Читать книгу Alan Turing. Enigma - Andrew Hodges - Страница 7
Przedmowa do wydania polskiego
ОглавлениеOryginalna wersja książki Alan Turing: Enigma ukazała się jednocześnie w Londynie i Nowym Jorku pod koniec 1983 roku. W opublikowanym rok później przedruku poprawiono niektóre drobne błędy. Polskie tłumaczenie jest oparte na tekście z 1984 roku i zawiera kilka dalszych poprawek, niedotyczących jednak bezpośrednio tytułowego bohatera. Tak więc pierwotny tekst z 1983 roku można nadal uważać za wiarygodną relację o życiu i pracy Alana Turinga. W ciągu minionych lat wyszły jednak na jaw dodatkowe szczegóły, o których chciałem tutaj wspomnieć.
Wielu polskich czytelników, słusznie zafascynowanych rolą Polaków w złamaniu Enigmy, z pewnością zainteresuje kryptoanalityczna działalność Turinga. W 1983 roku ten aspekt jego pracy znany był od niedawna, niewiele bowiem czasu minęło od momentu, gdy przestał go osłaniać mrok tajemnicy państwowej. Dziś można o nim powiedzieć więcej. Po pierwsze, żałuję, że nie znając dobrze polskich źródeł, nie potrafiłem rozstrzygnąć kwestii pobytu Turinga we Francji w 1940 roku (patrz przypis 10 rozdział 4). Władysław Kozaczuk podaje dokładny opis tej wizyty w swojej książce W kręgu Enigmy (Książka i Wiedza, Warszawa 1979), przetłumaczonej na angielski dopiero w 1984 roku; można tam znaleźć nawet uderzającą rozmowę o roślinach trujących.
Czytelnicy zauważą zapewne, że w 1983 roku nie byłem w stanie wyjaśnić, jak Turing podchodził początkowo do problemu Enigmy; starałem się wypełnić tę lukę w mojej opowieści relacją o dokonaniach Polaków. W latach dziewięćdziesiątych XX wieku sytuacja uległa zmianie, przede wszystkim dzięki opublikowaniu notatek Turinga zawierających analizę problemu Enigmy. Rzucają one nowe i pełniejsze światło na jego pracę w latach 1939–1940, nadal pozostaje jednak wiele stref cienia. W szczególności notatki nie dostarczają odpowiedzi na pytanie o wpływ polskiej Bomby na sporządzony przez Turinga projekt nowej maszyny. Należy tu podkreślić, że Bomba Turinga daleko wykraczała poza możliwości polskiego pierwowzoru; zawierała istotnie nową, potężną i elastyczną metodę „prawdopodobnego słowa” opartą na niezwykle pomysłowej, oryginalnej zasadzie logicznej. Niemniej ogólna koncepcja Bomby, polegająca na mechanicznym sprawdzeniu wszystkich możliwych położeń wirników, posłużyła Turingowi jako punkt wyjścia. W 1943 roku Bletchley Park odwiedził główny kryptoanalityk amerykański William Friedman i w sprawozdaniu zamieścił przekazaną mu tam informację o zachowaniu nazwy „Bomba” na cześć polskiej maszyny.
Nie mam wątpliwości, że Turing darzył najwyższym szacunkiem pracę polskich matematyków-kryptoanalityków – stwierdził to sam w jednym z nielicznych komentarzy przekraczających granice dyskrecji. Być może dostrzegł podobieństwo ich sytuacji do swojej własnej. Błyskotliwość Polaków, która przyniosła tyle pożytku zachodnim aliantom, w niczym nie pomogła ich własnemu krajowi – tak jak praca Alana, przyczyniając się do zwycięstwa Stanów Zjednoczonych, nie przyniosła korzyści jemu samemu. Do tej właśnie sytuacji odnosi się ironiczna aluzja w trudno przetłumaczalnym, jak podejrzewam, tytule rozdziału The Relay Race (Sztafeta)1*.
Wiele spraw jawi się dziś jaśniej niż w 1983 roku. Jedną z nich, przedstawioną bardzo mgliście, jest sposób, w jaki Alan postanowił z początku zaatakować problem morskiej Enigmy. Trzeba stwierdzić, że czerpał tu bez wątpienia z przedwojennych osiągnięć Polaków; na tej podstawie w ostatnich miesiącach 1939 roku dopracował się błyskotliwych metod dedukcji dotyczących systemu kluczy. Widać dziś, że rozpoczął tę pracę wbrew wszelkiej konwencjonalnej mądrości, co kosztowało go wiele chwil frustracji, zanim wreszcie jej wartość została doceniona. Inną kwestią, jaśniejszą dziś bardziej niż w czasie powstawania książki, jest rola „banburyzmu”, metody, która przed wprowadzeniem do poszukiwań Bomb służyła znajdowaniu najbardziej prawdopodobnych położeń wirników. Więcej wiemy teraz także o wizycie Alana w Stanach Zjednoczonych w 1942 roku i o złamaniu maszyny Lorenza (nieściśle określanej jako Geheimschreiber). Żadne nowe informacje nie zmieniły jednak w istotny sposób mojej oceny roli Turinga.
Czytelnika może zainteresować fakt, że w latach 1998–2001 ukazały się wreszcie cztery tomy prac zebranych Turinga (Collected Works of A.M. Turing)2*. Zawierają one liczne komentarze redakcyjne, uzupełniające przytoczone w mojej książce informacje, zwłaszcza te, które dotyczą prac Turinga z morfogenezy i czystej matematyki. Inna ważna pozycja, The Universal Turing Machine3*, ujrzała światło dzienne w roku 1988. Zebrano w niej klasyczne artykuły związane z logicznymi pracami Turinga z 1936 roku.
