Читать книгу Duchowe przyczyny chorób chronicznych - Andreas Winter - Страница 4
Jak działa psychika
ОглавлениеPsychika – to mgliste pole tematyczne, którym zajmują się humaniści. Emocje, reakcje, strategie, odruchy, krótko mówiąc wszelkie ludzkie zachowania, wywodzą się właśnie z niej. Innymi nazwami psychiki były dusza, duch, prana czy też, jak określa się ją w naukach przyrodniczych, pole morfogenetyczne. Psychiki nie da się położyć pod mikroskopem, żeby ją przeanalizować. Można tylko zaobserwować skutki i wyciągnąć z nich wnioski. Samo słowo psychika często dostarcza ludziom dyskomfortu, tak nieprzewidywalna się nam wydaje, chociaż wcale taka nie jest. Trzeba tylko wiedzieć, jak działa.
Algorytm psychiki – formuła sensu życia?
Pojęcie „algorytm” pochodzi wprawdzie z matematyki, ale pasuje tutaj bardzo dobrze, ponieważ chodzi o pewną metodę obliczeniową służącą rozwiązaniu problemu. Ludzka psychika jest wprawdzie wielowarstwowa (kompleksowa), ale nie tak skomplikowana jak się zazwyczaj myśli. Przeciwnie. Prawdopodobnie trudniej jest przewidzieć z góry pogodę na najbliższy tydzień niż oszacować jak pierworodny nastolatek spod znaku barana, który był wychowywany przez cholerycznego ojca i bardzo męską matkę, zareaguje na podporządkowujące napomnienia nauczyciela po tym, jak po raz trzeci uczestniczył w bójce na szkolnym boisku. Myślisz, że jak? Z rozsądkiem i skruchą? Raczej nie. Przypuszczam, że ludzka psychika szuka rozwiązań problemów zgodnie z dającymi się obliczyć prawidłowościami. Głupie jest tylko, że informacje, zarówno na temat problemu jak i rozwiązania, są kompleksowe, a potrzebne strategie jeszcze nieznane, chociaż dostępne. Ponieważ jednak mówimy tutaj o temacie humanistycznym, algorytm psychiki jest łatwy do zrozumienia również dla ludzi, którzy nie są matematykami.
Algorytm psychiki
Pierwotnym celem psychiki jest manifestacja w rzeczywistości przy minimalnym oporze i maksymalnym rozwoju. Albo prościej: jest wolnym od cierpienia urzeczywistnieniem własnych zamiarów.
Wszyscy do tego dążą. To oznacza jednocześnie, że jesteśmy w stanie pogodzić się z niewyobrażalnym cierpieniem tylko dlatego, że nie znamy łatwiejszej drogi. Gdyby palacz wiedział, że również bez papierosów może osiągnąć uczucie ulgi, wtedy nie narażałby się na choroby, nie traciłyby po kilkanaście złotych na każdą paczkę, nie mówiąc już o upokorzeniu związanym z zakazami palenia. Nie wie jednak, że przyczyną jest przesadna kontrola.
Gdyby pacjentka chora na raka piersi wiedziała, że tworzenie się u niej guza jest związane z całym szeregiem uwarunkowań, fałszywymi przekonaniami odnoszącymi się do jej kobiecej roli i dotąd niewyjaśnionymi nieporozumieniami, które łatwo można skorygować, nie poszłaby do lekarza, ale do kogoś, kto pomógłby jej uwolnić się od przyczyn nowotworu.
Jednak to nie jest takie proste, bo z pewnością również u ciebie ze względu na twoje przekonania budzi się opór. Większość ludzi wierzy, że rak jest chorobą. Większość wierzy, że w przypadku chorób człowiek potrzebuje lekarza. Większość myśli, że można umrzeć na nowotwór. To jednak nieprawda. Trzeba najpierw zdobyć gruntowną wiedzę, aby nie stać sobie (i innym) na drodze ze swoimi błędnymi przekonaniami. Człowiek potrzebuje informacji.
Gdyby uczeń „z problemami” wiedział, że motywacja zawodowa nauczycieli nie opiera się na dręczeniu i karaniu uczniów, ale pierwotnie na zyskiwaniu uznania dzięki przekazywaniu wiedzy, że nauczyciele mają nadzieję na to uznanie ze strony uczniów, dałby im tę szansę i bez trudu zdobywałby dobre oceny. Nie wie tego jednak, dlatego siedzenie w ławce jest dla niego wysiłkiem, czuje się w szkole jak niewolnik i z trudem przechodzi z jednej klasy do drugiej. Gdyby ludzie wiedzieli, jak wszystko może być proste, nikt nie brałby już pod uwagę żadnego cierpienia. Ta psychologiczna reguła opiera się na prawie fizyki. Zgodnie z prawem Ohma więcej prądu płynie tam, gdzie opór jest niższy, a mniej, gdzie opór jest wyższy. Tak samo zachowuje się woda, która płynie w górę tylko wtedy, gdy wzrastające ciśnienie uniemożliwia płynięcie w dół (na przykład w przypadku zapór). Opór przeciw spełnieniu zamiaru prowadzi do stresu.
Podsumowanie: Obrona własna psychiki następuje przez konsekwentne unikanie stresujących sytuacji, jak na przykład:
→ bezsilność/utrata kontroli (objawy to: lęk przed lataniem, lęk przed jazdą windą, bycie złym pasażerem, wiele rodzajów nowotworów),
→ poczucie odrzucenia/poczucie winy (prowadzi do: syndromu pomocnika, służalczego zachowania, wrzodów żołądka i obgryzania paznokci),
→ niepowodzenia/zawód (objawy to na przykład: lęk przed egzaminami, analfabetyzm, migrena).
Objaw, który nie wynika z zewnętrznych przyczyn, jest w związku z tym zainstalowaną ochroną przeciw chronicznemu stresowi, a nie żadną chorobą. Przyczyny chorób byłyby przez to czysto somatyczne, a zatem byłyby przekroczeniem subiektywnych granic obciążenia, związanym z ostrym stresem:
→ fizycznym (na przykład przez nacisk, gorąco czy wypadek),
→ wirusowym (np. przy malarii, grypie czy żółtaczce),
→ bakteryjnym (np. przez salmonelli w lodówce),
→ pasożytniczym (np. przez obleńce, wszy i ameby),
→ chemicznym (przez zatrucia),
→ radiologicznym (przez obciążenie promieniowaniem),
→ uwarunkowanym genetycznie (jak na przykład cukrzyca typu I czy fenyloketonuria).
Mówimy tu zatem znowu o sterowaniu, przez które ciało może być chore, ale też zdrowe. Czynniki traumatyzujące nie muszą ani trwać długo, ani powtarzać się z biegiem lat, aby wywołać objaw. Jedno pojedyncze wrażenie może wystarczyć, aby sprawić coś na poziomie cielesnym, co zawsze objawia się wyraźniej. Im głębsze emocjonalnie jest wrażenie (emocjonalny impakt, jak ja to nazywam) wywarte na człowieka, tym więcej jest wynikających z tego połączeń neuronowych i przez to większa zmiana zachowania.
Jeśli zatem w gabinecie uda się dokonać odkrycia, które ma taki sam emocjonalny impakt co pierwotna trauma, w ten sposób powstaje prosta alternatywa dla zachowania i nagle zmienia się patologiczny wzór zachowania. W ten sposób choroba psychosomatyczna zostaje wyleczona, zaburzenia psychiczne znikają – trwale, bez skutków ubocznych i nawrotów.
To, że psychicznie motywowany objaw nie jest żadną chorobą czy też głupotą, ale inteligentną, samoczynnie tworzącą się ochroną przed bezsilnością, staje się bardzo wyraźne, gdy zajmiemy się nieco bliżej naszą zdolnością przetwarzania i magazynowania danych.
Nasz mózg – komputer centralny z wody
Często pytałem siebie: dlaczego powstawanie objawu i jego przeciwieństwo, zdrowienie, jest w ogóle możliwe przez czyste przetwarzanie informacji? Co kryje się za reiki, hipnozą, szamanizmem, uzdrawianiem duchowym, efektem placebo, homeopatią i radioniką? Jak niby miałyby działać: uzdrawianie poprzez sugestie, informacje czy rytualne działania? I dlaczego bóle, skurcze, jąkanie się, niedosłyszenie, lęki znikają nawet w ciągu kilku sekund – a nie jest tak w przypadku leczenia złamań kości, oparzeń, infekcji czy wrodzonej ślepoty?
Odpowiedź: ponieważ nasz mózg wysyła odpowiednie informacje do ciała. Jest on najbardziej niedocenianym organem. Składa się wprawdzie w około 75 procentach z wody, ale ma niewyobrażalne zdolności do nauki, magazynowania danych i obliczeń. Jest wyposażony w ponad bilion komórek nerwowych, a każda ma około 1000 połączeń z innymi neuronami. Te połączenia mogą przeprowadzać symultanicznie 200 operacji na sekundę, co odpowiada maksymalnej mocy obliczeniowej sięgającej do dziesięciu teraflopów (milion gigabajtów na sekundę). To ilość danych odpowiadająca nagrywaniu na DVD ponad 2100 filmów na sekundę! W jednym z artykułów w czasopiśmie „Süddeutschen Zeitung. Wissen” (Zeszyt 15/2007) można przeczytać: „Około miliona spostrzeżeń zmysłowych na sekundę bombarduje człowieka nawet wtedy, gdy po prostu wieczorem leniuchuje na sofie: blednące światło słoneczne, skwierczenie patelni i zapach kolacji napływający z kuchni, nacisk poduszek sofy na plecy i wiele więcej – są przetwarzane przez mózg, mimo że nie dostrzega się tego świadomie”.
Najwyżej trzy procent tej ilości danych może w ogóle zostać spostrzeżona przez świadomość i przetworzona – reszta to podświadomość i nieświadomość. Podświadome są na przykład mimika i gesty, nieświadome są procesy takie jak rozwój i odnawianie komórek. Nieświadomie postrzegamy jednak też nacisk powietrza, zagrożenie, feromony (określone substancje zapachowe), alergeny czy informacje ze środków homeopatycznych.
