Читать книгу Daleko od Bagdadu - Alberto S. Santos - Страница 9

Rozdział 1
Layla

Оглавление

Ahmad przeniósł wzrok ze stryja na złoty naszyjnik z bursztynowym sercem, który trzymał w dłoni. Pewnego dnia znalazł go w swojej komnacie. Nigdy wcześniej go nie widział, lecz mógł się domyślać, kto go tam podrzucił.

– Jeszcze nie jesteś gotowy? Czy ty wiesz, która godzina?!

Młodzieniec westchnął i wyjrzał przez okno. Pierwsze promienie słońca gładziły dachy miasta. Z wysokiego minaretu dobiegał przenikliwy głos muezina zwołującego wiernych na fadżr, pierwszą poranną modlitwę.

– Dzień dobry, stryju Nadirze, najbardziej spieszący się mieszkańcu Bagdadu!

– Kto ci to dał? – wycedził mężczyzna, wskazując na delikatny przedmiot. – Twoja narzeczona?

Ahmad podniósł wzrok i uśmiechnął się tajemniczo. Pomyślał o Layli, córce ważnego dostojnika dworu i wybranej przez stryja kandydatce na jego żonę. Kilka razy widział ją na dziedzińcu meczetu pod koniec piątkowych modlitw. Była piękna, a przynajmniej tak mówiono. Sugerowały to jej ciemne, podkreślone kajalem oczy spoglądające zza chusty. Ahmad nie mógł stwierdzić nic więcej w kwestii jej urody czy charakteru. Nie była specjalnie wysoka ani bardzo niska, chuda ani szczególnie otyła. I stryj Nadir, szanowany ambasador kalifa al-Muqtadira, nie wątpił, iż to właśnie ona stanowiła idealną kandydatkę na żonę. Ahmad od dziecka znał zasady: najpierw ślub, później miłość, następnie dzieci. Tak postępowali jego rodzice, jego dziadkowie oraz wszyscy przodkowie.

– Stryj wie, że nigdy nie spotkałem się z moją narzeczoną na osobności. Widziałem ją tylko z daleka.

– Może dziś się to uda. Rusz się, bo przyjęcie wcześnie się zaczyna!

Ahmad zerwał się na równe nogi.

– Czyli nie powiesz mi, kto ci to dał?

– Powiem stryjowi, gdy tylko sam będę wiedział – odrzekł, po czym w mgnieniu oka zniknął, kierując się w stronę pałacowego hammamu i rozmyślając o dziewczynie, która, jak przypuszczał, była właścicielką naszyjnika.

*

Ahmad ibn Fadlan był sierotą, bez ojca, bez matki. Odkąd pamiętał, obowiązki jego rodziców pełnił stryj Nadir, który najbardziej w świecie pragnął zapewnić mu świetlaną przyszłość wielkiego kadiego Bagdadu. To jednak nie napawało entuzjazmem jego bratanka, którego bardziej fascynowała wiedza, jaką zdobywał w Domu Mądrości. Relacje stryja z podróży, podobnie jak rozmowy prowadzone z obcokrajowcami podczas wydawanych w jego pałacu przyjęć wzbudzały w chłopaku wielkie emocje. Gdy Nadir wyruszał w dalekie i długie misje dyplomatyczne, przekazywał swoje obowiązki Bergowi, najstarszemu eunuchowi, któremu ufał w każdej sprawie. Był on starym Słowianinem, który dzień po dniu troszczył się o to, by w rodzinie panowała harmonia.

*

O wyznaczonej porze mężczyźni wraz ze świtą opuścili rezydencję. Pod palmą naprzeciwko pałacu żebrak prosił o jałmużnę. Nadir rzucił mu dwie monety, jako że w żadnym razie nie chciał, by ten dzień sprowadził na niego nieszczęście. Minęli Dom Mądrości, gdzie na Ahmada skinęło kilku przyjaciół. Należeli do grupy Młodych Mudżtahidów, która powstała i rozwijała się pod protekcją mistrza al-Balkhiego, perskiego mędrca i zaciekłego obrońcy starożytnej wiedzy, dziedzictwa pozostawionego ludzkości przez Greków, Chińczyków, Hindusów, Persów i Chaldejczyków. Hussein, przyjaciel Ahmada, wybiegł mu na spotkanie.

– Żenisz się jako pierwszy z nas. Mam nadzieję, że ci się poszczęści, jeśli chodzi o narzeczoną.

Młodzieniec wzruszył ramionami i uśmiechnął się z rezygnacją.

– Tak sądzi mój stryj. Jestem już dorosły. Ale nie myślcie, że się ode mnie uwolnicie! Niedługo do was wrócę. Niech tylko mistrz wróci z Balch i raz-dwa się spotkamy.

– Ahmadzie, pozwól na chwilę! – rzekł Hussein, po czym wziąwszy go na stronę i osłoniwszy mu ucho, wyszeptał: – Uważaj na Muhassina. Chodzi i rozpowiada różne rzeczy...

– A cóż ten kretyn wygaduje?!

Hussein był najlepszym przyjacielem Ahmada. Dorastali razem, drzwi w drzwi. Był dla niego bratem, którego nigdy nie miał. Bawił się z nim, stawał w szranki w pierwszych dziecięcych grach, nauczył się z nim pierwszych liter w mieszczącej się przy meczecie medresie. To Hussein zachęcił go do zapisania się do Domu Mądrości i to przy jego wsparciu zaczął namawiać mistrza al-Balkhiego, by podjął się nauczania zamkniętej grupy Młodych Mudżtahidów. Najlepszy przyjaciel Ahmada wyrósł na obiecującego, wybitnego matematyka, lecz dla nich największą wartość stanowiło wzajemne głębokie zrozumienie. Powierzali sobie najskrytsze tajemnice i bez wątpienia jeden za drugiego oddałby życie.

– Nie wiem, czy wiesz, ale Furat zamierzał wydać twoją narzeczoną za Muhassina, swojego syna.

– Wezyr Furat?! – parsknął Ahmad.

– Z czego się śmiejesz? Według kalifa to najpotężniejszy człowiek w Bagdadzie.

Ahmad przyciągnął go do siebie i wyznał:

– Może i najpotężniejszy, ale nie jest tak bystry jak mój stryj.

– Ej, uważaj! Muhassin pragnie zemsty. Wiesz przecież, że jest szalony, a teraz został prawą ręką ulemów, którzy nas nienawidzą. Tych, co to chcą zniszczyć wszystkich popierających naukę i wiedzę, a nie naśladownictwo. Chyba zdajesz sobie sprawę, że jest ich coraz więcej.

– Nie wygłupiaj się, wiedza jest niezniszczalna. To największy dar, jaki ofiarował nam wszechwiedzący Allah. Pamiętaj, że naszą opoką jest idżtihad!

Hussain przytaknął skinieniem głowy. Mistrz nauczał, że idżtihad traktuje pierwotne rozumowanie jako klucz do zrozumienia szariatu. Uznawano go więc za najważniejszą zasadę islamu, sugerując muzułmanom, że powinni stale dostosowywać się do zmian. Jednak wiatr historii zaczynał coraz mocniej dąć w przeciwnym kierunku. Muhassin, syn potężnego wezyra, obsesyjnie dążący do władzy, został twarzą nurtu zwanego taqlidem – naśladownictwem – który uznawał, że odkryto i poznano już wszystko. Według obrońców taqlidu, wrogich idżtihadowi, ludzkości nie była potrzebna głębsza wiedza, ponieważ Allah za pośrednictwem Koranu i słów Proroka przekazał ludziom wszystko, czego im było trzeba.

– Tylko ci mówię, bądź ostrożny!

Nadir się niecierpliwił.

– Ahmadzie, spójrz, która godzina!

– Dobrze, stryju! – odrzekł, a zwróciwszy się do przyjaciela, uściskał go. – Muszę iść – uciął.

– Co masz na szyi? – zapytał Hussein, zwróciwszy uwagę na niewielkie, twarde zgrubienie na piersi przyjaciela.

Wyciągnął rękę i odsłonił naszyjnik z bursztynowym sercem.

– Znalazłem go w mojej komnacie.

– Zobaida?!

– Być może...

– W życiu nie widziałem tak pięknej kobiety. Nadal ją kochasz?

– Przestań!

*

Hussain patrzył, jak przyjaciel się oddala. Kierując się do Domu Mądrości, gdzie miał dołączyć do kolegów, rozmyślał o sekretach Ahmada. Wiedział, że serce przyjaciela zajmowała najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widział. Wiele razy w sekrecie wyznawał mu miłość do Zobaidy. Hussein wiedział, że zaskoczyła ich namiętność, z której skwapliwie korzystali, ciesząc się swoim szczęściem. Jednak Zobaida była niewolnicą, niewolnicą starego Nadira al-Haramiego, i umierała ze strachu, że jej pan się dowie, co wyprawia za jego plecami.

*

Ahmad ze stryjem ruszyli w dalszą drogę. Zaniepokoiła go rozmowa z przyjacielem. Muhassin. Zobaida. Sprzeczne uczucia. Jednak jego los został przypieczętowany. Musiał się do tego dostosować. Odetchnął głęboko i szedł dalej.

*

Layla mieszkała w pałacu. Jej rodzina dysponowała zastępem dworzan, którzy jej służyli, oraz przeznaczonymi do konkretnych zadań niewolnikami i eunuchami. Jednym z nich był Grek, który otwierając im drzwi, ukłonił się w pas ze słowami „salam alejkum” na ustach.

*

Na wpół obecny Ahmad w milczeniu uczestniczył w rytuałach, podobnie jak jego narzeczona. Żadne z nich samodzielnie nie podejmowało decyzji. Inni podjęli je za nich. Przybył już astrolog i wyglądało na to, że się spieszy. Być może oczekiwali go też inni klienci, niecierpliwi w swym pragnieniu, by dowiedzieć się, czy dany układ gwiazd im sprzyja. Horoskop prędko wykazał wzór, jakiego wszyscy sobie życzyli. Według kosmosu wszystko wyglądało idealnie. Narzeczeni nie mogliby sobie wybrać lepszego momentu na ślub. Położenie gwiazd było tak perfekcyjne, że nikt nie mógł podważyć ich planu. Ani nienawiść Muhassina, ani miłość Zobaidy. Machnięto wobec tego ręką na wieść o komecie, która ponoć przecięła niebo, zaburzając harmonię planet i gwiazd.

Po obiecujących przepowiedniach jedzono słodkości i pito herbatę, jednocześnie omawiając hojny mahr, jaki Nadir miał przekazać ojcu panny młodej. Layla nie pojawiła się. Jak to było w zwyczaju, Ahmad miał ją zobaczyć przed ślubem jeszcze raz czy dwa, spowitą chustą na dziedzińcu meczetu.

I tak oto wracali do pałacu: Nadir ukontentowany, Ahmad zaś czekając z niecierpliwością, aż wróci do swoich przyjaciół.

Jakiś czas później miasto obiegła wieść, że mistrz al-Balkhi powrócił z podróży do swojego rodzinnego miasta. Zajęcia w Domu Mądrości miały odbywać się ponownie. Niebawem wezwano Nadira, by przewodniczył misji dyplomatycznej do ziem Oguzów, a ślub nie mógł się przecież odbyć bez niego. Dlatego Ahmad nie wrócił do rezydencji swojej narzeczonej. Prawdę mówiąc, przez wiele tygodni nawet o niej nie myślał. O ślubie przypominała mu tylko niewolnica stryja, snując się melancholijnie po pałacu.

– Zobaido, już w ogóle się nie widujemy! – naciskał, gdy wreszcie złapał ją na osobności.

Dziewczyna spojrzała głęboko w jego ciemne oczy.

– Bardzo cię lubię, Czarnooki. – Tak nazywała go ona i przyjaciele. – Jednak to, co przeżyliśmy razem, już się skończyło! To nie ma sensu! Jestem niewolnicą twojego stryja, a ty wolnym, przystojnym młodzieńcem. Masz bogatą narzeczoną, na jaką zasługujesz. Nie chcę dalej ciągnąć tego szaleństwa!

– Czy aby nie mówiłaś mi, że mnie kochasz?!

– Ahmadzie, proszę...

Mężczyzna zdjął z szyi naszyjnik i pokazał go dziewczynie.

– Czy wiesz, co to jest?

– Oczywiście, że wiem! To jedyna cenna rzecz, jaką przywiozłam ze sobą z ojczystej ziemi. Teraz jest twój. To symbol uczucia, które nas połączyło. Mam nadzieję, że będzie ci o mnie przypominał...

Po tych słowach nie udało jej się już powstrzymać fali rozpaczy. Zalewając się łzami, uciekła do swojej alkowy, gdzie, przykryta kocami, szlochała bez wytchnienia. Już wcześniej postanowiła zrobić wszystko, by rana w jej sercu się zabliźniła, i przyjąć życie takim, jakie jest. Jednak zawsze, gdy nawiedzały ją natrętne wspomnienia utraconego dzieciństwa, blizna w jej sercu otwierała się na nowo, domagając się uleczenia. Gdy wtulała twarz w swoje łoże, nawiedzały ją obrazy z przeszłości. Okrutne porwanie gdzieś w obcym jej miejscu. Śmierć ojca, krzyki matki i ukochanego brata, których nigdy więcej nie zobaczyła. Ta scena rozgrywała się w jej głowie w nieskończoność w nocnych koszmarach, to dzięki nim jednak utracona rodzina nadal żyła w jej sercu. Gdy pytano ją, skąd pochodzi, odpowiadała wymownym milczeniem. Ciszą wyrażała swój własny bunt oraz szacunek dla ukochanych bliskich. Pełne przemocy wspomnienie było jej jedynym dziedzictwem, jedynym osobistym dobrem, jedyną więzią, jaką podtrzymywała z odległą i coraz bardziej mglistą tożsamością. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starała, nie mogła sobie przypomnieć twarzy rodziny ani sprawców tego haniebnego czynu, a nawet miejsca, w którym się on wydarzył. Cierpiała z tego powodu. I wciąż nie wiedziała, jak uleczyć zranioną duszę.

– Pewnego dnia będę musiała się tego wszystkiego dowiedzieć, by ostatecznie zaznać ukojenia – zapewniała samą siebie, teraz już spokojniejsza, ocierając łzy wierzchem dłoni.

Trudno jej było zaadaptować się w nowej rzeczywistości, ale nie było innego wyjścia: śmierć lub akceptacja. A Zobaida nie chciała umierać. Kurczowo trzymała się zbudowanych na domniemaniach wspomnień niczym ostatniej deski ratunku i uczyła się żyć oraz poznawać świat. Wyrosła na smukłą piękność o długich, spływających po plecach blond włosach oraz lśniących błękitnych oczach. Nauczyła się śpiewać, czytać i studiować księgi swojego pierwszego pana, starego księgarza z Bagdadu. Aż pewnego dnia, gdy mieszkała już w pałacu Nadira, Ahmad przyłapał ją na czytaniu tomów, które przynosił z Domu Mądrości. To pomiędzy licznymi lekturami rozkwitła i rozwijała się ich miłość, a świat lśnił dla niej tajemniczym czarem aż do chwili, gdy uświadomiła sobie, że to uczucie nie ma przyszłości.

