Читать книгу Pokochać Ukrainę - Alina Łęska - Страница 5
ОглавлениеZ polskim nie było łatwo, co?
– No nie było, pamiętam, jak oglądałam po polsku telewizję i płakałam, bo nic nie rozumiałam.
– I tak szybko załapałaś. A ile nowych słów wymyśliłaś po polsku!
– Daj spokój, teraz będziesz mi wypominał „biegunki”...
– Ja tego nie słyszałem, to nasi przyjaciele, z którymi miałaś biegać na nartach, mi opowiedzieli. I proszę, zobacz, jak się pięknie biegunki przyjęły.
– A ty za to wszystkim deklarujesz, że będziesz sikał!
– Co?
– No tak, mówisz: – Ja budu PIsat’. Czyli że będziesz sikał, bo gdybyś chciał powiedzieć, że będziesz pisał, to powinieneś akcent postawić na końcu – Ja budu piSAT’.
– Ale i tak najlepsza byłaś u ginekologa.
– O matko, tylko nie to...
No cóż, nie mogę sobie darować. Alina raz jeden poszła w czasie ciąży do ginekologa beze mnie. Coś mi wypadło, choć zawsze chodziłem z nią, żeby tłumaczyć i być zorientowanym, co się dzieje. I tak się złożyło, że to było kilka dni po tym, jak Alina się potknęła na oblodzonej ścieżce koło domu i niemal upadła. Złapałem ją w ostatniej chwili, ale mimo to uderzyła kolanem o ziemię. Do tego przed wizytą miała jakiegoś babskiego doła i była cała zapłakana. W gabinecie lekarka zauważyła wszystko: męża nie ma, zaczerwienione od płaczu oczy i siniak na nodze. Czyli poważna sprawa – może przemoc domowa?
– Co się pani stało w nogę? – zapytała podejrzliwa pani ginekolog.
– A nic, tylko wpadłam – odpowiedziała swoim nieoszlifowanym polskim Alina (upadłam po ukraińsku brzmi ja wpała).
– No, że pani wpadła, to wiem i tak, ale co się stało w nogę?
– Szłam koło domu i się nawróciłam – sprecyzowała Alina (po rosyjsku nawiernułas’ znaczy „potknęłam się i przewróciłam”).
– A skoro tak, to musi pani jeszcze iść na dodatkowe badania, żeby wyjaśnić, czy wszystko w porządku – powiedziała lekarka, krztusząc się ze śmiechu.
Pojechaliśmy, już razem, do kolejnej przychodni. Lekarz dyżurny przyjął Alinę i spytał, z jakiej okazji jej lekarka prowadząca zarządziła dodatkowe badania. Alina wiedziała już, że nie „wpadła” i nie „nawróciła się”, więc kombinowała dalej:
– Nawaliłam się i pani doktor uznała, że trzeba mnie na wszelki wypadek przebadać – wyjaśniła.
Teraz śmialiśmy się obaj: i ja, i lekarz.
Do dziś według Aliny niektóre zajęcia są „pracoholiczne”, zaś mały Jacek, kiedy się złości, musi być „zaspokojony” (czyli uspokojony) i tak dalej.
Ukraińskie podejście do języka to dla Polaka nie lada zagadka. Większość mieszkańców Ukrainy zna rosyjski i ukraiński, i używa ich na zmianę, w zależności od sytuacji. Jest niewielu Ukraińców, którzy mówią tylko po ukraińsku i w ogóle nie rozumieją rosyjskiego. Żyją z reguły na Zachodniej Ukrainie. Wielu jest natomiast takich, którzy rozmawiają po rosyjsku i nie znają ukraińskiego, czyli języka narodowego. Są i tacy, którzy na co dzień posługują się surżykiem, czyli slangiem będącym mieszanką ukraińskiego i rosyjskiego.
Zdaniem socjologów surżykiem posługuje się na co dzień około 16–18 procent mieszkańców Ukrainy, głównie w środkowej części kraju, podczas gdy 40 procent ludności mówi „mniej więcej poprawnym ukraińskim”, a 42 procent „mniej więcej poprawnym rosyjskim”. Językowy galimatias na Ukrainie jest czymś codziennym. Przyjezdni potrzebują nieco czasu, żeby się w tym rozeznać.
Język jest zjawiskiem dynamicznym i żywym, w ostatnich latach wraz z odradzaniem się języka ukraińskiego powstają nowe odmiany surżyka. Używają go na przykład młodzi Ukraińcy mówiący doskonale zarówno po ukraińsku, jak i po rosyjsku. Przekształcają słowa, tworzą nowe, mieszają rosyjski z ukraińskim, jakby chcieli świadomie podkreślić fakt, że czują się równie dobrze w obu mowach, świadomie wprowadzają do potocznego języka wulgaryzmy, by nadać mu ostrości i dynamiki. Mówiąc takim „turbosurżykiem”, manifestują swoją oryginalność, dorzucając do tego jeszcze garść słów zapożyczonych z angielskiego.
