Читать книгу Klub Czerwonych Trampek - Ana Punset - Страница 4
1. Prezent na życzenie
ОглавлениеLucíi został do odpakowania jeszcze tylko jeden prezent. Kiedy go otworzyła, nie mogła uwierzyć własnym oczom — fioletowe buty na obcasie zawinięte w ozdobny papier! Domyśliła się, że są od Loreny, obecnej żony jej ojca — jemu przecież nie przyszłoby to do głowy — więc podziękowała jej spojrzeniem. Wreszcie będzie mogła patrzeć na innych z przyzwoitej wysokości i chodzić, kołysząc biodrami na wzór celebrytek z telewizji, jakby to było coś najnormalniejszego na świecie. Miała co prawda dopiero dwanaście lat, ale w tych butach będzie wyglądała na starszą. Tak, chociaż raz Lorena się postarała. Wyszła za jej ojca całe wieki temu, ale rzadko udawało jej się zaskoczyć czymś Lucíę… Mogłaby je założyć na następne spotkanie z dziewczynami w centrum handlowym albo do kina, kiedy pójdą na ostatni film tego przystojniaczka, Jorgego Blanca. Jednak… to nie był ten prezent, na który najbardziej liczyła. To, o czym marzyła, podkreśliła w swoim liście wszystkimi pisakami, jakie trzyma w szufladzie biurka. Nie była już małym dzieckiem, ale dalej pisała listy do Trzech Króli, a jednym z plusów rozstania jej rodziców było to, że teraz rozdzielali między siebie prezenty dla niej i nie kłócili się przy tym (a przynajmniej kłócili się mniej).
Wracając do tematu… Nie rozumiała, dlaczego pod choinką zabrakło tego, na czym najbardziej jej zależało z caaałej listy. Nie znalazła wymarzonego prezentu wśród gwiazdkowych podarunków od mamy i była przekonana, że dostanie go na Trzech Króli od ojca. Ale NIE, jej tata też się nie domyślił… Zmarszczyła swój perkaty nosek i rozejrzała wokół, szukając wzrokiem kolejnego pudełka, które wyglądałoby obiecująco. Podobno nadzieja umiera ostatnia.
A co jeśli…? Wzrok Lucíi spoczął na Aitanie, owocu miłości Loreny i jej ojca. Miała zaledwie sześć lat, a już przypominała istne tornado. Owszem, była bardzo ładna z tymi swoimi złotymi kręconymi lokami i zaróżowionymi policzkami, ale to, co najlepiej jej wychodziło, to psucie rzeczy starszej siostry. Mała stała teraz u stóp choinki i szatkowała opakowania jak niszczarka do papieru. A spod góry śmieci wyglądał niezauważony wcześniej przez Lucíę prezent zawinięty w czerwony papier bez dziecięcych wzorków, które widniały na reszcie rzeczy, które dostała.
NARESZCIE! Nie mogła się mylić, musiał być dla niej… Skoczyła na równe nogi, ale wtedy zobaczyła, że Aitana wyciąga po niego ręce, żeby zrobić z nim to samo, co z resztą. Trzema raczej krótkimi susami (na jakie pozwoliła długość jej nóg) Lucía doskoczyła do prezentu, odepchnęła siostrę i uklękła, żeby go ochronić. Aitana natychmiast wybuchnęła płaczem, jak zawsze, kiedy na coś jej nie pozwalano — zazwyczaj traktowano ją, jakby była pępkiem świata.
— Lucía! — rzuciła Lorena tym swoim głosem mówiącym: „w tym domu ja rządzę”.
Tata Lucíi siedział w jednym z foteli stojących wokół choinki i nie odzywał się, a jego rozemocjonowana żona kręciła się po całym pokoju i pstrykała zdjęcia. I wszystkim wydawała rozkazy:
— Przeproś swoją siostrę!
„Moją siostrę??? Ten rozpieszczony dzieciak nie jest moją siostrą!” — pomyślała Lucía. Pewne rzeczy lepiej jednak zachować dla siebie — w świetle lampek choinkowych Lorena wydawała się jeszcze bardziej najeżona niż zazwyczaj. Nie przejęła się więc reprymendą i skupiła na prezencie będącym jej ostatnią nadzieją. I rzeczywiście, na dołączonej do niego karteczce napisane było wielkimi literami:
Czyli to jednak dla niej! Żadna z rzeczy, które dostała, choćby nie wiadomo jak przydatna, już się dla niej nie liczyła: ani kuferek do makijażu Pucca, ani kostium baletowy, ani iPod, ani notatnik. Modliła się, żeby w środku kryło się to, czego pragnie.
Rozpakowała prezent z wielką ostrożnością, jakby trzymała w rękach prawdziwy skarb: najpierw jeden bok, a potem drugi. Powstrzymywała się, żeby nie rozerwać po prostu opakowania, bo chciała się nacieszyć każdą sekundą. Kiedy już oderwała taśmę klejącą i odwinęła papier, jej oczom ukazało się proste, kartonowe pudełko. Zdjęła pokrywkę dwiema rękami, jakby była ze szkła, a kiedy zobaczyła zawartość, z jej gardła wydobył się okrzyk radości, który aż wystraszył resztę rodziny.
Jej tata, Lorena i Aitana spojrzeli na nią, każdy na swój sposób. Mała w końcu przestała płakać i stała z otwartą buzią wypełnioną słodyczami, które dostała od mamy na uspokojenie. Pewnie pomyśleli, że Lucía ma nierówno pod sufitem… Chyba trochę przesadza. Wtedy tata zapytał z fotela, czy prezent jej się podoba, a z jego twarzy można było wyczytać, że cieszy się, że jest zadowolona. Lucía odpowiedziała mu uśmiechem szerokim — dosłownie — od ucha do ucha i zamaszystym kiwnięciem głową… Jeszcze jak!
Była tak szczęśliwa, że nawet wyściskała Aitanę. Koniec końców mała nic złego jej nie zrobiła i nawet nie zdążyła ruszyć jej prezentu. A to już coś. Odłożyła na bok wszystkie pudełka i pozbierała papiery. Potem — żeby nikt nie miał do niej pretensji — wcieliła się na chwilę w rolę starszej siostry i pobawiła z Aitaną, a także zapytała o imiona jej lalek. Kiedy doszła do wniosku, że już wystarczy, pobiegła do swojego pokoju obładowana prezentami. Zastanawiała się, czy będzie mogła pochwalić się swoją nową zdobyczą jako pierwsza z grupy…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki