Читать книгу Zakręty losu - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 7

Rozdział 2

Оглавление

Następnego dnia Kaśka obudziła się z przejmującym bólem głowy. Wstała i podeszła do lustra umieszczonego w przesuwnych drzwiach szafy. Świetnie! Na czole miała wielkiego guza koloru dojrzałej śliwki. Potrząsnęła głową, zasłaniając go gęstą grzywką. No, już lepiej. Nikt nic nie zobaczy, pod warunkiem że będzie chodzić jak automat. Ciekawe, jak wygląda Krzysiek. Hm. Nawet nie miała do niego numeru telefonu. Nic o nim w sumie nie wiedziała oprócz tego, że jest w jej wieku, że będzie chodziła z nim do jednej klasy oraz że ma zniewalające niebieskie spojrzenie.

„Katarzyno Matczak! Weź się w garść! Nie zdążyłaś jeszcze się tutaj dobrze zadomowić, a już twoje myśli zaprząta jakiś chłopak, którego w ogóle nie znasz! A może to jakiś seryjny morderca, który jeżdżąc wieczorami po parku, wyszukuje swoje ofiary?”

Kaśka popukała się w głowę, patrząc z politowaniem na swoje odbicie w lustrze, i poszła do łazienki umyć się i ubrać.

W tym czasie obiekt jej westchnień siedział w swoim pokoju przed komputerem i patrzył w ekran, na którym migały obrazki jego ulubionej gry. Jednak teraz nie miał ochoty na rozgrywkę. Zakręcił się na obrotowym fotelu i spojrzał za okno. Przed oczami wciąż miał tę wysoką, czarnowłosą, szczupłą dziewczynę w dresie. Jakiś czas temu powiedział swojemu starszemu bratu, jaki jest jego ideał dziewczyny. I teraz, gdy ją spotkał, poczuł się trochę niepewnie. Bo ona wyglądała dokładnie tak, jak sobie wymarzył. A w dodatku w jej oczach również dostrzegał iskrę zainteresowania. Nie żeby miał z tym jakiś problem, lecz ta dziewczyna nie wyglądała na głupkowatą nastolatkę. Miała pasję, a on cenił ludzi z zainteresowaniami. Sam kochał jazdę na rowerze, muzykę i historię starożytną. To były jego koniki, był w tym świetny i stanowiło to jego powód do dumy. Poza tym z nią, Kaśką, fajnie mu się rozmawiało, co było o tyle dziwne, że praktycznie nie znał tej dziewczyny i nic o niej nie wiedział. Ani jak się nazywa, ani gdzie mieszka. Żałował, że nie wziął od niej numeru telefonu. No ale przynajmniej wiedział, że będzie chodziła do jego szkoły, mało tego, będzie z nim w jednej klasie. Trzeba wykombinować, jak tu się z nią umówić znowu do parku, tak aby nikt nie wiedział. To nie było takie proste… Krzysiek potarł ręką oczy i przejechał dłonią po włosach. W tym samym momencie syknął z bólu. Podszedł do lustra i zobaczył na swoim czole wielkiego guza. No super! Od razu pomyślał o tym, jak czuje się czarnowłosa dziewczyna, i ponownie pożałował, że nie wziął od niej żadnych namiarów.

Nadeszło popołudnie i Kaśka czekała na Małgośkę, która miała ją zabrać do tych swoich znajomych i do swojego chłopaka. Wyobraziła sobie, jaki musi być wybranek Gośki, i od razu odechciało się jej gdziekolwiek wychodzić. Ale przyszywana siostra przekazała już swojej matce i ojczymowi informację, że „zabiera Kasię na spotkanie z przyjaciółmi”, jak to słodko określiła. Kaśka zauważyła, jak ojcu zaświeciły się z radości oczy, zatem powstrzymała się od komentarzy. Poszła na górę i zaczęła się szykować do wyjścia. Nie planowała żadnej ekstrawagancji. Włożyła ulubione czarne dżinsy, czerwoną bluzkę, czarne adidasy. Przeczesała włosy, spojrzała w lustro i uznała, że może być. Wtedy weszła Małgośka, ubrana tak, jakby wybierała się na pokaz mody. Otaksowała ją krytycznym spojrzeniem od stóp do głów i mruknęła:

– Jeśli nie zaczniesz się wyróżniać, to cię rozdepczą. – I kiwając głową na Kaśkę, podążyła w stronę schodów.

