Читать книгу Tomek wśród łowców głów (t.6) - Alfred Szklarski - Страница 4
Czy Sally zwycięży
ОглавлениеTomek i Sally weszli do gabinetu. Wszyscy ciekawie spojrzeli na nich i od razu przerwali rozmowę. Nietrudno było domyślić się, że między dwojgiem młodych zaszło coś nieoczekiwanego. W twarzy Sally widoczne były napięcie i podniecenie. Tomek zaś, pobladły, opuścił głowę na piersi i unikał wzroku obecnych. Wilmowski i Smuga znów wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– No i cóż, konferencja skończona? – niefrasobliwie zaczął Nowicki. – Wobec tego, szanowni panowie, przystąpmy do sprawy…
– Nie spiesz się tak, kapitanie – przerwał mu Smuga. – Najpierw pozwólmy wypowiedzieć się Tomkowi.
Młodzieniec wolno podniósł głowę, spojrzał na Smugę, a następnie na ojca. Zaraz zrozumiał, że oni odgadli prawdę. Pobladł jeszcze bardziej. Kapitan Nowicki odczuł dziwny niepokój. Uważnie przyjrzał się Tomkowi, potem zerknął na Sally. Zafrasowany, zmarszczył brwi.
– Coś ty mu tam nagadała? Pokłóciliście się czy co? – półgłosem zagadnął Sally, nachylając się ku niej.
Tomek nie mógł dłużej milczeć. Zebrał się w sobie i rzekł:
– Przykro mi, ale nie mogę wziąć udziału w wyprawie…
– A to dlaczego?! – zdumiał się Nowicki.
– Sally…
– Nic nie gadaj, już wiem! – zawołał marynarz. – Niepotrzebnie mówiliśmy przy paniach o ludożercach i łowcach głów. Nic dziwnego, że wystraszyła się o ciebie! Ale nie martw się, już ja jej to wytłumaczę!
– Myli się pan – zaprzeczył Tomek. – Sally prosi, żebym zabrał ją i Dinga na tę wyprawę. Przyrzekłem kiedyś, że spełnię każdą jej prośbę, gdy zda maturę. Zabranie Sally do Nowej Gwinei nie zależy ode mnie, więc aby nie złamać przyrzeczenia, rezygnuję z udziału w wyprawie.
– Moja droga Sally, tak nie można stawiać sprawy. Tommy nie dla przyjemności ma jechać do Nowej Gwinei. Urządzanie wypraw łowieckich jest jego zawodem. Tommy musi pracować na siebie – zaoponowała pani Allan, podchodząc do córki.
– Nie mów tak, mamusiu! Wszyscy pomyślą, że jestem nieznośną egoistką – poważnie powiedziała Sally. – Tylko po to wstąpiłam na zoologię, żeby móc pracować razem z Tommym.
– Któż by tam śmiał nazywać cię egoistką, ślicznotko! – zawołał kapitan Nowicki. – Nieraz już przecież mówiłaś nam o swoich planach! Dlaczego jednak akurat teraz uparłaś się jechać na wyprawę? Jeśli chodzi o Dinga, bądź spokojna, zabierzemy go ze sobą, nic mu nie grozi od łowców głów!
– Byłaby to wspaniała praktyka dla mnie przed rozpoczęciem studiów – wyjaśniła Sally. – Wie pan przecież, że nie jestem mazgajem!
– Zuch z ciebie dziewczyna, to święta prawda – gorąco przytaknął Nowicki. – Gracko spisała się, proszę szanownych panów, kiedy to Indiańcy w Meksyku porwali ją do niewoli!
– Czyżby panna Sally uczestniczyła już w jakiejś wyprawie? – zdziwił się Hart, który razem z Bentleyem nie zabierał do tej pory głosu.
– Dwa lata temu byliśmy z Sally w Arizonie u brata mojego męża – wyjaśniła pani Allan. – Przyjechał tam również Tommy z panem bosmanem, och, bardzo przepraszam, z panem kapitanem Nowickim.