Świadomy rozum może w uproszczeniu zredukować ilość danych i w ten sposób zapewnić natychmiastowy dostęp. Określenia tego procesu to rozmyślanie, abstrahowanie i racjonalizowanie. Oto kilka moich ulubionych przykładów. Jeśli zapytałbym kogoś, jak dokładnie w jego samochodzie wrzuca się wsteczny bieg, 75 procent zapytanych poruszałoby ręką czy dłonią w taki sposób, aby nakreślić przełączanie biegu. Pozostałe 25 procent tylko pokiwałaby głową i przewróciła oczami, żeby w ten sposób spróbować przypomnieć sobie jak przerzuca się bieg. Przeżywa przy tym coś podświadomego i najważniejsze dane mogą zostać przekazane rozumowi. Załóżmy, że odpowiedź brzmi: „Do tyłu i w lewo”, wtedy niektóre, nieistotne dla odpowiedzi na moje pytanie, dane pozostaną podświadome. Należałaby do nich na przykład informacja, jak długi jest ruch przełączania, jaka w dotyku jest gałka, jakich mięśni musisz użyć do przerzucenia biegu. Jednak jeśli zapamiętasz zracjonalizowaną odpowiedź „do tyłu i w lewo”, jeśli za parę miesięcy ktoś znowu zapyta cię o wrzucanie wstecznego biegu, wystrzelisz jak z pistoletu i bez mrugnięcia okiem będziesz mógł odpowiedzieć „do tyłu i w lewo”, nie musząc na nowo wczuwać się w sytuację. To dokładnie opisuje metodyczne tło mojej teorii. Frankfurcka psycholog Manuela Pietza w 2014 roku w swojej pracy doktorskiej na temat skuteczności uzdrawiania kwantowego pisała, że pacjenci byli zachęcani, by przypomnieli sobie jakąś problematyczną sytuację – traumę, uczucie, które nastręcza im trudności, fizyczne dolegliwości – poczuli to wspomnienie jako fizyczne odczucie, a potem zastąpili je wyobrażonym rozwiązaniem problemu. Co ciekawe, dr Pietza była w stanie w ten sposób udowodnić, że rytuały zakotwiczające, jak opukiwanie, metoda dwupunktowa czy nakłuwanie, są poniekąd zbędne. Samo uświadomienie cielesnego umiejscowienia, połączone z ideą rozwiązania, odłącza przyczynę objawów. O to właśnie mi chodzi: nie o żadne rytuały, ale zupełnie świadome racjonalne odłączanie. Im dalej cofniemy się we wspomnieniach do pierwotnego wydarzenia stresowego, tym trwalej zostaną odłączone generalizacje!
Wszystko, co zostaje przez nas uproszczone, nasz mózg może przywołać bezpośrednio. Rozum nie przetwarza wprawdzie tak wielkich ilości danych jak ukryta świadomość, może jednak prawie nie zważać na całą resztę tego, co jest spostrzegane i koordynację, świadomie skupiając uwagę i w ten sposób odwraca się od innych rzeczy. Dostęp do tego co proste, jest przedkładany nad to co kompleksowe. Dlatego tak trudno jest ująć uczucia w słowa – ilość danych często jest zbyt duża, żeby je uprościć.
I właśnie tu musimy pogodzić się z kolejnym faktem. Musimy nie tylko zaakceptować, że mamy podświadomość, która zajmuje się ponad 90 procentami wszystkich przetwarzanych danych, ale też, że podświadome myśli są logiczne i precyzyjne. Nie jesteśmy świadomi swoich myśli, ale one sterują naszym ciałem i zachowaniem, w dodatku robią to inteligentnie i w zrozumiały sposób. Właśnie w ten sposób prawie wszyscy niesamowicie sobie wszystko utrudniamy. Chętnie łapiemy się za głowę i klniemy, jak głupi byliśmy, bo znowu zapomnieliśmy klucza do drzwi, przypaliliśmy zupę czy uszkodziliśmy samochód w trakcie parkowania. Narzekamy na nasze nieprawidłowe trawienie, biadolimy, że boli nas głowa i biegamy do lekarza ze swoją alergią na kocią sierść, która nie może wywołać choroby u żadnego człowieka. My, cudowne dzieło ewolucji, ukoronowanie stworzenia, czujemy się bezsilni jak małe dzieci, chociaż jesteśmy najzdolniejszymi do działania na ziemi.
Przez pierwszych 36 miesięcy życia (licząc od zapłodnienia) człowiek nie jest wyposażony w żadne racjonalne umiejętności ani zdolność zrozumienia czasu. Ani przyszłość, ani przeszłość nie są częścią kontekstowej orientacji dziecka. Określenia jak rano, zaraz czy przed chwilą są jeszcze bez znaczenia. Zanim zacznie rozwijać się postrzeganie czasowo-kontekstowe, na przykład chwilowe zagrożenia są odbierane jako absolutne i trwałe. Przeżycia emocjonalne są stale przyporządkowane teraźniejszości. To, czego dziecko nie postrzega, nie istnieje dla niego. Ta obserwacja została podparta badaniami różnych teoretyków rozwoju. Z pewnością jednym z najbardziej znanych jest pionier psychologii rozwoju, szwajcarski psycholog Jean Piaget (1896-1980). W swoim teoretycznym modelu kognitywnego rozwoju pisze on, że dziecko do drugiego roku życia (od urodzenia) nie jest jeszcze w stanie zrozumieć, że istnieją przedmioty poza jego polem widzenia. Nie ma wytworzonego tak zwanego schematu stałego przedmiotu, to oznacza, że to, co znika z oczu, znika z myśli.
Z drugiej strony oznacza to jednak, że to, co jest przeżywane jest permanentnie obecne. Dla przypomnienia: dziecko nie ma żadnej teleologicznej (ukierunkowanej czasowo do przodu i możliwej do umyślnego przywołania) świadomości. Wszystko, co przeżywa jest magazynowane w ukrytej podświadomości. Dlatego właśnie w tym czasie na gruncie przeżyć i doświadczeń tworzą się podświadome wzory zachowania, które mogą utrzymywać się przez całe życie. Dziecko do drugiego roku życia postrzega swoje otoczenie czysto emocjonalnie – nie racjonalnie. Ponieważ emocje są odczuwane ciągle jako teraźniejszość, myśli, że jego przeżycia trwają wiecznie – nie zna jeszcze żadnej przyszłości, żadnego przemijania, żadnego czekania. Dlatego często dzieci płaczą tak bardzo rozpaczliwie, gdy coś je przestraszy albo coś je boli. Wierzą, że ten stan będzie trwał wiecznie.
