Читать книгу Zmuś mnie - Ли Чайлд - Страница 13

5

Оглавление

Było to dwa kwartały od starego szlaku, na równoległej do niego bocznej ulicy, od której po jednej stronie odchodziło pięć zabudowanych przecznic, a po drugiej cztery. W miejscu, gdzie kraniec miasta zaczynał się zaokrąglać. Mieścił się tam bank i spółdzielcza kasa pożyczkowa. Były tam małe wolno stojące warsztaty, wszystkie prowadzone przez właścicieli, zakład ostrzenia narzędzi, zakład naprawczy skrzyń biegów, a nawet zakład fryzjerski z podświetlanym słupem reklamowym. Ale uwagę Reachera zwrócił sprzedawca ze sklepu z częściami zamiennymi do urządzeń irygacyjnych różnych marek. Nie był chuchrem i siedział za kasą w tym malutkim sklepie jak sardynka w puszce. Nie należał do ułomków. Patrzył na ulicę i na widok przechodzącego nieznajomego dziwnie błysnął oczami i wyciągnął rękę do góry i za siebie. Reacher nie widział, po co. Siłą rozpędu poszedł dalej. Przednia część jego mózgu nie zwróciła na to uwagi. Ale tylna zaczęła marudzić. Dlaczego sprzedawca tak zareagował?

To proste. Zobaczył nową twarz. Kogoś obcego. Kogoś, kto tu nie pasował.

Ale po co wyciągnął rękę? Po broń?

E tam! Przypadkowy przechodzień. Nie stanowi bezpośredniego zagrożenia. Poza tym nikt nie wiesza na ścianie kija baseballowego czy starej czterdziestkipiątki. Nie na widoku. Pod ladą to co innego. Zresztą czy praca w sklepie z częściami zamiennymi do urządzeń irygacyjnych jest aż tak niebezpieczna? Kijów baseballowych i rewolwerów używa się w barach, sklepach spożywczych i aptekach.

Więc po co sięgał?

Najprawdopodobniej po słuchawkę. Starego ściennego telefonu. Dla wygody zamontowanego na wysokości ramienia. Sięgnął przez ramię, bo za kasą było zbyt ciasno, żeby się odwrócić.

Ale po co miałby gdzieś dzwonić? Czy widok obcego jest wydarzeniem tak niezwykłym, że trzeba natychmiast się tym podzielić?

Może nagle coś mu się przypomniało? Może musiał zadzwonić gdzieś służbowo? W sprawie jakiejś przesyłki.

Albo kazano mu meldować, kiedy kogoś zobaczy.

Na przykład kogo?

Kogoś obcego.

Niby kto mu kazał?

Może ten dziwny dzieciak też miał z tym coś wspólnego. Może była to próba inwigilacji. Między demonstracyjną nieśmiałością i czystą niekompetencją jest cienka granica.

Reacher przystanął na szerokiej drodze i obrócił się wokoło.

Nikogo. Żywego ducha.

• • •

Doszedł do wniosku, że dobrze by mu zrobił kubek kawy i wrócił do jadłodajni. Chang wciąż tam była, przy tym samym stoliku. Od rana prawie do południa. Zmieniła tylko krzesło i siedziała teraz oparta o zbiegające się ściany. Tak jak on z rana. Przeszedł przez salę i usiadł przy sąsiednim stoliku, bokiem do niej, przodem do wejścia. Głównie z nawyku.

– Miły poranek? – spytał.

– Czuję się jak w niedzielę na pierwszym roku studiów. Nie mam komórki, nie mam nic do roboty.

– Ten znajomy skontaktował się przynajmniej z biurem?

Zaczęła coś mówić, ale urwała. Rozejrzała się i popatrzyła na siedzących w sali gości, jakby liczyła potencjalnych świadków czegoś, co mogło okazać się wstydliwym wyznaniem. Potem uśmiechnęła się szeroko, po trosze zuchwale, po trosze smutno i konspiracyjnie.

– Chyba trochę to upiększyłam

– Ale co? – Reacher nie zrozumiał.

– Nasze biuro w Oklahoma City mieści się w pokoju gościnnym Keevera. Tak jak moje w Seattle. Na naszej stronie internetowej można przeczytać, że mamy przedstawicielstwa w całym kraju. Co jest prawdą. Bo wszędzie znajdzie pan byłego agenta FBI z pokojem gościnnym i niezapłaconymi rachunkami. Jesteśmy organizacją o niezbyt rozbudowanej strukturze. Innymi słowy, nie mamy personelu wsparcia. A Keever nie musi się nikomu meldować.

– Mimo to prowadzi duże sprawy.

Chang kiwnęła głową.

– Jesteśmy uczciwi i robimy dobrą robotę. Ale interes to interes. Niskie koszty stałe to klucz do wszystkiego. Niskie koszty i porządna strona internetowa. Nikt nie wie, jak duzi czy mali jesteśmy.

– Jakiej sprawy mógłby się podjąć hobbystycznie?

