Читать книгу Zakręty losu - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 6

Rozdział 1

Оглавление

„Dlaczego, dlaczego, dlaczego?”

Dlaczego on zgodził się sprzedać nasze mieszkanie i zamieszkać z nimi? On, czyli mój ojciec, który podjął decyzję, w ogóle się nie licząc z moim zdaniem. Czy tak postępuje ojciec? Zwłaszcza taki, który twierdzi, że jego córka jest dla niego najważniejsza na świecie?! Wiąże się z kobietą, potem się z nią żeni i zgadza się wprowadzić do jej domu?! A ta kobieta ma swoją córkę, która na pierwszym pseudorodzinnym obiedzie obrzuca mnie pogardliwym spojrzeniem i głośno komentuje mój styl ubierania! Tak się nie robi! Nie robi!

Katarzyna Matczak pakowała się, a w jej głowie kotłowało się milion podobnych myśli. Dzisiaj przeprowadzała się do wielkiego domu, który należał do nowej żony jej ojca. Ich mieszkanie zostało sprzedane i do końca tygodnia musieli je opuścić. Wszystkie jej rzeczy osobiste, jej płyty, książki, maskotki, zbiór muszli o najdziwniejszych kształtach, leżały spakowane w pudłach wynoszonych przez firmę specjalizującą się w przeprowadzkach. Zastanawiała się, jak do tego doszło, dlaczego wcześniej nie zauważyła, że szykuje się coś takiego. Jasne, jej ojciec już wcześniej chodził na randki, w końcu od piętnastu lat był wdowcem – jej matka zmarła, gdy ona była trzyletnim brzdącem. Nie przypuszczała jednak, że związek ojca i Anny Filipiak to taka poważna sprawa. Gdy tata po ośmiu miesiącach romansu z Anką powiadomił swoją jedyną córkę, że się żeni, ta nie zareagowała w jakiś histeryczny sposób. Uważała, że ojciec ma prawo do szczęścia, i nawet się dziwiła, że wcześniej nie próbował sobie ułożyć życia. Ale gdy się okazało, że ich mieszkanie zostało wystawione na sprzedaż, a oni zamieszkają w wielkim domu na przedmieściach, to już nie była taka pewna, że to jest dla nich dobre. Poza tym ojciec wpadł na pomysł, żeby przenieść ją do liceum, do którego chodziła córka jego wybranki – Małgośka, wysoka blond piękność, uczennica klasy czwartej tej szkoły. Nie chciał, żeby Kaśka musiała dojeżdżać i tracić czas w środkach miejskiej i podmiejskiej komunikacji. Zresztą było dopiero pierwsze półrocze czwartej klasy, co stanowiło dla ojca wystarczający argument, żeby zadecydować za dziewczynę. Był początek roku szkolnego, a tamto liceum prezentowało równie wysoki poziom i cieszyło się dobrą renomą. Jakby nie miało znaczenia, że to klasa maturalna! Poza tym ona nie chciała chodzić do tej samej szkoły co Gośka, bo, delikatnie mówiąc, nie zapałały do siebie siostrzaną miłością od pierwszego wejrzenia.

Kasia była zupełnym przeciwieństwem Małgośki. Na pewno jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Wzrostem dorównywała tamtej dziewczynie, ale była to jedyna cecha, która je łączyła. Matczakówna miała gęste, czarne jak heban włosy sięgające lekko za ucho, niebieskie oczy, ładne usta i figurę sportsmenki, gdyż od czterech lat trenowała koszykówkę i jeździła na różne zawody i zgrupowania. Sport był jej pasją, a drugie hobby stanowiło zbieranie muszli, których miała już pokaźną kolekcję. Natomiast Filipiakówna… Klasyczna piękność, blondynka o kobiecych kształtach, świadoma swojej atrakcyjności i umiejętnie ją wykorzystująca. Z tego, co Kaśka słyszała, Gośka miała chłopaka, który chodził do tego samego liceum, co nie przeszkadzało jej kokietować wszystkich mężczyzn, którzy znaleźli się w jej pobliżu.