Jeśli w ciągu właśnie tych trzech lat dziecko doświadczy traumatycznych przeżyć – do których należą już komplikacje w czasie ciąży i porodu, a także wczesnodziecięce pobyty w szpitalu albo bolesne przeżycia – buduje się u niego wyjątkowo wysoka wrażliwość na potencjalne sytuacje zagrożenia. Tu leży początek wszystkich traum. Nie później! Tygodnie w okolicach porodu wydają się być okresem, w którym próg odczuwanego zagrożenia życia jest najniższy. Zagrożenia czy złe wiadomości mają generalnie wyższy priorytet w naszym spostrzeganiu niż dobre wiadomości, ponieważ człowiek może przeżyć bez pozytywnych doniesień – w sytuacji ryzyka jest to jednak wątpliwe. Do trzeciego roku życia dziecko nie jest jeszcze wyposażone w żadne kognitywne umiejętności, które pomagają nam skutecznie przepracowywać to, co przeżywamy, ale jednak – i to jest tragiczne – dziecięcy umysł zauważa wszystko, co przeżywa i niczego nie zapomina – na pewno nie rzeczy, które wywołują lęk. W okresie trzech miesięcy od urodzenia wrażliwość na ulegnięcie traumie wydaje się najwyższa.
Już w trzecim tygodniu ciąży – w tym czasie matka zazwyczaj nie wie jeszcze, że jest w ciąży – zaczyna bić serce i rozwijają się pierwsze komórki nerwowe. Za pomocą tych ostatnich jesteśmy w stanie rejestrować chemiczne różnice w matczynej krwi w naszym otoczeniu. W macicy nie ma jeszcze wielu odczuwalnych różnic – zarodkowi jest zawsze mniej więcej tak samo ciepło i ciemno. Jednak od tego czasu mały zlepek komórek, który dwa i pół tygodnia później jest naszym ośrodkiem nerwowym, jest już w stanie poczuć, czy w jego otoczeniu znajdują się hormony stresu, szczęścia, snu czy na przykład leki. Dziecko wchodzi w interakcje z ciałem matki. Zaczyna – w szerokim sensie – myśleć. Po kolejnych sześciu tygodniach nazywa się już to małe nagromadzanie komórek nerwowych, które ciągle rozwijają się dalej, mózgiem.
W wieku około pięciu miesięcy płód zdobywa nawet całkiem wyraźne wyobrażenie, czy jest mile widziany w brzuchu czy niechciany. Musi tylko stać się zauważalny w matczynym organizmie, na przykład, kiedy się obraca czy naciska na ścianę jamy brzusznej matki od środka. W tym czasie staje się to jego zwykłym zajęciem i otrzymuje na nie odpowiedź matki w formie neurotransmiterów, które przez pępowinę dostają się bezpośrednio do mózgu embrionu i umożliwiają mu poczucie podobnych emocji jak te, które odczuwa jego matka. Albo cieszy się, gdy czuje ruchy swojego dziecka, wtedy wydzielają się endorfiny, które wywołują uczucie szczęścia, albo jest zrozpaczona, bo nie chce żadnego dziecka, wtedy embrion dostaje zastrzyk adrenaliny. Ten hormon stresu wywołuje u nienarodzonego dziecka wrażenie bliskie porażeniu prądem. Gdy doświadczy ono tego kilka razy, wyciąga wniosek, że najwyraźniej bardzo złym pomysłem jest dawanie się wyraźnie zauważyć. W czasie przed narodzinami stres nie daje się subiektywnie zinterpretować i dlatego jest postrzegany przez embrion jako absolutny! Przyczyny wszystkich uwarunkowanych stresem objawów należy zatem szukać tutaj.
Warunkowanie
W ten sposób znaleźliśmy się przy temacie łączenia bodźców z reakcjami zwanym też warunkowaniem. Zasada warunkowania da się opisać w naprawdę prosty sposób. Czujesz coś (na przykład lekkie porażenie prądem), na co reagujesz niedającym się opisać uczuciem szoku elektrycznego (silnie nieprzyjemnym wrażeniem i pobudzeniem) i równocześnie spostrzegasz coś określonego, co dotąd było ci obojętną sekwencję dźwięków „cyk”. Im częściej to się dzieje, tym szybciej zaczniesz wierzyć, że to, co dotąd było obojętne wyzwala twoje uczucie: to znaczy drżysz już na samo słowo „cyk”. Przez stałą zbieżność obu bodźców emocjonalne znaczenie jednego z nich jest po prostu rozciągane na drugi. Tak dochodzi do tego, że ludzie rzeczywiście wierzą, iż dym papierosów doprowadzi do wydzielania się hormonu szczęścia, chociaż każdy niepalący kaszląc przy wdychaniu potwierdzi, że dym w żadnym razie nikogo nie uszczęśliwia. Palacz jest uwarunkowany w ten sposób, że palenie jest dozwolone tylko dla dorosłych i wypełnia krótkie przerwy: czuje, że kiedy kopci, jest wolny od presji oczekiwań innych osób.
Okazuje się, że ulegamy wielu warunkowaniom. Na przykład, u prawie wszystkich ludzi następuje wydzielanie adrenaliny, gdy ktoś na nich nakrzyczy – przy tym donośny głos nie jest w żaden sposób zagrażający, co może stwierdzić każdy, kto słyszał na żywo tenora śpiewającego w operze. Właściwego zagrożenia w silnym głosie ludzie często doświadczają już w łonie matki, gdy ktoś, jej rodzice, partner albo ktoś inny nakrzyczy na nią albo ona sama zdenerwuje się i zacznie krzyczeć. Równocześnie z wydawaniem głośnych dźwięków u matki wydzielają się hormony stresu, które dziecko w brzuchu wyraźnie odbiera – dlatego, że wcześniej w wychowaniu dzieci nie tylko krzyczano, ale też bito je i raniono. W tak skomplikowany i trwały sposób mogą oddziaływać warunkowania.
