Читать книгу Człowiek Nad Morzem - Jack Benton - Страница 14

9

Оглавление

W kolejny piątek Ted jak zwykle wykonał swój rytuał. Slim rozważał, żeby umówić się z Emmą rano, a następnie zabrać ją ze sobą na plażę, aby wszystko udowodnić. Jednak po nocy wypełnionej okropnymi snami o morskich demonach i trzaskających falach, pomysł ten nie wydawał mu się już taki dobry. Obserwował Teda z tej samej trawiastej półki skalnej co w ciągu ostatnich pięciu tygodni. Czuł się przy tym, jakby zapędzony pod ścianę, bez żadnej możliwości wykonania kolejnego ruchu.

Gdy Ted zniknął, Slim zszedł na plażę. Kopnął wyblakłe różowe pozostałości różowej łopatki i postanowił, że sam musi nieco więcej pokopać.

Stwierdził, że w sobotę i niedzielę większość ludzi będzie w domu. Snuł się więc po ulicach pukając od drzwi do drzwi i zadając pytania. Podawał się przy tym za twórcę filmów dokumentalnych. Kilka osób poświęciło mu czas. Po zatrzymaniu się w trzech pubach w Carnwell i podsumowaniu dotychczasowych informacji zwątpił, czy jest w stanie zrobić jakieś postępy.

Wałęsał się wzdłuż ulicy na północnych obrzeżach miasta. Nagle usłyszał pojedynczy sygnał syreny. Jechał za nim policyjny radiowóz.

Slim zatrzymał się i oparł o latarnię, aby złapać oddech. Policjant opuścił szybę i gestem dłoni zaprosił Slima do pojazdu.

Mężczyzna był niewiele po pięćdziesiątce. Pomimo dziesięciu lat więcej od Slima wyglądał na sprawnego i zdrowego. Był typem człowieka, który na śniadanie je muesli i zapija je sokiem pomarańczowym, a w porze obiadowej wybiera się na jogging. Slim z nostalgią wspomniał czasy, kiedy taki mężczyzna zerkał na niego z lustra. Jednak kilka lat temu upuścił i zbił jedyne zwierciadło w swoim mieszkaniu, a poza tym nigdy nie przyglądał się swojemu odbiciu. Bał się, że przyniesie mu to pecha.

Policjant uśmiechnął się.

- O co chodzi? Dostałem dziś trzy wezwania, a to podwójna średnia tygodniowa. Który dom planuje pan obrobić?

- Gdybym miał wybierać, poszedłbym do tego zielonego na Billing Streer. Szóstka, prawda? – westchnął Slim. – Tylko mąż pracuje, a na podjeździe dwa Merole? Po samym dźwięku klimatyzacji idzie wyczuć, że ta chałupa to jakiś skarbiec. Komu potrzebna klimatyzacja w północno-zachodniej Anglii? Już bym tam był, ale nie chciałem ryzykować, że ich domowy alarm jest bezpośrednio połączony z policją.

- To prawda. Terry Easton jest miejscowym prawnikiem.

- Krwiopijcy.

- To akurat prawda, panie…

- John Hardy. Mów mi Slim. Tak jak każdy.

- Slim?

- Nie pytaj. Długa historia.

- Pewnie tak. Zgaduję więc, panie Hardy, że nie jest pan tak naprawdę zainteresowany miejscowymi mitami i legendami. Kim pan jest? Tajniakiem ze Scotland Yardu?

- Chciałbym. Wydalony członek wywiadu wojskowego. Zaatakowałem faceta, który wcale nie posuwał mojej żony. Odsiedziałem swoje, wyszedłem z pierdla ze starymi umiejętnościami i czekającym na mnie problemem alkoholowym.

- A obecnie?

- Prywatny detektyw. Działam głównie w okolicach Manchesteru. Pogoń za chlebem przygnała mnie tak daleko za północ – mówiąc to, poklepał się po brzuchu. – Niech cię on nie zwiedzie. Wypełniony jest głównie browarem i wodą.

Policjant nie był pewien, co z opowieści Slima jest prawdą, a co żartem. Uśmiechnął się więc niepewnie.

- Cóż, panie Hardy. Ja jestem Arthur Davis. Dowodzę naszym małym posterunkiem w Carnwell. Aczkolwiek z racji na ilość ludzi nie wiem, czy zasługuje on na takie miano. Chyba próbował pan skontaktować się ze mną w sprawie Joanny Bramwell?

- Czy zwykle w taki sposób oddzwaniasz?

Barytonowy śmiech Arthur zadźwięczał Slimowi w uszach.

- Jechałem właśnie do domu. Pomyślałem, że poszukam pana. Dowiem się w końcu, o co chodzi? Ben Orland to mój stary kumpel i tylko dlatego brałem pod jakąkolwiek uwagę rozmowę z panem. Są bowiem nierozwiązane sprawy i sprawa Joanny Bramwell. Ta społeczność od zawsze wolała jej nie wygrzebywać.