A teraz nie dość, że musiała z nią mieszkać, mieć pokój obok jej pokoju, to jeszcze miała z nią chodzić do jednej szkoły! Kaśka wiedziała, że przed nią ciężkie chwile, i już się zastanawiała, kiedy po raz pierwszy się zetną, bo że to zrobią, była więcej niż pewna. Katarzyna Matczak była bowiem osobą, która zawsze mówiła to, co myślała, i często dopiero po fakcie zastanawiała się nad sensem wypowiedzianych słów, na co czasami było już za późno. Dlatego też jej ojciec cyklicznie był wzywany przez nauczycielki, które niekiedy doprowadzała wręcz do płaczu. Zrobić nic z nią nie mogły, bo uczyła się świetnie, tylko miała mały problem z niesubordynacją. Hm… może nie taki mały, ale kto usunie ze szkoły najlepszą uczennicę, podporę drużyny koszykarskiej za to, że ma niewyparzony język? I dlatego całą podstawówkę jakoś przeszła, lawirując pomiędzy kolejnymi wezwaniami do dyrektora lub pedagoga. Gdy rozpoczęła naukę w liceum, ojciec błagał ją o powściągnięcie temperamentu i panowanie nad językiem, ale już na początku pierwszej klasy wdała się w słowną potyczkę z polonistką, z którą nie zgodziła się co do sposobu interpretacji postępowania bohatera jednej z lektur. I teraz, gdy miała się przenieść do nowej szkoły, czuła, że przed pójściem pojutrze na pierwsze zajęcia czeka ją pedagogiczna rozmowa z ojcem, który już się martwił, ile razy będzie gościem w gabinecie dyrektora.

– Katia, chodź, zawiozę cię, zaczniesz się już rozpakowywać w swoim nowym pokoju – powiedział ojciec, zwracając się do niej zdrobnieniem, którego używał od lat. Przerwał jej tym samym te irytujące rozmyślania.

– Jeszcze mam kilka rzeczy do spakowania, pojadę później. – Próbowała opóźnić wyjście z mieszkania, w którym spędziła osiemnaście lat życia.

– Katia, bez sensu, jedziemy teraz – powiedział ojciec stanowczo, pobrzękując z niecierpliwością kluczykiem od samochodu. – Panowie zabiorą resztę twoich rzeczy, weź tylko to, co jest niezbędne.

W odpowiedzi zarzuciła na ramię torbę z kosmetykami, szkolny plecak, złapała piłkę do kosza, stanęła na baczność i mruknęła:

– Tak jest, sir.

Ojciec pokręcił głową, uśmiechnął się i skierował do wyjścia. Niósł dwie wielkie torby podróżne wypakowane do granic możliwości.

Na podwórku wsiedli do auta i ruszyli do swojego nowego domu. Nie, poprawka, do domu nowej żony ojca, który miał się stać ich domem, ale dziewczyna nie była pewna, czy tak będzie. Teraz dopiero poczuła strach i obawę, czy to wszystko się ułoży tak, jak ojciec jej to przedstawiał, czyli bardzo, bardzo pozytywnie.

Jechali w milczeniu. Kaśka widziała, że ojciec na nią zerka, ale nie miała zamiaru pierwsza zaczynać rozmowy.

– Hej, córka – powiedział, patrząc uważnie na drogę.

– Hej, ojciec – odpowiedziała mu jak zawsze, spoglądając na niego z boku.

– Katia, wiem, że ci ciężko, ale zobaczysz, ułożymy sobie to nasze nowe życie. Będzie dobrze. Przecież wiesz, że Ania cię lubi.

To akurat prawda, żona ojca była w porządku, czego nie można było powiedzieć o jej córce.

