Читать книгу Tysiąc kawałków - Anna Ziobro - Страница 6
Lipiec 2008 roku
ОглавлениеSłońce zalewało cały pokój, choć była dopiero siódma rano. W powietrzu pachniało latem, a zza okna dobiegał przyjemny dla ucha ptasi koncert. Zapowiadał się piękny dzień i Julia miała nadzieję, że taki właśnie będzie.
Od pół godziny jej łóżko było już zaścielone, a ona miała zaraz wypić poranną kawę. Pokój od wczoraj był wysprzątany na błysk, włącznie z szafą z ubraniami, świeżo upraną firanką i oknami. Nawet storczyk, który nie kwitł od dwóch miesięcy, przedwczoraj wypuścił pączek. Wszystko było niemal idealne, a w całej układance brakowało tylko najważniejszego puzzla. Daniela Millera.
Ciągle miała w pamięci tamten wieczór i ostatnie godziny zeszłego roku, które teraz wydawały się najważniejszymi godzinami w jej życiu, bo wtedy go poznała. Praga miała już na zawsze pozostać ich miastem. Miejscem, gdzie zrodziła się miłość – taka, która pojawia się raz w życiu i której nie można pozwolić uciec. Julia była przekonana, że łączy ich właśnie to uczucie, choć byli parą od zaledwie sześciu miesięcy, wypełnionych cotygodniowymi podróżami pomiędzy Warszawą a Łodzią. Teraz to miało się zmienić. Mieli być blisko siebie i spotykać się tak często, jak będą chcieli. Najlepiej codziennie.
Tamtego wieczoru, siedząc z koleżanką przy barze, poczuła na sobie czyjś wzrok. Był tak intensywny, że przyćmił wszystko wokół, jeszcze zanim zlokalizowała właściciela. Przez chwilę pomyślała, że to może ten książę z bajki, o którym dwa dni wcześniej żartowała z matką. Ale książę z bajki nie istniał, za to on był prawdziwy. Wysoki, ciemnowłosy chłopak w okularach, o przenikliwym spojrzeniu i przyjemnej twarzy. Może nieco zbyt szczupły, ale za to gustownie ubrany. Trochę zagubiony i jakby niepasujący do tamtego miejsca i czasu. Nie zrobił na niej piorunującego wrażenia, ale wewnętrzny głos podpowiadał, by dała mu szansę. Odwzajemniła jego niepewny uśmiech, aż w końcu ośmielił się podejść. Był niesamowicie speszony, ale poprosił ją do tańca. Zgodziła się od razu i zatańczyli do kilku piosenek. Miał szczęście, że były to spokojne ballady, bo nie był królem parkietu. Najważniejsze nastąpiło jednak później, kiedy usiedli przy barze i zaczęli rozmawiać. On niczego nie udawał. Nie silił się na kiepski podryw i nie raczył jej banalnymi komplementami. Po prostu był sobą i szalenie jej się to spodobało.
Spędzili razem cały wieczór i kolejny dzień. Trzymając się za ręce i nieśmiało zaglądając sobie w oczy jak para nastolatków na pierwszej randce, spacerowali uliczkami Pragi. W zimowej aurze wspólnie zwiedzali jej malownicze zakątki, ale – co najważniejsze – stopniowo odkrywali siebie nawzajem. Okazało się, że on studiuje polonistykę w Warszawie i jest od niej młodszy o całe pięć lat. Początkowo obawiała się tej różnicy wieku. Wydawała się jej niestosowna. Co innego, gdyby to ona była młodsza… A jednak Daniel okazał się nad wyraz poważnym partnerem do rozmów i miał dojrzałe podejście do życia. Nie spędzał studenckich wieczorów na upajaniu się alkoholem czy szalonych imprezach w akademiku. Miał plan na życie i widział w nim miejsce dla niej, a ona chciała być jego częścią. Najważniejszym elementem.
