Читать книгу Gdy nadeszło życie - Aneta Krasińska - Страница 2

Rozdział 1

Оглавление

Nagie drzewa szarpane podmuchami zdawały się bezradne, pogodzone z przeznaczeniem. Świst wiatru hulającego na zewnątrz, piętrzące się chmury na stalowym niebie, szarość dnia szybko ustępująca miejsca wieczorowi…

Magda stała przy oknie, otępiałym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Zastanawiała się, czym jest przeznaczenie. Chwilą zapomnienia? Niespodzianką, na którą nikt nie czekał? Radością, której nikt się nie spodziewał? Myśli kobiety błądziły wokół zdarzeń sprzed kilku miesięcy, które zmieniły jej dotychczasowe życie. Westchnęła i szybkim ruchem zasłoniła rolety w oknie. Kiedy je zamawiała, nie mogła pozbyć się wrażenia, że sprzedawca patrzy na nią, jakby była niespełna rozumu. Dwukrotnie dopytywał, czy jest pewna wyboru. Jak mogłaby nie być? Przemyślała ten zakup dokładnie. Kochała kolory. Nuda to pojęcie nieobecne w jej słowniku. Wyraziste wzory geometryczne i barwy cieszyły jej oczy. Miała wrażenie, że to właśnie od nich czerpie energię. Po co miałaby to zmieniać? Rolety zaciągała nawet w dzień. Przenikające się odcienie szarości, granatu czy zieleni doskonale oddawały jej podejście do życia.

Cichy odgłos zamykanych drzwi od łazienki sprawił, że się ocknęła. Podeszła do szafy i po raz kolejny tego popołudnia otworzyła ją. Przez dłuższą chwilę krytycznie przyglądała się garderobie. Same worki, które zmuszona była kupić. Może gdyby nie tyła w takim tempie, byłoby jej łatwiej zaakceptować zachodzące w jej organizmie zmiany. Ale nie. Ona jak zawsze miała pod górkę. Czuła się jak hipopotam, a patrząc w lustro, nie miała wątpliwości, że wygląda dokładnie jak ten ssak. Bycie fit to kit. Przynajmniej w jej przypadku. Nie dawała rady wytrzymać na diecie. Miała tryliardy zachcianek i Darka, który nie krytykował żadnej z nich. Jak mogła się powstrzymać, gdy na wigilijnym stole niedoszła teściowa postawiła misę wypełnioną pierogami z kapustą i grzybami? Co z tego, że później Magda samodzielnie nie mogła się wydostać zza stołu? W święta po raz pierwszy od dawna pozwoliła sobie na zjedzenie tiramisu, karpatki i domowej roboty eklerek. Wcześniej jej rozum głośno protestował. Ostatnio jakby zupełnie przestał kontrolować kaprysy. Odpuścił sobie? Poddał się? Dlaczego? Bo ciąża? Bo dziecko ma swoje prawa?

Magda wyjęła najnowszy nabytek i wraz z wieszakiem przytknęła sukienkę do siebie. Kolor, owszem, mógłby zachwycić, gdyby fason był bardziej kobiecy, a rozmiar znacznie mniejszy. Kobieta zacisnęła usta i odrzuciła sukienkę na łóżko, po czym znowu sięgnęła do szafy. Tym razem wyjęła białą tunikę. Tak, ta była elegancka. Gdyby dodać do niej krótką spódniczkę i długie kozaki na obcasie, Magda mogłaby wyglądać jak dawniej. Jej oczy w naturalny sposób się rozjaśniły. Przebiegła wzrokiem po półkach z butami. Znalazła te, które uwielbiała: zamszowe, z długimi frędzlami zwisającymi wokół kostek. Idealne. Teraz pozostał już tylko wybór spódnicy. Nawet nie próbowała żadnej przymierzyć. Iskierka nadziei gasła w jej oczach z każdym kolejnym wieszakiem przesuwanym w szafie. Wreszcie sięgnęła do komody, w której trzymała kilka par legginsów – ostatnimi czasy najwygodniejszego stroju. Wyjęła te, które wydawały się najbardziej odpowiednie na wyjście, i zaczęła się w nie wciskać. Z tuniką poszło o wiele sprawniej.

Kiedy już się ubrała, drzwi do sypialni, od niedawna dzielonej z mężczyzną, się uchyliły. Wszedł Darek. Miał na sobie koszulę w kratę i spodnie dresowe. Magda pomyślała, że ów zestaw to oznaka zadomowienia. Było to dla niej osobliwe spostrzeżenie. Dotychczas z żadnym facetem nie mieszkała. Owszem, kilku miało na to ochotę, ale do tanga trzeba dwojga. Magda wolała solówkę. Westchnęła, powracając do czynności, która z każdym dniem zajmowała jej coraz więcej czasu i sprawiała coraz więcej trudności.

– Hej – zaczął Darek, całując ją w ucho. – Widzę, że już coś wybrałaś.