– Nic nie szkodzi, szanowna pani, nie jestem wrażliwy na tytuły – wtrącił Nowicki. – Poza tym egzamin na jachtowego kapitana morskiego zdałem dopiero dwa miesiące temu.
– Właśnie w Arizonie, za namową pewnego meksykańskiego ranczera, Indianie porwali Sally – ciągnęła pani Allan. – Tylko dzięki dzielnemu Tommy’emu i panu kapitanowi odzyskałam córkę.
Hart spojrzał na Bentleya, ten zaś zwrócił się do pani Allan:
– Czy panna Sally rozmawiała z panią o zamiarze wyruszenia z Tomkiem na jakąś wyprawę? Nie wydaje mi się, żeby pani była zaskoczona jej propozycją.
– Oczywiście, przecież ona mówi o tym od dawna.
– Więc pani nie stawiałaby sprzeciwu? – coraz bardziej zdziwiony pytał Bentley.
Pani Allan zakłopotana milczała przez chwilę. Spojrzała na Sally i Tomka. Stali blisko siebie. Wysoki, barczysty Tomek trzymał Sally za rękę, jak starszy brat młodszą siostrę. We wzroku obydwojga czaiła się niema prośba. Widok ten bardzo wzruszył panią Allan. Cicho, lecz stanowczo odparła:
– Nie, proszę pana! Nie miałabym serca odmówić im czegokolwiek! Od chwili zaprzyjaźnienia się z Tommym moja córka zamieniła nasz dom w małe muzeum zoologiczne. Podczas wakacji łowi i preparuje różne ptaki, które potem sprzedaje w Europie. W ten sposób chce uskładać jakiś fundusz na swój udział w przyszłej wyprawie.
– Kto panią nauczył preparowania ptaków? – zapytał Hart.
– Tommy, proszę pana – odpowiedziała panienka. – Umiem także preparować motyle i inne owady.
Dyrektor Hart spojrzał pytająco na Bentleya. Porozumieli się wzrokiem.
– Obecnie gubernatorem Papui jest mój dobry znajomy, sir Hubert Murray20 – odezwał się Bentley. – Zyskał on już sobie opinię znawcy tamtejszych spraw. Pisał mi niedawno o pewnej zwyczajowej ciekawostce. Otóż jeśli w grupie wojowników znajdują się kobiety, jest to jakoby oznaką, że nie mają zamiaru napadać na kogokolwiek. Może więc obecność panny Sally ułatwiłaby nam wykonanie zadania?
– Jak widać, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – porywczo zauważył kapitan Nowicki. – No, Andrzeju, przypieczętuj sprawę swoim ojcowskim słowem!
– Bardzo prosimy pana Wilmowskiego o wypowiedź – dodał Bentley.
Wilmowski poważnie spoglądał na syna i Sally. Teraz wolno odwrócił się do Bentleya i Harta.
– Nie chciałbym, żeby mój stosunek uczuciowy do Tomka i Sally zagłuszył głos rozsądku – rzekł. – Największe doświadczenie podróżnicze z nas wszystkich ma pan Smuga. Dlatego też proszę cię, Janie, wypowiedz się w swoim i jednocześnie moim imieniu.
– Świetnie, my również zdajemy się na salomonowy wyrok pana Smugi – wtrącił Bentley. – Zdanie jego jest tym cenniejsze, że postanowiliśmy z Hartem prosić pana Smugę o objęcie kierownictwa wyprawy.
W pokoju zaległa kompletna cisza. Smuga powoli nabił fajkę tytoniem, zapalił ją, a potem odezwał się:
– Prowadziłem już wyprawy, w których uczestniczyły kobiety. Różnie wtedy bywało. Wszystko zależy od tego, kim one są. W naszym wypadku Sally jest córką australijskiego ranczera. Od niemowlęcia przywykła do buszu i trudnych warunków. Oglądałem okazy ptaków preparowane przez nią. Solidna robota. Ze względu na badawczy charakter wyprawy nie będziemy mogli odbywać zbyt forsownych marszów. Należy się liczyć z dłuższymi postojami. Proponuję zaangażować Sally jako preparatora.