Rozejrzała się raz jeszcze po pokoju. Chciała upewnić się, że wszystko jest doskonale. Na półce leżały lawendowe świece, czekające na ich pierwszy wspólny wieczór w jej rodzinnym domu. Na dysku laptopa zgrany był film, który obiecali sobie obejrzeć przy specjalnej okazji. Dziś właśnie nastała, bo po wielu wizytach w Łodzi, spędzonych wspólnie z nią w wynajętym pokoju hotelowym, tym razem miał przyjechać tutaj. Wejść do jej pokoju, dotknąć jej rzeczy i zasnąć w jej łóżku.
Tydzień temu obronił pracę magisterską i planował przeprowadzić się do Łodzi, wynająć mieszkanie i znaleźć pracę. Mieli rozpocząć nowy, wspólny rozdział w życiu. Wszystko miało się zmienić i Julia nie chciała dłużej ukrywać go przed światem. Pragnęła przedstawić go rodzicom, bo liczyła, że teraz będzie częstym gościem w ich domu.
Trochę obawiała się tego spotkania. Matka cały wczorajszy wieczór krzątała się w kuchni. Upiekła wielką blachę eklerków i czekoladowych muffin, a na obiad planowała łososia z brokułami w cieście francuskim. Chciała oczarować Daniela i pokazać mu, że ona, Zofia, jest doskonałą matką swojej wspaniałej córki, a przed nim stoi nie lada wyzwanie – sprostanie wyśrubowanym oczekiwaniom stawianym przed kandydatami na partnerów Julii.
Tuż przed ósmą weszła do kuchni i zastała rodziców przy śniadaniu. Przywitała się i wyjąwszy z szafki kubek, wsypała do niego dwie łyżeczki kawy. Nastawiła wodę w czajniku i usiadła przy stole, naprzeciwko ojca.
– Możesz mi przypomnieć, o której przyjeżdża? – zagadnęła Zofia. – Nie chcę spóźnić się z obiadem. To byłoby nieeleganckie.
– Planowo o jedenastej trzydzieści, ale zanim dotrzemy tu ze stacji, pewnie zejdzie z godzinę – odpowiedziała. – Poza tym nie musisz witać go obiadem od progu, mamo. Być może będzie chciał najpierw odświeżyć się po podróży.
– Świetnie – powiedziała bez entuzjazmu matka.
Rodzice nie byli zachwyceni, kiedy opowiedziała im o Danielu. Ich zdaniem studiował na zupełnie niemęskim i nieprzyszłościowym kierunku. W najgorszym razie groziło mu widmo bezrobocia, a w najlepszym głodowa pensja nauczyciela-stażysty. A że był młodszy od Julii, uważali go za nieopierzonego dzieciaka, który powinien raczej poszukać sobie dziewczyny wśród koleżanek z uczelni, a ich córkę zostawić dojrzalszym i bardziej odpowiedzialnym zalotnikom. Julia nie próbowała przekonywać ich na siłę. Liczyła, że kiedy go poznają, sami zmienią zdanie.
– Mam nadzieję, że nie pojawi się tu z ogromną walizką i niby przypadkiem nie wprowadzi się na stałe – rzucił z przekąsem ojciec, dojadając swoją kanapkę.
– Przestań, tato! – żachnęła się Julia. – Mówiłam wam, że zostaje tylko do poniedziałku. Potem musi wrócić do Warszawy i dopełnić formalności związanych z zakończeniem studiów, odebrać dyplom i pozamykać inne sprawy. Planuje też spędzić kilka dni u swoich rodziców.
– Zaczął już szukać pracy? – dopytywała matka.
– Jeszcze nie. Najpierw ma zamiar znaleźć w Łodzi nieduże mieszkanie do wynajęcia. Później będzie rozglądał się za pracą.
– Z jego, pożal się Boże, fachem w rękach w sezonie wakacyjnym to chyba tylko roznoszenie ulotek. Przy odrobinie szczęścia może obsługa klientów w McDonalds – skomentował zgryźliwie ojciec.