– Może nie całkiem, ale jestem na najlepszej drodze. – Delikatnie się uśmiechnęła.

– Nie mogę się doczekać, kiedy włożysz tę sukienkę. – Wymownie spojrzał w stronę łóżka.

Magda podążyła za jego wzrokiem. Cholera! Nie zdążyła schować fioletowego worka, który kupił dla niej na dzisiejsze wyjście. Czy faceci myślą, że jak im się coś podoba, to kobieta też musi piać z zachwytu? Odkąd sięgała pamięcią, sama dbała o garderobę i całkiem dobrze jej to wychodziło. Czasem udało jej się wyciągnąć na wspólne zakupy Marcelinę, ale w zasadzie tylko po to, by to ona kupiła coś sensownego.

– Chyba w nią nie wejdę – skłamała, wijąc się niczym piskorz.

– Wczoraj mówiłaś, że ostatnio nie tyjesz, więc może chociaż spróbujesz? – zachęcał, podając jej sukienkę.

Bez zbędnego pośpiechu wyjęła wieszak i trochę za mocno rzuciła go na łóżko, jakby to on był wszystkiemu winien. Proces zdejmowania ubrań toczył się powoli. Bardzo powoli. Darek wytrwale czekał.

– Pomóc ci z legginsami? – zaoferował, ale jej zimny wzrok wystarczył za odpowiedź. – To wcale nie znaczy, że jesteś gruba. – Usiłował tłumaczyć. – Wyglądasz naprawdę pięknie.

– Nie brnij w to – ostrzegła go, po czym zaczęła wpychać się w kieckę.

Spróbowała wygładzić kilka fałd, które pojawiły się w okolicach jej wydatnego biustu. Nie miała odwagi spojrzeć w lustro. Nerwowo obciągała sukienkę, ale najwidoczniej materiał zbuntował się, bo nie chciał się poddać jej działaniom.

– Super! – Darek poklepał ją po ramieniu, po czym cmoknął w policzek, uważając temat za zakończony.

Magda zacisnęła wargi i przez chwilę starała się opanować. Zrobiła głęboki wdech. Czuła się zakleszczona. Usiłowała się poruszyć. Było jej duszno. Coraz bardziej duszno.

– Kłamiesz! – wybuchła.

– Kotku, naprawdę fantastycznie wyglądasz – zapewniał uparcie.

– Darek, daj spokój! – Nie wytrzymała. – Jestem jak wieloryb oplątany siecią, a ty pieprzysz, że to fantastycznie?!

– Kochanie, po co te nerwy?

– Nie zrozumiesz kobiety z nadwagą, więc nawet się nie staraj!

– To nie nadwaga, tylko nasze dziecko – oświadczył ze spokojem i spróbował ją objąć.

– Zostaw mnie! – wrzasnęła, wybiegając do łazienki.

W korytarzu potknęła się o stojącą przy szafie torbę podróżną. W ostatniej chwili udało się Magdzie zachować równowagę. Odwróciła się i z impetem kopnęła szarą torbę. Ulżyło jej, ale tylko trochę i nie na długo. Ruszyła do łazienki. Usiadła na sedesie i schowała twarz w dłoniach. Zastanawiała się, kiedy wreszcie ten cyrk się skończy. Od tygodnia miała spakowane rzeczy, by w każdej chwili jechać do szpitala. Do terminu porodu zostały jej jeszcze dwa tygodnie, ale Darek wolał dmuchać na zimne.

Chciała urodzić naturalnie. Nie była aż tak odważna, by nie wziąć znieczulenia. Co to, to nie. Jednak wolała wiedzieć, co się dzieje z jej ciałem. O kolejnych potomkach nie chciała już słyszeć.

– Magdaleno, nie obrażaj się na mnie – odezwał się Darek, stojąc pod drzwiami.

– Tylko nie Magdaleno! – warknęła przez zaciśnięte zęby.

– Przecież wiesz, że tylko się z tobą droczę – dodał miękkim głosem.

– Nie śmieszy mnie to – odparła nie mniej poirytowana.

– Ale chociaż ze mną rozmawiasz.

– Właśnie kończę – stwierdziła oschle.

– Kotku, niedługo wychodzimy, a ja muszę się wykąpać – tłumaczył. – Otwórz drzwi.

Cisza, która zapadła, zdawała się trwać w nieskończoność. Magda nie miała zamiaru jej przerwać. O nie. To ją przepraszano. Wiedziała, że Darek był inny niż jej dotychczasowi faceci. Ten związek był inny, ale czy to dawało mu prawo mówić do niej „Magdaleno”?

– Kochanie, to przestaje być zabawne – mówił Darek, a jego głos stał się szorstki. – Jeśli za chwilę nie wejdę pod prysznic, to na pewno się spóźnimy.

Poganiał ją, drażnił i żartował z niej. Wcale nie przesadzała! Basta! Tak się dłużej nie da! Już się szykowała, żeby go ofuknąć, gdy usłyszała:

– Marcelina na nas czeka.