– Wiem, wiem, damy radę, tato. – Uśmiechnęła się i poklepała go po dłoni, bo wiedziała, że bardzo mu zależy na tym, aby czuła się dobrze i swobodnie w nowym domu. I postanowiła, że postara się dać z siebie jak najwięcej, żeby jakoś dojść do porozumienia z tą swoją… niby-siostrą.

Wreszcie dojechali do domu Filipiaków, a właściwie Matczaków, bo macocha przyjęła ich nazwisko. Anka, bo tak kazała do siebie mówić, czekała na podjeździe, uśmiechnięta i radosna. Najpierw, oczywiście, przytuliła ojca, a potem uściskała Kaśkę.

– Kochanie, twój pokój już czeka, możesz się rozpakowywać. Gosi nie ma, pojechała na jakąś prywatkę, jutro będziecie miały okazję pogadać. Chodź, pójdziemy na górę. – Ujęła dziewczynę pod ramię i poprowadziła w stronę domu.

Kasia czuła się trochę dziwnie i niezręcznie, najchętniej wyrwałaby się jej z uścisku i uciekła z tego domu, ale zamiast tego grzecznie dała się wprowadzić do środka i powędrowała schodami na piętro, gdzie czekał jej nowy pokój.

Anka otworzyła drzwi i oczom dziewczyny ukazało się naprawdę olbrzymie pomieszczenie, prawie jak salon w ich niemałym przecież mieszkaniu. Od razu jej się spodobało. Obawiała się przepychu, stylu, który by ją od razu odrzucił. Ale na szczęście właścicielka domu lubiła minimalizm i tak właśnie urządziła ten pokój. Szafa wnękowa, biurko, kącik z dwoma fotelami i szerokie łóżko. W rogu na stoliku mały telewizor, pod spodem wideo.

– I jak, Kasiu, podoba ci się? – spytała macocha z obawą w głosie.

– T-tak… – Kaśce, nie wiedzieć czemu, drżał głos. – Bardzo mi się podoba. Dziękuję. – Popatrzyła na stojącą obok kobietę i się uśmiechnęła.

Do pokoju wtoczył się obładowany torbami ojciec i ogarnął wzrokiem pomieszczenie. Zatrzymał spojrzenie na stojącym w rogu telewizorze.

– Anka, jednak to zrobiłaś? – Pokręcił głową, patrząc na stojącą obok niego niską blondynkę, która uśmiechała się przepraszająco.

– O czymś nie wiem? – Kaśka była trochę zdezorientowana, spoglądała to na ojca, to na macochę.

– Piotrek, obiecałam taki zestaw Małgosi, no ale skoro Kasia się wprowadziła, byłoby trochę nie fair… – Uśmiechnęła się pojednawczo do męża.

Piotr Matczak westchnął, machnął ręką i zwrócił się do córki:

– Katia, rozpakuj się, ja jadę po resztę rzeczy. – Odwrócił się i pociągnął za sobą żonę, zapewne chcąc kontynuować rozmowę na temat nieuzgodnionego zakupu. Akurat w tym przypadku Kaśka trzymała stronę Anki.

Rozpakowała swoje torby, umyła się i przebrała w dres. Wracając z łazienki do pokoju, zerknęła w stronę pomieszczenia obok i westchnęła ciężko. Nie ukrywała tego przed sobą – bała się trochę wspólnego życia, zwłaszcza z taką dziewczyną jak Gośka.

Włożyła adidasy i postanowiła pozwiedzać okolicę, bo i tak dzisiaj rano, przez to zamieszanie z przeprowadzką, nie odbyła codziennego treningu, który pozwalał jej utrzymać formę i umożliwiał prezentowanie na boisku swojego talentu.