Kiedy poznaliśmy się z Aliną, ona mówiła po rosyjsku i znała ukraiński, ale znacznie słabiej, ja zaś znałem średnio rosyjski, a z ukraińskiego rozumiałem co nieco. Początkowo porozumiewaliśmy się po rosyjsku i angielsku (na przykład w SMS-ach), czasem Alina próbowała mówić do mnie po ukraińsku, podejrzewając, że ten język, jako bardziej niż rosyjski podobny do polskiego, będzie dla mnie lepiej zrozumiały. Ostatecznie stanęło na tym, że ja doszlifowałem mój rosyjski, a Alina nauczyła się od podstaw polskiego. W domu, w Warszawie, rozmawiamy po rosyjsku lub po polsku, na Ukrainie po rosyjsku, ale na przykład dziadkowie Aliny mówią do nas i do małego Jacka po ukraińsku, i wszyscy się doskonale rozumieją.
Skąd się wzięło takie językowe pomieszanie?
Jest ono spadkiem po dziesięcioleciach rusyfikacji, prowadzonej nie tylko w czasach Związku Radzieckiego, ale i wcześniej. Na Ukrainie język narodowy przeplatał się z rosyjskim i polskim już w XIX wieku. Było to ułatwione, bo oba języki w dużej mierze są dla siebie „przezroczyste”, to znaczy, że dla mówiącego jednym z nich drugi jest w dużej części zrozumiały. W miastach Zachodniej Ukrainy i w Galicji dominował żywioł polski, na Centralnej Ukrainie miasta były silnie zrusyfikowane już w drugiej połowie XIX wieku, kiedy Polacy walczyli z caratem o prawo do polskich szkół. Wschodnie tereny obecnej Ukrainy były rosyjskojęzyczne, a na Krymie rosyjski mieszał się z językiem Tatarów krymskich.
Gwałtowne przyśpieszenie procesu rusyfikacji nastąpiło po drugiej wojnie światowej. Ukraina, jako część Związku Radzieckiego, pod względem swobody w posługiwaniu się językiem narodowym była traktowana bezwzględnie. Chciałeś otrzymać normalne wykształcenie? Chciałeś dostać pracę i awansować? Jeśli tak, to musiałeś się posługiwać językiem Wielkiego Brata. Efektem takiego podejścia było systematyczne wypieranie ukraińskiego ze wszystkich sfer życia. Ukraiński został zdegradowany do poziomu wiejskiej gwary, nieuchodzącej w mieście, a rosyjski stał się „łaciną” imperium sowieckiego. W szkołach ukraiński był nauczany na takich samych zasadach jak języki obce, czyli jedna, dwie godziny tygodniowo. Językiem używanym w szkolnictwie był rosyjski. Na uniwersytetach także wykładano po rosyjsku. Po rosyjsku mówiono w radiu, telewizji i we wszystkich urzędach, po rosyjsku były drukowane wszystkie potrzebne książki. Znajomość tego języka była konieczna, by normalnie funkcjonować. Z ukraińskim było inaczej: mogłeś go znać, ale nie miałeś takiego obowiązku. A jeśli posługiwałeś się nim w towarzystwie, to „robiłeś wiochę”.
Julia Tymoszenko w domu mówiła po rosyjsku i to jest jej pierwszy język. Kiedy jednak wymagała tego polityczna kariera, przestawiła się całkowicie na ukraiński, nawet w rozmowie z rosyjskojęzycznym obcokrajowcem.
1. Biblioteka Majdanu gromadziła książki przynoszone przez mieszkańców Kijowa. Głównie ukraińskie, ale także rosyjską literaturę klasyczną.
2. Bdżiłka to jedno z zabawniejszych dla Polaków słów po ukraińsku. Tu „Pszczółka” oznacza spółdzielnię pszczelarską we Lwowie.
3. Świadomość obywatelska obudzona w czasie Majdanu wyrażała się często w języku rosyjskim, a nie tylko po ukraińsku. Na zdjęciu miniplakat „Padół spokojny – wypoczywaj cicho”. Szczególnie aktualne w dzielnicy, która pełna jest knajp, knajpek, barów i kawiarni.
4. W ulicznych ogłoszeniach w Kijowie dominuje język rosyjski. Na zdjęciu ogłoszenia o sprzedaży mieszkania w cenie 750 u.e czyli jednostek umownych (umownych jedinic) za metr kwadratowy. Jednostka umowna, jak mogą się domyślić starsi Polacy, to po prostu dolar. A że cen w dolarach nie można oficjalnie podawać...
