Читать книгу Tartarin z Tarasconu - Alphonse Daudet - Страница 5

II. OGÓLNY RZUT OKA NA POCZCIWE MIASTO TARASCON. MYŚLIWI, POLUJĄCY NA KASZKIETY.

Оглавление

W epoce, którą opisuję, Tartarin z Tarasconu nie był jeszcze tym Tartarinem, którym jest dzisiaj, tym wielkim Tartarinem z Tarasconu, tak popularnym w całej południowej Francji. A jednak nawet w owych czasach był już królem Tarasconu.

Należy opowiedzieć, jakim sposobem zdobył on ten monarszy majestat.

Przedewszystkiem trzeba wiedzieć, że tam, na południu, każdy bez wyjątku jest myśliwym, począwszy od największych, aż po najbardziej maluczkich. Łowiectwo jest namiętnością mieszkańców Tarasconu, a jest nią jeszcze od owych niepamiętnych, przed historycznych, mitologicznych czasów począwszy, gdy potwór straszliwy, la Tarasque; zamieszkiwał bagna podmiejskie i czynił spustoszenia straszliwe; wówczas już mieszkańcy Tarasconu urządzali łowy z nagonką, by ubić potwora. Dawne to czasy, jak widzicie.

Otóż co niedziela rankiem każdy mieszkaniec Tarasconu, zbroi się i wyrusza za miasto, z torbą myśliwską na plecach, ze strzelbą na ramieniu. I rozlega się po ulicach hałas piekielny, szczekanie psów, gończych i jamników, ryk trąb i rogów myśliwskich. Wspaniały to widok!...

Niestety, zwierzyny niema! Brak jej zupełnie!

Aczkolwiek zwierzęta łowne są głupie i naiwne, jednak wreszcie po tylu latach obudziła się w nich nieufność i podejrzliwość.

Na pięć mil wokoło Tarasconu wszystkie nory, gniazda i legowiska opustoszały. Niema ani jednej sroki, ani jednej przepiórki, ani jednego zajączka, ni najmniejszego bekasa.

A przecież te małe dolinki wokoło Tarasconu są bardzo ponętne i urocze, pełne zapachów mirtu, lawendy, macierzanki! A przecież te piękne wonne, słodkie, pełne grona winne, porastające tarasy nad brzegami Rodanu, są szatańsko apetyczne... Tak, ale w pobliżu, tuż opodal, znajduje się Tarascon, a miejscowość ta ma bardzo złą opinię wśród małego światka porosłych sierścią i pierzem stworzeń. Nawet wędrowne ptactwo na mapach swych i marszrutach znaczyło dużym krzyżem nazwę tego miasteczka, a dzikie kaczki, ulatujące ku południowi w śladach tworzących wydłużone trójkąty, zauważywszy zdała wieżyce kościelne ojczyzny Tartarina, zaczynają krzyczeć wielkim głosem:

— Oto Tarascon! Tarascon! Tarascon;

I całe towarzystwo skręca w inną stronę, omijając starannie niebezpieczną miejscowość.

Krótko mówiąc, w całej okolicy niema wcale zwierząt łownych. Istnieje tylko jeden-jedyny ogromny zając. Ten stary filut cudem jakimś ocalał przed pożądliwością myśliwską mieszkańców Taraskonu i uparł się, że nie opuści tych stron nigdy! Cały Tarascon zna tego zająca. Dano mu nawet imię, — nazwano go „bystronogim“ — le Rapide. Wiadomem jest, że zamieszkał na gruntach pana Bompart, wskutek czego wartość tych gruntów podniosła się wdwój- i trójnasób; ale nikt nie mógł jeszcze dotychczas położyć śmiałka trupem.

Dzisiaj zaledwie dwóch czy trzech upartych nemrodów czyha na niego z niezłomną zaciętością. Inni dali już spokój, poddali się zrezygnowani, a „bystronogi“ stał się nawet mistyczną postacią, aczkolwiek mieszkańcy Tarasconu wcale nie są przesądni i nie mają skłonności do mistycyzmu, — nawet z gustem zajadają potrawkę z jaskółek, jeśli im ją kto poda.