– A przy tobie, jeżeli będziesz się tak wyróżniać, trzeba będzie nosić okulary przeciwsłoneczne, żeby nie oślepnąć od tego blasku – mruknęła do siebie Kaśka, wkładając kurtkę. Po chwili zbiegła za Gośką na dół.

Gdy były przy drzwiach, usłyszały głos Anki:

– Dziewczyny, jutro rano szkoła, nie wracajcie zbyt późno.

– Mamo, o dwudziestej drugiej będziemy – oznajmiła Gośka grzecznym tonem.

– To chyba trochę za późno! – zaprotestował ojciec Kaśki.

– Piotrek… – zaczęła matka Gośki, ale zobaczywszy zmarszczone czoło męża, pokręciła głową i powiedziała do dziewczyn czekających na decyzję rodziców przy drzwiach: – Dziewczynki, dwudziesta pierwsza widzę was w domu.

– Super! – parsknęła głośno Małgośka, rzucając ojczymowi mało przyjazne spojrzenie, i wyszła na zewnątrz.

– Na razie – mruknęła Kaśka i podążyła za wściekłą siostrą.

– Dzięki za wsparcie – syknęła Gośka, gdy już były na zewnątrz.

– Proszę bardzo – powiedziała uprzejmie dziewczyna. – Znam ojca, nic by nie pomogło.

– Zawsze mogłam być dłużej, a teraz nie, przez to, że muszę cię niańczyć! – burknęła blondynka, wychodząc na ulicę.

– To ty mnie zaprosiłaś, pamiętasz? Mogę wrócić do domu… – powiedziała Kaśka, już trochę zła.

– Daj spokój. Chodźmy, bo czas ucieka. – Małgośka machnęła ręką i narzuciła szybkie tempo. Nie mogła przecież powiedzieć, że matka wymogła na niej obietnicę, że zaopiekuje się tą swoją niby-siostrą i wprowadzi ją w towarzystwo, ułatwi aklimatyzację w nowej szkole.

Kaśka się nie odezwała, tylko podążyła za Gośką, która jak na tak wysokie obcasy całkiem nieźle zasuwała. Minęły park i doszły do dużego domu, na którego podjeździe stały dwa luksusowe auta.

– Tu mieszka twój chłopak? – spytała Kaśka.

– Tak. Jego rodzice to członkowie palestry adwokackiej, najbardziej znani prawnicy w mieście. I najlepsi – powiedziała z dumą w głosie.

– Długo już z nim jesteś? – Generalnie nic ją to nie obchodziło, ale chciała jakoś podtrzymać rozmowę.

– Rok. Musiałam się postarać, żeby był mój, ale wiesz… Kobiety mają swoje sposoby, by zdobyć i utrzymać faceta. – Zerknęła na Kaśkę i machnęła ręką. – Zresztą komu ja to mówię… Chodź i nie narób mi kwasu.

„Aaaaaaaaaaa…”

Kaśka miała ochotę popchnąć tę zakochaną w sobie blondynę i zobaczyć, czy siostrze uda się utrzymać równowagę na dziesięciocentymetrowych szpilkach. Zamiast tego jednak podążyła za nią w kierunku drzwi, zza których dochodziły już głośne dźwięki muzyki.

Gdy weszły do środka, do Gośki podbiegły dwa klony, jak je Kaśka szybko nazwała w myślach. Te dwie dziewczyny były identyczne i wyraźnie stylizowały się na jej przyszywaną siostrę. Jednak w przeciwieństwie do niej nie miały klasy i wyglądały tylko jak tanie podróbki. Gośka pociągnęła Kaśkę za rękaw i kazała jej rzucić kurtkę na sofę w holu. Potem złapała ją za rękę i poprowadziła do grupki ludzi siedzących na niskich kanapach w salonie.

– Hej, ludziska, to moja nowa, świeża, przyszywana siostra. Od jutra zaczyna chodzić do naszej szkoły. – Dokonała prezentacji.

– Cześć wam, jestem Kaśka – powiedziała Matczakówna, machając do wszystkich.

