in the Pen, „Wired”, 6 czerwca 1997, http://archive.wired.com/science/discoveries/news/1997/06/4302, dostęp 27 stycznia 2016.
67
Humane Society of the United States, An HSUS Report. Welfare Issues with Gestation Crates for Pregnant Sows, luty 2013, http://www.humanesociety.org/assets/pdfs/farm/HSUS-Report-on-Gestation-Crates-for-Pregnant-Sows.pdf, dostęp 27 stycznia 2016.
68
O. Turnbull, M. Solms, The Brain and the Inner World [oryg. po hebrajsku], s. 90–92.
69
Dawid Harel, Rzecz o istocie informatyki. Algorytmika, przeł. Zbigniew Weiss, Piotr Carlson, Warszawa 1992, s. 9; David Berlinski, The Advent of the Algorithm. The 300-Year Journey from an Idea to the Computer, San Diego 2000; Hartley Rogers Jr, Theory of Recursive Functions and Effective Computability, wyd. 3, Cambridge, MA – London 1992, s. 1–5; Andreas Blass, Yuri Gurevich, Algorithms. A Quest for Absolute Definitions, „Bulletin of European Association for Theoretical Computer Science” 81 (2003), s. 195–225.
70
Daniel Kahneman, Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym, przeł. Piotr Szymczak, Poznań [cop.] 2012; Dan Ariely, Potęga irracjonalności. Ukryte siły, które wpływają na nasze decyzje, przeł. Tatiana Grzegorzewska, Wrocław 2009.
71
Justin Gregg, Are Dolphins Really Smart? The Mammal Behind the Myth, Oxford 2013, s. 81–87; Jaak Panksepp, Affective Consciousness. Core Emotional Feelings in Animals and Humans, „Consciousness and Cognition” 14:1 (2005), s. 30–80.
72
A.S. Fleming, D.H. O’Day, G.W. Kraemer, Neurobiology of Mother–Infant Interactions. Experience and Central Nervous System Plasticity Across Development and Generations, „Neuroscience and Biobehavioral Reviews” 23:5 (1999), s. 673–685; K.D. Broad, J.P. Curley, E.B. Keverne, Mother–Infant Bonding and the Evolution of Mammalian Social Relationship, „Philosophical Transactions of the Royal Society B” 361:1476 (2006), s. 2199–2214; Kazutaka Mogi, Miho Nagasawa, Takefumi Kikusui, Developmental Consequences and Biological Significance of Mother–Infant Bonding, „Progress in Neuro-Psychopharmacology and Biological Psychiatry” 35:5 (2011), s. 1232–1241; Shota Okabe et al., The Importance of Mother–Infant Communication for Social Bond Formation in Mammals, „Animal Science Journal” 83:6 (2012), s. 446–452.
73
Jean O’Malley Halley, Boundaries of Touch. Parenting and Adult–Child Intimacy, Urbana 2007, s. 50–51; Ann Taylor Allen, Feminism and Motherhood in Western Europe, 1890–1970. The Maternal Dilemma, New York 2005, s. 190.
74
Lucille C. Birnbaum, Behaviorism in the 1920s, „American Quarterly” 7:1 (1955), s. 18.
75
US Department of Labor, Infant Care, Washington 1929, http://www.mchlibrary.info/history/chbu/3121-1929.pdf.
76
Harry Harlow, Robert Zimmermann, Affectional Responses in the Infant Monkey, „Science” 130:3373 (1959), s. 421–432; Harry Harlow, The Nature of Love, „American Psychologist” 13 (1958), s. 673–685; Laurens D. Young et al., Early Stress and Later Response to Separation in Rhesus Monkeys, „American Journal of Psychiatry” 130:4 (1973), s. 400–405; K.D. Broad, J.P. Curley, E.B. Keverne, Mother–Infant Bonding and the Evolution of Mammalian Social Relationships, s. 2199–2214; Florent Pittet et al., Effects of Maternal Experience on Fearfulness and Maternal Behavior in a Precocial Bird, „Animal Behavior” 85:4 (2013), s. 797–805.