– Włodek! – wykrzyknęła z udawanym oburzeniem matka, ale jej mina wskazywała, że w dużej mierze podziela pogląd męża.
– Mam nadzieję, że oszczędzisz mu tego rodzaju uwag i do południa przypomnisz sobie zasady dobrego wychowania. W przeciwnym razie wyjdziesz na totalnego gbura i będę musiała się ciebie wstydzić! – wypaliła zdenerwowana Julia, po czym zabrała kubek z kawą i postanowiła zaszyć się w swoim pokoju.
Czekała na tę chwilę bardzo długo. Krótkie, weekendowe spotkania z Danielem nie zaspokajały ich potrzeby bliskości. Podobnie jak wymieniane każdego dnia maile i rozmowy telefoniczne. On działał na nią jak narkotyk. Z każdym spotkaniem chciała go coraz więcej. Nic nie mogło tego zmienić. Ani różnica wieku, ani dzieląca ich odległość, ani tym bardziej kąśliwe uwagi rodziców.
Otworzyła szafę i zaczęła przeglądać ubrania. Wiedziała, że czegokolwiek nie włoży, będzie mu się podobać. Choć początkowo starał się to ukryć, za każdym razem dosłownie pożerał ją wzrokiem, wciąż od nowa… A ona chciała być piękna, teraz już tylko dla niego.
***
– Chyba nie przypadłem im do gustu – zagadnął Daniel zrezygnowanym tonem, kiedy po dwóch godzinach biesiadowania w czteroosobowym gronie mogli w końcu wymknąć się na spacer.
Czuł się przejedzony i przesłodzony, skonsumowawszy z grzeczności obiad z dokładką oraz kilka sztuk eklerków i muffinek. Nade wszystko czuł się jednak koszmarnie zmęczony i wymaglowany jak po najgorszym egzaminie. Uświadomił sobie, że chociaż studia się skończyły, życie miało poddać go wielu bardziej skomplikowanym sprawdzianom, do których nie mógł się dobrze przygotować. Miał wrażenie, że oblał właśnie swój pierwszy pozauczelniany egzamin i teraz nie było mowy o poprawce. W przeciwieństwie do dwójki w indeksie, której – swoją drogą – nigdy nie dostał, nie mógł liczyć na drugą szansę wywarcia dobrego pierwszego wrażenia. Musiał przyjąć do wiadomości fakt, iż nie spodobał się rodzicom Julii, i postarać się bardziej, bo na tę chwilę był niedostateczny.
– Nie przejmuj się – powiedziała pokrzepiająco Julia.
Ona też niewątpliwie liczyła, że zapoznanie go z rodzicami przebiegnie inaczej. Co zrozumiałe, wyglądała teraz na smutną i zawiedzioną. Miał tylko nadzieję, że zawiodła ją sytuacja, a nie on sam.
– Przepraszam – powiedział na wszelki wypadek, choć nie uważał, żeby zrobił coś niewłaściwego czy w jakikolwiek sposób zasłużył sobie na wiadro niechęci, które w ostatnich kilkudziesięciu minutach wylano mu na głowę.
– Daj spokój! Mówiłam ci, że są dość specyficzni – przypomniała. – Poza tym uważam, że wcale nie było tak źle. Wykazałeś się godną podziwu elokwencją i dyplomacją.
Po tych słowach przytuliła się do niego, a on poczuł bijące od niej ciepło. Objął ją w talii i ruszyli dalej wąską uliczką położonej kilka kilometrów od Łodzi wioski, w której znajdował się rodzinny dom Julii. Miał nadzieję, że będą cieszyć się pięknym dniem lata. Pierwszym spotkaniem tuż po tym, jak on po obronie pracy magisterskiej wkraczał w prawdziwą dorosłość i miał zmierzyć się z wyzwaniem odpowiedzialnego życia. Zamiast tego byli w dość posępnych nastrojach, a każde z osobna trawiło zakończony przed chwilą obiad – nie tyle ciężkostrawne dania, ile gęstą i powodującą skurcze żołądka atmosferę.