Teraz wiesz, że obchodząc się ze zdolnymi do uczenia się dziećmi, musisz być bardzo ostrożny, ponieważ po krótkim czasie zaczynają wychodzić z założenia, że A i B są ze sobą związane. Warunkowanie jest niestety niewyobrażalnie potężnym czynnikiem w uczeniu się sposobów zachowań, które często towarzyszą człowiekowi przez całe życie. Wynikające z tego wzory zachowania mają swój początek w dzieciństwie i są wzmacniane przez powtarzanie, potwierdzanie i głębokie emocjonalne wrażenia oraz podświadomie generalizowane i przenoszone na inne bodźce. Ponadto, warunkowania są znacznie efektywniejsze, trwalsze i szybsze, gdy są powiązane ze stresem2 niż z uczuciem szczęścia – to koresponduje z tym, co zostało już wcześniej powiedziane: stres ma dla nas większe znaczenie niż szczęście (→ strona 30). Takie podświadome połączenia można jednak dobrze i szybko rozwiązać za pomocą opisanych tutaj technik coachingowych.
Przykłady: Wyuczone pary bodźców i reakcji
Oralna stymulacja i matczyna miłość są łączone tak długo, aż dziecko rzeczywiście zaczyna wierzyć, że smoczek w ustach je uspokoi i możliwe, że do końca życia będzie miało wrażenie, że w przypadku stresu związanego z samotnością lub bezsilnością musi coś zjeść, nawet jeśli ma już nadwagę. Wystarczy jedno użądlenie przez osę lub pszczołę albo widok nadmiernie zmartwionych rodziców pokrzykujących ze zdenerwowaniem i wachlujących w koło gazetą oraz ostrzegających niemające o niczym pojęcia dziecko – a już w mgnieniu oka boimy się zupełnie nieszkodliwych bzygów czy trzmieli. Strach przed obcymi u niemowląt, które zaczynają płakać, gdy zobaczą brodatego mężczyznę, da się często wyprowadzić z tego, że maseczka na twarz osoby odbierającej poród, która została zinterpretowana przez dziecko jako wywołująca stres, przypomina brodę. Gdy kilka tygodni później pojawia się brodata twarz, dziecko obawia się, ze znowu nastąpią poporodowe badania, bolesne pobieranie krwi i niekomfortowe procedury.
Już na początku ostatniego stulecia ogromna zdolność łączenia bodźców przez mózg była badana przez rosyjskiego przyrodnika i zdobywcę Nagrody Nobla Iwana Pawłowa (1849 – 1936). Zauważył on, że zawsze wtedy, gdy chciał nakarmić psy laboratoryjne, zwierzęta zrywały się z miejsca w radosnym oczekiwaniu jeszcze zanim zdążył napełnić ich miski. Zbadał tę obserwację naukowo. W tym celu potrząsał małym dzwonkiem, krótko przed podaniem zwierzętom jedzenia. Robił to codziennie przez trzy tygodnie i kontrolował przy tym cielesne reakcje psów na ten dźwięk. Mierzył za pomocą małej rurki poziom śliny wydzielanej przez zwierzęta, reakcję oczekiwania na pożywienie. Na początku psy nie reagowały na dźwięk dzwonka ślinieniem się. Nie wiązały jeszcze z nim innych rzeczy. Jednak już po trzech tygodniach Pawłow mógł zaobserwować, że reagują ślinieniem się już na sam dźwięk dzwonka. Organizm psów pokazał reakcję. Następnie Pawłow uderzał tylko w dzwonek, nie podawał żadnego jedzenia, a mimo to psy się śliniły – zostało nawiązane połączenie pomiędzy dzwonkiem a pożywieniem. Zwierzętom napływała ślina do pysków, ponieważ oczekiwały, że zaraz zostanie im podane jedzenie.
W nauce nazywa się to odruchem warunkowym – zachowanie zostaje wywołane przez bodziec nie stojący z nim w relacji przyczynowo-skutkowej. Dla psów przez stałe spotykanie dwóch bodźców (jedzenie i dźwięk dzwonka) powstaje symbol. Reagują ślinieniem się nie na dźwięk, ale ze względu na związane z nim oczekiwanie, że otrzymają pożywienie.
Czy to nie bezczelność? Wiedza o warunkowaniu jest znana już od lat dwudziestych ostatniego stulecia i zdobyła nawet uznanie w postaci Nagrody Nobla. Mimo to klasyczne wzory bodźca i reakcji, jak palenie tytoniu, alergie i kompulsywne podjadanie, są określane przez WHO jako choroby czy nałogi – a konsekwencją jest, że wymagają długotrwałego leczenia medykamentami. Jest to moim zdaniem celowe ogłupianie ludzi uwzględniające ryzykowanie ich śmiercią. Praktyka pokazuje jednoznacznie: warunkowanie odgrywa centralną rolę w psychosomatyce. Jeśli chce się odkryć początek, trzeba zajrzeć bardzo głęboko w biografię pacjenta.
Depresja i introwertyzm mają swój początek już w czasie przed narodzinami i są ukształtowane przez tworzącą się intensywnie umiejętność przystosowywania się, zwaną inteligencją. Jeśli więc jesteś kobietą w ciąży, powinnaś jako matka być ostrożna wobec tego, co czujesz do dziecka i generalnie wobec wszystkiego co czujesz. Najlepiej byłoby, gdybyś przez całą ciążę unikała sytuacji wywołujących lęk. Już obawy niedoświadczonego lekarza mogą wprawić młodą matkę w taki stres, że dziecko wywoła przedwcześnie bóle porodowe. W latach wojny 1944/1945 często po alarmach lotniczych dzieci przychodziły na świat przedwcześnie. Dla wyjaśnienia trzeba wiedzieć, że poród w rzeczywistości wywoływany jest przez chemiczne sygnały od płodu, a nie przez organizm matki. Dziecko rejestruje, kiedy możliwości rozwojowe w jego dotychczasowym otoczeniu wyczerpują się. Wyobraź sobie, że robi się coraz ciaśniej, a dziecko potrzebuje ruchu i tlenu. W którymś momencie stres w łonie matki przybiera ogromnie na sile i dziecko „decyduje”, że trzeba kontynuować życie w innym miejscu. Określam to wywołanie narodzin przez embrion jako pewien rodzaj samobójstwa. Oczywiście, płód nie ma się zabić, ale samobójca również nie. Chce tylko zmienić teraźniejsze warunki i po to ryzykuje wszystko. Narodziny są zatem, tak okazuje się w codziennej praktyce przez pytania zadawane w stanie hipnozy, złem koniecznym, którego nie należy jeszcze pogarszać. Tak właśnie dzieje się zazwyczaj w cywilizowanych krajach. Często samo przybycie do naszego społeczeństwa dostarcza już traumy, którą można wykazać za pomocą analizy psychologicznej jeszcze do zaawansowanego wieku. Charakter oraz cały jego potencjał do konfliktów pochodzi z naszego najwcześniejszego dzieciństwa. Większość naszych wzorów zachowania jest projektowanych podświadomie w tym czasie – a wraz z nimi nasze potencjalne objawy.