Krzyknęła do Anki, że idzie pobiegać, założyła na uszy słuchawki od walkmana i ruszyła w stronę parku, który w dalszej części zmieniał się w las. Jedno, co musiała przyznać, to, że dom w takim miejscu zapewniał pobyt na świeżym powietrzu. Wcześniej mieszkali w centrum miasta i tak naprawdę nie miała gdzie biegać. Robiła trasy pomiędzy starymi kamienicami, przebiegając na światłach przez zatłoczone ulice, ale nie był to prawdziwy jogging wśród natury, o jakim zawsze marzyła. Tutaj trening miał urok. Biegła przez park, nie dostrzegając nikogo. Zaczynało się już ściemniać, więc postanowiła wracać, bo nie chciała martwić ojca późnym powrotem i oddalaniem się od domu tak daleko.

Schyliła się, ponaciągała trochę mięśnie nóg i grzbietu, zrobiła kilka wymachów rękoma i zaczęła biec w stronę domu. Nagle z kieszeni dresu wypadł jej wysłużony walkman i potoczył się na ziemię. W ostatniej chwili zrobiła unik, żeby go nie rozdeptać, i pośliznęła się na mokrej ściółce, robiąc piękny szpagat wprost na wilgotne liście.

– Cholera! – krzyknęła i w tym momencie usłyszała, jak z lekkim szurnięciem zatrzymuje się koło niej rower, a po krótkiej chwili do jej uszu dotarł głęboki głos:

– Wszystko w porządku?

– Nie wiem… chyba… – powiedziała, próbując się podnieść.

Kątem oka zauważyła, że nieznajomy kładzie rower. Spojrzała na swojego wybawcę i zobaczyła bardzo wysokiego chłopaka w kasku i osprzęcie do szybkich jazd.

– Dzięki. – Uśmiechnęła się.

– Nie ma sprawy. Na mokrych liściach łatwo się przewrócić – mruknął, ściągając kask i podając jej dłoń w rękawiczce bez palców. – Krzysiek jestem – powiedział, patrząc na nią uważnie.

– Kaśka. – Uścisnęła jego dłoń i też przyjrzała mu się dokładniej.

„O jasna cholera!!!”

Hm… no tak… był… doskonały. Wyższy od niej, a to już dużo, bo do niskich nie należała. Miał krótko ostrzyżone włosy wpadające w ciemny blond, niebieskie oczy i męską twarz z charakterystycznie zarysowanym podbródkiem. Typowy chłopiec z kalifornijskiej plaży. Albo hawajskiej, do wyboru…

„Katarzyno Matczak, zamknij usta!”

Odwróciła wzrok, bo poczuła, że gapi się na niego jak jakaś niedorozwinięta.

– Często biegasz? – spytał, nadal mierząc ją wzrokiem.

– Staram się codziennie, trenuję koszykówkę, więc muszę mieć kondycję. – Wzruszyła ramionami, idąc powoli w stronę ulicy.

Jej nowy znajomy powiesił kask na kierownicy i szedł wolno obok, prowadząc rower.

– Nie widziałem cię wcześniej. – Zerknął na nią z boku.

„Gdybym cię widział, na pewno bym zapamiętał…”

– Bo mieszkałam gdzie indziej – odparła, nie wdając się zbytnio w szczegóły.

– Aha… A gdzie chodzisz do szkoły? – Zatrzymał się i zaczął zakładać kask, jednocześnie patrząc na nią.

– Noo, zaczynam od poniedziałku tutaj. – Wskazała w nieokreślonym kierunku, ale zrozumiał, co miała na myśli.

– Do naszego liceum? Serio? Do której klasy? – Uśmiechnął się, a ona pomyślała, że z tym powalającym uśmiechem zdecydowanie wygląda jak surfer z amerykańskich filmów dla nastolatek.

– Do czwartej – odpowiedziała, odwracając wzrok.

– Ja też! Jaki kierunek? – Wyglądał na ucieszonego.

– Human.

