Читать книгу Sten pod pachą, bimber w szklance... Życie codzienne powstańczej Warszawy - Agnieszka Cubała - Страница 7
Życie codzienne powstańczej Warszawy
ОглавлениеW swoim dzienniku Leszek Prorok przedstawił bardzo plastycznie obraz życia codziennego na zapleczu frontu w Śródmieściu Północnym – dzielnicy, która dzięki skupieniu w niej dowództwa, służb pomocniczych i administracji stała się, jak określił to Kazimierz Pużak, „żywotnym rezerwatem środków i sił Powstania”:
Właściwie dopiero wczoraj zobaczyłem powstańczą Warszawę w całej okazałości. Można rzec, iż z frontu przybyłem do stolicy i zwiedzam nieznane mi przedtem miasto. […]
Na Jasną dotarłem podwórzami. Wszędzie wewnętrzne przejścia oznaczone strzałkami. Na którymś podwórku cmentarzyk wojskowy. Około 30 grobów w rzędach. Mogiłki jednakowo wysokie. Krzyże proste z dwóch deseczek. Na poprzeczce imię, nazwisko, pseudonim, data urodzenia, stopień wojskowy, data zgonu. Na niektórych – sam pseudonim […].
Obok kilka dziewcząt na rozesłanych plandekach oporządza dużą ilość mundurów niemieckich. Odrywają Hoheitsabzeichen i inne oznaki, naszywają biało-czerwone proporczyki oraz polskie dystynkcje. W zaimprowizowanej szwalni pracuje również kilka starszych pań […].
Za gmachem PKO, w którym mieszczą się ważne sztaby i dowództwa […] i największy szpital Śródmieścia, wkraczam do dzielnicy „reprezentacyjnej”, jeśli tak się można wyrazić – na teren placu Napoleona.
Jest właśnie pora, w której ukazuje się większość gazet. Sprzed redakcji rozbiegają się dziesiątki kolporterów i kolporterek. W mieście wychodzi kilkanaście pism codziennych, znanych przeważnie z okresu okupacji, reprezentujących wszystkie kierunki polityczne. Na murach żołnierze rozlepiają ilustrowaną gazetę ścienną „Warszawa walczy”[1] […]. Ludzie przystają, gromadzą się przed bramami. Podają sobie numery. Główne zainteresowanie dotyczy teraz frontu wschodniego oraz działań lokalnych.
Zabawne zjawisko: tutaj czują się wszyscy zapleczem frontu, miastem odległym od linii walk, narażonym jedynie na ataki lotnicze. O tym, co się dzieje na przykład na Królewskiej[2], dowiadują się z prasy, podobnie jak o walkach w innych częściach kraju. Chodzi tu oczywiście o tych, którzy nie stykają się bezpośrednio z działaniami, o część ludności cywilnej. U nas na odcinku nie bardzo umieliśmy sobie wyobrazić, jak tu życie wygląda, choć odległość zaledwie kilkaset metrów. […]
Na każdym kroku czuję, że jestem w dzielnicy urzędowej. Na ścianach domów, na barach dziesiątki napisów: „Departament Informacji – oficyna, IV piętro”, „Sekcja Dożywiania Niemowląt”, „Szwalnia WSK poszukuje szwaczek i obrabiarek”, „Wyżywienie na miejscu”, „Punkt rozdziału materiałów sanitarnych”.
Dalej inne napisy: „Batalion saperów poszukuje ochotników – skoszarowanie i wyżywienie w kuchni wojskowej. Zgłaszać się z własnymi łopatami i siekierami”, „Punkt rejestracji lekarzy i fachowców zakładów miejskich (wodociągów, elektrowni)” i tak bez końca. Pomiędzy tym obwieszczenia, plakaty, drogowskazy.
Na rogu Przeskok mieści się gospoda wojskowa Kobiecej Służby Żołnierzowi[3]. To teren działalności tak zwanych peżetek. Wewnątrz rojno i gwarno. Na stolikach najświeższe pisma. Dziewczęta roznoszą kawę i lemoniadę. Kawa zbożowa, wzbogacona prawdziwą ze zdobytych filii słynnego Meinla. Niejedna z tych kelnereczek mogłaby zasłużyć na miano polskiej Madelon. Z drugiego pokoju słychać pianino i czyjś śpiew. Codziennie o czwartej odbywa się tutaj koncert dla wojska. Na ścianach ozdoby papierowe, plakaty, chorągiewki.
Tutaj przyjmują również bieliznę do prania i do zamiany. W rannych godzinach można się umyć, ogolić, ostrzyc. Udogodnienia, rozrywki, o których na Świętokrzyskiej czy na Nowym Świecie nie mają pojęcia‹1›.
