Читать книгу Franck Ribery. Piłkarz z blizną - Alexis Menuge - Страница 3

Daniel van Buyten o Francku Ribérym

Оглавление

W świecie piłkarskim nie ma zbyt wielu przyjaźni. Ale muszę powiedzieć jedno: Franck Ribéry to naprawdę mój przyjaciel. Jest tak, odkąd się poznaliśmy, czyli od 2007 roku, kiedy przyszedł do Bayernu. Bez wątpienia jest dla mnie kimś więcej niż tylko kolegą z zespołu. Każdy spędzony z nim dzień sprawia mi radość.

W naszej przyjaźni najbardziej imponuje mi to, że gdy tylko jeden z nas ma problem, pomagamy sobie nawzajem. Na przykład w 2010 roku, gdy Franck zmagał się ze swoimi kłopotami, cały czas z nim rozmawiałem. To mu pomogło. Gdy to ja miałem gorsze chwile, zachował się tak samo. Widział, że kiedy siadałem na ławce rezerwowych, byłem rozczarowany. Jeśli więc zdobywał wtedy bramkę, podbiegał mnie objąć. Dedykował mi swoje gole, co za każdym razem podnosiło mnie na duchu. Zachowywał się fajnie jako człowiek. Zawsze wiedział, jak można mnie wesprzeć.

Podczas kolacji, które wspólnie jadaliśmy, wielokrotnie powtarzał, że zasłużyłem na grę od pierwszych minut. Mówił, że muszę jedynie nie spuszczać z tonu i dalej dawać z siebie wszystko na treningu. Robiłem tak, jak mi podpowiadał, dzięki czemu praktycznie zawsze byłem w stanie wrócić do pierwszej jedenastki. „Nie poddawaj się, chłopie, bądź silny i zawsze wierz w swoją szansę. Jesteś świetnym piłkarzem i masz profesjonalne nastawienie. Twoja chwila nadejdzie. Musisz tylko być cierpliwy” – powtarzał mi Franck co chwilę.

Jego najważniejsze cechy to wielkie serce oraz hojność. Gdy o nich myślę, zawsze przypominam sobie pewną historię. Wiosną 2009 roku nie czułem się zbyt dobrze. Nie mogłem zagrać w wyjazdowym meczu ćwierćfinału Ligi Mistrzów przeciwko FC Barcelonie, bo mój ojciec doznał w Belgii udaru, po którym do dziś nie zdołał powrócić do pełni zdrowia. Kilka dni siedziałem przy nim, a w sobotę nie wiedziałem, jak Bayern zagrał w lidze z Eintrachtem Frankfurt. Wieczorem spytałem go: „Tato, czy nie chciałbyś obejrzeć meczu?”. Nie był w stanie normalnie odpowiedzieć, więc po prostu kiwnął głową. Włączyłem telewizję; leciał w niej nasz mecz, a Franck strzelił właśnie gola. Swoją radość okazał w szczególny sposób: otworzył dłoń na której widniała piątka, czyli numer, z którym grałem w Bayernie. Wtedy po raz pierwszy od udaru mój ojciec ponownie oglądał coś w telewizji. Uśmiechnął się i zerknął na mnie. Powiedziałem mu wówczas: „Tato, to mój numer na koszulce, a Franck strzelił tego gola tylko dla ciebie”. Spojrzał znowu w moją stronę i dobrze widziałem, że jego oczy zaszły łzami. To samo działo się ze mną. Przeżyliśmy bardzo poruszającą chwilę. Powiedziałem Franckowi, że doprowadził nas obu do płaczu. To był wspaniały, niezwykle ludzki gest. Nigdy mu tego nie zapomnę.

Franck z całą pewnością odnalazł szczęście w Monachium. Zawsze jest tu w dobrym humorze. Codziennie jeździ na Säbener Straße z uśmiechem na ustach. Przede wszystkim cieszy go jednak to, że jego żona i dzieci czują się w tym mieście dobrze, a spotykani na ulicy ludzie są wobec niego mili, ale mu się nie narzucają, przez co czuje się bezpiecznie. Standard życia w Monachium jest wysoki, a Franck umie to docenić.

Klub zawsze robił dla niego wszystko, gdy tylko coś było nie w porządku. Z czasem Franck to zauważył i obecnie odpłaca się Bayernowi grą na najwyższym poziomie. Jeśli mam porównać obecnego Francka z Franckiem z roku 2007, to mogę powiedzieć z całą pewnością, że jest dojrzalszy, pewniejszy siebie i silniejszy.

Co się stanie, gdy pewnego dnia nasze drogi się rozejdą? Myślę, że ja wraz z żoną i dziećmi wrócę do Belgii, a to, czy Franck pozostanie w Monachium lub osiądzie znów we Francji, nie będzie miało znaczenia, bo i tak przestaniemy się regularnie spotykać. Z pewnością będzie to dla nas dziwna sytuacja. Od 2007 roku, czyli od długiego czasu, widzimy się codziennie. Ale kto wie? Może nasze drogi znów się skrzyżują. Może pewnego dnia będziemy wspólnie opiekować się jakąś drużyną? To byłoby wspaniałe. W piłce nożnej niczego nie można wykluczyć.

A na koniec: nieważne, gdzie w przyszłości będziemy mieszkać, kontakt pomiędzy mną a Franckiem się nie urwie. Nasza przyjaźń jest zbyt silna. Możliwe, że po zakończeniu kariery Franck zamieszka z rodziną w Monachium. Wielu piłkarzy po zawieszeniu butów na kołku pozostawało w tym mieście, nawet jeśli stąd nie pochodzili. Myślę jednak, że ostatecznie Franck wróci do swoich korzeni i zamieszka ponownie w Boulogne-sur-Mer. W swojej ojczyźnie nie ma oczywiście tak dobrej opinii, jak w Niemczech, ale to się zmieni. Jestem pewien, że pewnego dnia wszyscy we Francji ponownie go pokochają.

Jedno jest pewne: Franck to przyjaciel na całe życie.

Franck Ribery. Piłkarz z blizną

Подняться наверх