– Rozstrzygnął pan sprawę – powiedział Bentley. – Miałem zamiar zabrać trzech ludzi z mojego stałego personelu do preparowania okazów. Wobec tego zabiorę tylko dwóch. Wynagrodzenie panny Sally wyniesie pięćset funtów.
Tomek uspokajał Sally, która oparłszy głowę na jego ramieniu, płakała z radości, a Smuga tymczasem znów się odezwał:
– Mam jeszcze jedną propozycję.
– Proszę, słuchamy – jednocześnie powiedzieli obydwaj dyrektorzy ogrodów zoologicznych.
– Mów pan, mów – wtórował kapitan Nowicki, wycierając oczy chusteczką. – Prawdziwie salomonowe słowa płyną dzisiaj z twoich ust!
– Skoro już zdecydowaliśmy się zabrać kobietę preparatora, to warto by było również wziąć kobietę sanitariusza. Na takiej wyprawie nawet student medycyny będzie bardzo użyteczny. Poza tym dwie kobiety będą łatwiej sobie radziły niż jedna. Jako sanitariusza proponuję pannę Nataszę. Musimy również pomyśleć o jakiejś funkcji dla pana Zbyszka Karskiego, który obecnie pozostaje pod naszą opieką. W takim komplecie zgadzamy się na udział w wyprawie do Nowej Gwinei.
– Czy przyjmuje pan kierownictwo wyprawy? – upewnił się Bentley.
– Tak!
– Wobec tego jutro podpiszemy umowy, a teraz prosimy na obiad! Musimy godnie uczcić dzisiejszy dzień!
Przyjęcie u dyrektora Harta przeciągnęło się do późnego wieczora. Bentley był bardzo zadowolony. Wyprawa pod kierownictwem doświadczonych łowców i podróżników pozwalała rokować pomyślne rezultaty, toteż siedząc przy stole między Sally i Tomkiem, poddał się całkowicie ich radosnemu nastrojowi. Kapitan Nowicki wciąż sypał dowcipami. Tomkowi przymawiał od pantoflarzy zawojowanych przez australijskie sroki, proponował Smudze zabrać kilka smoczków do karmienia nieletnich członków wyprawy, a oni odcinali się i razem z nim nawzajem żartowali z siebie. Rozochocony marynarz niebawem dobrał się do posmutniałego Balmore’a, a gdy ten wyznał, że bardzo pragnąłby pojechać z nimi, zaraz przypuścił szturm na Bentleya i Smugę. Dobroduszny i rubaszny Nowicki zawsze topniał jak wosk na widok zasmuconej twarzy. W ten sposób i James Balmore został zaliczony w poczet uczestników wyprawy do Nowej Gwinei.
Następnego ranka Bentley i Hart przybyli na pokład jachtu, by już szczegółowo omówić przygotowania do wyprawy. Kapitan Nowicki z dumą oprowadzał gości po swoim jachcie. „Sita”21 była dwumasztowym żaglowcem o wyporności dwustu ośmiu ton. Na pokładzie pomiędzy masztami znajdowała się duża nadbudówka mieszcząca ogólną jadalnię i palarnię, a na jej płaskim dachu zbudowane były kabina nawigacyjna oraz mostek kapitański. Solidna konstrukcja dużego jachtu umożliwiała mu pływanie po wszystkich morzach świata. Pod pokładem rozmieszczone były kabiny dla pasażerów i załogi, kuchnia, trzy łazienki, magazyny oraz zbiorniki na słodką wodę o łącznej pojemności dziewięciu ton.
Już poprzedniego dnia zostało postanowione, że podróż morzem z Sydney do Nowej Gwinei i z powrotem wyprawa odbędzie na „Sicie”. Wprawiło to kapitana Nowickiego w doskonały humor. Wynajęcie jachtu przez Bentleya umożliwiało mu opłacenie stałej czteroosobowej załogi oraz przeprowadzenie koniecznych prac konserwacyjnych i przeróbek.
Panie, Zbyszek i James Balmore jeszcze odsypiali późno zakończoną ucztę. Toteż po pobieżnym obejrzeniu jachtu Nowicki poprowadził gości do palarni, gdzie oczekiwali na nich trzej jego przyjaciele. Przy herbacie z rumem rozpoczęli naradę.