W kwestii poglądów Turinga na temat maszyn i umysłu przychylam się dziś do interpretacji nieco odmiennej od tej, jaką przedstawiłem w wydaniu z 1983 roku. Zainteresowany czytelnik znajdzie ją w moim późniejszym krótkim tekście, dostępnym także w języku polskim4*. Chodzi o wagę, jaką po 1936 roku przywiązywał Turing do problemów nieobliczalnych. W 1983 roku zamknąłem ten temat pod koniec drugiego rozdziału sugestią, iż od tej pory Turing zajął się eksploracją królestwa obliczalności. Teraz jednak sądzę, że w latach 1938–1939 wciąż dopuszczał on możliwość związku między umysłową „intuicją” a nieobliczalnością, zmienił zaś swe poglądy dopiero około 1941 roku. Myślę, że wtedy właśnie Turing doszedł do wniosku, iż wszystkie procesy umysłowe podlegają mechanizacji – nie tylko te, które klasyfikujemy wprost jako „jasno określone metody”. Wówczas także uznał, że pośrednie programowanie drogą „uczenia” maszyny, modyfikacji instrukcji w wyniku zebranych doświadczeń, mogłoby przejąć rolę, jaką wcześniej przypisywał procesom nieobliczalnym. O takim przesunięciu opinii świadczy wzmianka o inteligencji w sprawozdaniu o maszynie ACE z 1946 roku. Następny kluczowy moment to refleksje o bezbłędności w związku z twierdzeniem Gödla. Napisałem: „Bardzo trafna uwaga”, odzwierciedlając w ten sposób punkt widzenia tradycyjnej opinii naukowej. W tej właśnie kwestii Roger Penrose (w Nowym umyśle cesarza i późniejszych pracach) przedstawił bardziej pogłębiony pogląd na temat ogarniania prawdy przez ludzki umysł. Moją obecną, precyzyjniejszą ocenę myśli Turinga zawdzięczam inspiracji, jaką czerpałem z krytyki Penrose’a.
Czytając o społecznych konsekwencjach sposobu życia Alana Turinga, polski czytelnik ma, być może, pewną przewagę nad czytelnikami z Europy Zachodniej lub Ameryki, przyzwyczajonymi do wszelkiego rodzaju rewelacji medialnych do tego stopnia, że niewiele ich dziwi. Osobowość Turinga, w szczególności jego uczciwy i pozbawiony wstydu homoseksualizm, szokowała jednak Anglię połowy XX wieku i polski czytelnik potrafi to zapewne lepiej zrozumieć. Nie pojawiły się żadne nowe informacje rzucające więcej światła na tajemnicę jego śmierci. Jedyne nieznane wcześniej materiały to dwa listy Turinga adresowane do jego przyjaciela Normana Routledge’a; przynoszą one bardziej szczegółowy opis okresu (marzec 1953), podczas którego jego dom pozostawał pod obserwacją. Listy te wydają się potwierdzać moje wrażenie, iż Turing nie dostrzegał jeszcze faktu, że jego status „zagrożenia bezpieczeństwa” oznaczał nie tylko odsunięcie od tajnych prac, ale także nieustanne śledzenie jego poczynań.
W stosunku Turinga do własnego kraju subtelnie przeplatały się obojętność, ironia i wściekłość; wskazuje na to jego określenie policji jako „kochane biedaczki” czy procesu karnego i skazania jako „obfitującego w przypadki”. Jeśli polski czytelnik uzna te aluzje za niezrozumiałe, jeśli podobnie dziwaczne wydadzą mu się brytyjskie instytucje w rodzaju ekskluzywnych szkół prywatnych dla klas wyższych albo relacje między college’ami a uniwersytetem w Cambridge, powinien pamiętać, że dla współczesnego czytelnika angielskiego są to również rzeczy mało już znane; a co ważniejsze, że sam Alan Turing nigdy nie czuł się dobrze w kontakcie z którąkolwiek z tych instytucji. W jego historii dostrzegamy uosobienie dziwnych powiązań między platonicznym światem „logiczności” a materialnymi ograniczeniami ziemskiego czasu i miejsca; im bardziej tajemnicze wydają się te drugie, tym łatwiej, w pewnym sensie, przyjdzie zrozumienie tego pierwszego.
Tłumacz wydania polskiego, tak zwracający uwagę na szczegóły, zasypał mnie tyloma dociekliwymi pytaniami, że mogę mieć pewność, iż cała odpowiedzialność za błędy spada na mnie. Jeśli czytelnik dostrzeże w tekście momenty tajemnicze lub dwuznaczne, powinien odpowiedzialnością za nie obciążyć mnie – lub samego, jakże często enigmatycznego, Alana Turinga.
W Nocie autora z 1983 roku wspomniałem o możliwości wykorzystania komputera do nieustannego poprawiania wydrukowanej już książki. Dziś taka możliwość stała się rzeczywistością; uzupełnienia i poprawki do mojego tekstu z 1983 roku, w tym szczegóły dotyczące spraw, o których mowa wyżej, można znaleźć w internecie pod adresem: www.turing.org.uk. Poprawki są sformułowane w języku angielskim, ale polscy czytelnicy mogą przecież korzystać z dostępnych w sieci komputerowych programów tłumaczących. Rzecz jasna, tego typu programy nie są w stanie oddać w pełni znaczenia warunkowanego przez kontekst, jednakże wrażliwego czytelnika z pewnością ucieszy potraktowanie wszelkiego pomylenia znaczeń jako skłaniającego do myślenia komentarza do dziedzictwa Alana Turinga.