Читать книгу Zabójczy wirus. - Alex Kava - Страница 7
ROZDZIAŁ CZWARTY
ОглавлениеElk Grove, Wirginia
Maggie nie podobało się to, co zobaczyła. Dom wskazany w liście znajdował się w samym środku spokojnej okolicy zadbanych bungalowów, otoczonych potężnymi dębami i starannie utrzymanymi podwórkami. Tak wygląda każde przedmieście w tym kraju. Dlaczego wybrał akurat to miejsce?
Na podjeździe stał czerwony rower z ozdobnymi chwastami na kierownicy. Dwa domy dalej siwowłosy mężczyzna grabił liście. Półciężarówka stała zaparkowana na końcu ulicy, gdzie jakaś kobieta szła chodnikiem i wskazywała drogę dwóm mężczyznom z sofą.
Nie. Maggie bardzo się to nie podobało.
Po co ktoś miałby podkładać bombę na tym sennym przedmieściu? I to o poranku, kiedy w domu są tylko dzieci w wieku przedszkolnym i ich opiekunowie oraz emeryci?
Czy to właśnie miał na myśli, pisząc: „Wasze dzieci nigdy i nigdzie nie będą bezpieczne”?
Może terrorysta chce im coś powiedzieć, wybierając za cel niewinnych i bezbronnych? Czy pragnie dać do zrozumienia, że jest wolny od wszelkich ograniczeń, nie ma żadnych skrupułów? Że może zaatakować w każdym miejscu? W końcu są w stanie wzmocnić kontrole na lotniskach, w metrze i na dworcach, ale nie mają możliwości patrolowania wszystkich zamieszkałych peryferii stolicy.
– Coś mi tu śmierdzi – oznajmił Cunningham.
Siedzieli w białej furgonetce z pomarańczowo-niebieskim logo firmy hydraulicznej, które wyglądało na autentyczne. W środku trzech techników FBI stukało w klawisze i obserwowało monitory zamontowane na ścianach, pokazujące interesujący ich dom z czterech różnych stron. Kamery przekazujące obrazy umieszczono na hełmach członków brygady antyterrorystycznej, którzy skierowali się właśnie w tamtą stronę. Z tyłu parkowała druga taka sama furgonetka. Przecznicę dalej stała furgonetka usług komunalnych, gdzie czekał oddział pirotechników.
Maggie obciągnęła żakiet w fioletowe kwiaty, pod którym świetnie mieściła się kamizelka kuloodporna. Znalazła go w jednej z szaf wydziału, gdzie wisiały rozmaite dziwaczne ubrania, przydatne w podobnych okolicznościach. Jej marynarka w kolorze miedzi mówiła: „Uwaga, agent FBI puka do twoich drzwi”, zaś ta kwiecista wzbudziłaby raczej przyjazne uczucia. O ile ktoś nie zauważyłby ukrytej pod nią broni.
Maggie poprawiła pas na ramieniu i smith & wessona w kaburze. Inni agenci przed laty zamienili go na glocka, ale Maggie pozostała wierna swojemu pierwszemu rewolwerowi. W takich sytuacjach jak ta nie mogła uciec od myśli, że rodzaj broni kompletnie nie ma znaczenia. Kamizelka kuloodporna także nie robi wielkiej różnicy, zwłaszcza jeśli wdepnie się na materiał wybuchowy. Ktoś, kto wysyła oficjalne zaproszenie oficerom służb bezpieczeństwa, robi to dlatego, że znajduje przyjemność w wysadzeniu kilku z nich w powietrze.
Cunningham przedsięwziął wszelkie możliwe środki ostrożności. Niestety ewakuacja wszystkich okolicznych domów nie wchodzi w rachubę. Poza tym czas ucieka.
Maggie spojrzała na zegarek. Była dziewiąta czterdzieści sześć. Raz jeszcze bacznie zlustrowała okolicę, a przynajmniej to, co widziała przez przyciemnioną szybę tylnego okna.
Pewnie gdzieś tu jest.
Obserwuje i czeka.
Przypuszczalnie ma przy sobie detonator.
– A ta ciężarówka do przewozu mebli? – spytała Maggie.
– To byłoby zbyt proste – stwierdził Cunningham, nie odrywając wzroku od monitorów.
– Czasami to, co wydaje się normalne, staje się niewidzialne.
Zerknął na nią. Przez sekundę myślała, że popełniła błąd, cytując jego własne słowa. Przeniósł spojrzenie z powrotem na monitory, ale dotknął palcem miniaturowego mikrofonu przypiętego do klapy i powiedział:
– Sprawdźcie ten samochód od przeprowadzek.
W ciągu kilku sekund agent ubrany w jasnobrązowy kombinezon z logo firmy hydraulicznej wysiadł ze stojącej za nimi furgonetki. Podszedł do meblowozu i porównywał numery na domach z tym, co miał zapisane na kartce w lewej ręce. Rozmawiał właśnie z kierowcą meblowozu, kiedy Cunningham wskazał na inny monitor, niczym zniecierpliwiony szachista czekający na kolejny ruch przeciwnika.
– Czy widać już wnętrze domu? – spytał technika, który bez przerwy stukał w klawiaturę.
Maggie obserwowała ciężarówkę przewożącą meble, od czasu do czasu spoglądając na monitor, w który wpatrywał się Cunningham. Gdzieś za tym domem był jeden z członków brygady antyterrorystycznej, który miał na głowie hełm z kamerą termowizyjną. Detektor promieniowania podczerwieni wyczuwa ciepło ludzkiego ciała, potrafi odróżnić sofę od człowieka na sofie. Obiekty ciepłe pokazuje jako białe, zimne jako czarne. Wszystko o temperaturze powyżej dwustu stopni Celsjusza na obrazie jest czerwone. Straż pożarna używa takich kamer do odnalezienia ofiar pożarów w wypełnionych dymem budynkach. Tym razem liczyli na to, że dowiedzą się, ile osób – ofiar, zakładników czy terrorystów – czeka na nich w środku.
– Niewielkie źródło ciepła w pierwszym pokoju – rzekł technik, wskazując na ekran, gdy pierwsza plama zaświeciła na biało. Kilka sekund później wpisywał współrzędne drugiego źródła ciepła. – Może to sypialnia. Ta osoba leży.
Czekali. Cunningham wyglądał zza ramienia technika, przesuwając okulary na czoło. Maggie siedziała z tyłu, skąd widziała także pozostałe monitory i meblowóz. Agent pomachał do kierowcy na pożegnanie, ale jeszcze raz obszedł samochód i zajrzał do otwartej części bagażowej, udając, że nadal sprawdza okoliczne adresy.
– To wszystko? – spytał w końcu Cunningham technika. – Tylko dwa źródła ciepła?
– Na to wygląda.
Cunningham wyjrzał przez okno, a potem, zapinając marynarkę, popatrzył na Maggie. Podniszczoną tweedową marynarkę wypożyczył z tej samej szafy, z której pochodził jej kwiecisty żakiet.
– Gotowa? – spytał, sięgając po plik ulotek i poprawiając glocka.
Maggie skinęła głową i po raz ostatni zlustrowała okolicę.
– Gotowa – odrzekła, po czym wysiadła z furgonetki.