– Nie wplątuj w to Marceliny! – krzyknęła.

– Będzie czekać i się denerwować, dlaczego jeszcze nas nie ma – tłumaczył, a jego głos był tak dobitny, jakby stał tuż obok.

Marcelina, jej przyjaciółka, z którą mogłaby konie kraść. Połączyła je przeszłość, a teraźniejszość utwierdziła w przekonaniu, że to właściwy wybór. Nie miała prawa jej zawieść. Ten wieczór należał właśnie do niej. Magda z ociąganiem podniosła się i otworzyła drzwi. Nie poddała się. O nie. Po prostu odłożyła na potem wyrównanie rachunków.

– Kochanie, nie kłóćmy się już. – Darek, potwierdzając swe intencje, cmoknął ją w policzek.

– A kto tutaj się kłóci? – Wzruszyła ramionami i ostentacyjnie wyszła z łazienki, głośno zatrzaskując za sobą drzwi.

Miała wrażenie, że dosłownie się toczy, a sukienka faluje nawet w tych miejscach, w których wcześniej były sprężyste mięśnie. Nie chciała już patrzeć w lustro. To nie był widok, do którego przez lata przywykła. Tak dużą zmianę wyglądu przeżyła tylko raz. Do końca życia nie zapomni widoku prostych zębów zaraz po zdjęciu aparatu ortodontycznego. To miała być przepustka do nowego, lepszego życia. Gdyby teraz ktokolwiek zapytał, czy wykorzystała szansę, to nie miałaby najmniejszych wątpliwości co do odpowiedzi. Udało jej się zbudować firmę cateringową, która słynęła w Żyrardowie z doskonałej jakości produktów, bogatego menu i kompetentnej obsługi. Ta ostatnia akurat spędzała jej sen z powiek, bo współpraca z ludźmi wymagała cech charakteru, których ona raczej nie posiadała.

***

– Pani Magdo, mamy problem na Stokrotkowej. – Któregoś dnia usłyszała zaniepokojony głos jednej z pracownic.

– Jaki? – spytała rozespana, bo odkąd zaszła w ciążę, rytm dobowy zupełnie się zaburzył.

– Przyjechaliśmy pod ten adres, ale nikogo tu nie zastaliśmy – tłumaczyła coraz bardziej zdenerwowana kobieta.

– Pani Olu, proszę zadzwonić do osoby składającej zamówienie i zapytać, o co chodzi – podpowiedziała, usiłując przetrzeć oczy, by spojrzeć na zegarek stojący na szafce nocnej.

– Pani Magdo, dzwoniłam, ale… – Urwała, jakby zabrakło jej słów.

– Ale?

– Odebrał przyjaciel nieboszczyka – powiedziała przyciszonym głosem, jakby w obawie, że ktoś niepowołany może to usłyszeć.

– Jakiego znowu nieboszczyka? – spytała Magda całkowicie rozbudzona i natychmiast usiadła na łóżku.

– Tego, który zamawiał catering – wyjaśniła pracownica równie cicho.

– Nie rozumiem.

– Ja też nie, dlatego nie wiem, co dalej robić. Dochodzi siedemnasta. To dzisiaj nasze ostatnie zamówienie, a my stoimy na parkingu przed blokiem. Nie zdążę odebrać dziecka z przedszkola, a…

Magda przez moment usiłowała poukładać strzępy informacji, które przed chwilą usłyszała.

– Zacznijmy od człowieka, który odebrał telefon – przerwała narzekania, opierając się o ścianę, bo plecy nieco ją bolały. Była w szóstym miesiącu ciąży i nosiła sporo dodatkowych kilogramów. Ostatnio nawet siedzenie na twardym krześle lub w niewygodnej pozycji sprawiało jej ból.

– Powiedział, że adres nieaktualny i nie ma sensu, żebyśmy tutaj tkwili, bo na pewno nikt nam nie otworzy, ale ja sprawdziłam zamówienie i na nim podana jest ulica Stokrotkowa, więc…

– Chwileczkę. Co jeszcze powiedział ten mężczyzna?

– Ten, który zamawiał?

– Nie! – warknęła Magda i zacisnęła zęby, by nie powiedzieć słów cisnących się jej na usta. Dopiero po chwili dodała: – Ten, z którym przed chwilą pani rozmawiała.

– Powiedział, że mamy przyjechać pod inny adres, ale…

– To dlaczego tam nie jedziecie? – spytała najspokojniej, jak potrafiła.

– Tam? – dopytywała pracownica, nie kryjąc zdziwienia.

– Tak! Tam!

– Sprawdziliśmy, gdzie to jest… – Zawahała się.

– Skoro wszystko jest jasne, nie rozumiem, dlaczego zawracacie mi głowę! Pojedźcie tam jak najszybciej i postarajcie się ugłaskać klienta, bo nam nie zapłaci!