„No to będziesz miał kłopot…”

– To będziemy w jednej klasie! Ale numer! Słuchaj, muszę już jechać, może… – Zastanawiał się przez chwilę. – Będziesz tutaj jutro? Ja często jeżdżę po parku i po lesie, moglibyśmy się spotkać, opowiedziałbym ci o naszej budzie… – Patrzył na nią wyczekująco.

– Czemu nie? Będę o tej samej porze, lubię biegać wieczorami. – Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, czując, że coś się z nią dzieje, bo przecież zawsze biegała rano.

– No to fajnie, w takim razie do jutra… i witaj na nowych śmieciach. – Mrugnął do niej, wsiadł na rower i odjechał.

Chwilę patrzyła za nim, jak mknie środkiem ulicy, po czym odwróciła się i pobiegła lekkim truchtem w stronę domu… swojego nowego domu.

Nazajutrz umyła się, ubrała i zeszła na dół na śniadanie. Ojciec z Anką siedzieli przy stole w kuchni i pili kawę, a obok nich siedziała Gośka. Miała podkrążone oczy.

– Cześć – mruknęła Kaśka, uśmiechając się z lekką rezerwą.

Blondynka, zobaczywszy ją, poderwała się z krzesła i przytuliła zaskoczoną dziewczynę do siebie.

– Cześć, Kasia! Sorry, że wczoraj mnie nie było, miałyśmy z kumpelami babski wieczór, ale dzisiaj jestem cała twoja. – Gośka pocałowała ją w oba policzki i poprowadziła w stronę stołu.

Kaśka była trochę zszokowana postawą swojej nowej przyszywanej siostry i odnosiła się z wielką rezerwą do tej niespodziewanej życzliwości. Ale uśmiechała się, rozmawiała z córką swej macochy na neutralne tematy i widziała, że ojciec i Anka rzucają w ich stronę radosne spojrzenia, bo na niczym im tak bardzo nie zależało, jak na poprawnych stosunkach pomiędzy ich dziećmi.

Do południa Kasia siedziała w swoim pokoju i rozpakowywała torby i kartony, starając się nadać pokojowi bardziej indywidualny charakter. Chciała, żeby stał się naprawdę jej, żeby nie czuła się tutaj jak w hotelu. Wiedziała, że na całkowite przystosowanie się do nowych warunków potrzeba czasu, bo nic nie dzieje się przecież od razu. Poukładała książki, na szerokim dębowym parapecie rozstawiła swoją kolekcję muszli i zapełniła część szafy ubraniami, dochodząc do wniosku, że objętość mebla jest przewidziana na dwie albo trzy osoby. W końcu usiadła na łóżku i zaczęła czytać książkę, którą dostała na osiemnaste urodziny od swojej najlepszej koleżanki Ewki. Ewa chodziła do liceum ekonomicznego w centrum miasta, ale wcześniejsze etapy edukacji odbywały razem i kumplowały się od niepamiętnych czasów. Kaśka wiedziała, że najbardziej będzie jej brakowało codziennych spotkań z przyjaciółką. Oczywiście, obiecywały sobie, że będą się spotykać w weekendy, ale obydwie wiedziały, że to już nie to samo.

Leżąc i czytając, Kaśka usłyszała energiczne pukanie do drzwi i w tym samym momencie do środka wpadła Małgośka. Dziewczyna stanęła na środku i krytycznym wzrokiem ogarnęła pokój.

– Jakoś drętwo tutaj, musisz kupić sobie coś na ścianę, jakiś plakat albo najlepiej fototapetę – powiedziała, zatrzymując wzrok na telewizorze stojącym w rogu. – Widzę, że mamuśka próbuje cię przekupić… – dodała z przekąsem.

„Czy ludzka czaszka wytrzyma uderzenie kryształowym wazonem?”

– Nie musi mnie przekupywać. I, o ile wiem, też dostałaś taki prezent… – powiedziała cicho Kaśka, nie patrząc na stojącą na środku pokoju dziewczynę.

