Читать книгу Zakręty losu. Tom 2. Braterstwo krwi - Agnieszka Lingas-Łoniewska - Страница 8

Rozdział 1

Оглавление

Mecenas Krzysztof Borowski siedział w swojej kancelarii, starał się zachować spokój, pełną profesjonalizmu uprzejmość i miły uśmiech. Było to bardzo trudne, bo klientka go, delikatnie mówiąc, irytowała.

– Pani Tatiano, to znaczy, że pani świadomie wjechała w samochód żony pana Bartczaka?

– Panie mecenasie! To nie było świadome. Zupełnie niechcący. – Platynowa blondynka uśmiechnęła się i pomachała ręką uzbrojoną w brokatowe tipsy. – To ona stanęła na mojej drodze.

– Ach, tak. Rozumiem… – Borowski pokiwał głową, chociaż miał ochotę powiedzieć tej szczerzącej się do niego blondynie, że jego kancelaria nie bierze gównianych spraw napalonych panienek, które rozwalają samochody żon swoich kochanków, a następnie szukają pomocy, tłumacząc się, że to była „chwilowa słabość”. Ale Tatiana Meller, siostra potentata finansowego, uparła się, żeby tę sprawę prowadziła kancelaria Krzyśka, a najlepiej on sam. Cały czas wpatrywała się w niego natrętnie. Wysyłała ewidentne sygnały, że z chęcią omówiłaby z nim szczegóły na przykład przy wieczornym drinku. A może zamiast rozmawianiem zajęliby się czymś innym…?

– Panie mecenasie… Ta Bartczak to nadpobudliwa, niezaspokojona baba, która specjalnie mi się podstawiła, gdy wyjeżdżałam z parkingu przed centrum handlowym. Nie moja wina, że uderzyła głową w kierownicę i rozwaliła sobie nos. A teraz żąda ode mnie odszkodowania i zafundowania jej operacji plastycznej… – Blondynka wybuchła perlistym śmiechem. – Jakby to mogło jej w czymś pomóc…

Taaa, żona Bartczaka jest niezaspokojona, zapewne z jednego podstawowego powodu: jej mąż zaspokaja się gdzie indziej…

– Dobrze, pani Meller. Zapoznam się dokładnie z dokumentami i możemy się umówić na przyszły tydzień. Przekażę sprawę jednemu z moich prawników. – Krzysiek najchętniej w ogóle by jej nie brał, ale klient to klient, poza tym jego kancelaria współpracowała z holdingiem Meller Finance i Borowski nie chciał tracić priorytetowego partnera przez to, że ten miał siostrę idiotkę.

– Wolałabym, żeby pan mecenas osobiście zajął się moim problemem… – Tatiana Meller zrobiła naburmuszoną minę obrażonej dziewczynki.

– Zapewniam panią, że współpracuję wyłącznie z profesjonalistami. Trafi pani do jednego z najbardziej doświadczonych prawników w mojej kancelarii. – Krzysiek uśmiechnął się szeroko i wstał, sygnalizując, że to już wszystko.

– No dobrze… – Blondynka sięgnęła po krótkie futerko, które wcześniej rzuciła na stojącą z boku sofę.

Krzysiek wyszedł zza biurka, a następnie podszedł do drzwi, żeby otworzyć je przed klientką. Gdy już wychodziła, pochyliła się ku niemu i powiedziała, wcale nie ściszając głosu:

– Mam nadzieję, że ten mój prawnik jest tak samo przystojny jak pan, mecenasie… – zachichotała i pomachała Krzyśkowi palcami. Odwróciwszy się, skinęła głową wysokiej czarnowłosej kobiecie, która opierała się o biurko w recepcji i patrzyła na stojącego w drzwiach kancelarii mężczyznę. Krzysiek spojrzał w jej stronę, wziął teczkę z aktami panny Meller i położył na biurku Darka, jednego ze swoich prawników.

– Nie, szefie… – jęknął tamten, ale mecenas Borowski tylko mrugnął porozumiewawczo i powiedział:

– Wiesz, to powinien być dla ciebie komplement.

Wracając do gabinetu, przepuścił w drzwiach wysoką szatynkę. Idąc za nią, mierzył wzrokiem jej długie nogi i piękne, gęste włosy.