Bentley rozłożył na stole dużą mapę, na której wyznaczył trasę wyprawy czerwoną linią. Z początku wiodła ona z Sydney drogą morską przez dwa przybrzeżne morza Oceanu Spokojnego: najpierw w kierunku północno-wschodnim przez Morze Tasmana, określane również jako Morze Wschodnioaustralijskie, leżące pomiędzy południowo-wschodnim wybrzeżem Australii, Tasmanią i Nową Zelandią, a później zbaczała na północny zachód na Morze Koralowe, obramowane od wschodu przez Nową Kaledonię, Nowe Hebrydy, wyspy Santa Cruz i Wyspy Salomona, od północy przez wyspy Archipelagu Bismarcka i wschodnią Nową Gwineę, a na zachodzie przez Wielką Rafę Koralową22, ciągnącą się na przestrzeni około dwóch tysięcy kilometrów wzdłuż północno-wschodniego wybrzeża Australii.
Niecałe pięćset kilometrów na wschód od Cieśniny Torresa, najzdradliwszego dla żeglugi miejsca na świecie, trasa wiodła na północ ku południowo-wschodnim wybrzeżom Nowej Gwinei, największej wyspy Oceanii23 i drugiej co do wielkości, po Grenlandii, na Ziemi. Tam właśnie w Port Moresby, czyli w siedzibie gubernatora Papui, wyprawa miała pozostawić jacht i pieszo wyruszyć w głąb kraju.
Tomek roziskrzonym wzrokiem spoglądał na olbrzymią wyspę, równą wielkością Skandynawii. Kiedyś wraz z Wyspami Sundajskimi tworzyła ona pomost lądowy między południową Azją i Australią. Jakie niezwykłe przeżycia oczekiwały ich na tej pełnej tajemnic wyspie?! Nawet sam jej wydłużony dziwacznie kontur przypominał Tomkowi jakiegoś przedpotopowego potwora lub ptaka rajskiego, za którym w pogoni mieli wyruszyć na tę wyprawę wspólnie z Sally.
Niczym kręgosłup pierwotnego potwora czy ptaka, przez środek wyspy ciągnęło się główne pasmo potężnych gór od południowo-wschodniego krańca aż ku zachodniemu. Liczne odnogi tych gór wypełniały północną część wyspy do samego skalistego wybrzeża. Wschodni i zachodni kraniec południowego wybrzeża także był górzysty, natomiast jego środkowa część stanowiła rozległą, płaską i bagnistą nizinę. Górzyste wnętrze dawało początek licznym strumieniom, łączącym się później w wielkie rzeki: Markham, Ramu, Sepik i Mamberamo na północnej stronie wyspy oraz Purari, Fly i Digul na południowej.
Rzeki południowo-wschodniego wybrzeża szczególnie interesowały uczestników wyprawy. Z Port Moresby bowiem wytyczona na mapie trasa prowadziła łukiem na północny zachód w kierunku „górskiego kręgosłupa”, który na tym odcinku oznaczony był jako Góry Owena Stanleya. Dalej czerwona linia wrzynała się wprost w centralny łańcuch gór i dopiero niemal naprzeciwko ujścia Purari do zatoki Papua znów zawracała do południowego wybrzeża.
– Do stu zgniłych wielorybów, ależ to prawdziwie górska ekspedycja! – zawołał zawiedziony kapitan Nowicki, przyjrzawszy się trasie.
Wszyscy uśmiechnęli się, gdyż znana im była niechęć marynarza do wędrówek po górskich wertepach.
– Na razie projekt jest tylko teoretyczny, drogi panie kapitanie – pospieszył Bentley z wyjaśnieniem. – Widzi pan przecież, ile białych plam pokrywa jeszcze wnętrze Nowej Gwinei. Jak dotąd, istnieje przekonanie, że centralny masyw górski jest bezludnym, jednolitym blokiem skalnym, nawet nienadającym się do zamieszkania przez człowieka24. Jeżeli okaże się to prawdą, ograniczymy trasę wyprawy do Gór Owena Stanleya i podnóża górskiego. Spotkałem niedawno pewnego poszukiwacza złota, który zapuścił się daleko w górę Purari. Według niego niedostępne góry mogą ukrywać kwitnące życiem doliny. Kto wie, która z tych dwóch wersji jest prawdziwa?
