Читать книгу Mniej strachu. Ostatnie chwile z Januszem Korczakiem - Agnieszka Witkowska-Krych - Страница 6
ОглавлениеPRZEDMOWA
Wiemy, że piątego sierpnia 1942 roku było szalenie upalnie. Dzieci z Domu Sierot, Janusz Korczak, Stefania Wilczyńska i inni pracownicy wyruszyli wczesnym przedpołudniem z ulicy Siennej 16 w kierunku Umschlagplatzu. Wiemy, dokąd szli, choć nie sposób dokładnie ustalić, jak tę drogę przemierzyli i jak dużo im to czasu zajęło. Może dwie, a może cztery godziny...
W filmie Andrzeja Wajdy i w wielu relacjach przedstawiony jest obraz kolumny dzieci idących przez miasto, z Korczakiem na czele i flagą sierocińca niesioną przez któregoś ze starszych wychowanków. Są świadkowie, którzy zapamiętali Starego Doktora, jak prowadził jedno dziecko za rękę, a drugie trzymał w ramionach. Szli otoczeni przez niemieckich żołnierzy, ci zaś trzymali karabiny z bagnetami postawionymi na sztorc. Marek Rudnicki, świadek tych dni, pisał: „Była straszliwa, zmęczona cisza. Korczak wlókł się noga za nogą, jakiś skurczony, mamlał coś od czasu do czasu do siebie. Dzieci początkowo czwórkami, potem jak popadło, w pomieszanych szeregach, gęsiego. Któreś z dzieci trzymało Korczaka za połę, może za rękę, szły jak w transie”. Inny obserwator wspominał: „Ów orszak był bardzo smutny, Korczak był przygnębiony, szedł o lasce”. Podobno ledwo dotarł na Umschlagplatz, gdzie kłębiły się tłumy oszalałych ze strachu ludzi. Wtedy nie było już wątpliwości. Korczak zrozumiał przeznaczenie, widząc wysypane wapnem wagony. Wszystko stało się dla niego jasne, gdy kopniakami, nahajkami, strzałami wpychali Niemcy, Ukraińcy i żydowscy policjanci przerażonych ludzi do pociągu. Wiedział, że tej podróży „na Wschód” nie przeżyje, modlił się tylko o to, by móc umierać świadomie i przytomnie. Wcześniej pisał w Pamiętniku: „Nie wiem, co powiedziałbym dzieciom na pożegnanie. Pragnąłbym powiedzieć wiele i to, że mają zupełną swobodę wyboru drogi”. Takie było niespełnione marzenie Korczaka. O czym mógł jednak z nimi rozmawiać na Umschlagplatzu, w pociągu, w obozie? Nie wiadomo. Jeszcze jedno zdanie warte jest tutaj przywołania: „Ciężka to rzecz urodzić się i nauczyć się żyć. Pozostaje mi o wiele łatwiejsze zadanie: umrzeć”. Z tych słów wyłania się ktoś otoczony smutkiem, poczuciem samotności, czasem przegranej; człowiek chory, zmęczony, oddany tylko dzieciom. One chroniły go przed dorosłymi. Żył dla nich, ale zarazem obok nich. Obserwował je, pomagał, uczył, ale miał własne życie. Pisał: „Życie moje było trudne, ale ciekawe. O takie właśnie prosiłem Boga w młodości. – Daj mi, Boże, ciężkie życie, ale piękne, bogate, górne”. Do siebie, do swoich tajemnic nikogo nie dopuszczał. Nikomu się nie zwierzał. „Rozmawiam, gdy jestem sam”, pisał.
Autorka książki Mniej strachu. Ostatnie chwile z Januszem Korczakiem, Agnieszka Witkowska-Krych, daje nam bogaty obraz losu Domu Sierot Janusza Korczaka, jego gettowej tułaczki i wreszcie ostatnich, wyjątkowo trudnych, naznaczonych głodem, ciężkich tygodni jego życia oraz marszu ku śmierci. Nie jest to typowa biografia, a raczej rzetelna, skromna opowieść o bohaterze naszych czasów. Nie umiem myśleć o nim inaczej, choć sam zapewne nie uważał się za bohatera.
Pociąg z transportem Żydów, w tym dzieci z sierocińca, najprawdopodobniej dotarł do Treblinki rano, szóstego sierpnia 1942 roku. Do południa wszystkich zagazowano. Potem zwłoki wywleczono z komór gazowych i wrzucono do dołów. Tam, pośród 900 000 innych ofiar Zagłady, leży także on, jego współpracownicy i wychowankowie. Niech ich dusze zostaną włączone w wieczny pochód życia. Baruch Dayan HaEmet. Niech będzie błogosławiony Prawdziwy Sędzia.
Paweł Śpiewak, profesor Uniwersytetu Warszawskiego,
dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego