Читать книгу Diabły Donovana - Albert Lulushi - Страница 11

Prolog

Оглавление

Na północno-wschodnim wybrzeżu Korsyki, zaledwie 100 km od Półwyspu Apenińskiego, leży Bastia, dawna stolica wyspy i jej największy port. Miasto przycupnęło u podstawy półwyspu Corse, na wąskim przesmyku między Morzem Tyrreńskim na wschodzie a szczytem Serra di Pigno, sięgającym prawie 1000 m, na zachodzie. W październiku 1943 roku Bastia była punktem ewakuacyjnym wojsk niemieckich i włoskich opuszczających Sardynię i Korsykę. Po południu 27 lutego 1944 roku na ulicach miasta i na murach średniowiecznej twierdzy wyraźnie było widać ślady zaciętych walk toczonych przez wycofujących się Niemców i francuski ruch oporu. Nabrzeża portu handlowego zwanego Nouveau-Port oraz brukowany dok mniejszego i starszego Vieux-Port, gdzie cumowały kutry rybackie, były usiane dziurami po kulach i lejami po pociskach artyleryjskich.

W najdalej na północ wysuniętym doku Nouveau-Port, na terenie odgrodzonym od reszty nabrzeża, załogi amerykańskich kutrów torpedowych PT-203 i PT-204 szykowały się do wyjścia w morze. Oba okręty miały długość 23 m, zbudowano je w drugiej połowie 1942 roku w zakładach Higgins Industries w Nowym Orleanie, a zwodowano 20 stycznia 1943 roku w basenie jachtowym w Lake Pontchartrain. Należały do 15 Eskadry Kutrów Torpedowych (Motor Torpedo Boat Squadron Fifteen, PTRon 15). Były pierwszymi amerykańskimi kutrami typu PT, które dotarły na Morze Śródziemne pod koniec kwietnia 1943 roku i działały w składzie Sił Przybrzeżnych brytyjskiej marynarki wojennej[1]. Brały udział w akcjach bojowych przeciwko siłom osi w zachodniej części Morza Śródziemnego, u brzegów Afryki Północnej, Sycylii, południowych Włoch, a ostatnio we wschodnim sektorze Morza Tyrreńskiego, wzdłuż wybrzeży Toskanii i Ligurii.

Patrolowe kutry torpedowe były w tym czasie najszybszymi okrętami wojennymi floty amerykańskiej. Mogły zwalczać wszelkie jednostki wroga: od łódek do pancerników i okrętów podwodnych. Wśród zniszczonych przez nie celów były nawet czołgi i ciężarówki, a zestrzeliwanie samolotów nieprzyjaciela należało do najbardziej ulubionych zadań ich załóg. Kuter typu PT mógł atakować siły wroga znajdujące się na morzu, pod wodą, na lądzie i w powietrzu, jeśli tylko były w zasięgu ognia[2]. Jego kadłub składał się z dwóch warstw szrafowanego poszycia z mahoniowych desek, przedzielonych warstwą grubego płótna nasączonego impregnatem. Kabinę budowano ze sklejki i z mahoniu, a w środku wykładano mahoniową boazerią. Masę kutrów ograniczano do minimum, by zapewnić jednostkom jak największy zasięg, prędkość i zwrotność. Według Johna F. Kennedy’ego, najsłynniejszego dowódcy kutra typu PT, były to „małe, szybkie, wszechstronne i dobrze uzbrojone okręty”[3].

Wzdłuż burt rufowej części pokładu kutra umieszczano dwie miny głębinowe i cztery torpedy Mark kalibru 21 cala (533 mm). Załogi kutrów nazywały te torpedy „rybami”, ale kanonierzy mówili o nich pieszczotliwie „piękne panie”[4]. Na rufie montowano armatę Bofors kalibru 40 mm obsługiwaną przez czterech ludzi i służącą zarówno do prowadzenia ognia przeciwlotniczego, jak i do ostrzału celów nawodnych. Jej donośność pionowa wynosiła 7160 m, a pozioma – 9830 m, szybkostrzelność dochodziła zaś do 120 pocisków na minutę. Zasilano ją od góry z łódki zawierającej cztery naboje. Nabój ważył 2,15 kg, a pocisk – 900 g.

Na śródokręciu znajdowały się dwa podwójnie sprzężone karabiny maszynowe Browning kalibru 50 (12,7 mm) montowane po prawej i lewej stronie kabiny. Sprzężone „pięćdziesiątki” były tak samo nieodłącznym elementem wizerunku kutrów PT, jak jego torpedy i mogły prowadzić zabójczy ostrzał celów nawodnych i powietrznych. Karabiny maszynowe tego samego typu montowano w samolotach. Taśma nabojowa z odczepiającymi się ogniwami mogła być do nich podawana z lewej lub prawej strony. Były dostosowane również do nabojów przeciwpancernych, zapalających i smugowych, a ich szybkostrzelność wynosiła 750–850 strzałów na minutę. Obsługa sprzężonych „pięćdziesiątek” lubiła łączyć amunicję przeciwpancerną ze smugową, bo dzięki temu łatwości celowania towarzyszyła zabójcza siła rażenia. Zasięg maksymalny wynosił 6600 m, a zasięg skuteczny – 1800 m[6].

W dziobowej części kutra umieszczano armatę przeciwlotniczą Oerlikon kalibru 20 mm. Amunicja, zwykle burząca, smugowa lub zapalająca, znajdowała się w magazynku bębnowym zawierającym 60 nabojów o wadze 240 g i zakładanym od góry. Donośność maksymalna wynosiła 4400 m, pionowa – 3050 m, lecz skuteczna – około 900 m. Obsługa składała się ze strzelca i z ładowniczego, którzy wymieniali dość ciężki magazynek, odbezpieczali działko, prowadzili ogień i naprawiali działko, gdy się zacięło. Celem szkolenia było osiągnięcie szybkostrzelności w granicach 250–300 strzałów na minutę. Najlepsi ćwiczyli z zamkniętymi oczami, żeby móc wykonywać wszystkie czynności odruchowo, nawet w całkowitej ciemności[7].

Napęd kutrowi zapewniały trzy silniki benzynowe Packard W-14 M2500 o mocy 1500 koni mechanicznych. Każdy silnik obracał własną śrubę napędową, dzięki czemu kuter rozwijał prędkość maksymalną 41 węzłów, czyli 76 km na godzinę. Na śródokręciu umieszczano maszt z urządzeniem radarowym na szczycie. Kutry typu PT były najmniejszymi jednostkami marynarki wojennej wyposażonymi w radary, niezbędne do wykrywania okrętów nieprzyjaciela[8].

Dla kamuflażu kutry malowano na kolor ciemnoszary, a poniżej linii wodnej – na czerwono. PT-203 był wyjątkiem, ponieważ wokół jego dziobu namalowano otwartą paszczę rekina; stąd jego przydomek – Shark’s Head (Łeb Rekina). Z kolei PT-204 nosił przydomek Aggie Maru, co po korsykańsku znaczy „Agata Maria”[9].

* * *

Kiedy słońce schowało się za góry, porucznik Eugene S.A. Clifford z Rezerwy Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, tego wieczoru oficer dowodzący, rozpoczął przegląd kutrów przed wyjściem w morze. Zdarzyło się już, że spięcie w instalacji elektrycznej powodowało przypadkowe włączenie się świateł nawigacyjnych, a nawet potężnych reflektorów, które zdradzały położenie kutra[10]. Zadanie, które otrzymali do wykonania tej lutowej nocy, wymagało wyjątkowej ostrożności. Kutry miały przewieźć grupę amerykańskich komandosów na wybrzeże Morza Liguryjskiego, oddalone o 200 km, wysadzić ich w pobliżu portu La Spezia i zabrać po wykonaniu zadania. Po drodze do miejsca desantu i z powrotem musieli przeciąć ruchliwe linie komunikacyjne łączące Livorno, La Spezię i Genuę. Niemcy regularnie patrolowali je w swoich Schnellbooten, „szybkich łodziach”, będących w Kriegsmarine (niemieckiej marynarce wojennej) tym, czym kutry typu PT we flocie Stanów Zjednoczonych.

Clifford skończył właśnie przegląd PT-204, gdy dwiema ciężarówkami przybyli komandosi: 4 oficerów i 15 żołnierzy. Clifford znał większość z nich z poprzednich akcji, które przeprowadzili wspólnie w ostatnich trzech miesiącach. Należeli do jednostki, której oficjalna nazwa brzmiała: Jednostka A, 1 Kontyngent, 2677 Eksperymentalna (Tymczasowa) Kompania Dowodzenia, podległa Dowództwu Wojsk Sprzymierzonych (AFHQ). Wszyscy znali ich jako żołnierzy włoskich grup operacyjnych. Byli Amerykanami włoskiego pochodzenia w pierwszym lub drugim pokoleniu i zgłosili się na ochotnika do Dowództwa Grup Operacyjnych OSS. Mieli przeprowadzać akcje dywersyjne i rozniecać wojnę partyzancką na terenach okupowanych daleko za linią frontu.

Kierujący tej nocy operacją porucznik Albert R. Materazzi, zastępca dowódcy jednostki, kazał podwładnym przenieść broń i ekwipunek z ciężarówek do kajut dziobowych kutrów. Potem poprosił oficerów do kabiny nawigacyjnej na ostatnią odprawę przed akcją. Kabina nawigacyjna była centrum dowodzenia kutrem PT. Znajdowały się tam ekran radaru, radiostacja i mapy nawigacyjne. Ściany były wyłożone mahoniową boazerią, z kilku prostokątnych okien rozciągał się widok na morze, a dach okrywała cienka płachta brezentu używanego na poszycie samolotów. Wilgoć była wrogiem urządzeń i map, załoga dokładała więc starań, żeby chronić je przed wodą.

Wśród oficerów zebranych w kabinie nawigacyjnej oprócz Materazziego i Clifforda byli również porucznik Wittibort, kapitan PT-203, komandor Donald B. Wentzel, występujący jako obserwator, oraz porucznicy Vincent J. Russo i Paul J. Trafficante, którzy mieli dowodzić operacją na lądzie[11]. Materazzi poinformował, że celem akcji opatrzonej kryptonimem „Ginny”, jest zniszczenie nasypu i wylotów tunelu na linii kolejowej La Spezia–Genua, mniej więcej pół kilometra na południowy wschód od Stazione di Framura. Linia ta była jedną z głównych arterii komunikacyjnych, których Niemcy używali do zaopatrywania swoich wojsk na froncie pod Monte Cassino i Anzio, kilkaset kilometrów dalej na południe. Sprzymierzeni mieli wielkie trudności w przerwaniu tej linii komunikacyjnej z powietrza. Tory wiły się w górskim terenie wzdłuż liguryjskiego wybrzeża, w większości ukryte w długich tunelach. Materazzi pokazał zebranym kilka zdjęć lotniczych, wykonanych ostatnio przez amerykańskie i brytyjskie samoloty rozpoznawcze. Było na nich widać trzystumetrowy odcinek torów między dwoma tunelami w pobliżu stacji Framura. Porucznik wyjaśnił, że wylot tunelu na południowy wschód od tej stacji jest najsłabszym punktem linii kolejowej, gdyż w tym miejscu linia La Spezia–Genua ma tylko jeden tor, chociaż wszędzie indziej jest dwutorowa.

Plan wyglądał tak: po dotarciu kutrami w rejon wybrzeża 13 żołnierzy i 2 oficerów dopłynie pontonami do brzegu. Podążając w górę wąwozu, znajdą się w pobliżu celu. Najpierw ruszy grupa ubezpieczenia bojowego porucznika Trafficantego, która opanuje nastawnię u wschodniego końca nasypu i zbada wylot tunelu. Kiedy bezpieczeństwo akcji zostanie zapewnione, do celu dotrze grupa minerska pod komendą porucznika Russo i po dokładnym rozpoznaniu przystąpi do jego zniszczenia. Materazzi pozostanie na kutrze i utrzyma łączność z grupami działającymi na lądzie; gdy wykonają zadanie, podpłynie, żeby je zabrać.

Po skończonej odprawie wszyscy zajęli wyznaczone miejsca w kutrach. Odwiązano cumy i o 18.00 kutry wyszły w morze. Nie opuściły jeszcze basenów portowych, gdy okazało się, że na PT-204 nie działa radar. Trzeba było wrócić i przenieść ludzi i sprzęt na czekający w gotowości PT-210. Spowodowało to trzykwadransowe opóźnienie, kutry opuściły teren portu w Bastii dopiero o 18.45. Aby osiągnąć rejon operacji, wystarczyło płynąć prosto na północ przez Morze Liguryjskie, po drodze jednak radar wykrył kilka jednostek pływających, potencjalnie nieprzyjacielskich. Trzeba było zmienić kurs, żeby uniknąć spotkania. Mniej więcej o 22.30 znaleźli się cztery mile morskie od brzegu. W ciemności było widać światła i długą kreskę linii brzegowej. Zmniejszono obroty silników, by robić jak najmniej hałasu. Komandosi wyszli na pokład z ekwipunkiem i zaczęli dmuchać pontony, przygotowując się do lądowania. Clifford wziął kurs na wyznaczone miejsce desantu na południowy wschód od stacji Framura. Musiał polegać wyłącznie na swoich obliczeniach i przyrządach nawigacyjnych. Zamontowana w kabinie lampa Wooda – jedyne źródło światła na pokładzie – emitowała promieniowanie nadfioletowe, oświetlając fosforyzujące litery i liczby na tablicy wskaźników. Promieniowanie lampy było widoczne tylko z kilku kroków, dzięki czemu nadawała się ona idealnie do warunków nocnych. Kuter spowijała całkowita ciemność. Noc była bezksiężycowa, niebo zachmurzone, padał deszcz i widzialność była praktycznie zerowa.

Kiedy kutry zbliżyły się do brzegu, żołnierze dostrzegli na północy zarysy dwóch gór. Wyglądało na to, że jest to rejon operacji, toteż kutry popłynęły w tym kierunku. O 3.00 wyjaśniło się, że są w niewłaściwym miejscu, skręcili więc na południe. Niedługo potem zobaczyli światła na brzegu i uznali, że to stacja Framura. Ich przypuszczenie potwierdziło się: 300 m na południe i 15 m w głąb lądu wznosił się klif, który według mapy nazywał się Scoglio Ciamia. Kutry przepłynęły mniej więcej pół kilometra na południowy wschód od Scoglio Ciamia i się zatrzymały. Na PT-203 porucznik Russo kierował wyokrętowaniem techników piątej klasy (T/5). Byli to: Di Sclafani, Leone, Sinico, Savino, Noia, Lepore, Amoruso i Sorbello. Żołnierze spuścili ponton na wodę. Dwóch wsiadło do niego, a reszta podała im broń i materiały wybuchowe. Wiatr wiał od lądu, z północnego wschodu, ale morze było spokojne i żołnierze nie mieli kłopotu z utrzymaniem pontonu tuż przy burcie kutra. Kiedy cały sprzęt i wszyscy żołnierze znaleźli się w pontonie, Russo uścisnął na pożegnanie dłoń Materazziemu i dołączył do podwładnych. Żołnierze odczepili liny, które łączyły ponton z kutrem, i zaczęli wiosłować w stronę brzegu. Drugi ponton, spuszczony na wodę z PT-210, płynął za nimi w odległości 30 m. Znajdowali się w nim porucznik Trafficante i grupa ubezpieczenia bojowego: starszy sierżant Vieceli, sierżanci Mauro i Aromando oraz T/5 Libardi i Squatrito.

Ci, którzy pozostali na kutrach, bardzo się denerwowali. Mieli już półtoragodzinne opóźnienie, 15 ich kolegów zniknęło właśnie w ciemności, a oni mogli w każdej chwili dostać się pod ostrzał nieprzyjaciela. Strzelcy byli gotowi otworzyć ogień, gdyby nieprzyjaciel wykrył kutry albo pontony płynące do brzegu. O 1.45 zatrzeszczała krótkofalówka Materazziego. Porucznik Russo zameldował, że dotarł do lądu, ale widzi tylko nagie klify. Materazzi kazał mu wiosłować na północ, aż znajdzie wylot wąwozu, którym mieli dostać się do celu. O 2.00 Russo poinformował, że znaleźli właściwe miejsce do desantu. W tym czasie z kutrów zauważono światła na brzegu nieco na południe od Scoglio Ciamia i uprzedzono o tym komandosów. Russo osobiście przeprowadził rozpoznanie i wszedł na pobliski szczyt. Z północnego wschodu dobiegł go odgłos jadącego pociągu, zrozumiał więc, że wylądowali na południe od planowanego miejsca desantu. O 2.45 zameldował, że dotarcie do celu zajmie im co najmniej półtorej godziny, poprosił więc o zezwolenie na pozostanie na lądzie i powrót następnej nocy.

Zgodnie z planem kutry miały odpłynąć o 3.30, żeby przebyć jak największy dystans pod osłoną nocy. Załogi kutrów były gotowe czekać do 4.00, lecz Clifford i Materazzi ocenili, że zanim porucznik Russo i jego ludzie dotrą do celu, zniszczą go i wrócą na kutry, wybije już 5.30. Będzie już jasno i staną się widoczni dla nieprzyjacielskich baterii nadbrzeżnych, kutrów patrolowych i samolotów. Dlatego Materazzi kazał komandosom przerwać akcję i wrócić na kutry. Russo i Trafficante poprowadzili swoich ludzi do pontonów. O 3.15 komandosi dobili do kutrów. Załogi pomogły im wciągnąć ekwipunek i pontony na pokład, po czym kutry wzięły kurs na Bastię i o 7.30 zawinęły do portu. Przed południem oddział OSS wrócił do swojej bazy w L’Île-Rousse. Przed odesłaniem podwładnych na kwatery Materazzi starał się podnieść ich na duchu, przypominając, że chociaż tej nocy nie zdołali zniszczyć wylotów tunelu, dokonali dokładnego rozpoznania celu. Mieli wszelkie dane po temu, żeby następnym razem wykonać zadanie.

* * *

Przypadkowy świadek tej operacji uznałby ją pewnie za porażkę. Ocena uwzględniająca szersze tło wydarzeń musi jednak wypaść inaczej. W ciągu niecałych trzech lat Stany Zjednoczone, które wcześniej przyglądały się tylko trwającej wojnie światowej, zaangażowały bezprecedensowe środki materialne, ludzkie i techniczne, żeby pokonać państwa Osi. W wojnie totalnej na wielu frontach miliony amerykańskich żołnierzy wszystkich rodzajów wojsk walczyło z nieprzyjacielem. Wojna ta wymagała też nowych środków i metod szpiegowania nieprzyjaciela, prowadzenia działań sabotażowych i operacji na tyłach. W pierwszych latach konfliktu najpierw Niemcy, a potem Brytyjczycy odkryli, że tajne operacje są potężnym narzędziem walki, iż dzięki nim można dezorganizować zaplecze nieprzyjaciela i związać jego znaczne siły, odciągając je od linii frontu.

Władze Stanów Zjednoczonych powołały Biuro Służb Strategicznych, które miało wyciągnąć wnioski z doświadczeń Niemców i Brytyjczyków oraz prowadzić działania specjalne w ramach amerykańskiego wysiłku wojennego. OSS było pierwszą tego rodzaju organizacją w Stanach Zjednoczonych, mimo to szybko zdołało zapewnić sobie środki walki i wyszkolić kadry do tajnych operacji – w rodzaju tej, którą próbowano przeprowadzić na włoskim wybrzeżu w nocy z 27 na 28 lutego 1944 roku.

Diabły Donovana

Подняться наверх