– A gdzie jest Kris? – zapytała nadąsanym tonem Gośka.

Wysoki szatyn się uśmiechnął.

– Poszedł po piwo… I po lód, bo chyba za ostry seks uprawialiście, he, he, he. – Towarzystwo zaczęło rechotać, a szatyn przybił piątkę siedzącemu obok niego napakowanemu chłopakowi z ogoloną prawie na zero głową, który nie spuszczał wzroku z Kaśki.

– Co ty pieprzysz, Marko? – Gośka utkwiła w chłopaku wściekły wzrok.

– Gdy zobaczysz jego głowę, to będziesz wiedziała. Mówi, że spadł z roweru, ale odkąd go znam, nie widziałem, żeby kiedykolwiek z niego zleciał, ha, ha, ha!

„Nie, nie, nie, to niemożliwe!!!”

Kaśka spojrzała dziwnym wzrokiem na szatyna, ale nie miała czasu się zastanowić nad jego słowami, bo usłyszała za sobą słodki głos Gośki: „Kris, co ty sobie zrobiłeś?”. Odwróciła się i zobaczyła Krzyśka, stojącego ze zgrzewką piwa w jednej ręce i z zimnym okładem, który przykładał sobie do wielkiej śliwy na czole, w drugiej. Jego wzrok, utkwiony w wysokiej brunetce, wyrażał kompletne zdziwienie. I szok.

Gośka wzięła od niego piwo i pocałowała go w usta, długo i namiętnie – Kasia pomyślała, że zaraz udusi chłopaka. Potem pociągnęła go w jej stronę i powiedziała z uśmiechem:

– To jest mój chłopak, Kris. A to moja przyszywana siostra.

„Dlaczego to musiała być właśnie ona?!!!”

Krzysiek popatrzył na nią spod zmarszczonych brwi i podał jej rękę, mówiąc cicho:

– Krzysiek.

– Kaśka – odparła, ściskając lekko jego dłoń.

W tym momencie usłyszała głośny huk. To któryś z chłopaków otwierał szampana, mieszając go z piwem. Podskoczyła, gwałtownie potrząsając głową i odsłaniając tym samym czoło, na którym widniał piękny okaz sinego guza.

Marko, który stał obok, ujrzawszy to, parsknął śmiechem.

– Gosia, chyba ta twoja siostra już się stuknęła z Krisem, ha, ha, ha. – Wybuchnął śmiechem, a z nim całe towarzystwo.

Gośka w odpowiedzi popukała się w głowę i usiadła przy stole, potrząsając pustą szklanką. Napakowany chłopak wlał do niej piorunującą mieszankę.

Krzysiek popatrzył na Kaśkę i zapytał cicho:

– A ty się czegoś napijesz?

– Nie, ja nie piję. Jak tam chemia? – spytała, przygryzając wargę.

– Chemia? – Popatrzył na nią, zupełnie nie wiedząc, o co jej chodzi. Po chwili jednak jakby spłynęło na niego olśnienie. Spojrzał na nią ponurym wzrokiem i rzucił: – Bardzo śmieszne. – Odwrócił się i poszedł do aneksu kuchennego.

„No i to by było tyle, jeśli chodzi o mówienie prawdy, geniuszu…”

Kaśka wzruszyła ramionami i usiadła na sofie obok jakiejś dziewczyny z mnóstwem kolczyków w uszach.

– Hej – mruknęła do niej.

– Hej, jestem Sylwia, siostra tego debila. – Wskazała głową na Marka, który właśnie, zatkawszy nos, wypijał jednym haustem szampana pomieszanego z piwem, przy głośnym aplauzie wszystkich zgromadzonych. Kaśka spojrzała na niego rozbawionym wzrokiem i odwróciła się do dziewczyny.

– Jesteś w ostatniej klasie? – spytała z uśmiechem.

– Tak, w humanie – mruknęła tamta.

– Ja też… To znaczy, jutro idę pierwszy raz do szkoły. Słuchaj, jakim cudem Marko może być twoim bratem?

– Nie zauważasz bliźniaczego podobieństwa? W sumie ciężko, patrząc na tę pozbawioną rozumu twarz – parsknęła i mrugnęła do siedzącej obok dziewczyny. – Całe szczęście, że nie jest ze mną w klasie. On jest na mat-fizie, razem z Gośką – wyjaśniła Sylwia.