- Z jakiegoś konkretnego powodu?

- A w ogóle po co to panu?

Bez pytania Arthur zajechał do McDonaldsa i zamówił Slimowi kubek gorącej czarnej kawy.

- Słodzę trzema – powiedział Arthur, otwierając saszetkę z cukrem. – A pan?

Slim odpowiedział mu zmęczonym uśmiechem.

- Kieliszkiem Bellsa, jeśli masz pod ręką – odparł. – Ale tym razem wypiję gorzką. Przesadnie zaparzona działa najlepiej.

Arthur zatrzymał się na darmowym parkingu i zgasił silnik. W świetle najbliższej latarni twarz komisarza wyglądała jak powierzchnia księżyca, usiana kraterami.

- Powiem panu wprost – lepiej niech pan zostawi tę sprawę w spokoju – oznajmił policjant, biorący łyka kawy. Patrzył się na tory, które dzieliły ich od ronda. – Śmierć Joanny Bramwell złamała najlepszych gliniarzy w Carnwell. Mick Temple był moim pierwszym mentorem. Prowadził tę sprawę, ale zaraz po niej przeszedł na emeryturę. Miał zaledwie pięćdziesiąt trzy lata. Rok później powiesił się.

- Wszystko przez topielicę? – zmarszczył się Slim.

- Jest pan wojskowym – stwierdził Arthur, na co Slim przytaknął. – Pewnie widział pan rzeczy, o których nie lubi pan mówić. No, chyba że nieco pan chlapnie i wtedy nie będzie pan gadał o niczym innym.

Slim patrzył na światła samochodów jadących po przeciwległej drodze.

- Wybuch – wymamrotał. – Para butów i czapka leżące na kupie pyłu. Wszystko poza tym… zniknęło.

Arthur zamilkł na chwilę, jakby trawiąc informację i oddając zwyczajowy moment czci. Slim nie wspominał o swoim starym plutonowym od dwudziestu lat. Oczywiście, Bill Allen nie rozpłynął się w powietrzu. Później znaleziono jego fragmenty.

- Mick zawsze powtarzał, że dziewczyna powróciła – powiedział Arthur. – Znaleziono ją na przybrzeżu, jakby przyniosła ją jakaś zabłąkana fala. Zgaduję, że był pan nad Cramer Cove? Była trzydzieści metrów za linią wiosennego pływu. Joanna sama na pewno by się tam nie znalazła. Ktoś musiał ją przyciągnąć.

- A może tam przypełzła.

Arthur uniósł dłoń, jak gdyby chciał oddalić od siebie tę myśl.

- W oficjalnym raporcie stwierdzono, że pewnie dwóch spacerowiczów ją przeniosło, żeby nie porwał jej pływ. Jednak oboje byli tutejszymi, więc musieli wiedzieć, że morze się cofa.

- Ale już nie żyła?

- Zgadza się. Koroner przeprowadził badanie. Oficjalna wersja – utonięcie. Umieszczono ją w kostnicy, a potem był pogrzeb.

- I to tyle? Żadnego śledztwa?

- Nie było punktu zaczepnego. Nic nie sugerowało coś innego niż wypadek. Żadnych światków, nic poszlakowego. Zwykły wypadek.

- To dlaczego nazwałeś to „nierozwiązaną sprawą”? – uśmiechnął się Slim.

Arthur bębnił palcami o deskę rozdzielczą.

- Ma mnie pan. Została zapomniana przez wszystkich poza garstką osób, która pamięta Micka.

- Co jeszcze wiesz?

- Powiedziałem już wystarczająco. Tak mi się wydaje – Arthur zwrócił twarz w stronę Slima. – Może teraz pan powie mi, dlaczego poszukuje informacji wałęsając się po ulicach Carnwell?

Slim rozważał okłamanie komisarza. W końcu gdyby otworzył puszkę Pandory, policja też mogłaby się w to wmieszać. Wówczas pewnie nie dostałby swojej zapłaty.

- Mam klienta, który ma obsesję na punkcie Joanny – odparł. – Chcę poznać jej źródło.

- Jaką obsesję?

- Obsesję… okultystyczną.

- Jest pan jednym z tych walniętych łowców duchów?

- Od tygodnia lub dwóch.

- Dobre miejsce, by zacząć – mruknął Arthur. – Słyszał pan o Becce Lees?

Slim zmarszczył brwi. Skądś znał to nazwisko…

- Druga ofiara – oświecił go Arthur. – Pięć lat po pierwszej. W 1992 roku. Była jeszcze trzecia w 2000 roku, ale dojdziemy do tego.

- Powinienem to zapisywać?

W półmroku gest Arthura mógł być skinieniem lub wzdrygnięciem.

