Читать книгу Mniej strachu. Ostatnie chwile z Januszem Korczakiem - Agnieszka Witkowska-Krych - Страница 8
ОглавлениеZAMIAST WSTĘPU
Janusz Korczak[1] opuścił warszawskie getto 5 sierpnia 1942 roku, gdy wraz z dziećmi i personelem żydowskiego Domu Sierot wsiadł do wagonu pociągu towarowego jadącego do Treblinki. O tym wiemy. To wydarzenie unieśmiertelniło go w ludzkiej pamięci i zmieniło jego życie w legendę, której zostały podporządkowane prawie wszystkie elementy jego doświadczenia i twórczości. Legenda ta w dużej mierze przesłoniła zaś człowieka z krwi i kości, jego problemy, niepokoje, wątpliwości, okresy trudne i bolesne. Przesłoniła także złożoność jego egzystencji, wachlarz postaw i różnorodnych funkcji społecznych, które do końca życia pełnił. Badacz życia i spuścizny Korczaka stoi zatem wobec niełatwego problemu. Z jednej strony nie jest w stanie całkowicie odejść od legendy (która zapewne wyrosła z prawdy...) i w sumie wcale nie chciałby jej przeczyć, z drugiej zaś powinien zrobić wszystko, by oddzielić fakty od zapisów zachowanych w społecznej pamięci, niejednokrotnie opierającej się jedynie na zasłyszanych historiach, domysłach i plotkach. Dotyczy to szczególnie ostatniego okresu życia Janusza Korczaka.
Książka ta jest próbą odtworzenia ostatnich lat, miesięcy, tygodni, dni, a nawet godzin funkcjonowania Domu Sierot, a tym samym, przez wzgląd na tragiczny splot okoliczności, także losu prowadzącego tę instytucję Janusza Korczaka. Chciałabym pokazać, że te ostatnie wojenne lata były czasem niewyobrażalnie trudnym, ale przy tym twórczym i przez to niezmiernie ciekawym, czyli dokładnie takim, o jaki sam Korczak ponoć prosił Boga w młodości[2]. Zależy mi, by ten wyjątkowy okres istnienia sierocińca pokazać jako czas niezachwianego trwania zakładu, ciągłej pracy pedagogicznej i ustawicznego podejmowania prób zachowania placówki w stanie jak najmniej zmienionym w stosunku do przedwojennego. I mimo że Dom Sierot i Korczak są nierozdzielni, to, nie chcąc zubożyć ani pomniejszyć wielkości dzieła tego drugiego, chciałabym jednak ten pierwszy uczynić równie ważnym bohaterem mojej książki. Co więcej, wspominając Korczaka i prowadzoną przezeń placówkę, chcę pamiętać także o wszystkich innych wychowawcach i opiekunach dzieci, którzy w latach wojny zdecydowali, że będą ze swoimi podopiecznymi do końca. „Przecież ich nie zostawię”[3] – powiedziała Markowi Edelmanowi opiekująca się dziećmi Hendusia Himelfarb, gdy ten, już na Umschlagplatzu, zaproponował jej ratunek. Taka postawa była dla niej logiczną konsekwencją wyboru, którego dokonała wcześniej[4]. Zresztą nie tylko ona.
Ludzi tego pokroju było bowiem więcej. Sam Korczak w ostatnim tekście opublikowanym za swojego życia, w styczniu 1942 roku na łamach „Gazety Żydowskiej”, pisał wprost: „Dom Sierot nie był, nie jest, nie będzie Domem Sierot Korczaka. Za mały, za słaby, za biedny i za głupi na to, by dwie setki bez mała dzieci wybrać, ubrać, zgromadzić – wyżywić, ogrzać – otoczyć opieką i w życie wprowadzić... Tej wielkiej pracy dokonał wysiłek zbiorowy wielu setek ludzi dobrej woli i światłego zrozumienia sprawy dziecka... sieroty. Są wśród nich liczne piękne imiona, są liczni bezimienni... – ich praca, pomoc, rada, doświadczenie budowały materialnie i duchowo wartości tego warsztatu i bogatego przedsiębiorstwa”[5]. Myśląc o swoich współpracownikach, zakładał także obecność innych, sobie osobiście nieznanych, ale bliskich przez wzgląd na wierność swoim podopiecznym.
Pisząc o historii Domu Sierot w latach 1939−1942, nie da się uniknąć nawiązania do tradycji, z jakiej sierociniec wyrósł i z jaką wszedł w ten wojenny czas. Nie da się także pominąć kontekstu społecznego, w jakim istniał i rozwijał się. Losy tej instytucji przedstawiam zatem na tle wielkich wydarzeń: od powstania placówki jeszcze w czasie zaborów, poprzez Wielką Wojnę, twórcze lata dwudzieste oraz, niestety, kryzysowe trzydzieste, zwieńczone wybuchem kolejnej, tragicznej w skutkach wojny, która pociągnęła za sobą miliony cywilnych ofiar. To zakorzenienie w rzeczywistości dwudziestolecia jest dla mnie bardzo istotnym punktem odniesienia, a czas tuż przedwojenny staje się swoistym momentem wyjściowym, chwilą, w której, jak w lustrze, będą odbijać się późniejsze wydarzenia związane z Domem Sierot.
Oczywistym jest także, że nie da się uniknąć krótkiego naszkicowania postaci Janusza Korczaka oraz Stefanii Wilczyńskiej[6], którzy byli twórcami, wiernymi krzewicielami i propagatorami, nie tylko w Domu Sierot, nowoczesnej, personalistycznej idei wychowania dzieci. I to dzieci szczególnych pod wieloma względami. Korczak w jednym ze swoich przedwojennych tekstów dość gorzko podsumował los tych, którymi się zajmował. Pisał: „Czy dobrze być dzieckiem? Tak sobie. Nie bardzo. Nie wiem. Zapomniałem. Ale wiem, że gorzej być dzieckiem żydowskim. A jeszcze gorzej być dzieckiem żydowskim, biednym i osieroconym”[7]. Warto być może dodatkowo zastanowić się, jak to krzyżowe wykluczenie wyglądało w wojennych realiach, kiedy to określenie „Jude” było często jednoznaczne z wyrokiem śmierci.
Oryginalność Domu Sierot na tle zarówno żydowskich, jak i polskich sierocińców okresu międzywojennego była wyraźna. Po pierwsze, już w założeniach, powstał on jako autonomiczna republika dzieci, w której to one same miały wydatny wpływ na zasady funkcjonowania placówki. Po drugie, był to zakład koedukacyjny, w którym liczba dziewczynek i chłopców była niemal równa. Po trzecie, od samego początku pomyślany był jako dom, w którym każdy mieszkaniec miał swoje konkretne obowiązki do wypełnienia, ale także jasno określone osobiste prawa, dzięki którym mógł w miarę bezkolizyjnie funkcjonować w społeczności dziecięcej oraz czuć się tam bezpiecznie i pewnie.
Tekst książki został podzielony na kilka zasadniczych części. Pierwsza z nich dotyczy stanu, w jakim Dom Sierot wkroczył w drugą wojnę światową. Umownie, czysto operacyjnie, jest to dla mnie moment tuż przed 1 września 1939 roku. W tym fragmencie maksymalnie szczegółowo odtwarzam rytm pracy Domu Sierot oraz metody wychowawcze, jakie tam stosowano. Dalej koncentruję się na pierwszym roku wojny, to jest okresie, kiedy Dom Sierot, mimo okupacji, wciąż znajdował się w swojej macierzystej siedzibie: w budynku przy ulicy Krochmalnej 92[8]. Ten czas, niemożliwy do precyzyjnego wyznaczenia, ograniczony jest datą pierwszego września 1939 roku oraz mniej lub bardziej umowną datą przeprowadzki do getta warszawskiego, która dokonała się najprawdopodobniej pod koniec listopada 1940 roku. Kolejna część dotyczy pierwszego roku funkcjonowania placówki na terenie getta, wtedy już przy ulicy Chłodnej 33. Ten okres ograniczony jest datą zmiany granic getta warszawskiego i związanej z nią kolejnej przeprowadzki, w październiku 1941 roku. Czwarty wyraźnie wyodrębniony fragment dotyczy pobytu Domu Sierot przy ulicy Siennej 16/Śliskiej 9 oraz tragicznego wymarszu Korczaka, personelu i wszystkich mieszkańców tej placówki w pierwszych dniach sierpnia 1942 roku. Tam też znajduje się próba dokładnego odtworzenia – na podstawie świadectw i wspomnień – ostatniej drogi Korczaka, Wilczyńskiej, pozostałych pracowników i sierot na Umschlagplatz. Wszystko, o czym mowa wcześniej, prowadzi do tej sierpniowej daty.