– Aha, teraz wszystko rozumiem – odparła Kaśka, patrząc na Krzyśka, który wszedł z powrotem do salonu i usiadł w fotelu. Gośka od razu klapnęła mu na kolanach, oplatając się wokół niego jak wąż. Że też człowiek jest taki giętki…

– No to będziemy razem w klasie. I dobrze, bo tam sami idioci. Może oprócz Krisa – burknęła Sylwia, pukając się w czoło, bo akurat spojrzał na nią jej brat.

– Hm, nie lubicie się? – Kaśka wskazała głową na wysokiego szatyna.

– On jest psychicznie chory. Odszkodowanie mi się należy za mieszkanie z nim – odparła dziewczyna z ponurą miną.

– Okej. – Katarzyna uniosła ręce w geście pojednania. – Nie wnikam…

Nagle ktoś podgłośnił muzykę i ludzie zaczęli pląsać w dalszej części salonu. Do Kaśki podszedł napakowany chłopak i podał jej rękę.

– Zatańczysz? – spytał, patrząc na nią uważnie.

– Okej. – Wzruszyła ramionami i ujęła dłoń chłopaka. – A jak masz w ogóle na imię? – spytała, idąc za nim w stronę kiwających się par.

– Tomek, ale wszyscy mówią na mnie Łysy. Też tak możesz do mnie mówić. – Ujął ją w pasie i przyciągnął do siebie. Kaśka uznała, że taka bliskość nie jest wskazana, ale nie chciała robić zamieszania, więc tańczyła z tym Łysym, który przyciskał ją do siebie coraz mocniej, nie zwalniając uścisku. Z wieży popłynął wolny, więc chciała uciec, ale chłopak pociągnął ją w stronę przeszklonego tarasu, na którym też tańczyły pary, całując się. A raczej: całowały się, tańcząc.

– Słuchaj, muszę się czegoś napić. – Kaśka odsunęła się od chłopaka, którego ręce ciągle spoczywały na jej ciele.

– Fajna z ciebie dupa, wiesz? – powiedział z uśmiechem, głaszcząc ją.

– A z ciebie fajny dupek, wiesz? Zabieraj łapy! – odpowiedziała cicho, ale bardzo sugestywnie.

Chłopak uniósł brwi, przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej i w tym samym momencie usłyszała znajomy, głęboki głos:

– Łysol, Marko robi miksa. Idź mu pomóż, bo znowu proporcje pomiesza. – Krzysiek stał obok i patrzył na kumpla wyraźnie wkurzony.

– Eee, tego, dobra, spadam… – Tomek obrzucił wściekłą brunetkę uważnym spojrzeniem i wyszedł z tarasu.

Krzysiek patrzył jeszcze przez chwilę na stojącą obok Kaśkę, a potem oparł się o murek i cicho zapytał:

– Jak tam głowa?

Dziewczyna rzuciła mu szybkie spojrzenie i wzruszyła ramionami.

– Jak widać.

– Słuchaj, uważaj na Łysola, jesteś nowa, a on wyrywa wszystko, co mu pod łapy podejdzie – powiedział cicho, patrząc na nią i myśląc, że też by chciał z nią zatańczyć i przytulić się do niej, ale nie tak nachalnie, tylko delikatnie obejmując jej gibkie ciało.

– Hm… Widzę, że tutaj wszyscy wyrywają, co im w łapy podejdzie. Albo na co najadą rowerem – wystrzeliła, zanim zdołała się ugryźć w język.

Krzysiek uniósł jedną brew i popatrzył na nią trochę zły.

– Nie miałem zamiaru cię wyrywać, pogadaliśmy tylko. Nie twórz sobie historii, dziewczyno – powiedział kpiąco.

Kaśka poczuła, że parują jej policzki. Wzięła kilka oddechów, żeby nie wpaść w szał.

– Jasne. Dobra, myślałam… Nieważne. – Machnęła ręką i weszła z powrotem do salonu.

Krzysiek stał jeszcze przez chwilę, patrząc w kierunku oddalającej się wysokiej postaci, po czym odwrócił się i spojrzał przez oszklony taras w ciemność.