*

Czas mijał, aż wreszcie Nadir powrócił z wyprawy. Pewnego słonecznego dnia przed zachodem słońca Ahmad wraz z rodziną i przyjaciółmi uroczyście skierował swe kroki do domu narzeczonej, by świętować zawarcie małżeństwa. Oczekiwał na sędziego, który miał spisać stosowny dokument, gdy tylko, zgodnie z tradycją, narzeczona wyrazi swoją zgodę na zamążpójście. Nie czuł radości ani rozczarowania, jedynie rezygnację. Musiał wypełnić swoje przeznaczenie. Layla samotnie oczekiwała w sąsiedniej sali, stojąc przed lustrem i trzymając nad głową otwarty Koran.

Stryj Nadir wyprawił wielkie wesele dla niemal pięciuset gości. Było kosztowne, lecz w tym przypadku nie szczędził grosza. Nie miał własnych dzieci, a Ahmad był dla niego jak syn. Przybyło jeszcze więcej osób. Nic dziwnego, przecież cała dzielnica uważała się za zaproszoną – zamykanie bram w tak radosnym dniu było wbrew honorowi i etykiecie. Eunuchowie pilnowali jednak, by do posiadłości nie dostali się tufajli, czyli włóczędzy, pieczeniarze i nieudacznicy, którzy żyli wyłącznie z tego, co udało im się zdobyć. Znając zasady świętowania uroczystych dni takich jak ślub, tufajli utrzymywali sieć zorientowanych w mieście informatorów i mieli doświadczenie we wchodzeniu niepostrzeżenie do domów bogaczy. Tego dnia banda intruzów zakradła się w okolice pałacu, zaś jeden z nich dyskretnie umieścił okrągły kamyk w ościeżnicy. Podczas gdy zdesperowany służący próbował dojść, z jakiego powodu drzwi się nie domykają, tufajli prędko wkradli się do budynku, gdzie ubrani w pożyczone galowe szaty wymieszali się z gośćmi i jęli prowadzić z nimi zwyczajowe pogawędki.

*

Gdy tylko przybył sędzia w towarzystwie dwóch oficjalnych świadków, zrazu zasiadł za stołem, po czym chwycił kałamarz i dokumenty. Zaczynała się podniosła chwila. Dwóch świadków ruszyło do komnaty, w której przebywała Layla, by zgodnie ze zwyczajem po trzykroć, bez pośpiechu, zadać jej pytanie, czy przyjmuje mahr oraz wszelkie przyszłe dary, a także czy pragnie wyjść za Ahmada z własnej, nieprzymuszonej woli. Wrócili uśmiechnięci i ogłosili sędziemu rezultat rozmowy. Następnie, po uzyskaniu zgody narzeczonego, podpisaniu dokumentu oraz odczytaniu odpowiednich wersetów Koranu, Ahmad oficjalnie został mężem Layli.

Na dobrą wróżbę rzucano w górę złote i srebrne monety, po czym do sali wkroczyły grające na lirach tancerki, przed nimi zaś hojnie opłacona śpiewaczka, by opiewać wdzięk i urodę panny młodej. Piękna Layla powinna niebawem wyłonić się z wrót pałacowego haremu, przyozdobiona diademem dekorowanym kwiatami pomarańczy i jaśminu oraz okryta welonem z białego muślinu.

Jednak Layla się nie pojawiła.

Wtem w pałacu rozległy się krzyki paniki, wszyscy rzucili się ku wrotom. Kobiety i eunuchowie biegiem ruszyli do pałacowego haremu, po czym wrócili, przynosząc druzgocące wieści. Jedni obwiniali astrologa, inni tufajli, którzy teraz dziwnym trafem zniknęli bez śladu. Przyjęcie zamieniło się w piekło.

Daleko od Bagdadu

Подняться наверх