– Tak, też o tym myślałam. Na pewno nie robi niczego dla korporacji. W korporacji nie ma czegoś takiego jak mała sprawa. Niektóre są jak maszynka do robienia pieniędzy. Nic, tylko kręcić, proszę mi wierzyć. To tak, jak przyznać sobie złoty medal. Więc nie, ten klient musi być prywatny. Płaci gotówką albo czekiem. Za coś niekoniecznie mętnego, ale pewnie nudnego, możliwe, że dokumentnie pokręconego.

– Tylko że Keever prosił o wsparcie.

– Tak jak mówiłam, zaczęło się od czegoś małego, a potem to go przerosło.

– Albo pokręcona sprawa przestała być pokręcona.

– Albo jeszcze bardziej się pokręciła.

Nadeszła kelnerka z drugim tego dnia kubkiem bez dna. Reacher zapłacił z góry, cztery razy więcej, niż zażądała. Kawa była dobra, kelnerka miła.

– A pan? – spytała Chang. – Jak pan spędził poranek?

– Nie znalazłem ani grobu staruszki, ani nic o dziecku.

– Myśli pan, że ten grób wciąż tu jest?

– Na pewno. Mają tu dużo miejsca. Przecież nie zalaliby go asfaltem. A miejsce na pamiątkową tablicę zawsze się znajdzie. Są wszędzie. Robią je chyba z żeliwa i malują na brązowo. Nie wiem kto. Może ci z Departamentu Spraw Wewnętrznych. Ale tu takiej nie ma.

– Rozmawiał pan z miejscowymi?

– To następny punkt na liście.

– Niech pan zacznie od kelnerki.

– Jest zawodowo zobowiązana do szerzenia propagandy. Żeby wieść się rozniosła i lokal stał się atrakcją turystyczną.

– Jak dotąd, chyba się nie rozniosła.

– Myśli pani, że wielu ludzi o to pyta?

– Pewnie pięciu na dziesięciu turystów. Z tym że tylu przyjeżdża tu w ciągu jedenastu lat. Wysoki procent, niska częstotliwość. Zależy, co pan rozumie przez „wielu”.

Kelnerka ruszyła ku nim z pierwszą na tym posiedzeniu dolewką dla Reachera i korzystając z tego, Chang spytała:

– Dlaczego to miasto nazywa się Matczyny Spoczynek?

Przenosząc ciężar ciała na jedną nogę i wypinając biodro, jak zmęczona kobieta, kelnerka przystanęła z dzbankiem na wysokości talii. Pszeniczne włosy, rumiana twarz – mogła mieć zarówno trzydzieści pięć, jak i pięćdziesiąt lat i być uginającą się pod ciężarem wieku chudziną lub zażywną niewiastą, którą spalała praca. Trudno było powiedzieć. Ale wyglądało na to, że bardzo ją ucieszył ten krótki odpoczynek, ponieważ Reacher był już jej najlepszym przyjacielem, ponieważ dostała suty napiwek i ponieważ zadano jej pytanie, które nie było ani obraźliwe, ani nudne.

– Tak sobie myślę – odrzekła – że w podzięce za wszystko to, co dla niego zrobiła, wdzięczny syn z dalekiego miasta zbudował tu mały wiejski domek dla mamy, żeby mogła spokojnie dożyć w nim swoich dni. A potem pojawiło się kilka sklepów, żeby mogła kupić potrzebne rzeczy, potem jeszcze więcej domów, aż w końcu powstało miasto.

– Czy to oficjalna wersja? – spytał Reacher.

– Nie wiem, skarbie – odparła kelnerka. – Jestem z Missisipi. Nie mam pojęcia, jakim cudem tu trafiłam. Spytaj tego za ladą. On przynajmniej urodził się w tym stanie.

I szybko odeszła, jak to kelnerka.

– To była propaganda? – spytała Chang.

Reacher kiwnął głową.

– Ale kreatywna, nie marketingowa. Ona musi trzymać się programu. Albo powinna pisać scenariusze. Widziałem raz taki film w telewizji. W motelu. Za dnia.

– Spytamy bufetowego?

Reacher zerknął przez ramię. Bufetowy był zajęty.

– Najpierw znajdę parę osób z krwi i kości. Na spacerze widziałem kilku kandydatów. Potem gdzieś się zdrzemnę. Albo pójdę do fryzjera. Może zobaczymy się na stacji, o siódmej. Pani znajomy wysiądzie, a ja pojadę dalej.

– Nawet jeśli nie dowie się pan, skąd ta nazwa?

– To nie takie ważne. Niewarte chodzenia i wypytywania. Będę trzymał się swojej wersji. Albo pani, zależnie od nastroju.

Chang milczała, więc dopił kawę, wstał i ruszył do drzwi. Wyszedł na dwór. Słońce wciąż grzało. Następny punkt na liście. Ktoś z krwi i kości. Postanowił zacząć od sprzedawcy ze sklepu z częściami zamiennymi do urządzeń irygacyjnych.

Zmuś mnie

Подняться наверх