Czytając wspomnienia dotyczące życia codziennego warszawiaków, zwłaszcza ludności cywilnej, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedno niezwykle charakterystyczne zjawisko – wspólnotę losu mieszkańców domu, bloku czy też kamienicy, którzy stanowili jednolitą, niezwykle zżytą z sobą grupę ludzi. Mieszkali w jednej piwnicy, razem gotowali i jedli posiłki, pracowali podczas dyżurów OPL (Ochrona Przeciwlotnicza), gasili pożary, dbali o czystość okolicy, kopali studnie i latryny, wspierali wojsko odpowiadające za ochronę danego odcinka i likwidowanie pojawiających się tam ewentualnych gołębiarzy. Wspólnie potrafili przeprowadzić również samosąd na złodziejach próbujących ograbić jedno z mieszkań. Razem doświadczali podobnych emocji – przeżywali chwile radości i grozy, strachu, szczęścia i wzruszenia. Zawieszali po latach biało-czerwoną flagę, śpiewali hymn lub Warszawiankę, słuchali radia, czytali prasę powstańczą, komentowali bieżące wydarzenia. Skrajnym przypadkiem tego zjawiska była wspólna śmierć i mogiła zbiorowa pod gruzami zbombardowanej kamienicy. Zewnętrznym wyrazem tego zjednoczenia były modlitwy przy kapliczkach podwórkowych i ołtarzykach klatkowych o ocalenie tego właśnie domu, w którym mieszkała cała grupa.
Dla zarysowania pełnego obrazu życia codziennego brakuje jeszcze kilku słów na temat warunków bytowania walczących powstańców. Niezwykle ciekawie sprawę tę nakreślił Janusz Kazimierz Zawodny „Miś”, walczący na Starym Mieście:
Pluton zawsze spał na podłodze razem. […] Czas snu na Starówce wynosił […] około 4 godzin na dobę […]. W ciągu dwóch miesięcy nikt się do snu nie rozbierał. Dziewczęta zdejmowały buty, pantofle, chłopcy na mój rozkaz na Starówce spali w butach. Ale bieliznę zmienialiśmy bardzo często (z częściowo popalonych lub zniszczonych domów lub zakładów fabrycznych).
Jak była woda do mycia (dość rzadko) dziewczęta miały pierwszeństwo, później myśmy się myli, w tej samej wodzie, według, że tak powiem, „gotowości” i chęci. Za największy skarb oprócz broni i amunicji uważana była szczoteczka do zębów i trochę pasty […].
Dyskrecją godną podziwu było załatwianie potrzeb naturalnych. We wszystkich armiach świata, pod wpływem przeżyć i twardych warunków życia w walce, dochodzi do pewnego schamienia i otępienia w stosunkach między ludźmi. Tego w plutonie nie było. Wprost odwrotnie raczej, czym bardziej wyglądało, że zostaniemy pod gruzami Starówki, tym bardziej widziałem subtelne zwracanie uwagi na poszanowanie prywatności i godności osobistej. […] W pierwszych dniach walki na Starym Mieście członkowie plutonu ubrani byli różnie, w cywilne ubrania. Po zdobyciu niemieckich magazynów na Stawkach cały pluton włożył ss-mańskie bluzy kamuflażowe (bez odznak SS), tak zwane panterki. […] Kilku z nas miało hełmy niemieckie, kilku polskie furażerki kawaleryjskie, kilku czapki polowe niemieckie. Każdy z nas miał na prawym ramieniu biało-czerwoną opaskę z czarnymi literami A.K. Przejście kanałami zniszczyło […] buty‹2›.
Ze względu na fakt, że temat życia codziennego podczas Powstania Warszawskiego, tak żołnierzy, jak i ludności cywilnej, jest wbrew pozorom niezwykle mało znany, warto przyjrzeć się bliżej jego poszczególnym aspektom.
Przypisy
‹1› L. Prorok, Kepi wojska francuskiego, PIW, Warszawa 1973, s. 111–115.
‹2› J.K. Zawodny, Raport dowódcy plutonu Armii Krajowej z Powstania Warszawskiego, „Zeszyty Historyczne” 1969, nr 16, s. 181–185.
1 Właściwa nazwa to „Warszawa Walczy” (wszystkie przypisy pochodzą od autorki).
2 Odległość od placu Napoleona do ulicy Królewskiej to około 500 metrów.
3 Właściwa nazwa to gospoda P.Ż. [Pomoc Żołnierzowi].