– Ba, żeby to sprawdzić, trzeba się najpierw wspiąć na te górzyska – powiedział Nowicki. – Nie lubię węszenia po skałach!
– Nie przerażaj się, Tadku – pocieszył go Wilmowski. – Cała szerokość Nowej Gwinei wynosi zaledwie siedemset kilometrów w najszerszym miejscu, a długość dwa tysiące czterysta. Syberyjska wyprawa groziła nam znacznie większymi przestrzeniami.
– Wiem, wiem, tobie tylko w to graj! – odparł Nowicki zrezygnowany. – Jako geograf lubisz wtykać nos tam, gdzie inni jeszcze nie zdążyli tego uczynić.
– Kapitanie, powinien pan się cieszyć, że weźmiemy udział w wyprawie, która może się okazać odkrywcza – powiedział Tomek. – W każdym razie powrotna droga powinna dodać panu otuchy. Będziemy wędrować niziną aż do samego wybrzeża!
– Błotnistą i bagienną niziną – dodał Smuga, a zwracając się do Bentleya, zapytał: – Dlaczego proponuje pan akurat taką trasę?
– To właśnie zamierzałem panom wyjaśnić – odparł zoolog. – Przede wszystkim wziąłem pod uwagę tereny ostatnio poznane przez kilku podróżników. Nie chciałem wędrować cały czas przez kraje zupełnie jeszcze niezbadane.
– Słuszne założenie – pochwalił Wilmowski. – Jak widać z wyznaczonej trasy, większa część naszej drogi wiedzie przez Papuę25. Chętnie posłuchamy historii badań tego kraju. Umożliwi to nam właściwą ocenę projektu trasy.
– Przed każdą zamierzoną wyprawą staramy się zasięgnąć takich informacji – wtrącił Smuga. – Prosimy!
– Bardzo chętnie, byłem na to przygotowany – odpowiedział Bentley. – Nowa Gwinea była znana od początków szesnastego wieku, lecz do niedawna prawie wcale nie prowadzono w niej badań. Nie nakreślono na mapie nawet zarysu jej wybrzeży. Jedynie poszczególni podróżnicy od czasu do czasu nanosili na mapy nawigacyjne drobne fragmenty lądu. Dopiero dziewiętnasty wiek przyniósł pewien postęp. W roku tysiąc osiemset dwudziestym szóstym holenderska wyprawa wydatnie pogłębiła znajomość południowo-zachodniego wybrzeża. Siedemnaście lat później podobnych pomiarów dokonał dalej na południowym wschodzie Blackwood na statku „Fly” oraz Owen Stanley, płynąc na „Rattlesnake”. W tysiąc osiemset siedemdziesiątym trzecim roku, a więc zaledwie trzydzieści pięć lat temu, Moresby zbadał wschodnie wybrzeże od zatoki Astrolabe do wschodniego krańca wyspy i ostatecznie ustalił zarys Nowej Gwinei.
– To zapewne jego imieniem nazwano Port Moresby, skąd mamy lądem rozpocząć naszą wyprawę? – zapytał Tomek, który w skupieniu przysłuchiwał się opowieści o historii odkryć i badań w Nowej Gwinei.
– Tak, on właśnie odkrył tę przystań – potwierdził Bentley. – Również dla upamiętnienia badań prowadzonych na statku „Fly” jego nazwę dano jednej z największych rzek, a mianem Owena Stanleya nazwano pasmo górskie.
Bentley nabił fajkę tytoniem, zapalił i mówił dalej:
– Wkrótce po przybyciu Moresby’ego, na wybrzeżu południowo-wschodnim pojawiło się kilku misjonarzy. Oprócz prac misyjnych stopniowo uzupełniali mapy niektórych okolic. Szczególnie Lawes i Chalmers prowadzili ożywioną działalność w pobliżu zatoki Papua. Chalmers w roku tysiąc osiemset osiemdziesiątym szóstym odkrył rzekę Wickham, zwaną przez Papuasów Alele. Siedem lat temu został zamordowany przez krajowców na jednej z przybrzeżnych wysepek.
