Читать книгу Top Gear od środka - Richard Porter - Страница 5

Оглавление

Dopasowany krawat

Być może pamiętacie z dawnego Top Gear niejakiego Jona Bentleya. Ten nadzwyczaj elokwentny prezenter miał w sobie tyle energii i entuzjazmu, co wasz najfajniejszy wujek albo ulubiony profesor z college’u. Bentley, który żywił uwielbienie dla wszystkiego, co związane z techniką, przeniósł się potem do programu The Gadget Show. Pewnego razu, z powodów zbyt zawikłanych, by je tu wyjaśniać, wybrał się ze mną na Oxford Street w Londynie i bacznie obserwował, jak próbuję kupić tani telefon komórkowy.

Praca w charakterze prezentera Top Gear była dla Bentleya jedynie zajęciem dodatkowym – przede wszystkim był wydawcą programu. Nic nie stało więc na przeszkodzie, by pod koniec 1997 roku pojawił się w jednym z emitowanych w czwartkowe wieczory odcinków i oznajmił widzom, że Top Gear poszukuje osób, które zajmą się gromadzeniem materiałów. Kandydaci mieli przysłać do redakcji swoje CV oraz trzy pomysły, które nadawałyby się do wykorzystania w programie.

W tamtym czasie pracowałem w sklepie odzieżowym sieci Next w Wilmslow. Nie zamierzałem jednak spędzić reszty życia na składaniu swetrów. Chciałem pracować w Top Gear. Kiedy usłyszałem niekonwencjonalny komunikat Jona Bentleya, z wrażenia zaparło mi dech. Okazało się jednak, że ogłaszając nabór na wizji, Bentley naruszył kilka wewnętrznych przepisów BBC dotyczących procesu rekrutacji. Dostał za to po łapach i musiał opublikować w prasie ogłoszenie rekrutacyjne z prawdziwego zdarzenia. Wtedy nie miałem o tym wszystkim pojęcia. Wiedziałem tylko, jak składa się swetry.

Ekipa Top Gear raczej nie miała w planach założenia sieci sklepów z ubraniami ze średniej półki cenowej, co oznaczało, że nie posiadałem żadnych kwalifikacji do pracy w tym programie. Mimo to postanowiłem spróbować. Po wielu godzinach zdołałem wreszcie wypocić trzy pomysły, które wydały mi się wystarczająco dobre, by można je było wysłać do redakcji. Pierwszy polegał na porównywaniu nowych modeli samochodów z ich poprzednikami sprzed trzydziestu lat i sprawdzaniu, jak duże postępy udało się przez ten czas osiągnąć. Drugą propozycją było wskazywanie przez Quentina samochodów, które w przyszłości miały szansę stać się przebojami na rynku pojazdów używanych. Ostatni pomysł dotyczył Jeremy’ego: zaproponowałem, żeby zaczaił się w krzakach i zabawił w jednego z fotografów, którzy z ukrycia robią zdjęcia nowych samochodów, zanim te zostaną oficjalnie zaprezentowane przez producenta. To był rok 1997. Poprzeczka zawieszona była znacznie niżej niż obecnie.

Spisałem swoje propozycje i wsadziłem je do koperty razem z CV, które schowałem pod pozostałymi kartkami – miałem nadzieję, że czytająca je osoba będzie na tyle zachwycona moimi pomysłami, że nie zwróci uwagi na moje doświadczenie zawodowe, sprowadzające się głównie do przekładania towaru na półkach ze skarpetami. Postanowiłem przemilczeć moje mocne strony, na przykład umiejętne sprawianie wrażenia, że jestem bardzo zapracowany (w tym celu energicznie krzątałem się po sklepie, dbając o to, by zawsze trzymać w ręku jakiś fatałaszek), a także umiejętność dekowania się w magazynie, dzięki czemu nie musiałem zajmować się klientami. Kiedy klient mierzył ubrania, chętnie proponowałem, że sprawdzę, czy dostępne są inne rozmiary – miałem wtedy pretekst, by wymknąć się na zaplecze i przez chwilę posiedzieć tam w spokoju.

Mijały kolejne miesiące. Wyemitowane na antenie ogłoszenie o pracy w Top Gear spotkało się z nadspodziewanie dużym zainteresowaniem: do redakcji napłynęły tysiące zgłoszeń. Wprawdzie już na wstępie odrzucono tych kandydatów, którzy nie zechcieli podzielić się swoimi pomysłami, nie umieli liczyć do trzech albo nie mieli pojęcia, czym jest CV, ale i tak do przeczytania pozostało całe mnóstwo zgłoszeń. Wobec braku jakiegokolwiek odzewu uznałem, że moja kandydatura została odrzucona, i zająłem się robieniem porządków w wielkiej sklepowej szafie, w której przechowywaliśmy buty.