Nie denerwował się specjalnie, kiedy po opóźnionej o godzinę podróży pociągiem i niedługiej przejażdżce autobusem podmiejskim z niewielkim plecakiem na ramieniu stanął wraz z Julią pod drzwiami jej domu. Ostrzegała go co prawda, że ojciec bywa zgryźliwy, a matka zachowuje się wyniośle, ale rozmowa z nimi nie napawała go paraliżującym strachem. Był dobrze wychowany, nie popełniał gaf słownych i zwykle umiał rozmawiać z ludźmi. Poza tym nie miał nic do ukrycia, a jego zamiary wobec Julii były szczere. Uważał, że nie było w tym spotkaniu niczego, co mogłoby pójść nie tak.
Już przy powitaniu odniósł jednak wrażenie, że jej rodzice mierzą go wyjątkowo surowym wzrokiem, w którym nie dopatrzył się choćby cienia sympatii. Później było już tylko gorzej. Jakkolwiek pieczołowicie zostało przyrządzone zaserwowane na obiad danie z łososia, z każdym kęsem smakowało mu coraz mniej za sprawą toczącej się rozmowy. Najpierw został wciągnięty w labirynt pułapek słownych, które przypuszczalnie miały dowieść, że jest niedojrzały, nierozgarnięty i nie ma pojęcia o życiu. Skutecznie unikał kolejnych forteli, próbując przy tym rozgryźć, czy jest tylko niewinnie testowany, czy też jest to element gry, w której stawką była akceptacja jego związku z Julią.
Przy deserze Zofia zaczęła podpytywać, dlaczego inteligentny skądinąd chłopak dobrowolnie poszedł na studia polonistyczne, zamiast wybrać bardziej odpowiedni kierunek. Argumenty, że dobrze czuł się w tej dziedzinie i chciał robić w życiu to, co lubił, wydawały się zupełnie nieprzekonywujące. W końcu ojciec zapytał wprost, czy Warszawa otwiera przed nim tak marne perspektywy, że jest gotów przeprowadzić się do Łodzi, podczas gdy wśród ludzi młodych obserwuje się zwykle odwrotny ruch migracyjny. To pytanie z jednej strony wyraźnie dowodziło, że rodzice Julii woleliby, aby trzymał się od niej z daleka, a z drugiej mocno zbiło go z tropu. Na tyle, że po raz pierwszy, odkąd usiadł z nimi do stołu, zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć.
Wbrew sugestii Władysława Warszawa otwierała przed nim aż nadto możliwości. Przede wszystkim dostał propozycję pozostania na uczelni i rozpoczęcia studiów doktoranckich. Promotor namawiał go usilnie jeszcze w dniu obrony, zupełnie nie mogąc zrozumieć powodów jego odmowy. On sam marzył o doktoracie mniej więcej od połowy studiów i bardzo liczył na taki obrót sprawy. W ostatnich miesiącach zmieniły mu się jednak priorytety. Najlepsze perspektywy przestawały mieć znaczenie, jeśli w grę wchodziła Julia. Nie mógł zostać w Warszawie, kiedy ona była w Łodzi. Miała tu swoją pracę i ułożone życie. On mógł dla niej wywrócić do góry nogami własne. Wierzył, że pod względem zawodowym da sobie radę wszędzie. Byle tylko ona była obok.
Wspomniał jej kilka tygodni temu o otrzymanej propozycji. Wiedział, że nie spróbuje namówić go do jej przyjęcia. Liczył wręcz, że będzie przekonywać do postawienia ich związku ponad wszystko. Tak też się stało, bo potrzebowała go blisko, podobnie jak on jej. Nie potrafił wytłumaczyć tego jednak w elokwentny sposób. Ani tym bardziej przedstawić jej rodzicom obiektywnych argumentów, dla których to Łódź, a nie Warszawa, miała roztoczyć przed nim wizję przyszłości.