77
Jacques Cauvin, The Birth of the Gods and the Origins of Agriculture, Cambridge 2000; Tim Ingord, From Trust to Domination. An Alternative History of Human–Animal Relations, [w:] Animals and Human Society. Changing Perspectives, red. Aubrey Manning, James Serpell, New York 2002, s. 1–22; Roberta Kalechofsky, Hierarchy, Kinship and Responsibility, [w:] A Communion of Subjects. Animals in Religion, Science and Ethics, red. Kimberley Patton, Paul Waldau, New York 2006, s. 91–102; Nerissa Russell, Social Zooarchaeology. Humans and Animals in Prehistory, Cambridge 2012, s. 207–258; Margo DeMello, Animals and Society. An Introduction to Human–Animal Studies, New York 2012.
78
Olivia Lang, Hindu Sacrifice of 250,000 Animals Begins, „Guardian”, 24 listopada 2009, dostęp 21 grudnia 2014, http://www.theguardian.com/world/2009/nov/24/hindu-sacrifice-gadhimai-festival-nepal.
79
Epos o Gilgameszu, przeł. Krystyna Łyczkowska, Piotr Puchta, Magdalena Kapełuś, Warszawa 2002, s. 55.
80
Noah J. Cohen, Tsa’ar Ba’ale Hayim. Prevention of Cruelty to Animals. Its Bases, Development and Legislation in Hebrew Literature, Jerusalem – New York 1976; Roberta Kalechofsky, Judaism and Animal Rights. Classical and Contemporary Responses, Marblehead 1992; Dan Cohen-Sherbok, Hope for the Animal Kingdom. A Jewish Vision, [w:] A Communion of Subjects, s. 81–90; Ze’ev Levi, Ethical Issues of „Animal Welfare” in Jewish Thought, [w:] Judaism and Environmental Ethics. A Reader, red. Martin D. Yaffe, Lexington 2001, s. 321–332; Norm Phelps, The Dominion of Love. Animal Rights According to the Bible, New York 2002; David Sears, The Vision of Eden. Animal Welfare and Vegetarianism in Jewish Law Mysticism, Spring Valley 2003; Nosson Slifkin, Man and Beast. Our Relationships with Animals in Jewish Law and Thought, New York 2006.
81
Talmud Bawli, Bawa Mecija, 85:71.
82
Christopher Chapple, Nonviolence to Animals, Earth and Self in Asian Traditions, New York 1993; Panchor Prime, Hinduism and Ecology. Seeds of Truth, London 1992; Christopher Key Chapple, The Living Cosmos of Jainism. A Traditional Science Grounded in Environmental Ethics, „Daedalus” 130:4 (2001), s. 207–224; Norm Phelps, The Great Compassion. Buddhism and Animal Rights, New York 2004; Damien Keown, Buddhist Ethics. A Very Short Introduction, Oxford 2005, rozdz. 3; A Communion of Subjects, zwł. s. 179–250; Pragati Sahni, Environmental Ethics in Buddhism. A Virtues Approach, New York 2008; Call to Compassion. Reflections on Animal Advocacy from the World’s Religions, red. Lisa Kemmerer, Anthony J. Nocella II, New York 2011, zwł. s. 15–103; Lisa Kemmerer, Animals and World Religions, Oxford 2012, zwł. s. 56–126; Irina Aristarkhova, Thou Shall Not Harm All Living Beings. Feminism, Jainism and Animals, „Hypatia” 27:3 (2012), s. 636–650; Eva de Clercq, Karman and Compassion. Animals in the Jain Universal History, „Religions of South Asia” 7 (2013), s. 141–157.
83
D. Naveh, Changes in the Perception of Animals and Plants with the Shift to Agricultural Life [oryg. po hebrajsku], s. 11.