Dodatkowym czynnikiem, często pomijanym podczas opisywania kwestii języka na Ukrainie, była migracja wewnętrzna w granicach Związku Radzieckiego. Aby tworzyć administrację i zarządzać terenami niezbyt przychylnymi Sowietom i Rosjanom, trzeba było rzucić na „odcinek ukraiński” wypróbowanych towarzyszy z etnicznej Rosji. W latach 1944–1990 napłynęły na Ukrainę miliony Rosjan z rosyjskiej części Sojuza. Ludzie ci przyjeżdżali na Ukrainę do pracy, głównie w administracji i w przemyśle. Szacuje się, że właśnie ta grupa wraz ze swymi dziećmi i wnukami może dziś stanowić nawet około jednej trzeciej ludności Ukrainy.
Wszystko wywróciło się do góry nogami na początku lat 90., kiedy Ukraina oderwała się od Związku Radzieckiego i uzyskała niepodległość. Na fali narodowego entuzjazmu nowe władze postanowiły zerwać z rusyfikacją. Językiem urzędowym stał się ukraiński. Alina opowiada, jak we wrześniu 1992 roku poszła do szkoły i okazało się, że od teraz wszystkie przedmioty będą nauczane po ukraińsku. Dla 13-letniego dziecka był to szok. Nie dlatego, że wcześniej nie miała kontaktu z ukraińskim, przecież rozmawiała w tym języku z dziadkami, ale dlatego że w jeden dzień przestawiono na wersję ukraińską wszystko: historię, matematykę, biologię, chemię, fizykę... A mimo pozornych podobieństw oba języki znacznie się od siebie różnią.
– Chemia po ukraińsku to był koszmar – wspomina Alina. – Po rosyjsku wodór to wodorod, a po ukraińsku wodień; siarka to siera, a po ukraińsku sirka; żeliezo to zalizo i tak dalej. Potem zaczynają się związki chemiczne – i to wszystko do opanowania na już.
W praktyce różnie z tym nauczaniem w języku narodowym bywało. Wielu nauczycieli nie umiało prowadzić lekcji po ukraińsku.
– To się zdarzało i w szkole, i na uniwersytecie – opowiada Alina. – Wykładowca zamykał drzwi na klucz, prosił o dyskrecję i wykładał po rosyjsku. Gdyby go na tym złapano, mógł nawet wylecieć z pracy. Wielu studentów było wdzięcznych, bo znacznie lepiej rozumiało wykład po rosyjsku.
Gwałtowna ukrainizacja nie wszystkim się podobała, ale młode państwo nie miało innego pomysłu, jak walczyć o narodową tożsamość. Dziś widać, że ta metoda przyniosła rezultat, bo po ukraińsku mówi już większość obywateli Ukrainy. Według badań socjologicznych ukraiński za język ojczysty uważała na początku XXI wieku ponad połowa mieszkańców Ukrainy (52–65 procent), jedna trzecia – rosyjski (32–36 procent), a około jednej trzeciej deklarowało, że używa obu języków na zmianę w zależności od okoliczności. W urzędach, teatrach, w kinie i telewizji, w szkole i na dworcu kolejowym słychać coraz częściej ukraiński.
Najczęściej jednak mamy do czynienia z mieszanką językową: na przykład w Rosyjskim Radiu w Kijowie audycję prowadzi dwoje dziennikarzy. Jedno z nich mówi po rosyjsku, drugie po ukraińsku; słuchacze dzwonią i zamawiają piosenki, i znów – jedni mówią po rosyjsku, inni po ukraińsku, piosenki oczywiście także są śpiewane w obu językach.
Podobnie jest w telewizji. W kinach większość filmów ma ukraiński dubbing albo są wyświetlane w rosyjskiej wersji z ukraińskimi napisami. Filmy z oryginalną ścieżką dźwiękową, na przykład po angielsku, i z ukraińskimi napisami są rzadkością. W ukraińskiej wersji Terminatora Arnold Schwarzenegger mówi z błyskiem w oku: – Ja powernusia.
Współistnienie rosyjskiego i ukraińskiego oraz polityczne przepychanki z tym związane nie służą zachowaniu czystości obu języków. Znajomość ukraińskiego jest coraz większa, ale jak twierdzą językoznawcy, z powodu ciągłego mieszania z rosyjskim potoczny język nie jest szczególnie wyrafinowany i znacznie odbiega od literackiego wzorca. To samo dzieje się z rosyjskim, który wprawdzie nie jest obowiązkowo nauczany w szkole, jest za to wszechobecny w popkulturze. W efekcie tego rosyjski, który możemy usłyszeć na Ukrainie, jest również coraz uboższy i często przenikają do niego słowa rodem z kryminalnego slangu.