Kiedy około osiemnastej wrócili do domu Julii po długim spacerze, Daniel czuł się bardziej pogodzony z sytuacją i mógł ponownie zmierzyć się z niechęcią Zofii i Władysława. Mimo to z ulgą przyjął fakt, iż zajęci oglądaniem telewizji, nie zwrócili uwagi na ich powrót. Mógł zamknąć się z Julią w jej pokoju, pokazać jak bardzo tęsknił przez ostatnie dni i po raz kolejny przypomnieć sobie, dlaczego była warta każdej zmiany w jego życiu.
Opadł na łóżko, a ona usadowiła się obok.
– Pewnie jesteś zmęczony – zagadnęła.
– Trochę – przyznał.
– Najgorsza część dnia za tobą. Teraz możesz już tylko się odprężyć.
Położył głowę na jej kolanach, a ona zaczęła gładzić jego ciemne włosy. Zatopiła w nich dłoń i powoli przeczesywała palcami poszczególne pasma. Patrzył na nią jakby była cudownym obrazem. Świętością stojącą ponad wszystkim.
Po chwili włożyła dłoń pod jego koszulkę i dotyk delikatnej kobiecej dłoni zaczął błądzić po jego skórze, przesuwając się coraz niżej. Czuł, że za moment rozepnie mu pasek u spodni i na samą myśl zalało go pożądanie. Wiedział, że nie powinni robić tego tuż nad głowami jej rodziców, którzy już zdążyli zapałać do niego antypatią. Mogliby dodatkowo uznać go za przepełnionego cielesną żądzą gówniarza, który poleciał na zgrabne nogi i atrakcyjny wygląd ich córki. A to nie była prawda! On pokochał ją całą, chociaż Julia wyzwoliła w nim emocje i potrzeby, z których wcześniej nie zdawał sobie sprawy.
Była drugą kobietą, z którą się przespał. Pierwszą była Zuzanna, koleżanka ze studiów, z którą na trzecim roku odbywał praktyki obserwacyjne w szkole. Lubili te same książki, kilka razy umówili się do kina, ale Daniel traktował ją bardziej jak koleżankę niż dziewczynę. Z całą pewnością nie patrzył na nią jak na kobietę, z którą miał pójść do łóżka. Ona najwyraźniej postrzegała go dokładnie w ten sposób. Podczas jednej z kameralnych imprez w akademiku obydwoje wypili za dużo wina i to po prostu się wydarzyło. Nie był przekonany, czy tego chce, ale ona chciała za nich dwoje. Później, zamiast błogiego uczucia spełnienia, które powinno wystąpić na skutek wydzielania się dopaminy w mózgu, czuł głównie przerażenie. Obawiał się, że przez kilka chwil cielesnego szaleństwa straci koleżankę. Tak też się stało, bo Zuzanna chciała mieć wszystko albo nic, a on nie był gotów dać jej tego pierwszego. Lubił ją, ale był pewien, że jej nie pokocha, a nie chciał roztaczać przed nią próżnych nadziei ani tylko z nią sypiać.
Z Julią było zupełnie inaczej. Początkowo skrępowany własnym brakiem doświadczenia i ograniczonymi umiejętnościami seksualnymi, szybko poczuł się tak, jakby całe życie był do tego stworzony. Ich zbliżenia były dopełnieniem wielkiego uczucia, które połączyło ich tak mocno, że mieli być na zawsze nierozłączni. Byli jak dwie części jednego organizmu – dwa płuca umieszczone w jednej klatce piersiowej. Kiedy znajdował się w niej, widział zupełnie inną rzeczywistość. Taką, której nigdy nie chciał opuszczać.
– Julio, chyba nie powinniśmy… Twoi rodzice są na dole – powiedział bez przekonania, kiedy jej dłoń spoczęła na jego rosnącej męskości.
– Wiedzą, ile mam lat, i raczej nie zakładają, że spędzimy ten wieczór na grze w szachy – odrzekła z przekornym uśmiechem.
Po chwili uklękła przed nim i bez wahania pozbawiła go dolnej części garderoby, krusząc tym samym resztki oporu.