Читать книгу Hodowca świń - Anna Zacharzewska - Страница 6

Piotr

Оглавление

Wszedł do pubu i rozejrzał się uważnie po zatłoczonym mrocznym wnętrzu. Jak zawsze w piątek wieczorem pracownicy okolicznych biurowców zebrali się tutaj na kończącego tydzień zasłużonego drinka. Wielu z nich zdążyło już zdjąć marynarki oraz rozluźnić krawaty. Nieliczne kobiety uwolniły włosy z gumek, rozpięły dwa najwyższe guziki biurowych koszul i zbite w grupki rozglądały się dokoła w poszukiwaniu towarzystwa na wieczór. Mężczyźni byli bardziej skupieni na sobie. Niektórzy wciąż jeszcze omawiali służbowe tematy, inni wymieniali uwagi na temat meczów, samochodów i koni, które miały w sobotę startować w obstawianej przez nich wszystkich gonitwie. Słyszał podekscytowanie w głosach, lecz nie pojmował emocji, jakie budziły w nich rozgrywki sportowe. Bycie kibicem wydawało mu się wyjątkowo jałową rozrywką. Jaką przyjemność mogli odczuwać z obserwacji cudzego wysiłku? Jaką gratyfikację dawała im wygrana ulubionej drużyny? Z czego brała się ich satysfakcja? Sport miał sens tylko wówczas, gdy samemu się walczyło o puchar. Kiedy stawało się w szranki, by wykazać swą przewagę nad resztą. Bez uczestnictwa tracił znaczenie. Był równie głupią formą relaksu jak oglądanie latynoskich seriali, tworzonych dla ludzi, których nie stać na hobby i życie pełne emocji.

Przebił się do baru, zamówił podwójną whisky i uzbrojony w szklankę wyszedł na zewnątrz. Tu również kłębił się tłumek, a jedyną różnicę w stosunku do wnętrza stanowiło to, że przeważały kobiety. Palące papierosy, śmiejące się do siebie, wymieniające uwagi na temat przechodzących ulicą facetów. Popatrzył na nie z uśmiechem, oparł się o ścianę budynku i sięgnął do kieszeni po paczkę marlboro. Trzymana w dłoni szklanka przeszkadzała mu teraz wyraźnie, postawił ją zatem na gzymsie, mając nadzieję, że nie zsunie się z niego, zanim uda mu się zapalić. Stojąca obok dziewczyna dostrzegła jego wahanie i bez słowa podała mu ogień. Uśmiechnął się lekko, po czym podziękował skinieniem głowy. Przejechała wzrokiem po jego sylwetce i zamiast wrócić do prowadzonej uprzednio rozmowy, zastygła. Jakby czekała, aż w końcu się do niej odezwie. Jej usta rozchyliły się lekko, czubek języka przesunął się zwinnie po wargach, a ramiona nachyliły delikatnie ku niemu w podświadomej próbie domknięcia niewidzialnego intymnego uścisku. Całe jej ciało wyraźnie się napięło, a w oczach pojawiły się błyski. Rozpoznał ten stan i mruknąwszy coś niezbornie pod nosem, zabrał szklankę i odszedł.

Dziewczyna była w sumie dość ładna. Z błękitnymi oczami, grzywą zafarbowanych na rudo włosów, upchniętymi w nieco zbyt ciasne spodnie okrągłymi biodrami i atrakcyjnym duetem piersi, które dostrzegł w dekolcie koszuli. W normalnych warunkach spytałby ją pewnie o imię, postawił drinka i zaprosił do siebie na wieczór. W każdy inny dzień, lecz nie dzisiaj. Cóż, może spotka ją tu znowu w środę?

Przeszedł wzdłuż tłumu, rejestrując kolejne mało dyskretne spojrzenia i wyłapując pełne seksualnego zainteresowania uśmiechy. Takie same jak zawsze, gdy zjawiał się w pubie. Może właśnie dla nich tu bywał? Bo przecież nie dla szklanki podłego, ale drogiego łyskacza? Nie dla toczonych tu rozmów czy z powodu niechęci przed powrotem do domu. Lubił, gdy kobiety patrzyły na niego w ten sposób. Chętne, pełne złudzeń, gotowe. Przekonane, że noc, którą z nim spędzą, nieuchronnie przerodzi się w związek. Fantazjujące już teraz o białej sukni, ołtarzu i ryżu wyrzucanym w powietrze. Ich łakome spojrzenia sprawiały mu wyraźną przyjemność. Nie dlatego, że każda z tych dziewczyn uznawała go za wartego napinania pośladków, potwierdzając tym samym jego seksualną atrakcyjność, lecz dlatego, że dostrzegały w nim kandydata na męża. Zauważały coś, czego on w sobie nie widział. Jakiś rodzaj budzącej zaufanie pewności. Otwartość na związek z drugą osobą. Umiejętność stworzenia długotrwałej relacji. Czy były naiwne? Możliwe, choć mało prawdopodobne. Po dziesiątkach spędzonych w tym miejscu wieczorów i niezliczonych jednonocnych przygodach stanowiły grupę prawdziwych ekspertek. Szansa na to, że mogły się mylić, była naprawdę niewielka. Cóż, może rzeczywiście dobił do wieku, który predestynował go do założenia rodziny? Może przekonanie, że to nie dla niego, było jedynie wyparciem? Może jego introwertyczna potrzeba zamykania się w domu samemu z czasem osłabnie, a chęć milczenia w towarzystwie drugiego człowieka przybierze na sile? Pewnie się w końcu przekona. Może już wkrótce? Gdy obudzi się rano w pulchnych objęciach tej uroczej rudowłosej dziewczyny, dostrzeże rozmarzenie w jej wzroku i pomyśli, że nie chce jej zawieść. Może wówczas zapisze na kawałku papieru jej imię, numer telefonu i adres, umówi się na randkę, a miesiąc później przedstawi ją rodzicom?

Zaśmiał się głośno. Nie był kandydatem na partnera czy męża, ale zwykłym, pozbawionym wyższych uczuć łajdakiem. Cynicznym kolesiem, który kierował się w życiu wyłącznie własną wygodą. Niezdolnym do kompromisów, empatii, poświęceń. Obojętnym na cudze potrzeby. Tak było prościej, bo nie potrzebował dzięki temu nikogo. Z pewnością nie po to, by odczuwać zbędne, osłabiające koncentrację emocje albo robić z kimś rzeczy, które bez trudu mógł wykonać sam. Jeśli zdarzało mu się potrzebować kobiety, to wyłącznie do tego, by realizować swoje pragnienia. By wykorzystać ją jako adekwatne i posłuszne narzędzie. Nie musiał się oszukiwać. Nawet gdyby skończył dziś w łóżku z tą rudą, to nie zadałby sobie trudu nie tylko, aby później do niej zadzwonić, ale nawet żeby zapamiętać jej imię. Po co zresztą miałby to robić? W ramach zaśmiecania pamięci nazwiskiem przypadkowej, pozbawionej znaczenia osoby, która w żaden sposób nie była w stanie mu pomóc? Od której nie zależały jego dalsze istnienie, wygoda, dobrobyt czy spokój? Która nie mogła nic dla niego załatwić? Zdecydowanie lepiej było zużyć siły i środki na zyskanie przychylności kobiety, której wsparcie byłoby przydatne w kluczowym dla kariery momencie. Być może powinien patrzeć na siebie jak na kurwę, która gotowa była się sprzedać w zamian za banknot z Sobieskim, ale jego sumienie nie było tak czułe. Może dlatego, że w tym wszystkim nie chodziło wyłącznie o kasę, a może z powodu urody zaproszonej na ten wieczór kobiety? Tak, była piękna, a on się nie zmuszał, aby pójść z nią do łóżka. Ich seks był świetny. Znacznie lepszy niż podejmowana w przerwach rozmowa. Choć może powinien o to winić własną mrukliwość? Ostatecznie Viola nie należała do kobiet, które nadrabiały we wszystkim urodą. Była bystra, inteligentna i sprytna. Czasem myślał, że nawet bardziej od niego.

Postawił pustą szklankę na gzymsie, rzucił niedopałek na chodnik i żwawym krokiem ruszył w kierunku metra. W przeciwieństwie do kolegów nie zadawał sobie trudu dojeżdżania samochodem do pracy. Walka z korkami była równie idiotycznym zajęciem jak oglądanie meczów czy chodzenie na randki. Nie służyła niczemu poza budowaniem fałszywego wyobrażenia o sobie. Mógłby oczywiście kupić sobie ferrari – w ramach demonstracji swej pozycji, pieniędzy i władzy. Mógłby nawet przeliczyć swe ego na liczbę koni mechanicznych w silniku. Tylko co, poza iluzoryczną przewagą, mógłby w ten sposób uzyskać? Jeszcze większą atrakcyjność w oczach kobiet? Frustrację kolegów, nienawiść wrogów, zazdrość mniej zamożnych sąsiadów? Każda z potencjalnych pobudek wydawała się infantylna. Zakup auta byłby dziecinnym napinaniem muskułów. Leczeniem ukrywanych przed światem kompleksów. A on ich nie miał. Nie potrzebował kosztownych gadżetów, by być świadomym własnej wartości. Wiedział, ile był wart. Nawet teraz, kiedy zbiegał do metra. Gdy wmieszał się w tłum, wciągał w płuca duszny zapach podziemi i wzdrygał się w duchu na myśl o brudzie, który pokrywał pociągowe poręcze. Nie przeszkadzało mu bycie jednym z wielu, bo doskonale wiedział, że znacząco odstaje od reszty.

Spojrzał na wiszący nad peronem wyświetlacz i z zaskoczeniem stwierdził, że zbliżała się ósma. Spędził w pubie czterdzieści pięć minut?! Na czym? Na obserwacji dziewczyn czy raczej rozmyślaniu o sobie? A może na dowartościowującym ego sprawdzaniu, czy wciąż jeszcze ściąga spojrzenia? Idiota! Nie różnił się niczym od innych! Przekonywał sam siebie, że jest mądrzejszy i bardziej wartościowy od reszty, a w gruncie rzeczy był słabym i niepewnym siebie kolesiem, który szuka akceptacji w oczach podającej mu ogień dziewczyny i zapewnia samego siebie, że poza uprzejmością w jej geście kryło się coś więcej. Dla krótkiej chwili schlebiania sobie gotowy był ryzykować bezpieczeństwo swoje i Violi. Narażać ją, by stała na ulicy przed bramą lub – wpuszczona przez konsjerża do środka – tkwiła na kanapie przy wejściu. Wystawiona na spojrzenia przypadkowych przechodniów i wchodzących do budynku sąsiadów.

Sięgnął do kieszeni z zamiarem wysłania jej wiadomości, by poczekała na niego w kawiarni, ale zmienił zdanie, zanim zdołał dotknąć ekranu. To byłoby zbyt ryzykowne. Mogłaby zapomnieć wykasować wiadomość lub, nie daj Boże, zapisać go na liście kontaktów. A potem próbować się do niego dodzwonić. Nieświadoma zagrożeń, mogłaby zostawić telefon na wierzchu, a mąż przefiltrowałby jego całą zawartość. Znając go, mógł spokojnie założyć, że zainstalował w jej komórce dobry program szpiegowski. Skoro zadawał sobie trud śledzenia wszystkich ruchów podwładnych, to dlaczego nie miałby sprawdzać żony?

Spojrzał raz jeszcze na zegar. Metro miało pojawić się w ciągu minuty. Jeśli po dotarciu do stacji zdoła się przepchnąć na czoło tłumu, zanim ten zacznie powoli wylewać się na powierzchnię, jeśli – zamiast iść – będzie biegł, wtedy być może dotrze do domu, zanim ona wysiądzie z taksówki. Musi pamiętać, aby przed wejściem do środka wyłączyła komórkę. Może nawet powinni wyjechać razem na ten weekend? Do spa, w którym powiedziała mężowi, że będzie?