– Ale klient to ten nieboszczyk – tłumaczyła.

– Czy pani coś piła? – spytała w końcu szefowa.

– Nie! Ale on naprawdę nie żyje.

Magda wygramoliła się z łóżka i zaczęła coraz szybciej chodzić po pokoju.

– Ile jesteśmy w plecy? – spytała wreszcie.

– Faktura jest opłacona – wyjaśniła.

Nawet jeśli to było nie na miejscu, Magda odetchnęła z ulgą. Nieboszczyk nieboszczykiem, ale kasa musi się zgadzać.

– Dobra, to jedźcie pod wskazany adres i zostawcie to jedzenie. Reszta nas nie interesuje. My wywiązaliśmy się z umowy.

– Ale to dom pogrzebowy – szepnęła pracownica.

– Jaki dom? – dopytała Magda, nie usłyszawszy ostatniego słowa.

– Pogrzebowy.

Szefowa nabrała powietrza i przez chwilę nie wypuszczała go. Kiedy wreszcie to zrobiła, poczuła zawroty głowy. Nie pojmowała słów, a ból głowy na pewno jej w niczym nie pomoże. Bezsilna opadła na łóżko, chcąc pozbierać myśli.

– Pani Olu, jest pani pewna, że chodzi o dom pogrzebowy? – spytała chwilę później.

– Wiem, co słyszałam – odparła nieco rozdrażniona. – To co robimy?

– Jedziemy.

– To znaczy, że pojedzie pani z nami? – dopytywała pracownica, nie kryjąc nadziei w głosie.

– Nie mam wyboru. W końcu rozwiązywanie problemów to moja specjalność – dodała ironicznie.

Jeśli chodziło o firmę, Magda była w stanie poświęcić bardzo wiele. Od początku zależało jej na wyrobieniu marki, dlatego ciągle szukała nowych możliwości, zmieniała i przebudowywała menu, nie zatrudniała niesprawdzonego personelu. Wszystko, nawet ich uniformy, musiało być na najwyższym poziomie. Jakość – oto, co się kryło pod szyldem jej firmy. I żaden nieboszczyk nie pokrzyżuje jej planów.

Pospiesznie podniosła się z łóżka. Nawet nie zdążyła zwrócić uwagi na lekkie ukłucie w dole brzucha, bo już wkładała botki i zapinała kurtkę. Krótką chwilę czekała w korytarzu, bezwiednie patrząc na swoje odbicie w lustrze, po czym ruszyła do drzwi. Przecież równie dobrze może czekać na dole.

Odruchowo ukłoniła się starszej sąsiadce zmierzającej powolnym krokiem do góry. Kątem oka dostrzegła jej dezaprobatę.

***

Magda usiadła przed toaletką i zaczęła nakładać makijaż. Jeśli waga miała stanowić udrękę kobiety ciężarnej, to w jej przypadku było to zaledwie preludium do pozostałych przypadłości. Już w siódmym miesiącu ciąży na twarzy dostrzegła przebarwienia. Początkowo starała się nie zwracać na nie uwagi, ale kiedy minął tydzień i nic się nie zmieniło, pobiegła do ginekologa. Ten wyjaśnił, że jest to dość częsta dolegliwość kobiet w ciąży, które swym ciałem dzielą się z rozpychającym się dzieckiem. Wątroba się buntuje, czego efektem jest zmieniony kolor skóry i dolegliwości gastryczne. Te akurat miała od początku ciąży. Najpierw doświadczyła mdłości. Zastanawiała się nad tym, dlaczego jakiś idiota nazwał je porannymi, skoro trwają przez cały dzień. Rozpoczynały się z chwilą otwarcia oczu, a kończyły, gdy zasypiała. Najpierw nic nie jadła, ale wcale nie było lepiej. Później odkryła, że gdy coś żuje, mdłości ustępują. W efekcie w pierwszym trymestrze przytyła pięć kilogramów.

Starannie nałożyła podkład i zabrała się za obrysowanie konturu oka. Kiedy skończyła, spojrzała w lustro i bezsilnie opadła na toaletkę. Głowę wcisnęła w dłonie. Jej jasne włosy natychmiast rozsypały się na ramionach. To nie było jej odbicie. Nie znała tej kobiety, która udawała, że jest nią. Nic tutaj do siebie nie pasowało. Może nie potrafiła być troskliwą matką, która nie myśli o tym, jak wygląda, mając przed oczyma jedynie obraz swojej pociechy?

Macierzyństwo? Czym ono jest? Radosnym paplaniem o zupkach, kolkach i kupkach? Czasem, gdy dorosły człowiek może na chwilę wrócić do dzieciństwa, bawiąc się zabawkami swojego dziecka? Dumą z pierwszych nieświadomie wypowiadanych sylab, w których doszukuje się słów „mama” i „tata”? A może niezliczonymi kłótniami z dorastającym nastolatkiem, dla którego cały świat to szambo? Na to ostatnie miała jeszcze czas, ale nieraz widziała zmagania Marceliny z bliźniętami, stąd jej obawy.

