Читать книгу Niezwyciężeni. - Amy Lawrence - Страница 5
Arsène Wenger
Przedmowa
ОглавлениеUkładałem drużyny od dziesiątego roku życia. Dorastałem nad knajpką w Duttlenheim, będącą zarazem główną siedzibą miejscowego zespołu. Asystowałem co niedzielę przy wyborze składu. Wyglądałem jak mały chłopiec, który próbuje być menedżerem – miałem już zresztą swoje zdanie. W dzieciństwie człowiek jest w stu procentach pewien swoich racji.
W sezonie 2003/2004 zdawałem sobie sprawę, że prowadzę wyjątkową drużynę. Od zawsze marzyłem, by przejść przez sezon bez porażki, choć może nie jest to zwyczajny cel. Wyjątkowość tego pragnienia polegała na tym, że zawsze dążę do doskonałości. Zawsze chciałem wykonywać swoją pracę tak dobrze, jak to tylko możliwe. Na zakończenie każdego sezonu pytałem siebie: czy osiągnąłem z tą drużyną maksimum? Jeśli zdobędzie się mistrzostwo, to i tak można uważać, że gość, który skończył na dziesiątym miejscu w lidze, poradził sobie lepiej, ponieważ w pełni wykorzystał możliwości swojej drużyny. Nikt nie jest tego w stanie tak naprawdę ocenić. Tylko ty jeden wiesz w głębi ducha, czy można było dać z siebie więcej. Dlatego zawsze zachwycała mnie myśl o sięgnięciu po mistrzowski tytuł bez porażki, ponieważ po takim wyczynie nie da się osiągnąć o wiele więcej. Myślisz sobie wtedy, że nie możesz już wykonać swojej pracy lepiej. Wygrać, wyciskając z drużyny, co się tylko dało, i zmuszając ją do krańcowego wysiłku, to największe z osiągnięć. Dlatego nigdy nie wolno tracić koncentracji ani pozwolić sobie na mniejsze zaangażowanie.
Sezon przed Niezwyciężonymi obwieściłem drużynie, że naszym celem idealnym jest przejście przez rozgrywki bez porażki. W 2002 roku zdobyliśmy mistrzostwo, nie przegrywając ani jednego meczu na wyjeździe. W 2003 roku utraciliśmy tytuł. Oczywiście byłem rozczarowany. W trakcie przygotowań do sezonu 2003/2004 odbyłem z piłkarzami naradę, podczas której powiedziałem:
– Przeanalizujmy, dlaczego straciliśmy mistrzostwo.
Część zawodników, na przykład Martin Keown, stwierdziła:
– To pańska wina.
– Dobrze, jestem gotów wziąć winę na siebie, ale dlaczego? – spytałem.
– Wywarł pan na nas zbyt dużą presję. Nie dało się udźwignąć myśli o zdobyciu mistrzostwa bez choćby jednej porażki. To niemożliwe – oświadczył Keown.
– Słuchajcie – odparłem – powiedziałem tak, ponieważ sądzę, że jesteście w stanie to zrobić. Ale musicie naprawdę tego pragnąć. Gdybyśmy zrobili to jako pierwsi, byłoby to niewiarygodne osiągnięcie.
Czułem, że niczego tej grupie ludzi nie brakuje. Mieliśmy pod dostatkiem piłkarskiego talentu, inteligencji i związanej z nią siły psychicznej, byliśmy też świetnie przygotowani pod względem fizycznym. Pamiętam, że któregoś dnia do naszego ośrodka treningowego zajrzał mój przyjaciel z Francji. Usiadł przy wejściu i obserwował. Nie prosiłem go o to. Po treningu podszedł do mnie i powiedział:
– Patrzyłem, jak pojawiają się wszyscy twoi piłkarze. Kiedy rano wchodzili przez te drzwi, widać było, że mają wyjątkową charyzmę.
Miał rację. Choć różnili się od siebie, byli obdarzeni charyzmą, wspólnie zaś stawali się jeszcze bardziej wyjątkowi niż każdy z osobna.
Pokazali mi, że można osiągnąć rzeczy, które wydają się nie do osiągnięcia.