Wskoczył do wagonu i przywarł ciałem do drążka przy drzwiach, tak jakby oddalenie się od nich mogło spowodować dodatkowe spóźnienie. Zgłupiał kompletnie? Tych kilka metrów z łatwością pokonałby, kiedy pociąg będzie się zbliżał do stacji! Chyba całkowicie odebrało mu rozum! Po co w ogóle na to wszystko się porywał?! Przecież wiedział, czyją jest żoną! Kojarzył jej twarz z licznych zdjęć na Facebooku, instagramowych relacji z wyjazdów oraz imprez firmowych, na których pojawiała się u boku Rafała, rozdając uśmiechy i zagadując uprzejmie do ważnych osób w zarządzie. Odpowiedział na jej zaczepkę w klubie i zaprosił ją do siebie na drinka nie dlatego, że była piękną czy szczególnie interesującą kobietą. Zrobił to, gdyż zerżnięcie żony prezesa wydało mu się wówczas znakomitym sposobem na wyrównanie z nim wszystkich rachunków. Nie musiałby już stawać okoniem, podważać bezsensownych decyzji ani bawić się w biurowe gierki. Jak długo pukał jego żonę, miał bezdyskusyjną przewagę. Tym większą, że tylko on o niej wiedział.

Powody, dla których Viola uśmiechnęła się wówczas do niego i zgodziła przyjąć zaproszenie do domu, ciągle jeszcze były dla niego niejasne. Może kojarzyła jego twarz, lecz nie mogła sobie przypomnieć, w jakich okolicznościach się poznali? A może zwyczajnie potrzebowała odskoczni, zainteresowania młodszego od Tuszy mężczyzny? Albo po prostu lubiła seks, facetów i wolne od zobowiązań numerki? Cokolwiek to było, jednego był pewien: nie wiedziała, kim był, i z pewnością nie uwiodła go celowo. Taki scenariusz kompletnie nie miałby sensu. Nawet gdyby chciała się odegrać na mężu, to z pewnością nie wybrałaby jego. Raczej dostawcę sushi, listonosza lub przypadkowego kuriera. Któregoś z niedostrzegalnych dla Tuszy mężczyzn, których bez wahania wpuszczał do domu i traktował jak obsługujące go sprawnie roboty. Prostego chłopa o szerokich opalonych ramionach. Takiego, z którym pójście do łóżka potwierdzałoby stereotyp. Była wystarczająco dowcipna, żeby wyczuwać takie niuanse, i gdyby chciała, aby Rafał nakrył ją w końcu na zdradzie, to z pewnością zadbałaby o to, by doprawione mu rogi należały do najbardziej tandetnych.

Uśmiechnął się pod nosem na myśl, że Viola mogłaby się w nim durzyć. Owszem, nie byłaby pierwsza, ale z pewnością do tej pory najlepsza. Nigdy nie przepadał za Tuszą, ale musiał mu oddać, że potrafił wyławiać kobiety. Każda z jego kolejnych żon plasowała się w pierwszej lidze. Nawet te starsze, z którymi przed laty się rozwiódł, nadal zachowały urodę. Nie były już młode i świeże, lecz z pewnością zadbane i piękne. Z każdą z nich sam by chętnie poszedł do łóżka. Swoją drogą to niezwykle ciekawe, jak Rafałowi udało się upolować to stadko? Czyżby krążył weekendami po klubach i siedząc przy barze, wybierał co lepsze towary? A może spotykał je na bankietach rzeźników, gdzie polowały na męża z wypełnionym po brzegi portfelem? Zachichotał pod nosem, wyobrażając sobie tę scenę. Viola prężąca się na konferencji poświęconej przemysłowi mięsnemu? A może na fecie na cześć wołowego pastrami? Niemożliwe. Każda inna, lecz z pewnością nie ona. Z taką urodą, inteligencją i sprytem stać ją było na kogoś znacznie lepszego. Dlaczego wybrała Rafała? Nie potrafił tego zrozumieć. Podobnie zresztą jak powodów, dla których została jego kochanką.

Hodowca świń

Подняться наверх