– Kochanie, widziałaś już? – Jej rozmyślania przerwał wchodzący do pokoju Darek.

– Co? – Podniosła głowę i odwróciła się w jego kierunku.

– Wczoraj skończyłem składać łóżeczko – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu, którego nie powstydziłby się Clooney, oczywiście gdyby aktor miał trochę dłuższe włosy, większy brzuch i był kilka centymetrów niższy.

– Brawo ty – odparła.

Łóżeczko przywieźli rodzice Darka zaraz po tym, gdy dowiedzieli się, że zostaną dziadkami. W ogóle traktowali Magdę jak synową, o której podobno marzyli od lat, dlatego coraz częściej padało pytanie o to, kiedy Magda i Darek wezmą ślub. Na początku tłumaczyła, że przyjdzie na to czas, później ignorowała te dociekania, a ostatnio po prostu odłożyła słuchawkę, gdy po raz kolejny padło to samo pytanie.

Magda przeszła do niewielkiego pokoiku, w którym jeszcze do niedawna mogła popracować nad dokumentami firmy. Teraz ściany miały jasny piaskowy odcień. Pod jedną z nich stała wysoka biała szafa, po drugiej zaś stronie ustawiono komodę, w której już nie mieściły się ubranka dla nienarodzonego potomka. Na środku pokoju Darek ustawił drewniane łóżeczko. Nosiło ślady użytkowania. Brakowało jednej tralki zastąpionej teraz plastikowym pałąkiem w szarym, nijakim kolorze. Magda odwróciła wzrok od szkaradztwa, w którym miało spać jej dziecko. Najchętniej wyrzuciłaby przez balkon ten spadek i nie zaprzątała sobie nim głowy. Niestety wciąż jeszcze nie opracowała wiarygodnego wytłumaczenia nieszczęśliwego wypadku. Zachwyt niedoszłej teściowej połączony z nadmierną gadatliwością jej męża sprawił, że uległa i pozwoliła wnieść to, pożal się Boże, cudeńko, a później klamka zapadła i trudno było się wycofać. Już na pierwszy rzut oka widziała, że owa namiastka łóżeczka kompletnie nie pasuje do nowocześnie urządzonego mieszkania.

Kolejne trzy miesiące obchodziła pakunek, nie wspominając o nim. Kiedy wreszcie pojechali kupić meble do dziecięcego pokoju, zatrzymała się przed białym, nowoczesnym łóżeczkiem i z teatralnym wyrazem twarzy wpatrywała się w nie. W wyobraźni widziała, gdzie je ustawi i jak doskonale będzie pasowało do mebli, które widziała przed chwilą. Darek jedynie kiwnął głową i pociągnął ją dalej, bo właśnie dostrzegł fotel bujany.

Kiedy meble zostały dostarczone do mieszkania, Darka akurat nie było. Przypadek? Zrządzenie losu? Misterny plan? Trzy z czterech zamówionych mebli trafiły na trzecie piętro. Czwarta paczka, dzięki życzliwości kuriera wspartej odpowiednią kwotą, powędrowała do schowka w piwnicy. Magda wyznawała zasadę, że co ma wisieć, nie utonie.

Teraz przysiadła w miękkim fotelu, który nieznacznie ugiął się pod jej ciężarem, i bez słowa patrzyła na łóżeczko. Skoro kropla drąży skałę, to dlaczego ona ma milczeć?

– Twoi rodzice są sentymentalni – zaczęła. – Przez czterdzieści lat nie wyrzucili tego.

– To łóżeczko należało do któregoś z nich, więc jest jeszcze starsze – oświadczył z dumą.

– Naprawdę? – Wybałuszyła oczy z niedowierzania. – To niesamowite, że mebel przetrwał tyle lat.

– Moi rodzice bardzo dbają o rzeczy, dlatego teraz mamy tak piękną pamiątkę.

– Taaa. – Pokiwała głową. Przez chwilę myślała nad zmianą kierunku rozmowy, bo ten nie gwarantował zwycięstwa. – Niedawno oglądałam program na Discovery, w którym mówili o starych meblach…

– Są niesamowite, prawda? – przerwał jej. – Ręczna robota jest nie do odwzorowania przez maszynę.

– Na pewno – wtrąciła, usiłując nakierować rozmowę na odpowiedni tor. – Autorzy programu mówili też o niebezpieczeństwach związanych ze starociami.

– To nic dziwnego – stwierdził, po czym poprawił niepasujący do całości pałąk. – Niektóre rzeczy powinny trafić na śmietnik, żeby zostawić miejsce dla tych, które wciąż świetnie wyglądają.

– I tutaj całkowicie się z tobą zgadzam, ale czasem łatwo można dać się nabrać – brnęła, choć wcale nie było to proste. – Podobno nawet dobrze prezentujące się drewno może być uszkodzone przez korniki.

