Читать книгу 186 szwów. Z Czeczenii do Polski. Droga matki - Anna Kaszubska - Страница 5
ОглавлениеI ci co się zestarzeli i nowo przybyli
Po to tylko przyszli, aby znów odejść po chwili;
Nikt się długo nie ostał na tym starym świecie,
Wciąż nań ludzie przychodzili, wciąż zeń odchodzili.
Rozdział 2
Mama i papa
Ze spokojem w sercu patrzę, jak moja siedmioletnia córeczka wtula się w Nią niczym w pluszowego misia, obejmuje chudymi ramionkami i wreszcie zasypia, ukołysana falowaniem Jej obfitych piersi i dopieszczona nieustającym głaskaniem po blond główce.
– Opowiedz mi trochę o swoich rodzicach, jacy byli – proszę, popijając gorącą, mocną i słodką czarną herbatę.
Lubię Jej słuchać. Dotykam wówczas istoty człowieczeństwa. Słyszę w Jej słowach sens i prostotę życia. Dojrzewam. Dostrzegam. Krzepnę.
Moje dziecko śpi. Herbata paruje, a Ona powoli wraca myślami do dzieciństwa. Widzę to w Jej oczach, które zachodzą miękką mgłą, i dłoniach od razu odruchowo szukających chusteczki, by osuszyć niesforne łzy. Nie przeszkadzam. Czekam.
– Mama i papa… – te słowa brzmią wręcz słodko, kiedy je wypowiada. – Mama ma na imię Zeirat. Teraz jest bardzo chora i już nie wstaje z łóżka. Kiedy była młoda, była bardzo krasiwaja. I bardzo pracowita. Pochodziła z bogatej rodziny. Urodziła się w górach, w miejscowości Borzoj. Ale w 1943 godzie wszyscy zostali wywiezieni do Kazachstanu. Mamie było w to wrjemia czietyryj goda. To był koniec jej szczęśliwego dzieciństwa w górach. W Kazachstanie było potwornie ciażko i biednie. Mimo że wszyscy pracowali, i tak cierpieli z powodu wielkiej biedy. Mama od piątego roku życia pracowała jako dojarka krów.
Papa nazywał się Ala Mahat. Pochodził ze wsi Stare Atagi. Rodzina papy też wracała ze zsyłki do Kazachstanu. Kiedy po rehabilitacji Czeczenów w 1957 godzie rodzina mamy mogła wrócić do domu, z jej jedenaściorga rodzeństwa zostało ich tolka czietyrje. W rodzinie papy z trzynaściorga dzieci przy życiu zostało troje: papa, jewo brat i siestra. Wszyscy pozostali umarli na tyfus.
Mama opowiadała, że kiedy chodziła do szkoły, umarł Stalin i wszyscy musieli płakać, także czeczeńskie dzieci zesłańców. Kiedy ich pytano, zaciem płaczą, skoro Stalin zgotował im tak straszliwy los, odpowiadali, że on niczemu nie był winien, bo nie wiedział, co tam daleko w Kazachstanie się dzieje.
Ze zsyłki papa przywiózł synka swojej siostry – Asłambeka. Ociec chłopca był strasznym pijakiem i kiedy pewnego wieczora wrócił do domu, jego żena z małym synkiem dokładała drew do pieca. Pijany zaczął ją szarpać i popychać, aż zajęły się jej włosy i sukienka. Kobieta w ostatniej chwili wyrzuciła synka przez okno, ratując mu życie, a sama zmarła dwa dni później w strasznych cierpieniach. Wówczas omal nie doszło do samosądu – rodzina z papą, jako najstarszym, na czele choczieła zabic pijaka, by pomścić tragiczną śmierć jego młodej żeny i nieszczęście osieroconego dziecka. Papa jednak wiedział, że jeśli to zrobi, zostanie skazany na wiele lat więzienia, a w tym czasie jego młodsze rodzeństwo pozostanie bez opieki. I choć miał tylko szesnaście lat, przygarnął małego Asłambeka. Pijakowi natomiast przysiągł, że wychowa jewo syna na silnego, zdrowego mężczyznę, który, kiedy dorośnie, sam zdecyduje, co uczynić z ojcem. Faktycznie, Asłambek wyrósł na wspaniałego i dobrego czieławieka. Na ojcu się nie zemścił.
Po powrocie z Kazachstanu mama zamieszkała w Groznym. Choć była jeszcze młoda, a papa był od niej o ponad dwadciac ljet starszy i pół metra wyższy, porwał ją i wziął za żonę. Był rok 1966 i moi rodzice zamieszkali razem w niewielkim domku w Groznym. Jako pierwsza urodziłam im się ja. Mama mówiła, że byłam najpiękniejsza na świecie. – Zargan uśmiecha się ciepło do tego wspomnienia, jednak zaraz kręci głową i się śmieje. – Ale wiesz, jak to jest, Anja, wrony tak samo kraczą o swoich pisklętach! – Nagle poważnieje, najwyraźniej jakiś obraz gwałtownie zgasił uśmiech na Jej twarzy. – Papa… kochany papa był także ogromnie pracowity. Cała jewo żyzń to była praca. Dostał wiele odznaczeń i zawsze w zakładzie pracy był stawiany innym za wzór. Nie zdążyłam wrócić do domu przed jego śmiercią. – Płacze. – Nie mogę sobie tego wybaczyć.
Zapada cisza. Łzy kapią na włosy mojej córeczki. Przekładamy dziecko na różową poduszkę. Śpi spokojnie dalej. Siadam blisko Zargan. Dolewamy herbaty. Milczymy. Czekam, aż fala tęsknoty i żalu opadnie.