Читать книгу Irlandzka przygoda - Agata Vyhnankova - Страница 3
Rozdział 1
ОглавлениеBył gorący czerwcowy dzień. Podekscytowany Antek, uczeń piątej klasy, wracał do domu ze świadectwem w dłoni. Cieszył się na te wakacje, ponieważ dwa miesiące miał spędzić u kuzyna, który na stałe mieszkał w Irlandii. Antek przez cały rok pilnie przykładał się do lekcji angielskiego. Miał nadzieję, że dzięki temu będzie mógł czuć się pewnie podczas pobytu u Jakuba. Rok wcześniej chłopcy mieli okazję spotkać się na dłużej w Dublinie, stolicy Irlandii. Niestety, wtedy jeszcze angielski Antka nie był na tyle dobry, aby mógł on swobodnie porozumiewać się z kolegami kuzyna. Tym razem Antek postanowił bardziej się przygotować. W drodze do domu pomyślał, że chyba uda mu się nawet zaimponować kuzynowi. Już nie mógł się doczekać, kiedy wyląduje w Dublinie i spotka się z Jakubem, który był jednocześnie jego najlepszym przyjacielem.
W dzień wyjazdu Antek posprzeczał się z rodzicami. Nie podobało im się to, jak dużo czasu ich syn spędza w wirtualnym świecie. Nie zabraniali mu korzystać z konsoli do gier, ale bardzo zależało im, aby wychodził też z domu i miał inne zainteresowania.
– Mamo, ja się przez tę konsolę kontaktuję z kolegami. Wszyscy siedzą w domach i grają. Nie będę przecież sam chodził po parku.
– Może gdyby inni rodzice częściej wysyłali swoje dzieci na dwór, to nie byłoby tego problemu – powiedziała mama w zamyśleniu.
– Ale tak nie jest. Teraz są inne czasy i tak właśnie się bawimy – oświadczył Antek.
– Po wakacjach na pewno wprowadzimy w domu nowe zasady. Nie będziesz już siedział cały dzień przed ekranem. A kontakty towarzyskie też ci zapewnimy. Zapiszemy cię do klubu sportowego albo na lekcje plastyki. Lubisz przecież malować.
Antek nie był zachwycony mającymi nadejść zmianami. Dlaczego mama musiała wspomnieć o tym akurat dzisiaj i psuć mu humor w tak szczególnym dniu?
Na lotnisku wrócił jednak dreszczyk emocji i chłopiec zapomniał o problemach. Martwił się teraz stanem baterii w tablecie. Bardzo chciał pograć w nową grę strategiczną, którą zainstalował poprzedniego dnia. Na szczęście bateria była naładowana do pełna. Antek nie miał jednak szansy zagrać. Okazało się, że na siedzeniu obok usadowiła się miła pani z głośnym bobaskiem. Chłopiec bardzo ucieszył się na widok tabletu i za każdym razem, kiedy Antek próbował grać, mały urwis uderzał z całej siły w ekran. „No cóż” – pomyślał Antek. „Pogram sobie w samochodzie wujka. Na pewno przed nami kawałek drogi z lotniska”.
Wujek, jak zawsze uśmiechnięty, czekał już na lotnisku i ku radości Antka trzymał w ręce dużą paczkę kolorowych żelków. Po krótkim przywitaniu i wymianie torby podróżnej na smakołyki, wybrali się na ogromny parking. Wujek Milan trochę śmiesznie mówił, bo niby po polsku, ale czasami przekręcał słowa i miał nietypowy akcent. To dlatego, że pochodził ze Słowacji, a polskiego nauczył się od cioci Marty.
– Mieszkamy teraz trochę daleko od lotniska. Wiesz pewnie od Jakuba, że kupiliśmy dom na wsi. Czeka nas około półtorej godziny jazdy, ale przynajmniej będziemy mieli okazję trochę porozmawiać – ucieszył się wujek.
Po drodze Antek opowiedział o sytuacji w domu oraz pokrótce zdał relację z podróży. Wujek Milan był bardzo zaciekawiony wszystkim tym, co Antek miał do powiedzenia. Jazda samochodem przebiegała przyjemnie i wcale się nie dłużyła, a chłopiec zupełnie zapomniał o schowanym w plecaku tablecie. Mijali Dublin, który Antek tak bardzo polubił podczas ostatnich wakacji. Miasto było inne od wszystkich, jakie znał. Nie było tu typowych dla dużych miast drapaczy chmur ani zbyt wielu nowoczesnych budynków. Miejsce to miało jednak wyjątkowy klimat i przywoływało wspomnienia wspaniałej zabawy. Wkrótce znaleźli się na ruchliwej ulicy otoczonej lasami i niewysokimi górami.
– To jest Hrabstwo Wicklow – powiedział wujek. – Niektórzy nazywają ten region ogrodem Irlandii. Pewnie dlatego, że jest tu tak zielono.
– To tutaj teraz mieszkacie? – zapytał z nadzieją w głosie Antek.
– O nie, pojedziemy jeszcze godzinę. Mieszkamy w Hrabstwie Wexford, a nasza wieś nazywa się Ferns.
Tam też jest ładnie i zielono. Na pewno nie będziesz się nudził.
Antek z zaciekawieniem wyglądał przez okno. Zaczynał też rozumieć, dlaczego Irlandię często nazywa się Zieloną Wyspą. Wszędzie wokół widział niewielkie pagórki porośnięte soczystozieloną trawą, po której spokojnie przechadzały się krowy, owce i konie.
Z zamyślenia wyrwał Antka radosny okrzyk wujka.
– To jest właśnie nasze piękne, historyczne Ferns!
Antek zobaczył najpierw starą katedrę, ruiny i kamienne budynki. Rzeczywiście było tu dość historycznie. „Może jednak mają dostęp do internetu” – pomyślał z nadzieją.
Mijali właśnie stary celtycki cmentarz i chłopiec poczuł się tak, jakby czas cofnął się o kilkaset lat. Po chwili jednak minął ich ogromny traktor, później następny, a za oknem ukazały się dziesiątki pasących się krów.
– No tak, zapomniałem wspomnieć, że ten region Irlandii słynie głównie z rolnictwa –
uprzedził wujek.
„Czy to wszystko oznacza, że resztę lata spędzę w rozwalającej się wiejskiej stodole?” – z przerażeniem pomyślał Antek.