Na tę skomplikowaną sytuację nakładają się dodatkowo podziały narodowościowe i polityczne. Nie ma prostego podziału: Ukraińcy mówią po ukraińsku, Rosjanie po rosyjsku. To nie jest tak, że rosyjskojęzyczni obywatele chcą, by Ukraina była w rosyjskiej strefie wpływów, a mówiący po ukraińsku ciążą w kierunku Europy. Sytuacja jest bardziej złożona.
– Tak naprawdę Ukraińcy dzielą się na tych, którzy chcą się pozbyć sowieckiego dziedzictwa, uważając je za obciążenie, i na tych, którzy chętnie widzieliby Ukrainę w jakimś nowym Związku Sowieckim – mówił w Warszawie w maju 2014 roku profesor Mykoła Riabczuk, wybitny znawca Ukrainy. – I po jednej, i po drugiej stronie są osoby mówiące po ukraińsku i po rosyjsku. Opinię Riabczuka potwierdzają badania socjologiczne. Pokazują one także, że sympatia Ukraińców od lat przesuwa się na Zachód[3].
Wielu naszych znajomych, rodowitych Ukraińców, patriotów i ludzi zaangażowanych w sprawy ukraińskie, mówi na co dzień po rosyjsku i nie widzą w tym problemu. Ale oczywiście problem jest: duża część rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy, zwłaszcza na Wschodzie, nie czuje się związana z etnicznie rozumianą Ukrainą. To samo można powiedzieć o ludziach, których rodziny przyjechały na Ukrainę w latach powojennych i ich rodzimym językiem jest rosyjski. O ile nie przeszkadza im to, że żyją w ukraińskim państwie, to już nie są w stanie wykrzesać z siebie żadnej pasji w szerzeniu ukraińskiej kultury związanej przecież z językiem. Nie identyfikują się także z ukraińską historią. Są ludźmi sowieckimi, obywatelami nieistniejącego Związku Radzieckiego. I zwłaszcza w obecnej sytuacji, w obliczu groźby rozpadu państwa, tacy nijacy obywatele są dla Ukrainy sporym problemem. Czy będą walczyć o wolność i niepodległość Ukrainy? Nigdy w życiu. Są jak Maria Peszek, która śpiewa, że nie odda Polsce ani kropli krwi[4]. Chcą żyć w spokoju i nie wychylać się.
Ciekawie w kontekście zamieszania językowego wypadają politycy. Z dotychczasowych prezydentów trzech (Krawczuk, Kuczma i Juszczenko) wychowywało się w domach ukraińskich. Ale ekipę Janukowycza tworzyli już w większości ludzie, którzy w domu mówili po rosyjsku. O ile zwykły poseł może sobie pozwolić na publiczne wypowiedzi w języku Puszkina, to szefowi rządu czy prezydentowi już nie wypada.
Julia Tymoszenko nauczyła się ukraińskiego jako dorosła osoba, by móc uchodzić za ukraińską nacjonalistkę. Potraktowała sprawę na tyle poważnie, że kiedy na początku XXI wieku była w Warszawie i miałem okazję z nią osobiście rozmawiać, w czasie całkiem prywatnej rozmowy na pytania zadawane po rosyjsku odpowiadała zawsze po ukraińsku. Wiktor Janukowycz posługuje się słabym ukraińskim; on również nauczył się go w dorosłym życiu. Jego rodzice to emigranci z Rosji i Białorusi, a w domu mówiło się oczywiście po rosyjsku, jak w całym Doniecku. Najzabawniejszym przykładem był jednak Nikołaj (Mykoła) Azarow, który na Ukrainie osiadł dopiero w 38. roku życia, a urodził się i wychował w rosyjskiej rodzinie w Kałudze, nieopodal Moskwy. Azarow zasłynął z tego, że jako premier Ukrainy nie znał ukraińskiego, a jego obowiązkowe próby wysławiania się w tym języku były witane przez Ukraińców salwami śmiechu.
Jeden z bardziej znanych lapsusów Azarowa polegał na przekręceniu rosyjskiego słowa krowasosy (krwiopijcy) w wersji „ukraińskopodobnej”. Azarow powiedział krowasisi, co w ukraińskim uchu brzmi jak „krwawe cycki” względnie „krowie cycki”. Ten lapsus stał się tematem niezliczonych żartów i demotywatorów, które po ukraińsku nazywają się fotożaby. Na Forum w Davos Janukowycz próbował powiedzieć hasło przygotowane na EURO 2012 „Otworzyć Ukrainę” („Увiмкнiть Україну”), próbował kilka razy, ale poległ.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[3] http://argumentua.com/stati/ukraina-postepenno-stanovitsya-ukrainskoi
[4] Mowa tu o piosence Sorry PolskoMarii Peszek z albumu Jezus Maria Peszek[przyp. red.].