Читать книгу 186 szwów. Z Czeczenii do Polski. Droga matki - Anna Kaszubska - Страница 4
ОглавлениеEj, gdyby też można było wytchnąć w tej podróży,
Albo miała cel ta droga, która tak się dłuży…
Gdyby można mieć nadzieję, że po wiekach wieków
Zakiełkujem z łona ziemi, niby listek róży…[1]
Rozdział 1
Zargan, moja siostra
Chwytam Ją za ciepłą, miękką dłoń.
Obserwuję, jak splatają się nasze palce, i myślę przez chwilę o tym, jak postarzały się ostatnio moje dłonie.
– Zargan… kim jesteś? – pytam cicho i zaglądam w Jej niebieskie oczy. Już wiem, co usłyszę, kiedy najpierw Jej źrenice błyskają hardo, a zaraz potem zachodzą miękką mgłą.
– Czeczenką i matką – odpowiada pewnie. – A ty, Anja? – odbija śpiewnie moje pytanie.
– Matką. To wszystko. – Smutnieję jakoś.
– Ty maładziec i moja siestra. Nie zapominaj o tem!
– Tak. Jestem twoją siostrą. Bardzo cię kocham. – Przytulam się do Jej ciepła.
– Ja cjebja bardziej! – Droczy się jak zwykle, a uśmiech uwydatnia Jej piękne kości policzkowe.
– O czym marzysz?
Wzrusza ramionami, a po chwili milczenia mówi z ujmującą prostotą:
– Żeby syn znalazł pracę i córka była zdrowa. Poza tym wszystko mamy – dom, jedzjenje. Nie będę gniewać Boga i marzyć za wiele.
W Jej głosie wyczuwam nutkę rezygnacji.
– Chyba jesteś zmęczona – mówię.
Ten ton pojawia się ostatnio u Niej coraz częściej, choć Ona próbuje być dobrej myśli. Smutne wiadomości za każdym razem podsumowuje łagodnie: „To nic, Anja, jak Bóg da, tak i biendzie”.
– Tak… wciąż jestem zmęciona. Coraz bardziej zmęciona. Nic na to nie poradzisz. Chciałabym odpocząć, ale nie magu. Chciałabym zobaczyć las albo morze. Tak mi ciażko. Nie śpię, jestem wciąż chora. Za dużo na mojej gławie. Ona tak boli. I barki, i plecy. Za dużo… Gdybym mogła, inaczej ułożyłabym swoju żyzń. Nie rodziłabym dzieci. Nie byłabym taka honorowa. Od razu bym uciekła, jak tylko zaczęła się wojna. Za ciażko teraz. Za ciażko, Anja.
Czekam. Słucham. Czasem jedyne, co w mojej mocy, to słuchać cierpliwie i z miłością. Nie jestem w stanie zabrać od Niej tego bólu, nie umiem zdjąć z głowy trosk ani ciężaru z barków. Nie mam mocy, by obłaskawić Jej przeszłość. Głaszczę Ją po dłoni, obserwując szlachetny profil twarzy. Wreszcie wzdycha:
– To nic, Anja. Jak Bóg da, tak i biendzie.
Jest dziesięć lat starsza ode mnie, ale Jej dusza przeżyła już kilka żyć. Teraz cierpi na potężną depresję i głęboki zespół stresu pourazowego[2]. Mało kto wie, co to jest, i często ludzie złoszczą się na Nią. Złoszczą się ratownicy medyczni, kiedy przerażona wzywam karetkę, a mierzalne parametry są dobre. Złoszczą się lekarze, kiedy płacze, że wszystko Ją boli, a oni nie znajdują przyczyny. Złoszczą się urzędnicy, że nie przychodzi na czas albo spóźnia się na umówione spotkanie. Złoszczą się pracownicy społeczni, nauczyciele w szkole dzieci i znajomi. A Ona tylko przeprasza w kółko i wstydzi się swojej nieporadności. Nie potrafi im wytłumaczyć, że to sama pamięć płata Jej takie figle, że pamięta najdrobniejsze detale z czasów wojny, ale tego, co tu i teraz, jakoś nie potrafi. Przez to wciąż pojawiają się nowe kłopoty. Giną kwitki, rachunki, ważne dokumenty, rosną odsetki, spirala długów, a ludzie myślą, że ich lekceważy. Teraz także Ona się złości:
– Mój durnyj mózg! Na co on coś takiego mjenja robit?!
Kiedyś pewna Somalijka powiedziała Jej, że Zargan znaczy „biegnąca”. Wcale tak nie jest, ale uśmiechamy się obie do tego imienia, a Ona kiwa głową:
– Tak, Anja, ja ciągle biegnę. Całe życie biegnę, chociaż czasem to raczej przypomina czołganie.
Dla mnie jednak Zargan wciąż biegnie. Biegnie na czele peletonu, w którym są Jej dzieciaki, rodzina, przyjaciółki i ja także, razem z moimi dziewczynkami. Wszyscy staramy się dotrzymać Jej kroku. Ale to niełatwe. Ma nadludzką siłę, która musi pochodzić wprost z samego nieba, i wzmacnia się, kumuluje w Jej wnętrzu. Choć tyle razy na moich oczach bladła, słabła, ledwo szła, trzymając się ściany, tyle razy wątpiła, płakała, to jest najsilniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Pokazała mi mocną stronę kobiecości. Pokazała, jak dawać, nie mając nic. Pokazała honor, dumę i odwagę. Pokorę wobec życia. Jej dom zawsze stoi otworem dla mnie, moich córek, mojej rodziny i przyjaciół. Zawsze są dla nas słodka herbata, Jej ciepłe dłonie, niebieskie mądre oczy, złote serce i łzy współczucia.
Biegła z opanowanej wojną Czeczenii, szukając spokoju. Biegła przed siebie, byle dalej od spadających bomb i świstu kul, od głodu i strachu. Dotarła do Polski, dalej się nie dało.