Gdy weszli do środka, podszedł do niskiego barku i nalał sobie wody, a ona usiadła na sofie.

– Och, panie mecenasie, jest pan taki przystojny… Czy mogę rozjechać pańską żonę samochodem? – odezwała się wysokim, modulowanym głosem, nie spuszczając oczu z Krzyśka, który teraz uniósł ze zdziwieniem brew i usiadł koło niej.

– Czyżbyś była zazdrosna o pannę Meller?

– Cóż, moi klienci nie ślinią się na mój widok i nie pożerają mnie spojrzeniem mówiącym: „Jestem łatwiejszy, niż myślisz” – parsknęła kpiąco, zrzuciła buty na wysokich obcasach i położyła stopy na kolanach Krzyśka. Zrzucił marynarkę i pogłaskał jej łydkę.

– Kochanie, klienci, którymi się zajmujesz, wiedzą że masz wściekle zazdrosnego męża, zdolnego do najgorszych czynów, więc wolą ograniczyć do minimum liczbę rzucanych ci zakochanych spojrzeń. – Krzysiek mówił to poważnym tonem, chociaż oczy mu się śmiały.

– To dlaczego twoje klientki nie wiedzą, że masz żonę, która robi poważną krzywdę napalonym lalkom Barbie?

– Hmm, lalki Barbie, trafne… Ta sprawa to jakaś porażka, ale rozumiesz chyba, jak jest z Mellerem. – Krzysiek przysunął się bliżej. Położył dłoń na karku żony i zaczął go lekko gładzić.

– Wiem… Mam tylko nadzieję, że ta piratka drogowa nie będzie chciała z tobą osobiście konsultować każdej kwestii. – Katarzyna Borowska westchnęła, kładąc głowę na ramieniu męża.

– Nie przejmuj się, moja śliczna. Swoją drogą, bardzo mi się podoba, gdy się zmieniasz w zazdrosną wojowniczkę!

Krzysiek uśmiechnął się i przywarł do miękkich ust żony, które kochał od szesnastu lat, chociaż przez trzynaście pozbawiony był ich smaku. Te trzynaście lat, kiedy zostawiła go i wyjechała, pamiętał jak niewyraźny sen, o którym czasami myślał, że tak naprawdę nigdy mu się nie przyśnił. Dla niego istniał tylko ten krótki okres przed nim, feralne rozstanie tuż po jej osiemnastce i teraźniejszość, gdy wróciła. Połączyła ich pogmatwana sprawa przeciwko mafii narkotykowej, której szefem okazał się jego brat Łukasz Borowski. On, Krzysiek, został zmuszony do obrony jego ludzi. A ona… ona ich oskarżała. To były straszne chwile. Nie mogąc walczyć z uczuciem, które coraz mocnej nad nimi panowało, dali mu się porwać i stan ten utrzymywał się aż dotąd. Potem ona została zaatakowana i pobita na zlecenie mafijnych bossów, o czym jego brat nie wiedział. Straciła dziecko. Zajście w kolejną ciążę stało się obecnie jej głównym celem. Krzysiek podchodził do tego trochę inaczej: cieszył się tym, co miał, żoną, tym, że byli razem, że prowadzili kancelarię. Katka pragnęła tylko dziecka – lecz chociaż od napadu i poronienia upłynęły ponad dwa lata, na razie nie udawało się jej osiągnąć celu. Krzysiek wiedział, że to dlatego, iż przeszłość ciągnęła się za nimi, nie dając chwili wytchnienia i wyciszenia.

Łukasz Borowski żył gdzieś w Polsce ze statusem świadka koronnego. Dostał go po tym, jak poszedł na układ z prokuraturą i przyczynił się do wielu aresztowań osób powiązanych z bułgarską mafią, odpowiedzialnych za rozprowadzanie na polskim rynku bardzo toksycznego i uzależniającego narkotyku. Gdy Katka z Krzyśkiem myśleli, że tamta sprawa jest już zakończona, a winni – ukarani… Dostali list.

Właściwie… informację.

Nie, to było ostrzeżenie.

„MY NIE ZAPOMINAMY”.