– Super, po prostu super! Borowski, ty palancie! – burknął do siebie i też wszedł do domu.

Impreza zaczęła się przeciągać i rozkręcać w kierunku, który nie do końca pasował Kaśce. Za dużo alkoholu, za dużo fajek i czegoś jeszcze, za dużo lepkich łap, obściskujących się par i zataczających chłopaków. Zmęczona tym wszystkim podeszła do Gośki, która lekko kiwając się na wysokich szpilkach, tańczyła z jakimś wysokim długowłosym chłopakiem. Zarzucała mu ręce na szyję i wyginała ponętnie swe zgrabne ciało. Pomyślała sobie, że jej niby-siostra należy do tych dziewczyn, które na widok faceta zaczynają swój taniec godowy. Nieważne, jaki to okaz, ważne, żeby nosił spodnie. Parsknęła sama do siebie i klepnęła Gośkę w ramię.

– Słuchaj, zbliża się dwudziesta pierwsza, musimy spadać.

– Weź wyluzuj, siostro, jeśli się trochę spóźnimy, to nikt nam głowy nie urwie. – Gośka odwróciła się i zbliżyła swoją twarz do Kaśki, a tę owiał alkoholowo-papierosowy oddech. – Musisz wytresować swojego tatuśka, bo ci na głowę wejdzie. Nie wiesz, jak się ze starymi postępuje? Dzisiaj spóźnimy się godzinę, następnym razem dwie, a za trzecim razem wrócimy rano. Nie słyszałaś o metodzie małych kroczków? – spytała kpiąco.

– Nie, ja wracam. Jutro idę do szkoły, nie mogę być nieprzytomna. – Kaśka pokręciła głową.

– Dobra, mała, to idź. Ja wrócę za godzinę, powiesz, że zostałam, żeby pomóc sprzątać ten bajzel, dobra? – spytała, patrząc trochę rozbieganym wzrokiem.

– Jak chcesz. – Wzruszyła ramionami Kaśka, odwracając się.

Gośka szarpnęła ją za ramiona i odwróciła do siebie.

– Powiesz tak mojej matce? – syknęła ze złością.

– Tak, powiem. A teraz puść moje ramię, bo pokażę ci mój najlepszy rzut – odpowiedziała cicho Kaśka, mierząc ją wściekłym wzrokiem.

Gośka uniosła ręce w geście pojednania i roześmiała się.

– Mała, luz, luz, leć do domku, spakuj tornister i szykuj się na jutrzejszy dzień. – Dalej się śmiała, a Kaśka odwróciła się i wyszła.

Była już na ulicy, gdy usłyszała, że ktoś za nią biegnie. Odwróciła się trochę przestraszona i zobaczyła Krzyśka, który wypadł z domu w samej koszulce z krótkim rękawkiem.

– Zaczekaj! – krzyknął.

– O co chodzi? – Zatrzymała się i popatrzyła na niego.

– Odprowadzę cię, ciemno już – powiedział stanowczym tonem.

– Nie musisz. – Wzruszyła ramionami, ruszając wolnym krokiem w stronę domu.

– Muszę – mruknął, idąc koło niej.

– Będą cię szukać – powiedziała cicho, mając na myśli wyłącznie jedną osobę.

– No to co? Słuchaj… Trochę głupio wyszło z tą chemią i z tym, co powiedziałem na tarasie. – Zerknął na nią z boku.

– Spokojnie, nie znasz mnie, nie musiałeś mi się zwierzać. Nie mówmy o tym. – Machnęła ręką.

– Kaśka, jak ty się dogadujesz z Gośką? – spytał nagle.

– Dogadujesz? Co masz na myśli? – Uśmiechnęła się.

– No… ona jest… specyficzna – mruknął.

– I to dlatego z nią jesteś? – spytała, zanim zdążyła pomyśleć. – Kurczę… Nie było pytania. – Zatkała usta.

„Chyba powinnam się zakneblować na najbliższe, powiedzmy… trzydzieści lat?”

– Nie, nie. To… skomplikowane. – Popatrzył na nią. – Słuchaj, będziesz jutro w parku wieczorem?

– Pewnie tak, o ile przeżyję pierwszy dzień w szkole – westchnęła.