- Nie rozmawiam teraz z panem – rzekł. – Sam pan to wszystko odkryje. Ostatecznie.

- Ale gdyby nierozwiązana sprawa Joanny Barmwell stała się nieco… rozwiązana, czy nie byłoby to na twoją korzyść?

- Mick był dobrym kumplem – stwierdził Arthur.

Slim wyczuł, że kwestia została domknięta.

- Co masz dla mnie?

- Becca Lees miała dziewięć lat – ciągnął dalej Arthur. – Znaleziono ją w sadzawkach na południowej części plaży, podczas odpływu.

- Utonęła – powiedział Slim, przypominając sobie przeczytane artykuły. – Wypadek.

- Nie było na niej ani śladu. Przyjechałem pierwszy na miejsce. Ja… - Slimowi wydawało się, że usłyszał coś jakby tłumione łkanie. – Przewróciłem ją.

- Dużo słyszałem o tych prądach – oznajmił Slim.

- Był październik – mówił dalej Arthur. – Mniej więcej o tej porze. To był tydzień przerwy semestralnej. Był sztorm i na całej plaży walały się śmieci. Zdaniem matki Becci, dziewczynka poszła nad morze, żeby pozbierać drewno wyrzucone na brzeg. Potrzebowała go do projektu szkolnego.

- Sam tak robiłem – westchnął Slim. – Pewnie postanowiła popływać i ją wciągnęło.

- Jej matka podrzuciła ją przy drodze. Wróciła po nią godzinę później, lecz było już za późno.

- Sądzisz, że ją zamordowano?

Arthur walnął w deskę rozdzielczą z taką wściekłością, że Slimem aż wzdrygnęło.

- Ja to wiem, do diabła! Tylko co ja mogłem zrobić? Nie morduje się nikogo na plaży, jeśli nie ma odpływu. A wie pan dlaczego?

Slim pokręcił głową.

- Zostawia się ślady. Próbował pan kiedyś zacierać ślady na piasku. To niemożliwe. Był tam tylko jeden i to wszystko. Prowadził do brzegu wody, a dalej była mała przestrzeń w miejscu, do którego docierał pływ. Dziewczynkę ciągnięto przez wodę i porzucono na skałach. Pozostawiona sama sobie do momentu opadnięcia wody.

- To wygląda na utonięcie. Podeszła za blisko, wciągnęło ją, a potem przeciągnęło na plażę.

- Tak się wydaje. Tylko że Becca Lees nie umiała pływać. Nawet nie lubiła plaży. Nie miała ze sobą stroju kąpielowego. Gdy się pojawiliśmy, na plaży były ślady, po których chodziła zbierając rzeczy z ziemi. A gdzieś w połowie drogi do linii odpływu, prowadził prosty ślad w kierunku wody, zakończony dwoma odciskami stóp w piasku. Są ustawione w stronę morza. Co to panu mówi?

Slim zrobił długi wydech.

- To, że albo nielubiąca wody dziewczyna poczuła nagłą potrzebę podejścia nad brzeg… albo zauważyła coś intrygującego.

- Coś, co wylazło z wody – przytaknął Arthur.

Slim przypomniał sobie postać, którą widział na brzegu. Czy Becca Lees dostrzegła coś podobnego? Coś, co skłoniło ją do zaniechania zbierania drewna i pójścia prosto w stronę wody? Coś, co doprowadziło do jej śmierci?

- Jest jeszcze coś – powiedział Arthur. – Znalazł to koroner, jednak nie wystarczyło to do wykluczenia nieszczęśliwego wypadku. Mięśnie w okolicy łopatek dziewczyny i jej karku były nienaturalnie spięte. Tak jakby zesztywniały natychmiast po jej śmierci.

- Jak to się mogło stać?

- Rozmawiałem o tym z koronerem i nawet przedłożyłem to nadkomisarzowi jako uzasadnienie przedłużenia śledztwa. Brakowało jednak dowodów. Samo zjawisko mogło po prostu świadczyć o tym, że Becca starała się oprzeć wielkiemu ciśnieniu w chwili śmierci.

Slim pokiwał głową. Potarł oczy, jakby chciał wygnać z umysłu niechcianą wizję.

- Ktoś trzymał ją pod wodą.

Zanim Arthur wysadził Slima pod domem, mężczyźni wymienili się numerami. Policjant obiecał dotrzeć do jakichkolwiek informacji w aktach sprawy. Miał jeszcze więcej do powiedzenia, ale w domu czekała na niego żona z kolacją. Przekazanie tych wieści musiało zatem poczekać.

Po tak ciężkim dniu mózg Slima aż skwierczał od wiadomości. W takim stanie udało mu się dojść do tylko jednego wniosku – musiał porozmawiać z Emmą o Tedzie.

Człowiek Nad Morzem

Подняться наверх