Читать книгу Zakręty losu. Tom 2. Braterstwo krwi - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 10

Rozdział 3

Оглавление

Ilona ubierała Kacpra, swojego czteroletniego syna. Jechała z nim do lekarza, bo mały miał katar i lekki stan podgorączkowy. Nic groźnego, ale wolała, żeby osłuchał go lekarz, zwłaszcza że korzystała z prywatnej opieki medycznej, która obsługiwała firmę jej męża. Spojrzała w lustro i zobaczyła niewysoką ciemną blondynkę z długimi, falującymi włosami, o pełnej, kobiecej figurze, delikatnie zaokrąglonej w odpowiednich miejscach. Miała ładnie wykrojone, trochę blade usta i niebieskie oczy, z których wyzierały smutek, strach i jeszcze coś, co można dostrzec u zwierzęcia zapędzonego w pułapkę.

Kacper stał już w holu, ubrany i opatulony, a Ilona wkładała kozaki, kiedy usłyszała męski krzyk, dobiegający z garderoby. Uśmiechnęła się do synka i powiedziała łagodnie:

– Poczekaj, kochanie, mamusia zobaczy, czego tatuś potrzebuje.

I z bijącym mocno sercem poszła na górę. W garderobie stał wysoki, szczupły mężczyzna koło trzydziestki, z głową ogoloną, aby nie było widać przedwcześnie atakującej go łysiny.

– Co to, kurwa, jest? – Trzymał w ręku koszulę i patrzył na wchodzącą żonę z czystą nienawiścią w oczach.

– Koszula – odparła drżącym głosem, widząc lekko niebieskawy odcień na białym wcześniej materiale.

– Chyba sobie kpisz, debilko! – krzyknął, a wtedy ona przytknęła palec do ust. – Kiedy się, kurwa, nauczysz prać moje rzeczy?! – spytał jadowitym szeptem, podchodząc do niej i zaciskając palce jak kleszcze na jej przedramieniu.

– To boli… – szepnęła, próbując się wyrwać.

– Masz szczęście, że nie mam czasu. Jesteś taka głupia, że nie potrafisz wyprać durnej koszuli? Nadajesz się tylko do pierdolenia! – warknął i odepchnął ją od siebie. Rzucił koszulę na ziemię i wyszedł z garderoby.

Ilona starała się nie płakać. Nie chciała, żeby zauważył to jej syn, który robił się coraz starszy i coraz bardziej spostrzegawczy. Wzięła głęboki wdech, wytarła oczy i zeszła na dół, wiedząc, że dzisiaj w nocy dostanie gorzki rachunek za takie niedociągnięcie jak zafarbowanie białej koszuli swojego małżonka. Rachunek, po którym, obolała od jego gwałtownych i brutalnych pieszczot, zaśnie skulona, marząc, aby ktoś lub coś pomogło jej uwolnić się od tego psychopaty, który od pięciu lat był jej mężem. I wiceprezesem banku. Szanowanym obywatelem. Świetnym fachowcem. Absolwentem studiów Master of Business Administration. Pierdolonym damskim bokserem. I gwałcicielem własnej żony.

Łukasz Borowski jechał w stronę Wrocławia, swojego rodzinnego miasta. Miasta, w którym mieszkał i pracował jego brat; w którym to wszystko się działo, w którym mieszkała kiedyś ona. Ta, której imienia nie mógł wypowiedzieć na głos, ale którego pierwszą literę wytatuował sobie na krzyżu na piersi, aby nosić ten ciężar do końca swoich dni i czuć jego palącą siłę, jak wyrzut sumienia.

Teraz siedział obok wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, który prawie całą drogę w ogóle się nie odzywał. Późnym wieczorem, a właściwie nocą, wjechali do miasta i wówczas Łukasz popatrzył na kierowcę i spytał:

– Gdzie teraz?

– Do twojego nowego mieszkania. Ratajczak już tam czeka.

Łukasz pokiwał głową i już się nie odzywał, patrząc na znajome ulice i dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo za nim tęsknił.

Po szybkiej jeździe prawie pustymi ulicami wjechali przez automatycznie otwieraną bramę na strzeżone osiedle i zatrzymali się przed jedną z klatek czteropiętrowego, niedawno wybudowanego bloku. Tam oczekiwało ich już dwóch mężczyzn. Otworzyli drzwi, przez które Łukasz prawie wbiegł.

W elegancko urządzonym mieszkaniu na pierwszym piętrze czekał Mirek Ratajczak, kontakt Łukasza, który ponad rok temu zajmował się jego sprawą i osobiście odwiózł go na Mazury. A teraz… Znowu był przy nim.

Łukasz popatrzył na wysokiego szatyna, który podał mu rękę i wskazał miejsce przy stole, na którym leżały jakieś dokumenty.

