Читать книгу Ostatni akt - Mari Jungstedt - Страница 16

Оглавление

Sierpień, jedenaście miesięcy wcześniej

Wczoraj znowu wybrałam się na rower. Cóż to za ulga, że można wyjść wreszcie na świeże powietrze! W ten weekend zmuszona byłam zostać wyjątkowo dłużej w pracy. Lubię swoją pracę w Roma Makadam. Bynajmniej nie dlatego, że interesuje mnie żwir, lecz dlatego, że lubię zajmować się rachunkami, ewidencją klientów i opracowywaniem faktur. Umiem zaprowadzać ład i porządek, więc nikt nie wtrąca się do tego, co robię. Mój mąż pracuje w tej samej firmie jako kierowca ciężarówki, ale mnie to absolutnie nie przeszkadza, bo i tak całymi dniami prawie się nie widujemy. Wywozi żwir i piasek do klientów i najczęściej pracuje w terenie, przy budowie dróg.

Zaletą pracy na pół etatu jest to, że kilka razy w tygodniu mam czas na jeżdżenie na moim ukochanym koniu. Pracuję na ogół od siódmej do jedenastej, ale wczoraj zostałam w pracy dłużej, bo aż do szesnastej. Byłam więc już zbyt zmęczona, by jeszcze jeździć konno. Wzięłam prysznic i wybrałam się jak zwykle na rower.

Nawet się nie spostrzegłam, kiedy znów znalazłam się w alei wiodącej do ruin klasztoru. Zrobiło się już dość późno, gdy tam wreszcie dotarłam. A ponieważ chciało mi się i jeść, i pić, więc postanowiłam wejść do restauracji. Kupiłam tam sałatkę i butelkę wody, a do tego zafundowałam sobie jeszcze lampkę białego wina. W końcu był piątek i zaczynał się weekend. Tymczasem wybiła już szósta, więc jak się domyślałam, aktorzy powinni lada chwila pojawić się na scenie. Usiadłam w ogródku przy jedynym stoliku, który stał na samym jego skraju. Ciągle rozglądałam się za tym młodym mężczyzną, którego spotkałam kilka dni wcześniej. Było to dla mnie tak niesamowite spotkanie, że nie mogłam o nim zapomnieć. Jego imię powtarzałam sobie po cichu w myślach: Felix. Felix Sanner.

I oto nagle rzeczywiście się pojawił. Szedł powoli po żwirze z komórką przy uchu. Byłam tak zmieszana, że sama nie wiedziałam już, gdzie mam patrzeć. Zaczęłam więc udawać, że jestem zajęta gorączkowym szukaniem czegoś w torebce. Wtem usłyszałam jego głos tuż obok mnie.

– Mogę się dosiąść?

– Ależ oczywiście – odrzekłam zaszokowana i zła na siebie, bo zorientowałam się właśnie, że się zaczerwieniłam.

Wziął krzesło i postawił je tak, aby usiąść jak najbliżej mnie.

Poczułam, jak pod stołem jego długie nogi ocierają się o moje. Najpierw pogadaliśmy chwilkę, a potem ja zabrałam się do mojej sałatki. Przyglądał mi się, jakby był mną zauroczony. Było to dla mnie tak krępujące, że nie wiedziałam, jak mam się zachować. Ale podobało mi się to. Nie doświadczałam tego już do wielu, wielu lat. Prawie nie pamiętałam, jakie to może być wspaniałe. Było mi tak dobrze, że chciałam, aby ta chwila nigdy się nie skończyła. To było jak jakieś magiczne zauroczenie, niczym pole elektryczne otaczające nasz stolik. Zaczarował mnie od pierwszego wejrzenia.

Wodził wzrokiem po całej mojej twarzy. Najpierw patrzył na czoło i oczy, a potem na nos i usta. I jeszcze raz. Przez chwilę milczeliśmy oboje i tylko przypatrywaliśmy się sobie nawzajem.

Wreszcie podniósł w górę palec i lekko dotknął nim mojego ramienia.

Nagle zapytał:

– Czy chciałabyś obejrzeć nasze dzisiejsze przedstawienie? A potem moglibyśmy jeszcze się spotkać.

– O tak, bardzo chętnie – wyszeptałam, nie zastanawiając się nad tym, co mówię.

Oczekiwanie, zauroczenie. Coś, co można porównać z rodzącą się miłością. Zaciekawienie drugim człowiekiem, wzajemna fascynacja. Te wszystkie uczucia były stłumione gdzieś głęboko w moim sercu przez dwadzieścia lat.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Ostatni akt

Подняться наверх