– No właśnie o tym mówię. Przekupywanie. Żebym cię nie przeżuła i nie wypluła – powiedziała wysoka blondynka z jadowitym uśmiechem.

„Oddychaj, Matczak, oddychaj…”

– Żartujesz sobie… – mruknęła brunetka, przyglądając się swojej przyszywanej siostrze. – Jeśli masz zamiar tak zaczynać nasze wspólne życie, to zamknij drzwi z drugiej strony – dodała ze złością.

– Laska, nie denerwuj się, przecież żartuję. Słuchaj, przyszłam w pokojowych zamiarach, jutro po południu robimy małe spotkanie z ludźmi ze szkoły. Wiem, że to niedziela, ale to takie swobodne party, chodź ze mną, poznasz mojego faceta i pozostałych fajnych gości, przełamiesz lody. Co ty na to? – Gośka patrzyła na nią wyczekująco.

Kaśka wzruszyła ramionami i pomyślała sobie, że w sumie to może pójść i pooglądać te okazy z nowej szkoły.

– O której to spotkanie? – spytała obojętnym tonem.

– O siedemnastej, w domu mojego chłopaka – odparła Gośka.

„O rany, jej chłopak, napakowany imbecyl zapewne…”

– Dobra, mogę iść – mruknęła Kasia.

– O dzięki ci, pani… Tylko ubierz się jakoś po ludzku, żebym się za ciebie nie wstydziła – rzuciła na odchodne Gośka i zamknęła z trzaskiem drzwi.

„Boże!!! Jak mam się dogadać z tą pustą idiotką?!”

Ze złości zagryzła zęby, pohamowując chęć złapania w ręce kryształowego wazonu z bukietem ususzonych kwiatów, który stał na podłodze.

Późnym popołudniem włożyła dres, wzięła walkmana i pobiegła w stronę parku, wyrzucając sobie w myśli, że stanowczo ze zbyt wielkim entuzjazmem podąża śladem wczorajszego biegu w nadziei na spotkanie pewnego rowerzysty, którego zapewne i tak tutaj nie będzie. Jednak gdy dobiegła do ścieżki, na której wczoraj ćwiczyła, zobaczyła siedzącego na ławce Krzyśka z kaskiem w ręku. Jego rower stał oparty obok, a on miał słuchawki na uszach i wybijał nogą rytm. Strój do jazdy na rowerze (ten sam, w który był ubrany wczoraj) podkreślał jego świetnie wyćwiczone mięśnie. Kaśka zwyzywała się w myśli od napalonych idiotek i podbiegła do niego z lekkim uśmiechem.

– Hej! – Pomachała mu ręką przed nosem.

Spojrzał na nią i zdjął słuchawki z uszu.

– Cześć. Nie wiedziałem, o której dokładnie będziesz, więc pojeździłem trochę i czekam. – Uśmiechnął się na powitanie i schował odtwarzacz do kieszeni. – Biegasz? – spytał, wskazując na ścieżkę.

– Tak, zrobię ze dwie rundki – potwierdziła.

– Dobra, to ja idę pojeździć, spotkamy się na tej ławce za… powiedzmy pół godziny? – Popatrzył na Kaśkę, zakładając kask.

– Może być. – Uśmiechnęła się i ruszyła truchtem w stronę lasu.

Krzysiek wyprzedził ją i pomachał ręką, po czym wkrótce zniknął z zasięgu jej wzroku.

Kaśka pokonała swój stały dystans, ponaciągała mięśnie i podążyła już spokojnym krokiem w stronę ławki. Gdy była blisko, zobaczyła nadjeżdżającego z naprzeciwka Krzyśka. Usiedli na ławce.

– I jak tam twoje treningi koszykarskie? – spytał.

– Mam je trzy razy w tygodniu, w klubie w centrum. W szkole mam zamiar zapisać się do ligi koszykarskiej, wiem, że jest coś takiego – powiedziała, przeczesując dłonią włosy. Nie zauważyła, że jego wzrok podążył za ruchem jej szczupłej dłoni.

On zaś pomyślał, że jak na dziewczynę uprawiającą sport, w gruncie rzeczy kontaktowy, była bardzo delikatna.

– Tak, jest coś takiego – przytaknął. – Gdzie mieszkasz? – Utkwił w niej wzrok.

– Niedaleko. – Machnęła ręką, nie chcąc na razie wchodzić głębiej w temat jej dziwnych koneksji rodzinnych. – Powiedz, fajna jest ta szkoła? – Pochyliła głowę i spojrzała na niego bokiem, a on pomyślał, że gdy tak zerka zza grzywy czarnych włosów, wygląda bardzo… bardzo… interesująco.

– Wiesz, taka sama jak każda. Jest dopiero październik, więc dasz sobie radę, klasa jest w porządku, powinnaś się szybko zintegrować, jeśli oczywiście o to ci chodzi. – Uśmiechnął się.

– O to też. Nie chciałam się przenosić, ale ojciec się uparł, argumentując to właśnie tym, że dopiero październik – mruknęła.

– Nie wiem, może miał rację, w sumie jest fajnie i tak bardziej, no wiesz… kameralnie.

– Zobaczymy… Będę się zbierać, bo ciemno się zrobiło.

Wstała i założyła słuchawki. On też wstał i kask, który trzymał w rękach, spadł na ziemię. W tym samym momencie schylili się, aby go podnieść, i uderzyli się mocno głowami, aż w parku rozległo się głuche stuknięcie.

– O rany! – Kaśka złapała się za głowę i aż przykucnęła.

Krzysiek też rozcierał bolące czoło, ale patrzył na dziewczynę z niepokojem. Pomógł jej wstać, pochylił się i oglądał stłuczenie.

– Hm… powinnaś przeżyć, przepraszam. – Uśmiechnął się lekko.

– Ja też… Kurczę, aż gwiazdy zobaczyłam. – Próbowała się roześmiać.

– Wszystko okej? – spytał, patrząc na nią uważnie i przytrzymując ją za ramiona.

– Chyba tak… – Kiwnęła głową. – Muszę się wolniej poruszać – mruknęła.

– No, nie powiem, refleks masz. – Uśmiechnął się. – Dasz radę sama dojść do domu?

„Nie. Nie dam, musisz mnie mocno objąć, przytulić i zaprowadzić…”

– Jasne… – odparła. – Słuchaj… – zaczęła, gdy doszli już do ulicy. – Będziesz tutaj jutro? – spytała z nadzieją.

Była gotowa zrezygnować z tej dziwnej prywatki ze znajomymi Gośki, gdyby on zdecydował się ponownie tu przyjść, ale chłopak pokręcił głową.

– Niestety, popołudnie mam zajęte… Kumpel przychodzi i będziemy wkuwać… chemię – powiedział. – Zobaczymy się w poniedziałek w szkole. Może znowu umówimy się na wspólny trening? – spytał z uśmiechem.

– Jasne. – Pokiwała głową trochę zawiedziona – nie tylko tym, że jutro go nie zobaczy, ale i tym, że będzie chyba musiała pójść z Gośką na to party.

– I uważaj na głowę… – powiedział, zakładając kask, po czym dotknął lekko jej włosów.

– Ty też – odparła, czując się trochę dziwnie, gdy stał tak blisko i czuła delikatny dotyk jego palców.

– Powodzenia w szkole, będę cię wypatrywał, Katka. – Popatrzył na nią niespodziewanie ciepłym wzrokiem, wsiadł na rower i odjechał.

Stała jeszcze przez chwilę, czując, jak mocno bije jej serce, choć przecież nie biegała, po czym odwróciła się w drugą stronę i podążyła truchtem do domu.

Zakręty losu

Подняться наверх