Wielu ludzi jest zaskoczonych, gdy tłumaczę im, że jako dzieci w pierwszych trzech latach życia, licząc od zapłodnienia, odbierali czysto emocjonalnie to, co przeżywali i dlatego nie są w stanie uporządkować tego czasowo. W konsekwencji zagrożenia są zmagazynowane jako wiecznie trwające sytuacje i przez to może wytworzyć się wzór lękowy. Wielu to zaskakuje, chociaż znacznej części klientów przynosi to oświecenie. Ponieważ ta pierwotna trauma z dzieciństwa jest odbierana jako zagrażająca egzystencji i całkowicie podświadomie z czymś łączona, może przez całe życie, przy obecności odpowiedniego wyzwalacza, to znaczy wspomnienia, wywoływać takie same sytuacje fizycznego stresu jak podczas pierwotnego przeżycia. „Właśnie to jest powodem bezradności członków rodziny, gdy widzą, jak u dorosłego człowieka, przez nieszkodliwą jazdę windą, nadchodzącą podróż samolotem czy terminem wizyty u dentysty, powstaje nadmierna paniczna reakcja”, tłumaczę wtedy. Dorosła osoba odbiera sytuację w zupełnie innym kontekstowym zrozumieniu niż małe dziecko – wie, że rzeczy po prostu przemijają oraz, że można je wytrzymać. Dziecko tego nie wie. Rzeczy, na które dorosły po prostu spokojnie wzrusza ramionami, wydają się dziecku zagrażającymi życiu katastrofami – i odwrotnie. Sytuacje, w których wierzy ono, że jego życie zaraz się skończy, dorosły odbiera jako dające się przewidzieć drobnostki.
Ponieważ jednak logika objawów opiera się na dojrzałości i mocy niemowlęcia czy małego dziecka, które chce się ochronić przed powtórzeniem traumy i w następstwie wbudowuje ten wzór ochrony w podświadomość, objaw staje się tym wyraźniejszy i silniejszy, im częściej występuje unikane zagrożenie. Im częściej człowiek przeżywa ponownie traumę, tym gorsza staje się choroba. Jeśli po prostu zwalczasz tylko objawy, podświadomie boisz się utraty swojego mechanizmu ochronnego – i symbol potęguje.
Myślenie zaczyna się zatem długo przed narodzinami (co w naszym społeczeństwie jest jeszcze zupełnie niedoceniane). Ponadto mózg nie może nic zapomnieć i w każdej chwili potrafi przywołać wszystkie dane (przypomnieć sobie), zakładając, że wykorzystujemy to doświadczając (pasywnie). To, co oznacza ta zdolność naszego własnego biologicznego superkomputera dla naszej jakości życia, zobaczysz na fenomenie, który jak dotąd został zauważony tylko u nas, ludzi.
Koszmar medycyny: efekt placebo
„Wszystko to tylko urojenia, symulacje i przesądy”, określenie efektu placebo jest ci z pewnością znane i kojarzy się z takim zastrzeżeniem. Co jednak dokładnie się za nim kryje? Gdy podasz ludziom morfinę, jeden z najsilniejszych i najskuteczniejszych środków przeciwbólowych, który jest stosowany też jako analgetyk przy operacjach, ale powiesz osobom badanym, że to tylko nie mający żadnego działania roztwór, w przypadku obecności bodźców bólowych będą reagować prawie tak samo jak bez morfiny.
Za placebo uważane są medykamenty lub środki takie jak operacje bez wykazanych medycznie substancji czynnych czy terapeutycznego efektu, które mimo to mogą wywołać wyzdrowienie. Leki placebo zawierają tylko substancje wypełniające, jak cukier mlekowy i skrobia; zabiegi chirurgiczne opierają się na powierzchniowych nacięciach. Osiągnięty efekt jest nazywany efektem placebo (łacińskie wyrażenie placebo oznacza dosłownie „Będę się podobał”).
Medycyna akademicka nie jest w stanie wyjaśnić, jakie dokładnie będzie działanie placebo. Z reguły mówi się o aktywowaniu sił autoleczniczych, wywołanych przez wiarę w lek.
Czy to oznacza, że wszystkie choroby są urojone? Czy wszyscy, u których występuje efekt placebo są hipochondrykami? Nie, jest zupełnie inaczej. Przypomnij sobie. Psychika reaguje wprawdzie na działania substancji, ale sama w sobie jest całkowicie niezależna od substancji. Oto przykład: twojej psychice jest absolutnie obojętne czy właśnie tylko myślisz, że ktoś powiedział twoje imię czy rzeczywiście ktoś to zrobił. W obu przypadkach subiektywnie odczuwany skutek jest taki sam. Gdy się przy tym przestraszysz, twoje ciało będzie wydzielać adrenalinę, hormon stresu. Podniesiony poziom adrenaliny nie jest urojony, da się go wykazać we krwi za pomocą technik laboratoryjnych. Jedna myśl posterowała zatem funkcjami twojego ciała.