W roku tysiąc osiemset osiemdziesiątym siódmym Hartmann i Hunter odbyli wspinaczkę w Górach Owena Stanleya. W dwa lata później MacGregor, idąc wzdłuż rzeki Vanapa, doszedł do Góry Wiktorii w Górach Owena Stanleya. Zimą roku tysiąc osiemset osiemdziesiąt dziewięć na dziewięćdziesiąt udało mu się dotrzeć aż sześćset pięć mil w górę rzeki Fly, niemal do granicy niemieckiej.
W roku tysiąc dziewięćset siódmym Monckton przeszedł w poprzek australijską, południową część wyspy, idąc znad rzeki Waria na północnym wybrzeżu do zatoki Papua na południu: w tymże roku Mackay i Little badali górną Purari. Udostępniono mi ich sprawozdania, które uważnie przestudiowałem. To chyba wyjaśnia, dlaczego zaproponowałem przedstawioną przeze mnie trasę wyprawy. Będziemy szli przez tereny, na których byli już przed nami inni podróżnicy.
– Tak, dziękujemy panu – powiedział Smuga. – A więc jedynie odcinek drogi przez centralny masyw górski stanowi wielką niewiadomą.
– Nie wyciągałbym takiego wniosku – zaprzeczył Bentley. – Nie tylko centralny masyw górski jest tą wielką niewiadomą. Podróżnicy, o których wspomniałem, nie mogli zbyt dokładnie badać tych terenów. Poza tym, co udało się jednemu, może nie udać się innym. Niemniej co nieco już wiemy o Purari i Górach Owena Stanleya.
– A więc z Port Moresby wyruszamy w kierunku Gór Owena Stanleya – rzekł Smuga.
– Tak, według zapewnień gubernatora, w odległości około stu pięćdziesięciu kilometrów, na wyżynie Popole, znajduje się stacja misyjna. To jest pierwszy lądowy etap naszej wyprawy. Stamtąd pójdziemy na północny zachód ku centralnemu masywowi.
– Jakie ludy zamieszkują Popole? – zapytał Tomek.
– Zwą się one Mafulu – wyjaśnił Bentley.
Smuga znów uważnie pochylił się nad mapą. Po chwili zagadnął:
– Marszruta nasza prowadzi nie tylko przez terytoria należące do Australii. Czy ewentualne przekroczenie granicy Ziemi Cesarza Wilhelma26 nie spowoduje kłopotów?
– Nie spodziewam się tego – odparł Bentley. – Wprawdzie Nowa Gwinea jest podzielona pomiędzy Holandię27, Niemcy i Australię, lecz granice są tam do tej pory pojęciem orientacyjnym. Przecież wnętrze wyspy dotąd nie zostało zbadane. Granicę australijsko-holenderską wytyczono w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym trzecim roku, a Brytyjsko-Niemiecka Komisja Graniczna ma ukończyć swoje prace dopiero w końcu roku tysiąc dziewięćset dziewiątego. W głębi wyspy nie napotkamy żadnych posterunków. Powrotną drogę chciałbym odbyć rzeką na łodziach. Dzięki temu łatwiejsze byłoby przetransportowanie nagromadzonych okazów.
– Dlatego też zapewne planuje pan powrotną trasę wzdłuż Purari – powiedział Wilmowski. – Wydaje mi się to bardzo rozsądne. Może uda się nam natrafić na jej źródła.
– Czy zgadzacie się panowie na wyznaczoną przeze mnie trasę? – zapytał Bentley.
– W ogólnych zarysach można przyjąć ten projekt, potem zobaczymy, co czas pokaże – odrzekł Smuga. – Czy zgadzasz się ze mną, Andrzeju?
– Tak, zgadzam się – potwierdził Wilmowski. – Czy kapitan i Tomek mają jakieś zastrzeżenia?