– Wiesz, gdyby tak było, to na przykład to łóżeczko nie zachowałoby się w tak dobrym stanie – wyjaśnił natychmiast i dla udowodnienia swojego poglądu mocno uderzył w boczną ściankę, aż ta głucho jęknęła.

– Czasem te korytarze, które wygryzły – ciągnęła, jakby nie słysząc jego słów – są tak długie i głębokie, że mogą doprowadzić do załamania się łóżeczka pod ciężarem dziecka.

– Nie słyszałem o czymś takim. – Spojrzał na nią z zainteresowaniem.

– Tłumaczę ci, że to nowe badania – oświadczyła, czując, że najwidoczniej jej słowa wreszcie trafiły na podatny grunt. – Boję się, że z tym może być tak samo.

– Ale ono wygląda bardzo solidnie. – Poklepał poręcz, z sentymentem spoglądając na zabytek. – Poza tym myślałem, że korniki siedzą w korze… – zastanawiał się głośno.

– I masz pewność, że wszystko jest w najlepszym porządku?

– Tak.

– Jak możesz być taki nieodpowiedzialny?! – Wybuchła płaczem, starając się nie trzeć oczu, choć miała nadzieję, że gęsto kapiące łzy wzruszą mężczyznę.

– Kochanie, nie to miałem na myśli – tłumaczył, klękając tuż przy niej. – Wiesz, że chcę dla naszego dziecka jak najlepiej.

– Nawet nie sprawdziłeś – szlochała, obcierając nos rękawem sukienki, który niemal natychmiast stał się mokry.

– Oczywiście, że poszukam fachowca od antyków i poproszę, żeby sprawdził, czy wszystko jest w porządku – zapewniał nerwowo. – Tylko już się nie denerwuj.

– Te hormony mnie wykończą. Przecież wiesz, że ja nie histeryzuję, prawda? – upewniła się, łypiąc na niego zza rękawa.

– Jasne, skarbie, zajmę się tą kwestią w przyszłym tygodniu, tylko już nie myśl o tym – prosił.

Ziarenko zostało posiane. Na plony może i trzeba będzie zaczekać, ale Magda nie zamierzała składać broni. Małymi krokami parła do przodu.

– Idź pod prysznic, bo robi się późno – poleciła, wycierając zaczerwienione oczy. – Ja chyba będę musiała się znowu przebrać. Patrz! – Pokazała na upaćkany łzami i pudrem rękaw sukienki.

– Nie możesz tak iść – stwierdził to, co od kilku minut było już faktem.

Dwie pieczenie przy jednym ogniu? Mistrzyni.

Wróciła do sypialni i zaskakująco szybko wyplątała się z sukienki, wkładając połyskujące legginsy i jasnoróżową satynową tunikę, o której dopiero teraz sobie przypomniała. Może nie wyglądała w niej jak miss polonia, ale ubiór choć odrobinę przypominał jej styl. Tak bardzo pragnęła włożyć wysokie szpilki, których przez lata w zasadzie nie zdejmowała. Ta ciąża wszystko, dosłownie wszystko postawiła na głowie. Magda próbowała ubierać się jak dawniej, ale po kilkunastu minutach na wysokim obcasie kostki wyglądały jak balony, a stopy nie dawały się upchnąć nawet w tenisówki.

Magda westchnęła, odwracając wzrok od półki z butami. Jeszcze chwila, a przyjdzie czas na wielki powrót. Wyjęła zamszowe botki kupione jesienią. Po chwili stanęła przed lustrem w całej, dosłownie w całej okazałości. Odnotowała brak zadowolenia ze swojego wyglądu i brak zadowolenia ze swojego wyglądu. W zasadzie to jeden fakt, ale miał dla niej podwójne znaczenie. Pewnie dołożyłaby i trzecie identyczne spostrzeżenie, gdyby nie to, że do sypialni wszedł Darek.

– Wyglądasz bosko! – oświadczył, całując ją w czoło. – Nie ma piękniejszego widoku niż kobieta w ciąży – dodał, poprawiając ręcznik zawiązany wokół bioder.

Patrzyła na jego nagi tors, po którym spływały kropelki wody. Niewielki brzuszek, symbol siedzącego trybu życia, a może nadmiernego stresu wywołanego prowadzeniem własnej firmy rachunkowej sprawił, że Magda powzięła decyzję, aby pozbyć się zbędnego balastu. Zaraz po przeprowadzce Darka opracowała PRŻ, czyli plan racjonalnego żywienia. Niestety mężczyzna czasem wbrew umowie zastępował posiłki żarciem z fast foodów, a waga bezlitośnie to odnotowywała. Kobieta postanowiła przetrwać ten stan, aby przejść do działania zaraz po porodzie. Wówczas nie będzie zmiłuj. Obydwoje będą pracować nad formą i rzeźbą, bo masę już zdobyli.

