Читать книгу Błękitne szynszyle - Barbara Gordon - Страница 7
MECENAS ROŻEK KŁANIA SIĘ UNIŻENIE
ОглавлениеCała postać mecenasa Rożka, drobna, szczupła, przypominająca zasuszone żyjątko morskie, promieniała dobrotliwością, ożywieniem, życzliwą gotowością świadczenia każdemu przysługi. Ze staroświecką galanterią witał obie młode kobiety, sadowił je w głębokich skórzanych fotelach przed kominkiem, z którego wydobywało się przyjemne ciepło płonących brzozowych szczap. Zacierał z radością chude rączki, częstował nalewką z dzikiej róży, podsuwał w chińskich czareczkach mocno i gorzko pachnącą herbatę. Zdawałoby się, że wcale się nie dziwił niespodziewanej wizycie, traktując ją jako miły i niespodziewany dar słotnego, jesiennego wieczora. Małymi, szarymi oczkami, ukrytymi pod siwymi, krzaczastymi brwiami, mrugał raz po raz porozumiewawczo w stronę Kamili, jak by miał zamiar jej powiedzieć: „Ale świetny kawał, prawda? Tam na dworze mżawka, ziąb i mgła, a my tu sobie siedzimy przyjemnie, przy kominku, popijamy dobrą nalewkę i dobrą herbatkę i nic nie chcemy wiedzieć o różnych tam takich przykrych rzeczach, jak... jak na przykład niepogoda!“ Od czasu do czasu zerkał ciekawie na Annę.