Krzysiek często budził się w nocy, sprawdzając po raz kolejny, czy wszystkie drzwi i okna są zamknięte. Siadał w salonie, w swoim ulubionym fotelu, i wyciągał kartkę z wiadomością. Z pieprzonym przesłaniem od ludzi, dla których zniszczenie dwojga prawników byłoby mniej kłopotliwe niż kupienie paczki papierosów w kiosku. Nadal żyli. A to znaczyło – i on doskonale o tym wiedział – że przeszłość zatoczy koło i uderzy wtedy, kiedy będą się tego najmniej spodziewać.

Kaśka też wciąż miała w głowie to, co się im przydarzyło, zwłaszcza że wskutek tych zajść została pobita i straciła dziecko – a wtedy nawet nie wiedziała, że jest w ciąży. Czasami próbowała rozmawiać z mężem o liście, który otrzymali. Marzyła, aby to, co złe, było daleko za nimi, pragnęła jedynie wspólnego życia z Krzysztofem i prowadzenia kancelarii. Ale Krzysiek nie chciał o tym gadać i tylko powtarzał za każdym razem, że nigdy nie pozwoli jej skrzywdzić i żeby już więcej nie wracali do tego tematu.

I tak żyli. Pracowali, odwiedzali matkę Krzyśka, spotykali się od czasu do czasu z przyjaciółmi, Sylwią i Tomkiem, oraz ich dziećmi, które uwielbiały ciocię i wujka. Nocami kochali się namiętnie, obdarzając się gorącymi pieszczotami, a potem leżeli w objęciach tak ciasnych, jakby nigdy nie chcieli się nawzajem z nich wypuścić. Tak wiele okrutnych chwil przeżyli, gdy byli siebie pozbawieni. Oboje wiedzieli, że więcej na to nie pozwolą. Już by nie wytrzymali bez siebie długich trzynastu lat.

Czasami rozmawiali o tym, którego imienia nie chcieli wymieniać, aby nie budzić bolesnych wspomnień, nie przywoływać okropnych wydarzeń, które zaważyły na całym ich życiu.

Łukasz Borowski. Brat Krzyśka, o dziesięć lat od niego starszy. Człowiek, który wszedł na drogę przestępstwa już we wczesnej młodości. Syn adwokata i brat adwokata, sam zajmował się dilerką i innymi mniej lub bardziej szemranymi interesami, tak że piął się coraz wyżej w mafijnej hierarchii i osiągał tam coraz lepszy status. Przyczynił się do śmierci kochającej go szczerą miłością dziewczyny, którą sam także kochał, chociaż uświadomił sobie to zbyt późno. Dziewczyna ta była przyrodnią siostrą Kaśki. Córką kobiety, zepchniętej przez to wszystko w otchłań zmagania się z własnym schorowanym i znerwicowanym umysłem. Ta historia zaczęła się przed szesnastoma laty, ale wciąż tkwiła w Kaśce i Krzyśku jak zadra. Czasami zastanawiali się, jak żyje Łukasz, który pod zmienionym nazwiskiem, a także ze zmienionym wyglądem prowadził gdzieś zapewne w miarę normalne życie. Albo próbował prowadzić. Przynajmniej taką nadzieję miał Krzysiek, który mimo tego, co się między nimi wydarzyło i do czego przyczynił się Łukasz, kochał go i wierzył, że ten odzyskał swoje człowieczeństwo i zdołał dojść ze sobą do ładu.

Teraz Kaśka i Krzysiek siedzieli w salonie domu, który wybudowali po tamtych zdarzeniach. Traktowali go zawsze jak swój azyl, bezpieczną przystań i miejsce, w którym mogli być sobą. Kaśka zwinęła się na sofie z podkulonymi nogami i czytała książkę. Krzysiek tkwił w rogu salonu przy komputerze i zgrywał zdjęcia z ich wrześniowego wyjazdu w Bieszczady. Zwiedzali Sanok, przepiękne miasto ze wspaniałą galerią obrazów Beksińskiego i jeszcze wspanialszym zbiorem ikon. Z olbrzymiej liczby fotografii, które z lubością robił podczas różnych wycieczek, wybierał zawsze dwie lub trzy, drukował je w wysokiej rozdzielczości i dużym rozmiarze, potem oprawiał w antyramę i wieszał na ścianie koło kominka. Kaśka spoglądała na obwieszoną zdjęciami ścianę. Tylko raz zapytała, dlaczego na każdej fotografii jest wyłącznie ona. Otrzymała krótką odpowiedź:

– Bo jesteś śliczna.