– Jasne – odparła kompletnie bez przekonania i przeczesała długie włosy. – Ty naprawdę niczego nie widzisz czy tylko nie chcesz sprawiać mi przykrości?

– Kochanie, za chwilę zostaniesz matką i tylko to się liczy.

– Czyli tak naprawdę nie ma znaczenia, z kim będziesz miał dziecko i jak ta osoba wygląda? – zapytała, czując nagły skok ciśnienia. – Matka to jedynie dodatek do dziecka?

– Skąd! – Zareagował natychmiast. – Skarbie, po prostu kobieta w ciąży zmienia się, bo jej ciało ma służyć czemuś innemu.

– Tak? – zdziwiła się. – Wyjaśnij mi z łaski swojej, czemu ma służyć moje ciało, bo zawsze sądziłam, że powinno być zdrowe i zadbane, ale najwidoczniej czegoś nie wiem! – rzuciła, nie spuszczając z niego wzroku.

– Przecież wiesz, co mam na myśli. – Próbował wybrnąć z sytuacji, która najwidoczniej wymykała się spod kontroli.

– Nie – ucięła krótko.

– Zawsze byłaś piękna i mądra. Właśnie dlatego podobałaś mi się już w liceum – usiłował tłumaczyć, choć mina Magdy nie wróżyła niczego dobrego. – Uwielbiam słuchać, kiedy mówisz o jedzeniu, używając tak wielu przymiotników, o których istnieniu nie miałem pojęcia, a już na pewno nigdy nie użyłbym ich, opisując jadłospis. Kocham patrzeć, w jaki sposób dobierasz swój strój niczym kompozytor zapisujący nuty na pięciolinii. Jesteś wyjątkowa i za to cię kocham. – Przedłużające się milczenie pozwoliło Darkowi zrozumieć, że najwidoczniej nie powiedział tego, na czym najbardziej zależało matce jego dziecka. – Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. – Nie czekając na zachętę, przytulił ją, skrzętnie omijając jej wzrok, w którym trudno byłoby się doszukać zrozumienia.

– Ubieraj się, bo naprawdę nie zdążymy – odparła, jakby nie słysząc jego słów.

– Już, już. – Ucieszył się ze zmiany tematu, po czym rozpoczął poszukiwania ulubionej koszuli.

Magda głęboko zaczerpnęła powietrza. Nie pomogło. Wykonała drugi, równie głęboki wdech, ale i to zawiodło. Przymknęła powieki i przez chwilę wsłuchiwała się w odgłosy przesuwanych wieszaków. Wreszcie ruszyła w stronę szafy. Wyjęła białą koszulę w drobne granatowe kropki i bez słowa podała ją mężczyźnie. Nie był w stanie ukryć zaskoczenia.

– Może być? – spytał.

– Zdecydowanie tak – odparła, wychodząc do przedpokoju.

– Zaraz będę gotowy – uspokajał ją. – Zakładaj płaszcz – dodał.

Wzniosła oczy w górę i lekko skinęła głową. Cicho westchnęła. Stała w przedpokoju przed lustrem i zastanawiała się, czy jest w stanie znaleźć w sobie choćby namiastkę cierpliwości. Doprawdy wystarczyłoby ździebełko, by udawać, że nie słyszy połowy wypowiadanych przez Darka słów. Zaczynała rozumieć, czym jest samotność i aktualnie wyjątkowo wyraźnie widziała jej zalety. Jeszcze przez moment wpatrywała się w odbicie, w którym trudno jej było rozpoznać samą siebie. Wreszcie, nie odwracając się, ruszyła do wyjścia. Klapnięcie drzwi miało wystarczyć za informację, że wyszła. Ostrożnie zaczęła pokonywać kolejne schodki. Kiedy z niemałym wysiłkiem dotarła na parter, miała wrażenie, że jej brzuch w niewyjaśnionych okolicznościach zdążył się powiększyć. Do rozwiązania pozostało jeszcze kilkanaście dni, a ona już nie była w stanie zapiąć płaszcza. Na pierwszy rzut oka brakowało pięciu centymetrów. Spróbowała naciągnąć materiał. Wciągnęła brzuch, który odrobinę drgnął, ale to nie wystarczyło. Trzymając za dwie części, spróbowała się okryć.

Kiedy wyszła na zewnątrz, było już całkowicie ciemno. Mrok rozświetlały uliczne latarnie gęsto ustawione wzdłuż chodnika. Pospiesznie ruszyła w stronę auta Darka. Jej toyota kupiona w ubiegłym roku tuż przed klasowym spotkaniem kompletnie nie nadawała się dla kobiety w ciąży. Owszem, jeździła nią do jesieni, ale duży brzuch i sportowe auto nie wróżyły niczego dobrego. Z niemałym żalem zamieniła swoje cacko na wygodne volvo, w którym, gdyby tylko zaszła taka potrzeba, między swoim brzuchem a kierownicą upchnęłaby jeszcze plecak.