Zapytajcie mię, co robią myśliwi taraskońscy w każdą niedzielę, jeśli zwierzyna stała się w tamtych stronach taką rzadkością?

Co robią?

Mój Boże! Wędrują za miasto, o dwa albo o trzy kilometry, w czyste pole. Tam łączą się w gromadki, złożone z pięciu albo sześciu myśliwych i wygodnie rozkładają się obozem w cieniu wielkiej studni, starego muru, albo oliwnego drzewa. Następnie dobywają z torb olbrzymie kawały pieczeni wołowej, mnóstwo główek cebuli i czosnku, sporo kiełbasy - sauciseut, ouchbois. Rozpoczyna się śniadanie trwające w nieskończoność, podlewane obficie owem smacznem winem z nad brzegów Rodanu, budzącym wesołość i głośne śpiewy.

Potem, gdy żołądki ich są już nieco obciążone, myśliwi powstają, gwiżdżą na swe psy, nabijają broń; zaczyna się polowanie. A odbywa się to w ten sposób, iż każdy z tych panów zdejmuje z głowy swój kasztet, ze wszystkich sił rzuca go wysoko w powietrze i strzela doń w lot, śrótem 5, albo 6, albo 2, — stosownie do umowy.

Królem polowania ogłasza się tego, który najwięcej kul, czy śrótów wpakuje w swój kaszkiet. Wieczorem powraca on do Taraconu jako tryumfator, niosąc na lufie strzelby podziurawiony kaszkiet, a w około tryumfatora rozlega się szczekanie psów i głośne fanfary trąb i rogów myśliwskich.

Wobec tego rozumie się, że handel kaszkietami myśliwskimi jest w Tarasconie wysoko rozwinięty. Są nawet kupcy, sprzedający kaszkiety podziurawione i podarte, dla użytku niezręcznych i pudłujących strzelców. Ale wiadomem jest, że, oprócz aptekarza Bezaquet, nikt tych z góry przygotowanych kaszkietów nie kupuje. Byłoby to hańbiące.

Wśród polujących na kaszkiety myśliwych, Tartarin nie miał równego sobie strzelca. Trzyma on prym. Co niedziela rano szedł za miasto w zupełnie nowym kaszkiecie; wieczorem powracał, wioząc w tryumfie podartą, bezkształtną szmatę. Strych małego domku w ogrodzie z baobabem był zapełniony tymi trofeami, pełnymi chwały. To też wszyscy mieszkańcy Tarasconu, uznawali w Tartarinie mistrza nieporównanego. A ponieważ Tartarin umiał na pamięć kodeks praw i zwyczajów myśliwskich, przeczytał i przestudjował wszystkie możliwe podręczniki, traktaty, rozprawy, dzieła o myśliwstwie, począwszy od polowania na kaszkiety, aż po łowy na tygrysa birmańskiego, — panowie ci, uczynili go najwyższym prawodawcą we wszystkich kwestjach cynegetycznych i wzywali go na sędziego i rozjemcę we wszystkich sporach i dyskusjach w tej dziedzinie.

Co dzień od godziny trzeciej do czwartej u rusznikarza Costecalde’a widzieć było można otyłego, poważnego jegomości z fajką w zębach, siedzącego w pośrodku sklepu na fotelu, obitym zieloną skórą. Około niego tłoczył się tłum polujących na kaszkiety myśliwych, kłócących się zawzięcie i hałaśliwie. Ale żaden z tych panów nie śmiał usiąść wobec otyłego, pełnego powagi jegomości. A jegomościem tym był Tartarin, ferujący wyroki, decydujący w kwestjach spornych, — Nemrod i Salomon w jednej osobie.

Tartarin z Tarasconu

Подняться наверх