Aby móc ocenić skuteczność nowego leku, porównuje się jego działanie z dotychczasową standardową terapią. Tam, gdzie nie ma jej, testuje się nowy preparat porównując go do placebo. Jednej grupie pacjentów podaje się prawdziwy medykament, drugiej pozorny lek. Medykament zostaje uznany za skuteczny dopiero wtedy, gdy jego działanie wyraźnie przewyższa placebo, które powinno mieć taki sam kształt, kolor i smak co prawdziwy lek.
Teraz możesz sobie też wytłumaczyć, dlaczego bardzo małe i bardzo duże tabletki działają lepiej niż średniej wielkości. Czerwone tabletki pomagają bardziej niż białe, droższe lepiej niż tanie, a zastrzyki działają lepiej niż tabletki. Gdy zastrzyki są podawane przez lekarza, wykazują ponadto silniejsze działanie niż te, które są robione przez pielęgniarki. To wynika z tego, że wielu pacjentów rejestruje formę podawania medykamentów i ocenia je, a lekarze są uznawani za bardziej kompetentnych niż pielęgniarki. Ponadto pacjent odczuwa również tysiące podświadomych sygnałów wysyłanych przez doktora. Jeśli lekarze wiedzą, jacy chorzy otrzymują placebo, w tej grupie jest ono mniej skuteczne. Dlatego badania są przeprowadzane zazwyczaj na próbie podwójnie ślepej. W tym przypadku ani pacjenci ani lekarze nie wiedzą, kto otrzymuje prawdziwy medykament. Robi się to, by wykluczyć ewentualne oddziaływanie sugestii. Przy tym łatwo przeocza się w badaniach placebo, że efekt opiera się nie tylko na sugestii, ale też na autosugestii. To, że pacjent uważa coś za lecznicze, zapewnia wydzielanie wewnątrzpochodnych substancji semiochemicznych i w związku z tym oddziałuje na ciało. Przy tym organizmowi jest zupełnie obojętne czy przyjmujesz placebo, czy aspirynę, czy poddajesz się hipnozie, czy chodzi o voodoo.
Aby zbadać czysto farmakologiczne działanie leków, trzeba wyłączyć wszystkie bodźce, które pacjent łączy z terapeutycznym działaniem. Poza tym chorzy przyjmujący placebo mogą mieć też niepożądane efekty uboczne.
Naukowo udowodniony amerykański przypadek z lat pięćdziesiątych XX w. dotyczył kalifornijskiego pacjenta z nowotworem, nazywanego panem Wright (opisany między innymi w książkach Howarda i Daralyn Brody „The Placebo Response: How You Can Release the Body’s Inner Pharmacy for Better Health” oraz „Miłość, medycyna i cuda” Berniego Siegela).
Pan Wright miał nowotwór węzłów limfatycznych w końcowym stadium. Guzy osiągnęły już wielkość pomarańczy i zajmujący się nim lekarz liczył się z bliskim końcem swojego pacjenta. Kiedy Wright dowiedział się o sensacyjnych wynikach testów nad lekiem na raka o nazwie Krebiozen pozyskiwanym z surowicy konia, błagał swojego lekarza, by natychmiast postarał się o niego. Ten spełnił jego życzenie i krótko potem zaczął wstrzykiwać Wrightowi eksperymentalną surowicę konia. Gdy lekarz wrócił po weekendzie do kliniki zastał swojego pacjenta na chodzie, w doskonałym humorze, żartującego z pielęgniarkami. Jego guzy zniknęły w ciągu kilku dni, „rozpuściły się jak kule śniegowe na słońcu”. Wright dziesięć tygodni później był w stanie wzbić się swoim prywatnym samolotem na wysokość 4000 metrów, chociaż wcześniej oddychała za niego aparatura i uchodził za śmiertelnie chorego.
Po kilku tygodniach w gazetach pojawiły się sprzeczne doniesienia na temat skuteczności Krebiozenu. Prawie w mgnieniu oka stan Wrighta się pogorszył, nowotwór powrócił. Lekarz wytłumaczył mu, że nie powinien wierzyć w bzdury pojawiające się w mediach i podał mu, jak twierdził, „supersilną nową wersję” środka. Sukces był tym razem jeszcze bardziej zadziwiający. Wright mógł nawet opuścić szpital. Przez dwa miesiące cieszył się lepszym zdrowiem. Aż przeczytał druzgocące ostateczne wyniki American Medical Association z badań nad Krebiozenem. Oceniono środek jako zupełnie nieskuteczny i zakwalifikowano jako całkowite niepowodzenie. Na wiadomość o tym u Wrighta nastąpił nowy nawrót i mężczyzna zmarł w ciągu dwóch dni.
Te doniesienia uchodzą za pewne. Również dziś istnieją liczne robiące wrażenie opisy działania efektu placebo, które ponadto nie ma nic wspólnego ze spontanicznym uzdrowieniem, ale z działaniem informacji na organizm. Współczesny heidelberski etnolog medycyny dr med. Gerhard Heller donosił w roku 2000 o przypadku z kliniki we Freiburgu, gdzie pacjent gromadził tabletki nasenne, by popełnić samobójstwo. Pielęgniarze liczyli się z czymś takim i podawali mu cukrowe tabletki. Rzeczywiście, pacjent połknął wszystkie placebo na raz. Po cichu bawiło to lekarzy i pielęgniarzy, ale następnego dnia pacjent został znaleziony martwy. Rosyjska lekarka Tatjana Lackmann prowadzi klinikę nad Jeziorem Bodeńskim, w której w ciągu tygodnia tylko za pomocą sugestii zabiegów chirurgicznych skutecznie i w sprawdzony sposób leczy ciężko chorych ludzi. Nie używa przy tym żadnych skalpeli, ale mówi po prostu, że będzie kroić i usuwać tkanki w czasie, gdy majstruje palcami w leczonym miejscu. Sam w trakcie studiów w Dortmundzie chodziłem na wykłady z psychologii, na których filipiński uzdrowiciel za pomocą podobnych zabiegów osiągał zadziwiające sukcesy.