I wobec takiego dictum o nic więcej już nie pytała.

Teraz także wybrał jedną fotografię, zrobioną z małej odległości, przedstawiającą Kaśkę zapatrzoną gdzieś w przestrzeń. Na jej ustach błąkał się delikatny uśmiech, Musiał wiać lekki wiatr, bo pasemko włosów zakryło część policzka. Mrużyła niebieskie oczy przed wrześniowym słońcem. Krzysiek nie mógł oderwać wzroku od tej fotografii. Boże… Była taka piękna i tak mocno ją kochał. Stanowiła treść jego życia, zrobiłby dla niej wszystko. Wybrał to zdjęcie, wrzucił do obróbki i już wkrótce schło na drukarce.

– Nie mów, że to mój kolejny portret – usłyszał jej ciepły głos z drugiego końca salonu.

– Nie mówię. Bo i po co? – Wzruszył ramionami i odwrócił się na obrotowym krześle w jej stronę.

– Jesteś niemożliwy. Ktoś, kto do nas przyjdzie, pomyśli sobie, że jestem zakochaną w sobie egocentryczką. – Pokręciła głową i odłożyła książkę.

– Nie obchodzi mnie ten ktoś. A poza tym to ja jestem zakochanym w tobie Kasiocentrykiem. – Krzysiek uśmiechnął się, wstał z krzesła i ruszył do niej.

– Oho. Znam to spojrzenie. – Patrzyła na niego roziskrzonym wzrokiem.

– Powinnaś. Moja śliczna. – Już był przy niej, już pochylał się nad jej uśmiechniętymi ustami. – Co czytasz? – Zerknął na książkę i spojrzał na nią niebiesko-brązowymi oczami, w których dostrzegła jak zawsze nieposkromione pragnienie.

– Czarownicę.

– Brzmi… groźnie.

– To książka o miłości. – Uśmiechnęła się.

– No właśnie. À propos miłości... – Przechylił głowę i uniósł znacząco brwi. – Zatem już nie czytasz?

– Już dawno nie. Wzrok mi musi odpocząć – odparła, otaczając jego szyję ramionami i przyciągając go do siebie.

– No tak. Niech odpoczywa. Ale ty na to nie licz, moja Katko… – Położył ją na sofie i przykrył jej ciało swoim, całując ją tak, jak lubił – mocno, namiętnie i głęboko.

Nazajutrz Kaśka pojechała na sprawę do sądu w sąsiednim mieście, a Krzysiek pracował na miejscu w kancelarii. Akurat siedział w swoim gabinecie, gdy zadzwoniła jego asystentka Patrycja i poinformowała go o rozmowie telefonicznej z kimś, kto dzwonił z polecenia Tomasza Mellera. Krzysiek westchnął, bo nie lubił, kiedy ktoś przerywał mu pracę, ale poprosił o przełączenie rozmówcy.

– Borowski, słucham? – powiedział, przeglądając dokumentację, którą miał na biurku.

– Witam, panie mecenasie. Moje nazwisko Kowalczyszyn. Dostałem numer pańskiej kancelarii od prezesa Mellera.

– Słucham pana. – Krzysiek oparł się wygodnie w fotelu.

– Szukamy wysoko wyspecjalizowanej kancelarii prawnej dla naszego klienta. Jestem dyrektorem finansowym w dużej firmie z kapitałem zagranicznym, która otwiera swoje oddziały w Polsce. Siedziba firmy mieści się w Krakowie. Prezes Meller polecił mi pana, mecenasie, jako najlepszego. A nam zależy na profesjonaliście.

– Rozumiem. To ma być standardowa obsługa prawna firmy? – Krzysiek notował wszystko w grubym notesie.

– Obsługa na pewno. Nie zawsze standardowa. Jeśli byłoby to możliwe, chciałbym umówić pana z właścicielem.

– Chce pan, abym przyjechał do Krakowa? – Krzyśkowi od razu zapaliła się w głowie lampka ostrzegawcza.

– Jeśli nie sprawiłoby to panu kłopotu? Chyba że jest pan zajęty, to możemy zwrócić się do pani mecenas. – W słuchawce zapadła głucha cisza.

Krzysiek przełknął ślinę.

– Nie, nie. Myślę, że poradzę sobie z bieżącymi sprawami i dam radę przyjechać na spotkanie z pańskim szefem – odparł swobodnym tonem, jednocześnie zaciskając dłoń w pięść tak mocno, że aż pobielały mu kostki.

– Wiedziałem, że można na pana liczyć, mecenasie. Prezes Meller powiedział, że ma do pana zaufanie jak do nikogo innego.

– Cieszy mnie to. Kiedy państwo chcieliby się spotkać?

– Jak najszybciej. Kiedy mógłby pan przyjechać do Krakowa?

– Pojutrze – odparł Krzysiek krótko.

– Świetnie. Prześlę wszystkie namiary mailem. Może mi pan podać adres, mecenasie?

Krzysiek przedyktował swój adres mailowy, zapisał sobie imię i nazwisko mężczyzny, z którym rozmawiał, i pożegnał się, obiecując, że potwierdzi swój przyjazd drogą mailową, gdy tylko otrzyma od niego wiadomość. Odłożył słuchawkę i natychmiast zadzwonił do Patrycji z prośbą, aby teraz nikt mu nie przeszkadzał. Wziął komórkę i wybrał numer do Kaśki.

– Właśnie wyszłam z sądu… – Usłyszawszy jej zdyszany głos, zorientował się, że przez ten cały czas niemal wstrzymywał oddech.

– Jak poszło? – starał się brzmieć swobodnie.

– Dobrze. Będą musieli zapłacić odszkodowanie.

– Gratuluję, maleńka – odparł ciepło.

– Dziękuję. A co w firmie?

– Aaa… nic. Dostałem nowego klienta, jakiegoś znajomego Mellera – powiedział szybko.

– No to chyba dobrze? Co to za klient? – Słyszał, jak trzaska drzwiami auta, a po chwili – dźwięk uruchamianego silnika.

– Jakaś nowa firma z kapitałem zagranicznym. Ale muszę jechać na spotkanie z właścicielem. Do Krakowa.

– Kiedy? Mogę pojechać z tobą…

– Pojutrze.

– Cholera. Mam rozwód…

– Serio? Nie przypominam sobie… – Uśmiechnął się.

– Och, wiesz, o czym mówię.

– Wiem, wiem… – Wiedział także, że wybrał ten termin dlatego, aby ona nie mogła z nim pojechać.

– Na długo wyjeżdżasz?

– Góra dwa dni. Jeszcze nie wiem, czy wezmę tego klienta. – Krzysiek czuł, że okłamuje i ją, i siebie.

– Jeśli to taka gruba ryba, to chyba dobrze, że Meller o nas pamiętał?

– On zawsze o nas pamięta…

– Taaa. Jego siostra również. – Nie mógł nie słyszeć kpiny w jej głosie.

– Jesteś okrutna.

– Ale mnie kochasz.

– Szalenie. Uważaj na drodze i wracaj szybko, moja śliczna. – Uśmiechnął się.

– Uważam i wracam. Pa, Krzysiu.

– Pa, Katka.

Gdy się rozłączył, podszedł do chromowanego barku, nalał do szklanki z grubego, ciętego szkła alkohol i przechylił, wlewając palący płyn wprost do gardła. Usiadł na niskiej sofie, oparł łokcie na kolanach i wpatrzył się we wzorek na wykładzinie dywanowej, którą był wyłożony gabinet.

– Kurwa, bracie… gdzie jesteś? – szepnął, pochylił głowę jeszcze niżej i siedział tak, wiedząc, że właściwa rozgrywka właśnie się rozpoczęła. I że zrobi wszystko, aby wyjść z tego cało. Nie dopuści do tego, żeby ona cokolwiek o tym wiedziała. I znowu się zamartwiała, przeżywała. Nawet kosztem własnego honoru i bezpieczeństwa. Wiedział jedno. Musi odnaleźć tego, od którego to wszystko się zaczęło.

Zakręty losu. Tom 2. Braterstwo krwi

Подняться наверх