Celem nadrzędnym, jaki sobie stawiam, jest maksymalnie rzetelna rekonstrukcja historyczna wojennych lat funkcjonowania sierocińca oraz pokazanie ponadczasowości zasad, na których oparte było jego działanie. W związku z tym opieram się na źródłach archiwalnych z okresu wojny, związanych z Domem Sierot, ale także na świadectwach z epoki i późniejszych wspomnieniach osób jakoś zaprzyjaźnionych z tą instytucją. Posługuję się także bardzo wczesnymi – jeszcze przedwojennymi – wspomnieniami wychowanków, którzy w trakcie pobytu w Domu Sierot pisywali do „Małego Przeglądu” o swoich doświadczeniach z sierocińca albo też z perspektywy czasu, tuż po wojnie, próbowali przypomnieć sobie zasady funkcjonowania tej instytucji. Korzystam również z innych dokumentów, głównie z materiałów pochodzących z getta warszawskiego, między innymi ocalałych źródeł administracyjnych, a także tych, którym dane było przetrwać w Archiwum Ringelbluma. Nieocenionym, choć być może nieco kontrowersyjnym, źródłem jest dla mnie również koncesjonowana przez Niemców „Gazeta Żydowska” wydawana od połowy 1940 roku dla mieszkańców gett Generalnego Gubernatorstwa. Pomimo swojego ewidentnie propagandowego charakteru, stanowi ona rezerwuar wiedzy dotyczącej życia codziennego Żydów pod okupacją[9]. Dla zbudowania kontekstu interpretacyjnego oraz zrozumienia ówczesnej rzeczywistości obserwowanej w skali mikro, posługuję się też wojennymi pismami Korczaka. Szczególnie cenny jest dla mnie jego Pamiętnik pisany od maja do pierwszych dni sierpnia 1942 roku, ale również inne teksty wówczas powstające[10], w tym materiały bezpośrednio dotyczące Domu Sierot, które nie wyszły spod pióra Korczaka. W nich – niejako komplementarnie wobec Pamiętnika – oddane są realia gettowej codzienności instytucji. Pisząc o źródłach, muszę także dodać, że poddaję je analizie krytycznej, czasem wyraźnie je falsyfikując, a czasem korzystam z nich jedynie celem skonstatowania, że na niektóre pytania nie da się dziś już niestety odpowiedzieć. Mimo że, paradoksalnie, pula materiałów z warszawskiego getta dotyczących Korczaka i prowadzonego przezeń Domu Sierot jest zaskakująco obfita, to konieczna jest szczególna pokora wobec ogromnych wyrw w dokumentacji. Uważam jednak, że nawet ustalenie, iż do pewnych informacji nie można już dotrzeć, ma także swoją wartość. Dobrze zadane pytanie, nawet jeśli pozostaje bez odpowiedzi, pozwala bowiem zwrócić uwagę na istotne elementy historii czy zagadnienia.
Bardzo kuszące, ale jednak niewykonalne, wydaje się zrekonstruowanie każdego wojennego dnia funkcjonowania Domu Sierot. Oprócz niekompletnej dokumentacji, dzisiejszemu historykowi czy socjologowi brakuje także zdolności wczucia się w tamtą, wojenną, a później także i gettową, rzeczywistość. Jako osoba chcąca tamten świat opisać, muszę już na wstępie pogodzić się z faktem, że nie wszystkie szczegóły życia będą mi znane, że nie uda mi się ustalić wszystkich personaliów i że nawet próba rekonstrukcji ostatniej drogi dzieci na Umschlagplatz pełna będzie niedomówień, białych plam i poważnych wątpliwości. To, co interesuje mnie jednak przede wszystkim, i co staram się pokazać, to ów nieomal niemożliwy do pojęcia upór trwania Domu Sierot oraz podejmowane przez jego pracowników i mieszkańców próby utrzymania go w niezmienionym kształcie mimo pogarszających się warunków. I to, że Dom Sierot był „domem pracy i szkołą życia” dla kilkuset dzieci. Do ostatnich chwil swojego istnienia.
Tekst ten, podobnie zresztą jak materiały źródłowe, na których się opieram, jest zatem z konieczności obciążony. Rekonstrukcja historyczna, która jest podstawą do dalszych rozważań, nieuchronnie będzie miała zatem charakter selektywnego studium, złożonego z nie zawsze pasujących do siebie elementów, połączonych ze sobą zgodnie z pomysłem i wizją piszącego. Ów odautorski komentarz wobec źródeł jest więc jeszcze jedną, dodatkową warstwą impregnującą i scalającą post factum od zewnątrz tę opowieść. Jest to próba monograficznego, acz wyraźnie autorskiego, ujęcia wojennej historii Domu Sierot i niejako podsumowania społecznej świadomości dotyczącej jego funkcjonowania. Za wszystkie niedopowiedzenia i subiektywne – być może – sądy ponoszę pełną odpowiedzialność. Wiem jednak, że prawdopodobnie nie uda mi się ich uniknąć, pisząc na temat tak ważny i bliski.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki