Читать книгу Sten pod pachą, bimber w szklance... Życie codzienne powstańczej Warszawy - Agnieszka Cubała - Страница 9
Woda i studnie
ОглавлениеDostęp do wody stanowił jeden z najpoważniejszych problemów powstańczej Warszawy. Pojawił się jednak dopiero po 2 tygodniach walki, kiedy to w nocy z 14 na 15 sierpnia Niemcy zajęli Stację Wodociągów i Kanalizacji przy placu Starynkiewicza 5, zamykając stały dopływ tego cennego surowca dla prawie całego miasta. W związku z tym prasa powstańcza zaczęła apelować o jak najbardziej oszczędne gospodarowanie posiadanymi zapasami:
Wczoraj w godzinach popołudniowych ustał dopływ wody. Być może jest to stan przejściowy, powstały wskutek chwilowego uszkodzenia. Tym niemniej należy natychmiast zastosować jak najbardziej oszczędną gospodarkę posiadanymi zasobami. Wody należy używać tylko do najkonieczniejszych potrzeb i w najmniejszej niezbędnej ilości‹1›.
O tym, że ograniczony dostęp do wody stał się jednym z największych problemów stolicy, najlepiej świadczą wspomnienia uczestników Powstania. Teresa Komender w jednej z relacji przedstawiła sytuację, z którą trzeba było się zmierzyć:
Największym problemem w szpitalu w czasie Powstania było zdobywanie wody i gospodarowanie nią. Trzeba było rannych obmyć, nakarmić, napoić. Wszystkim się chciało pić, a wodę się oszczędzało. Po wodę chodziliśmy w nocy i czerpaliśmy ją z ujścia pod kinem Palladium. Tam były jakieś takie podłączenia do wodociągów i była pompa w piwnicy. Najpierw napędzało się ją prądem, a potem ręcznie… Po wodę przychodziły tłumy i działy się tam dantejskie sceny. Wyznaczono więc godziny, w jakich będzie wodę brało wojsko, a w jakich cywile. Szpitale brały w nocy. Więc my co noc o trzeciej ze wszystkimi pojemnikami, jakie miałyśmy, szłyśmy po wodę. Szło się przejściami poprzebijanymi w podwórkach, klatkami schodowymi, jak się dało, bo ulicą było niebezpiecznie i za daleko. Potem miałyśmy trzech rannych Niemców do pomocy. Na początku bałyśmy się, że nam uciekną, ale było na odwrót, to oni panicznie bali się nas zgubić. Myśleli, że ludzie ich zmasakrują… Dlatego się mnie trzymali i jeśli się oddaliłam, to wystraszeni wołali za mną: „Schwester, Schwester…”. Nawet z ich pomocą noszenie wody to był jednak koszmar. Potem był i taki czas, że oszczędzając wodę, myłyśmy ręce w spirytusie‹2›.
Sytuację komplikował fakt, że miasto w ogromnej części było objęte pożarami, których gaszenie wymagało dużych ilości wody; była też ona konieczna dla funkcjonowania szpitali i punktów sanitarnych, a także różnego rodzaju kuchni i stołówek powstańczych, nie wspominając nawet o potrzebie zachowania higieny osobistej czy też dbaniu o czystość toalet i latryn. Próbując radzić sobie z zaistniałą sytuacją, mieszkańcy miasta zaczęli czerpać wodę sączącą się z rozbitych rur i źródeł artezyjskich. Władze poszczególnych dzielnic masowo przystąpiły do budowania studni. Czasami jednak trzeba się było zadowolić wodą deszczową, chwytaną do wiader pod rynnami lub nawet czerpaną wprost z kałuż, lejów po bombach i basenów przeciwpożarowych.