– Przeżyjesz! Będzie dobrze, zobaczysz. – Uśmiechnął się i zatrzymał, bo już dochodzili do domu Kaśki.

– To… dzięki. – Popatrzyła na niego i przygryzła lekko wargę.

– To ja dziękuję. – Uśmiechnął się ponownie i lekko musnął jej ramię. – Trzymaj się, do jutra.

– Do jutra. – Kiwnęła głową, odwróciła się i weszła na posesję. Gdy dochodziła do drzwi domu, nie mogła się powstrzymać i spojrzała w stronę ulicy. On nadal tam stał, z utkwionym w niej wzrokiem. Odwróciła szybko głowę i weszła do środka.

Krzysiek ruszył z powrotem do domu, z którego zaraz będzie musiał wyrzucić rozbawione towarzystwo. Zastanawiał się, co się z nim dzieje. Ta dziewczyna… jakoś dziwnie na niego działała, a on dziwnie reagował na nią. Trochę go to niepokoiło, zwłaszcza że pierwszy raz w życiu odczuwał coś takiego. Zresztą od roku spotykał się z Gośką, która po pierwsze skutecznie odstraszała potencjalne konkurentki do spotkań i zabawy, a po drugie dostarczała mu dosyć rozrywki, chociaż ostatnio zaczynało go to już nudzić i irytować. Widział, jak Gośka się zachowuje w stosunku do innych facetów, ale teraz był w takim stanie, że zaczynało mu to obojętnieć. Poza tym zaczął się z nią spotykać z powodów, o których wolałby zapomnieć. Wiedział, że dotrwają jeszcze może do matury, a potem on pójdzie na studia prawnicze i ich drogi się rozejdą. A nawet chciałby, aby ich drogi rozeszły się już teraz. Aktualnie czuł bowiem, że nie może się doczekać jutrzejszego dnia, kiedy znowu spotka Kaśkę i, nie wiedzieć czemu, cieszył się też, że będzie z nią w jednej klasie. Na myśl o wspólnym wieczornym treningu od razu się uśmiechał. Wiedział, że musi to tak rozegrać, żeby Gośka się nie zorientowała, bo wtedy zrobiłaby piekło. Nie jemu… tylko jej.

Kaśka weszła do domu i poszła do salonu, w którym ojciec z Anką oglądali jakiś film.

– Jestem! – krzyknęła, łapiąc za poręcz i chcąc od razu wejść na górę.

– Kasiu, poczekaj. – Anka wstała i podeszła do niej. – A gdzie Gosia?

– Została jeszcze chwilę, bo musi pomóc sprzątać. Ludzie tam straszny bałagan zrobili.

– I szłaś sama po ciemku? – Ojciec patrzył na nią spod zmarszczonych brwi.

– Nie sama. Kolega mnie odprowadził, bo… też szedł do domu – odparła. – A poza tym to nie jest daleko, bez przesady. – Przewróciła oczami.

– A jak w ogóle było? – spytała Anka z zatroskaną miną.

– Było bardzo fajnie, poznałam Sylwię i… Krzyśka, z którymi będę w klasie. – Uśmiechnęła się Kaśka. – Myślę, że będzie dobrze – dodała, wchodząc na schody. – Dobranoc.

– Śpij dobrze – odpowiedział ojciec, patrząc na nią uważnie.

Gdy weszła na górę i zamknęła drzwi od swojego pokoju, usiadła na łóżku, wiedząc, że nic już nie będzie dobrze. Ciągle miała przed oczami wysokiego chłopaka stojącego na ulicy i patrzącego na nią gorącym wzrokiem. To nie było dobre… Zwłaszcza jej reakcja, gdy znajdowała się blisko niego. Nigdy wcześniej jej się to nie zdarzyło i była tym trochę zaniepokojona. Hm, „trochę” to za mało powiedziane. Martwiła się tym jak cholera. I jeszcze musiała być z nim w jednej klasie! Wiedziała jedno – że brnąc w to dalej, pogrąży się całkowicie i już nie będzie się mogła wycofać. Dlatego postanowiła ograniczyć te kontakty do minimum i unikać bycia z nim sam na sam, kiedy tylko się da.

Zakręty losu

Подняться наверх