Zdziwiłem się więc, gdy po pewnym czasie do domu moich rodziców zadzwonił ktoś z BBC i zaprosił mnie na rozmowę. Jeśli macie dziesięć lat, zastanawiacie się pewnie, po co telefonować do czyjegoś mieszkania, skoro można zadzwonić bezpośrednio do danej osoby. Pamiętajcie jednak, że to był rok 1997, a ja nie miałem wtedy jeszcze komórki. Nie miałem też samochodu, dlatego na spotkanie w sprawie pracy wybrałem się do Birmingham pociągiem. Miałem na sobie mój najlepszy garnitur z Nextu, koszulę z Nextu – wyprasowaną tak starannie, że stała się półprzezroczysta – oraz buty z Nextu, które wyglansowałem na lustro. Dopełnienie stroju stanowił krawat. Z mojej powiększającej się kolekcji krawatów Nextu wybrałem ten, który wydał mi się najbardziej odpowiedni. Jaskrawożółty. Zdecydowałem się na niego z dwóch powodów. Po pierwsze, jaskrawe krawaty były wtedy modne. Po drugie, doszedłem do wniosku, że w takim krawacie będę się wyróżniał na tle innych kandydatów – co podobno stanowi zaletę. To właśnie dlatego wszystkie moje CV drukowałem na jaskrawym papierze. Pewnego razu wpadłem na błyskotliwy pomysł, by wysłać podanie o pracę do agencji reklamowej; z trudnych do zrozumienia powodów dołączyłem do niego swoje zdjęcie z asymetryczną fryzurą w stylu wokalisty Human League, Phila Oakeya. Podejrzewam, że wówczas zaczynałem już gonić w piętkę. Oczywiście nikt z agencji się do mnie nie odezwał. Jadąc na rozmowę kwalifikacyjną w Top Gear, miałem jednak poczucie, że mój jaskrawy krawat pomoże mi wywrzeć niezatarte wrażenie. Że ktoś kiedyś powie: „Mój Boże, a pamiętacie tego dziwnego kolesia w koszmarnym krawacie? Tego, który przyszedł na rozmowę kwalifikacyjną i pytał, czy nie chcemy zaprenumerować katalogu Nextu?”.

Moja taktyka zupełnie przypadkowo okazała się skuteczna. Po przyjeździe do Pebble Mill, czyli siedziby BBC w Birmingham, wszedłem do pomieszczenia, w którym miała odbyć się rozmowa kwalifikacyjna, i zobaczyłem znaną z telewizji twarz. Był to Jon Bentley we własnej osobie, a pod szyją miał ten sam krawat co ja.

– O, ładny ma pan krawat – zauważył Bentley.

– Pański też mi się podoba – odrzekłem.

– No właśnie! Ha, ha!

Początek spotkania był zatem całkiem obiecujący.

Poza Bentleyem w rozmowie brał udział producent Top Gear John Wilcox (bez jaskrawożółtego krawata) oraz pewna sympatyczna kobieta z działu kadr (również bez jaskrawożółtego krawata). Pytania, jakie mi zadawali, były trudne, ale uczciwe. Jedno z nich brzmiało: co byś zrobił, gdybyśmy poprosili cię o załatwienie Lamborghini do kręconego przez nas filmu?

– Zadzwoniłbym do Lamborghini – odparłem, ale zaraz zacząłem tego żałować.

Wydawało mi się, że moja odpowiedź zabrzmiała głupio, a nawet trochę sarkastycznie. Dopiero z biegiem czasu dowiedziałem się, że właśnie tak załatwiało się w Top Gear samochody. Kiedy chcieliśmy wypożyczyć Lamborghini, dzwoniliśmy do Lamborghini. Dopiero kiedy spotykaliśmy się z odmową, zwracaliśmy się do klubu posiadaczy samochodów danej marki albo szukaliśmy innych możliwości. Bezwiednie udzieliłem więc właściwej odpowiedzi.

Miałem wrażenie, że w czasie rozmowy wypadłem całkiem dobrze. Nie aż tak dobrze, jak wchodząc do pokoju pod takim samym krawatem, jaki nosiła najważniejsza z siedzących tam osób, ale koniec końców poszło mi wcale nieźle. Podbudowany odniesionym sukcesem (zwłaszcza w kwestii wyboru krawata), postanowiłem wybrać się na drinka z mieszkającym w Birmingham kolegą. Z jednego drinka zrobiło się kilka i w rezultacie całkiem zapomnieliśmy o zjedzeniu kolacji. Uznaliśmy, że w tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem będzie zamówienie jeszcze jednej kolejki. Wspominam o tym wyłącznie dlatego, żeby wyjaśnić, co wydarzyło się później. Kiedy wsiadłem do pociągu, który miał zawieźć mnie z powrotem do północno-wschodniej Anglii, zacząłem odczuwać lekkie mdłości i w końcu nie miałem innego wyjścia, jak tylko podbiec do okna, otworzyć je pospiesznie i zwymiotować przez nie w bardzo głośny i gwałtowny sposób. Nie byłoby to jeszcze takie straszne, gdyby nie fakt, że pociąg wjeżdżał akurat na stację w Stafford.

Jeśli byliście jedną z osób stojących wówczas na tamtym peronie, to pragnę was bardzo przeprosić. Być może myśleliście sobie wtedy: „Patrzcie no, ten młody człowiek w eleganckim garniturze i ekstrawaganckim krawacie wraca pewnie z jakiegoś ważnego spotkania biznesowego w Birmingham albo w Londynie i… O BOŻE, PRZECIEŻ ON ZARZYGUJE CAŁY PERON!”.

Jakiś czas później otrzymałem propozycję pracy w Top Gear na stanowisku młodszego researchera. Pensja nie była zbyt wysoka, musiałem przeprowadzić się do Birmingham, a do tego straciłem atrakcyjną zniżkę pracowniczą na zakupy w sklepach sieci Next, ale to wszystko nie miało dla mnie znaczenia. Liczyło się to, że dostałem pracę w moim ulubionym programie. Wprawdzie nigdy nie zapytałem o to Jona Bentleya, ale jestem prawie pewien, że swoją posadę zawdzięczałem krawatowi.

Top Gear od środka

Подняться наверх