Kolejka po wodę przy studni znajdującej się na podwórzu kamienicy przy ulicy Żurawiej 6, fot. Joachim Joachimczyk „Joachim”, zbiory MPW
W powstańczej Warszawie coraz częstszym zjawiskiem był widok długich kolejek ludzi stojących z wiadrami na ulicach, dziedzińcach i podwórkach warszawskich. Zdarzały się przypadki, gdy po wodę stało się po kilka godzin, a w skrajnych przypadkach – nawet kilkanaście. Związane to było m.in. z faktem, że niektóre jednostki potrzebowały ogromnych ilości tego cennego surowca. W takich przypadkach w kolejce początkowo stawały dwie osoby, do których stopniowo dołączały kolejne. Wówczas samo korzystanie ze studni przypominało już przeprowadzenie skomplikowanej akcji, skrupulatnie zaplanowanej, z dokładnie rozpisanymi rolami dla wszystkich członków zespołu. Niezwykle ciekawie sytuację tego rodzaju opisała Bronisława Ochman:
Studnia jest w piwnicy, tam też trzeba pompować. Zainstalowano grube rury parciane, doprowadzające wodę z piwnicy na górę i kiedy się pompuje na dole, woda wycieka w bramie, w której panuje istna Sodoma i Gomora. Rozgorączkowani, rozdrażnieni ludzie walczą o wodę. Kolejka nieprawdopodobna: oddziały wojska, szpitale, ludność. Naturalnie wojsko, uważając się za uprzywilejowanych, nie liczy się z kolejką, toteż co chwila wybuchają awantury. Nas też uważają tam za zakały, ponieważ nabieramy przynajmniej dziesięć naczyń, co trwa długo. Zebrałyśmy w okolicy wszystkie możliwe kotły do bielizny, bańki, konewki. W sumie więc jest to ze sto litrów wody. Do naszej ciężkiej pracy dochodzi teraz jeszcze pompowanie i stanie w kolejce. W kolejkę idą zazwyczaj dwie i stoją otoczone wiankiem garnków, pilnując się bacznie, żeby ich nie wyrzucono z kolejki. Po godzinie lub dwóch, zależnie od długości kolejki, doskakuje grupa złożona z sześciu lub siedmiu dziewcząt, wszystkie, które są w danej chwili wolne. Pompujemy na zmianę po dwie. Pompa jest ciężka, a sił mamy coraz mniej. Ręce często opadają same, a serce mało nie wyskoczy z wysiłku. Cała ta praca pochłania dodatkowo ok. 3–4 godzin, co oczywiście redukuje nasz wypoczynek i sen do czterech najwyżej godzin na dobę‹3›.
Numerek otrzymany w kolejce po wodę do jednej ze studni powstańczych, zbiory MPW
Aby uporządkować pobór cennego surowca, wprowadzono specjalne rozporządzenia wyznaczające poszczególnym grupom godziny korzystania ze studni: wojsko: 6.00–7.00 i 21.30–23.00, kuchnie: 5.00–6.00 i 15.00–16.00, szpitale: 4.00–5.00 i 20.00–21:30, ludność cywilna: 7.00–15.00 i 16.00–20.00‹4›. W niektórych rejonach miasta władze cywilne poszły jeszcze o krok dalej, przygotowując rozporządzenia, w których informowano dokładnie o tym, z której studni mają korzystać mieszkańcy konkretnego domu i w jakich godzinach.
Dodatkowo sytuację komplikował fakt, że większość ujść wodnych znajdowała się na terenach całkowicie odkrytych lub na podwórkach i dziedzińcach. Dlatego zgromadzony tłum stanowił doskonały cel dla lotników niemieckich i dywersantów, zwłaszcza gołębiarzy. Nie obyło się więc i bez ofiar śmiertelnych, zwłaszcza wśród ludności cywilnej.
Powstańcy pobierający wodę z uszkodzonych rur wodociągowych, autor zdjęcia nieznany, zbiory Zygmunta Walkowskiego
Warto więc pamiętać i o tym, że problemem nie zawsze było tylko samo zdobycie wody, ale po pierwsze szczęśliwe dotarcie do miejsca poboru tego cennego surowca, a następnie powrót – i to z pełnym naczyniem – do domu. Jak wspomina mieszkanka Żoliborza, Janina Dunin-Wąsowicz, studnia, z której korzystała znajdowała się w ogródku przy al. Wojska Polskiego, tuż obok Cytadeli zajętej przez oddziały niemieckie. Aby tam się dostać, najpierw należało przebiec stale ostrzeliwane ulice: Czarnieckiego i Śmiałą. Ostatni etap drogi, już w samym ogródku, stanowił najtrudniejszą część wyprawy. Zachowując całkowitą ciszę, trzeba było doczołgać się do studni, zostawić naczynie i przedostać się do piwnicy, gdzie pompowało się wodę. Na każdy nieuważny ruch i odgłos Niemcy reagowali serią z karabinu maszynowego. Tą samą drogą trzeba było wrócić, dbając o to, by nie uronić ani kropli. Kiedy i w tym ujęciu zabrakło wody, trzeba było chodzić do źródła znajdującego się na rogu ul. Felińskiego i Niegolewskiego. Powrót z tego miejsca z wiadrami pełnymi drogocennego płynu stanowił jeszcze większe wyzwanie, nawet dla osób niezwykle sprawnych fizycznie. Droga prowadziła bowiem przez rów łącznikowy, przez który przebiegały m.in. wielkie rury kanału burzowca‹5›.
