Читать книгу Ostatni akt - Mari Jungstedt - Страница 13

Оглавление

Sierpień, jedenaście miesięcy wcześniej

Pewnego dnia wybrałam się na przejażdżkę rowerem. Pedałowałam szeroką drogą, mijając po drodze zamkniętą cukrownię, aż wyjechałam poza zabudowany teren i powoli skręciłam w aleję wiodącą do pałacu. Odstawiłam rower przed restauracją i powędrowałam wzdłuż sklepików z pamiątkami do starych ruin klasztornych znajdujących się w pobliżu. Urzekają grubymi murami i średniowiecznymi sklepieniami oraz spokojem, jaki panuje w tym miejscu. Latem wystawiane są tutaj sztuki teatralne. Teraz w programie był akurat Makbet Szekspira. Za dnia ruiny udostępniane są zwiedzającym, więc można pospacerować wokół nich bez żadnego ryzyka.

Kiedy tak stałam, podziwiając stylową scenografię, podszedł do mnie młody mężczyzna ze szczeniakiem.

– Dzień dobry – powiedział i uśmiechnął się do mnie.

Odpowiedziałam na pozdrowienie i schyliłam się, by pogłaskać szczeniaka, który skakał wokół moich nóg. Jestem z natury raczej nieśmiała i nie przywykłam do zaczepek obcych ludzi, ale nie sposób było nie zareagować na radość psiaka, tym bardziej że uwielbiam zwierzęta. Zapytałam, jak się wabi i ile ma lat. Mężczyzna odparł, że to nie jest jego pies, lecz jego kolegi, a on tylko wyszedł z nim na spacer.

– Mam na imię Felix. A pani? – zapytał.

– Sonja.

Poczułam, jak rumieniec oblewa mi policzki. Nawet nie podniosłam głowy i nie spojrzałam na niego, tylko, kucając, nadal bawiłam się z psem, który lizał mnie po twarzy.

– Jesteś tu na wakacjach?

– Nie, mieszkam tu, w Roma, i właśnie wybrałam się na rower.

– A ja gram tu w sztuce. Widziałaś już ją?

– Rzadko chodzę do teatru.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, szukałam odpowiednich słów. Tak czy inaczej, przeszliśmy razem kawałek. Powiedział, że pochodzi ze Sztokholmu, a latem wynajmuje kwaterę u Nilssonów. Znam tę rodzinę, bo zawsze wynajmują pokoje aktorom, którzy tu występują gościnnie. Szliśmy obok siebie, a ja dziwiłam się, że tak się zapalił do rozmowy ze mną. Nie zwykłam przebywać w towarzystwie innego mężczyzny oprócz mojego męża, więc niewiele mówiłam, a raczej go obserwowałam. Był wysoki, miał prawie dwa metry wzrostu. Farbowany szatyn z usztywnionymi dużą ilością żelu włosami zaczesanymi w różne strony wokół twarzy. Typowa fryzura, którą nosiło teraz wielu młodych mężczyzn. Był bardzo przystojny. Twarz miał wprawdzie zwyczajną, a jednak miała w sobie coś. Jego oczy były chyba niebieskie. A może zielone? Nie jestem pewna. Po jakimś czasie byłam już tak zdenerwowana, że nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Niezręcznie było mi iść tak obok niego, jakbyśmy się już znali od wieków. Przecież w ogóle go nie znałam! Poza tym był dużo młodszy ode mnie, przypuszczam, że miał tak koło trzydziestki.

Kiedy się z nim pożegnałam, odwróciłam się i chciałam już odejść, chwycił mnie pod pachy i stanął naprzeciwko. Zagrodził mi drogę i po prostu nie chciał mnie przepuścić. Jak gdyby zamierzał mnie zatrzymać. Spojrzał mi prosto w oczy. Był tak wysoki, że musiałam podnieść głowę, żeby na niego popatrzeć. Uśmiechnął się, ścisnął mnie trochę swoimi ramionami i powiedział, że ma nadzieję, iż wkrótce znowu się zobaczymy.

Już podczas naszego pierwszego spotkania poczułam, że połączyła nas jakaś niezwykła więź. I choć jeszcze tego nie rozumiałam, już wtedy wdarłeś się do mojego wnętrza. Gdybym tylko wówczas to wiedziała, zrezygnowałabym z dalszych spotkań z tobą.

Ostatni akt

Подняться наверх