– W tych sprawach wasze głowy lepsze od mojej – odparł Nowicki. – Skoro orzekliście, że projekt dobry, to nie ma o czym mówić!
– Jestem tego samego zdania – rzekł Tomek.
20
Sir Hubert Murray był od 1907 r. aż do śmierci w 1940 r. gubernatorem Papui.
21
Jacht nazwany był imieniem maharani Alwaru.
22
Wielka Rafa Koralowa lub Wielka Rafa Barierowa (Great Barier Reef).
23
Mianem Oceanii obejmujemy ogromne zbiorowisko wysp i wysepek Oceanu Spokojnego, sięgające od Australii i Archipelagu Malajskiego na zachodzie, aż w pobliże brzegów Ameryki na wschodzie. Wyspy te, pochodzenia kontynentalnego, wulkanicznego lub koralowego, przeważnie tworzą zgrupowania leżące głównie między zwrotnikami. Oceania obejmuje obszar morski o powierzchni 79 mln km2 (prawie tyle co Azja i Afryka łącznie), w tym na powierzchnię lądową przypada zaledwie 1 mln km2, z czego sama Nowa Gwinea zajmuje 785000. Cała ta na pozór chaotycznie rozproszona plejada wysp wykazuje pod względem klimatu, flory, fauny i gospodarki te same lub podobne cechy, co uzasadnia objęcie ich wspólną nazwą Oceanii. Poza zwrotnikami leżą tylko nieliczne wyspy, z których dwuwyspowa Nowa Zelandia o powierzchni 265000 km2 oraz przynależne do niej wysepki wybiegają daleko na południe i tworzą pewną odrębną całość. Poza zwrotnikami, z wyjątkiem Nowej Zelandii, tak północna, jak i południowa część Oceanu Spokojnego stanowi pozbawioną wysp pustynię wodną.
Cały ten świat wyspiarski ogólnie dzielimy na: Melanezję (w zachodniej części Oceanii między równikiem a zwrotnikiem Koziorożca), do której należy także Nowa Gwinea; Mikronezję (między równikiem a zwrotnikiem Raka od wschodniej strony Basenu Filipińskiego do około 180° dł. geogr. wsch., w środkowej części Oceanii); Polinezję (we wschodniej części Oceanii).
24
Wierzono w to aż do I wojny światowej.
25
Terytorium Papui (południowo-wschodnia część Nowej Gwinei) oraz wyspy: Luizjady, d’Entrecasteaux, Triobrianda i Woodlark – przynależne do niej, mają łączny obszar 234498 km2. Papua została zaanektowana przez rząd australijskiej prowincji Queensland w 1883 r., a następnie przeszła pod administrację centralnego rządu Australii. Od 1975 r. wchodzi w skład niepodległego państwa Papua-Nowa Gwinea ze stolicą Port Moresby.
26
Do 1975 r. Nowa Gwinea Australijska. Obejmowała północno-wschodnią część Nowej Gwinei (która nazywała się, jako kolonia niemiecka, Ziemią Cesarza Wilhelma), Archipelag Bismarcka i północną część Wysp Salomona o łącznym obszarze 240870 km2. Od 1884 r., jako Nowa Gwinea Niemiecka, była kolonią niemiecką. Podczas I wojny światowej zajęła ją Australia i później z ramienia Ligi Narodów zarządzała nią jako terytorium powierniczym. W czasie II wojny światowej wtargnęła tam Japonia, lecz po jej kapitulacji znów powróciła do Australii jako terytorium powiernicze ONZ. Od 1975 r. wchodzi w skład niepodległego państwa Papua-Nowa Gwinea.
27
Od 1 V 1963 r. Irian Zachodni (indonezyjska nazwa Nowej Gwinei) jako terytorium wyzwolone wszedł w skład Indonezji. Obejmuje obszar 412781 km2. Należy do niego kilka wysp leżących u południowo-zachodniego wybrzeża, z których największe to: Mapia, Japen, Biak, Misool, Waige i Salawatti. Stolicą jest Katabaru, czyli dawna Hollandia. Do 1963 r. Irian Zachodni był kolonią holenderską o nazwie Nowa Gwinea Holenderska.