– Bagażnik! – Z zamyślenia wyrwał ją głos Darka i pukanie w szybę od strony pasażera.

– Prezent mam w środku – oświadczyła i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu kolorowej torby, w której schowała precyzyjnie wybrany upominek.

– Ale ja chcę schować torbę z twoimi rzeczami.

– Jaką torbę? Wszystko mam przy sobie.

– Torbę z rzeczami do szpitala – wyjaśnił wreszcie, przekrzykując wiatr, bo Magda wciąż nie uchyliła szyby.

Wdech i wydech. I wdech. I wydech. Aż do skutku. A może policzyć do dziesięciu? Do stu? Do tysiąca? Zamknęła oczy. I znowu: wdech i wydech. Trzaśnięcie klapy bagażnika jedynie przypieczętowało fakt umieszczenia w schowku torby. Chwilę później podobne trzaśnięcie potwierdziło obecność Darka w aucie.

– Teraz będę czuł się bezpieczniej – oświadczył, nie kryjąc zadowolenia.

– Ty wciąż naiwnie myślisz, że dziecko ot tak wyskoczy, i po kłopocie – rzekła, powoli otwierając oczy.

Wieczór jeszcze się nie zaczął, a ona już miała ochotę wrócić do mieszkania i zamknąć się w nim na cztery spusty. No właśnie, ale gdzie? Odkąd Darek zamieszkał razem z nią, objął w posiadanie całą jej przestrzeń. Wszędzie widać było jego obecność: złożona piżama leżąca co rano na poduszce, równo ustawione kubki w kuchennej szafce, w kolejności od największego do najmniejszego, porządek na stoliku w salonie. Wszystko to było obce w życiu Magdy.

– Skarbie, robię wszystko, żeby było nam jak najłatwiej przez to przebrnąć – tłumaczył, gładząc jej delikatny policzek.

– Jestem zmęczona – oświadczyła, uciekając od jego dotyku.

– Wiem. Też najchętniej zostałbym w domu i obejrzał mecz w telewizorze.

– Fantastycznie – szepnęła.

– Co? – spytał, uruchamiając silnik.

– Mówię, że mam dość tej ciąży. Wkurza mnie zachwyt niedoszłych mamusiek, co to nie widzą rozstępów na brzuchu, nie przeszkadzają im zgaga czy pieprzone mdłości, przez które myślałam, że oszaleję. Chyba jednak jestem z innej planety i hurraoptymizm kompletnie mi się nie udzielił! – wyrzuciła prawie na jednym wydechu.

– Jeszcze moment – tłumaczył, znowu próbując dotknąć jej policzka.

Tym razem nie cofnęła się, ale nie chciała odczuwać żadnej przyjemności.

– Pamiętasz, co mówił lekarz? – Spojrzała na niego z wyrzutem. – Ten moment może potrwać. Dopiero po jakimś czasie wywołują poród.

– Myśl optymistycznie – prosił.

– Nic innego nie robię od ośmiu miesięcy.

– I za to cię kocham.

Zapadła niezręczna cisza. Na szczęście ogrzewanie zaczęło już działać. Magda nerwowo rozcierała dłonie, na które wcześniej włożyła eleganckie skórkowe rękawiczki. W myślach zaklęła, ponieważ kolejny raz dała się podpuścić cwanej sprzedawczyni pod niebiosa wychwalającej bordowe rękawiczki, a zapytana o to, czy są ciepłe, opowiadała, jak miękkie są w dotyku. Chyba właśnie tym stwierdzeniem sprawiła, że Magda rozpłynęła się w zachwytach, zapominając o najważniejszej funkcji. Teraz dopiero żałowała dwustu złotych, które za nie zapłaciła. Z rozrzewnieniem pomyślała o grubych rękawiczkach narciarskich od ubiegłej zimy tkwiących w szafie. W tych warunkach byłyby zdecydowanie bardziej przydatne.

– Może się zapniesz, bo widzę, że trzęsiesz się z zimna.

– Niby jak? – Spojrzała na Darka przeszywającym wzrokiem, po czym przeniosła go na zbyt szczuły płaszcz i mocniej zawiązała szalik.

– Chyba musimy kupić nowy, bo zanim urodzisz, to zamarzniesz – szepnął, próbując się uśmiechnąć.

– Niech się to wszystko już skończy – powiedziała zrezygnowana i oparła głowę.

Darek w milczeniu zapiął pas i powoli ruszył z parkingu. Samochód dzielnie stawiał opór natrętnemu wiatrowi. Magda nawet nie próbowała zapiąć pasów bezpieczeństwa. Na panelu radia przestawiała kolejne częstotliwości w poszukiwaniu czegoś, co by ją zadowoliło. Potrzebowała muzyki, by pokonać zły nastrój. W innym razie zepsuje całą imprezę, a na to jej długoletnia przyjaciółka nie zasługiwała.

Gdy nadeszło życie

Подняться наверх