– Siadaj. Wiem, że jesteś zmęczony, ale muszę ci wszystko wyjaśnić.

– Pewnie. – Łukasz usiadł i patrzył na mężczyznę, który rozkładał papiery na stole.

– Tutaj masz informacje, jakie udało się nam zebrać na temat inwestycji Siergieja w Polsce. Lista pracowników, kontakty na Wschód. Znajdziesz także nazwisko swojego brata, który też znalazł się na ich liście płac.

Łukasz pokręcił głową, ale słuchał dalej.

– Twoje dokumenty. Nazywasz się Marcus Borycki. Jesteś obywatelem Niemiec, ale zachowałeś także polskie obywatelstwo. Mieszkasz w Niemczech od drugiego roku życia, pochodzisz ze Śląska. Ojciec nie żyje, matka mieszka w Monachium. Masz trzydzieści dziewięć lat – odmłodziliśmy cię trochę, ale dasz radę.

– Super, kolejna nowa tożsamość. W jakim celu? – Łukasz utkwił wzrok w Ratajczaku.

– Jesteś właścicielem klubu nocnego, który jest przykrywką dla mniej legalnego biznesu.

– Dragi?

– Gorzej… chyba. Handel ludźmi.

– Co? Siergiej w to się teraz bawi?

– Sprzedaje młode dziewczyny, niekiedy – dziewczynki, do burdeli w zachodniej Europie.

– Skąd je bierze?

– Zewsząd. – Ratajczak wzruszył ramionami. – Rosja, Ukraina, jego ojczysta Bułgaria, Polska, Rumunia.

– Moje zadanie?

– Kupno partii świeżego towaru. Najlepiej nieletniego.

– Dobra. Skoro jestem Niemcem, muszę znać niemiecki. – Łukasz uniósł brew i wpatrywał się w tajniaka.

– Znasz.

– Jesteś pewien?

– Lukas, wiemy o tobie wszystko, rozpracowywałem cię sześć lat. Nie ma rzeczy, której bym o tobie nie wiedział.

– Dlaczego ja?

– Czujesz się w tym jak ryba w wodzie. Masz rozległą wiedzę na temat struktur takich organizacji. Znasz języki. Nie masz nic do stracenia. I kochasz brata.

– Jesteś chujem, wiesz? – Łukasz zmrużył oczy i zacisnął zęby.

– Wiem.

– Super, to już obaj wiemy. Co dalej? Rozumiem, że muszę się chyba trochę zmienić. Nie sądzę, żebym się dostał w bezpośrednie towarzystwo Siergieja, ale gdyby co, nie ma opcji, by mnie nie rozpoznał.

– Słuszna uwaga. Oczywiście, że nie będziesz Łukaszem Borowskim. Już nigdy. Marcus Borycki jest wysokim, napakowanym blondynem o niebieskich oczach. I nasze śliczne panie wizażystki jutro go stworzą. – Ratajczak uśmiechnął się szeroko, patrząc w ponure oblicze Łukasza, który oczami wyobraźni widział swoją dłoń, zaciskającą się na szyi inspektora Ratajczaka.

– Co z moim bratem? – spytał cicho, wiedząc, że na realizację tych pragnień jeszcze przyjdzie pora.

– Sprawdzamy, jaki będzie jego udział w tym wszystkim.

– Macie wtykę?

– Lukas, nie musisz wiedzieć wszystkiego. – Ratajczak się uśmiechnął.

– Aha, czyli macie. Pewnie jakiegoś zasranego papugę – parsknął Łukasz pogardliwie.

– Gdzie podział się ten zrezygnowany facet, którego rok temu zawiozłem na Mazury?

– Umarł – odpowiedział cicho mężczyzna, który wiedział, że zrobi wszystko, aby raz na zawsze to zakończyć, a przede wszystkim – uchronić brata i jego żonę. Nawet kosztem własnego życia, które i tak było jednym wielkim bagnem.

Mecenas Katarzyna Borowska siedziała w swoim gabinecie, czekając na umówioną kandydatkę do pracy. Przeglądała jej dokumentację i życiorys. Zaprzyjaźniony mecenas poprosił ją o przyjęcie na aplikację jednej ze zdolniejszych absolwentek prawa. Prośba pojawiła się w odpowiednim momencie, bo mieli akurat wolne miejsce. Kandydatka nazywała się Marlena Terlecka, miała naprawdę doskonałe wyniki i oceny. Kaśka pokazała rano Krzyśkowi jej życiorys, ale ten zostawił jej wolną rękę, wierząc, że podejmie dobrą decyzję. Z tego też powodu Kaśka była prawie zdecydowana. Chciała tylko jeszcze porozmawiać z kandydatką, ale była to czysta formalność.

Zakręty losu. Tom 2. Braterstwo krwi

Подняться наверх