Budowa jednej z powstańczych studni, autor zdjęcia nieznany, zbiory Zygmunta Walkowskiego
Biorąc pod uwagę te wszystkie okoliczności, nie należy się dziwić, że w niektórych rejonach miasta pojawiło się nowe zjawisko – handel wodą[6]. Jak to bywa w takich przypadkach – skoro był popyt, i to tak wielki, znalazły się również osoby, które postanowiły z tej okazji skorzystać. Jak wynika z raportów przygotowywanych dla Rejonowej Delegatury Rządu, kubeł wody wraz z dostarczeniem do mieszkania kosztował od 50 do 100 zł lub równowartość tego w żywności i alkoholu. W kolejnym meldunku napisano: „przeciętna taksa wynosi 8 papierosów za czajnik”‹6›. Proceder dotyczył najczęściej osób mieszkających na terenie, na którym znajdowały się studnie (przede wszystkim prywatne).
Prasa powstańcza szeroko omawiała zaistniały problem. W największych dziennikach, takich jak „Biuletyn Informacyjny”, „Rzeczpospolita Polska” czy też „Robotnik”, wielokrotnie przytaczane były godziny poboru wody dla poszczególnych grup, jak również informacje dotyczące lokalizacji studni i źródeł artezyjskich w poszczególnych rejonach miasta. Poza tym nawoływano do picia tylko przegotowanej wody, aby uniknąć epidemii. W jednej z gazet żoliborskich pojawił się nawet na ten temat cały artykuł: „Badania bakteriologiczne wody wodociągowej wykazały, że w 1 m sześć. wody znajduje się 1362 bakterii zwykłych i 10 bakterii zakaźnych. W wodzie studziennej stan jest znacznie gorszy. Nie pijcie wody niegotowanej…”‹7›. Za pomocą haseł propagandowych wzywano także do racjonalnego gospodarowania wodą, by starczyła na jak najdłużej: „Żołnierz oszczędza amunicję – cywil wodę!”.
„Barykada” nr 6 z dnia 17.08.1944
Jak wynika z relacji i dokumentów, problem pozyskania wystarczającej ilości wody należał w sierpniu i wrześniu 1944 do najbardziej uciążliwych, tak dla mieszkańców miasta, szpitali, służb gospodarczych, jak i dla pojedynczych żołnierzy. Sytuacja ta, określana w wielu wspomnieniach jako jedna z największych bolączek życia warszawiaków, w znaczny sposób wpływała nie tylko na komfort codziennego funkcjonowania w mieście ogarniętym walką, lecz także przyczyniła się do znacznego pogorszenia się nastrojów społecznych, stając się równocześnie zarzewiem coraz częstszych zatargów pomiędzy ludnością cywilną i wojskiem.
Rozporządzenia sanitarne dotyczące przestrzegania podstawowych zasad higieny w walczącym mieście
Przypisy
‹1› „Biuletyn Informacyjny”, nr 52, 15.08.1944.
‹2› P. Bukalska, Sierpniowe dziewczęta ’44, op. cit., s. 60–61.
‹3› B. Ochman, Szpital powstańczy na Chmielnej, „Najnowsze Dzieje Polski” 1939–1945, t. VII, 1963, s. 119.
‹4› Zarządzenie w sprawie pobierania wody ze studzien wydane przez Okręgowego Delegata Rządu na Kraj Marcelego Porowskiego „Sowę” dnia 31.08.1944, „Dziennik Obwieszczeń” nr 7, 6.09.1944; Ludność cywilna…, t. 2, op. cit., s. 228–229.
‹5› J. Dunin-Wąsowicz, Ludność cywilna i prasa powstańczego Żoliborza, Warszawa lat wojny i okupacji: 1939–1944, z. 2, Instytut Historii PAN, Warszawa 1972, s. 270.
‹6› Ludność cywilna…, t. 2, op. cit., s. 435.
‹7› „Dziennik Radiowy AK XXII”, nr 40, 8.09.1944.
6 W sprawozdaniu sytuacyjnym Wydziału Bezpieczeństwa Okręgowej Delegatury Rządu zjawisko to zostało nazwane „pasek wodą” – od paskarstwa.