Nie powinno się zatem lekceważyć efektu placebo. Ma on wiele twarzy.
Im donioślej brzmi nazwa preparatu i im bardziej skomplikowane są wskazania, tym większe są postępy w leczeniu. Wskaźnik odpowiedzi da się w ten sposób zwiększyć o 20-70 procent. Zasadniczo placebo może pokazać działanie w przypadku wszystkich chorób. Już z czysto statystycznego punktu widzenia większość placebo wykazuje tę samą skuteczność co prawdziwe medykamenty. W ten sposób da się wyjaśnić, że przy jego przyjmowaniu występują również skutki uboczne, na przykład bóle głowy, zmęczenie, oszołomienie, zaparcia, wymioty i wysypki skórne.
Uspokajające w dyskusji nad placebo jest, że prawdopodobnie większość lekarzy jest absolutnie przekonana, iż myśli i emocje pacjenta mają wpływ na jego biochemię i przemianę komórkową, a zatem na jego cały organizm, ale wydaje się, jakby ta wiedza była niedostępna. Pytam przede wszystkim: jeśli tradycyjna chirurgia wiąże się z pewnym poziomem ryzyka utraty życia, z drugiej strony powoduje ogromne koszty, a wynik operacji nie da się przewidzieć, nie mówiąc już o zagwarantowaniu, dlaczego badania placebo nie są oczywistością? Dlaczego psychologia nie jest nauczana w szkole średniej? Czy mamy nie wiedzieć, jak łatwo jest być zdrowym?
Medykamenty są testowane przez koncerny farmaceutyczne przy ogromnych nakładach finansowych, zanim zostaną dopuszczone do stosowania przez odpowiednie agencje. Zanim lek przejdzie fazę testów klinicznych, najpierw trzeba dokonać testów komputerowych i badań na zwierzętach, by sprawdzić, czy preparat jest nieszkodliwy dla ludzi. Zastanów się proszę. Wiele osób poddawanych testom medycznym otrzymuje do 1000 euro wynagrodzenia i przechodzi podczas badań kilka faz testów klinicznych. Do tego dochodzą koszty związane z wynagrodzeniami lekarzy i pielęgniarek oraz testy laboratoryjne. To wszystko razem daje kwoty wynoszące setki tysięcy euro. Aby te wysokie inwestycje opłacały się koncernom, muszą one zadbać o to, by dystrybutorzy nie wpadli na pomysł, że istnieją bardziej opłacalne alternatywy dla medykamentów. Lekarze mogą leczyć, kiedy chcą – jednakże nie otrzymaliby za to żadnych pieniędzy, ponieważ redukujący stres wpływ, jaki mają, gdy dodają pacjentowi odwagi i nadziei, nie da się zaklasyfikować pod żadnym kodem ICD-10, a więc nie da się go umieścić w systemie opieki zdrowotnej.
Efekt placebo oznacza zatem nic innego niż sterowanie zamiast egzogennymi (zewnętrznymi) endogennymi (wewnętrznymi) wpływami naszego organizmu, a zatem myślami, które nasz mózg przekształca w działania.
Również naszym mięśniom jest zupełnie obojętnie, z jakiego powodu mózg inicjuje wydzielanie karnityny i budowę włókien mięśniowych. To, czy teraz będę podnosić ciężary na siłowni, czy tylko wyraźnie i żywotnie wyobrażę sobie, że trzymam hantle, jest absolutnie obojętne dla przyrostu mięśni. Fizjolog sportu Guang Yue z Kliniki Cleveland z amerykańskiego stanu Ohio dowiódł w roku 2001, że już samo myślenie o sporcie pobudza rozwój mięśni.
Dziesięć osób w wieku pomiędzy 25 a 35 rokiem życia musiało ukończyć pięć jednostek treningu mentalnego tygodniowo. Osoby badane miały sobie wyobrażać, że napinają biceps tak mocno jak to jest możliwe. Aktywność mózgu była mierzona za pomocą elektrod. Dodatkowo naukowcy pilnowali, żeby uczestnicy nie napinali naprawdę mięśni. Już po 14 dniach nastąpił przyrost mięśni do 13,5 procent. W późnych latach 70. XX wieku rosyjscy sportowcy zimowi trenowali do 75 procent czysto mentalnie i zdobyli 22 medale, w tym dziesięć złotych, zajmując pierwsze miejsce w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku.
Ty też to możesz zrobić. Połóż się wygodnie na leżance i wyobrażaj sobie bardzo intensywnie i obrazowo przez 20 minut, że trenujesz określoną grupę mięśni, na przykład mięśnie brzucha. Najlepiej zrób kilka odpowiednich ćwiczeń gimnastycznych. Zobaczysz, co daje ten mentalny trening. Jeśli potrzebujesz profesjonalnego wsparcia, do mojej książki „Anti-Aging” dołączone jest CD, z którego pomocą poprzez swoją wyobraźnię będziesz mógł celowo formować i rozwijać swoje ciało.
2
O skutecznych technikach radzenia sobie ze stresem można dowiedzieć się z książki Tatiany Jewsiejewej „Detoks umysłu. Jak przebaczyć sobie i innym, pozbyć się negatywnych emocji i żyć pełnią życia”. Publikacja do kupienia w sklepie www.talizman.pl (przyp. wyd. pol.).