Читать книгу Damy z Cavendon Hall - Barbara Taylor Bradford - Страница 9
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеMiles Ingham schylił się, podniósł skrawki korka i położył je na półeczce nad kominkiem, obok podróżnego zegara. Tylko panna Charlotte wiedziała, jak zatknąć je odpowiednio za dwa obrazki George’a Stubbsa przedstawiające konie, by się nie przekrzywiały. Robiła to od lat, i nikt poza nią nie opanował dobrze tej techniki.
Odwrócił się i podszedł do ojcowskiego biurka. Usiadł przy nim i przyjrzał się dokładnie sporządzonej wcześniej liście. Były tam kwestie dotyczące nadchodzących dni, które chciał przedyskutować z Cecily.
Cecily Swann.
Bardzo chciał ją zobaczyć, porozmawiać z nią, po prostu być blisko niej. A jednocześnie obawiał się tego. Od lat, kiedy przypadkiem spotykali się w Cavendon, okazywała mu tylko uprzejmość.
Była w stosunku do niego tak zdystansowana, tak chłodna. Nie potrafił skruszyć muru z lodu, jaki wokół siebie wzniosła. Mroziła go spojrzeniem, a on znał tego przyczynę. Zranił ją do głębi, a ta rana nigdy się nie zagoiła.
Teraz stanowiło to problem, ponieważ przez kilka dni będą musieli być wobec siebie bardziej przyjacielscy, by jakoś sobie poradzić z tym niezwykłym zjazdem rodzinnym. Niedawno zrozumiał, że musi zaproponować taki sposób działania, który ona uzna za możliwy do przyjęcia.
Westchnął i zerwał się na nogi, cały w nerwach. Przechadzał się po bibliotece, starając się powściągnąć szalejące emocje. Cecily zjawi się tu lada chwila, a on nie wiedział nawet, jak ją przywitać.
W zeszłym tygodniu zaczął wręcz żałować, że ojciec postanowił zaprosić na weekend całą rodzinę.
Z drugiej strony, w Cavendon od bardzo dawna nie odbyło się żadne przyjęcie ani spotkanie. Nie było czego świętować, biorąc pod uwagę śmierć Guya, finansowe problemy rodziny, wojenne straty wśród ludzi, którzy pracowali na ich gruntach, atmosferę skandalu związanego z ich matką, który starali się ignorować. A teraz doszła niepokojąca depresja DeLacy spowodowana rozwodem, żeby nie wspomnieć o wielkich stratach Hugona na nowojorskiej giełdzie.
No i jego własne kłopoty. Miles zdawał sobie boleśnie sprawę, że właściwie nie ma żadnego życia. Clarissa była niewymownie tępa i rozrzutna, a interesowała się wyłącznie strojami, kosmetykami i biżuterią, co jego z kolei nudziło. Była też plotkarą. Uwielbiała rozmawiać o znajomych, nie szczędząc niemiłych uwag na ich temat, co wzbudzało jego obrzydzenie.
Przestał też lubić jej ojca, lorda Meldrew, który zanadto pobłażał jedynaczce, dając jej wszystko, czego dusza zapragnie. Miles nie znosił zepsutych kobiet, a Clarissa była wyjątkowo chciwa.
Miles od dawna wiedział, że jego żona to bezużyteczny ciężar, a co gorsza, że nie może zajść w ciążę. Wciąż nie miał tak wyczekiwanego dziedzica. Clarissa nie tylko okazała się bezpłodna, ale na domiar złego miała awersję do Cavendon Hall i nie chciała przyjeżdżać do Yorkshire.
– Nie jestem z natury wieśniaczką – poinformowała go na samym początku małżeństwa.
Podszedł do okna i wyjrzał na taras i rozciągający się za nim park.
Nagle zesztywniał. Po tarasowych schodach wchodziła Cecily. Wszelkie myśli uleciały mu z głowy, czuł, jakby wokół piersi zaciskała mu się pętla, nie mógł złapać tchu. Przełknął ślinę, postarał się opanować uczucia i otworzył drzwi.
Gdy tak szła ku niemu, nie mógł się oprzeć jej urodzie: jej bujnym włosom z rdzawym połyskiem, cerze w kolorze kości słoniowej i szarym oczom z lawendowym odcieniem, które mówiły całemu światu, że jest czystej krwi Swannówną. Oni wszyscy mieli takie oczy.
Cecily miała na sobie białą sukienkę obszytą granatową lamówką i pasek tego samego koloru, a mimo to wyglądała swobodnie; jedwabna spódnica fruwała wokół jej długich nóg.
– Cześć, Cecily – odezwał się, kiedy udało mu się nabrać powietrza. Serce łomotało mu w piersi i był autentycznie zdziwiony, że głos mu nie drży. Z ulgą skonstatował, że mówi zupełnie normalnie. – Dziękuję, że przyszłaś.
Skinęła głową i ujęła jego wyciągniętą dłoń. Uścisnęła ją, natychmiast wypuściła i cofnęła się o krok. Rzuciła mu chłodne spojrzenie.
– Mam nadzieję, że ta pogoda utrzyma się przez następnych parę dni – mruknęła cicho.
– Tak, też mam taką nadzieję – przytaknął i niespodziewanie zabrakło mu słów. Ujął ją pod ramię, wprowadził do biblioteki i zamknął za nimi drzwi.
Cecily natychmiast skierowała się do kominka, jak czynili to prawie wszyscy. Ten pokój był zawsze zimny, nawet latem.
– Chciałbym cię przeprosić – zaczął Miles, szybko podchodząc do niej.
– Za co? – spytała nieco ostrym tonem.
– Za niedbalstwo z mojej strony… że przez ostatnie sześć lat nie pogratulowałem ci twojego fantastycznego sukcesu jako projektantki mody. Świetnie sobie poradziłaś, wręcz znakomicie, i chciałbym, żebyś wiedziała, jaki jestem zachwycony. I dumny z ciebie. – Miles odchrząknął i dodał: – Próbowałem napisać do ciebie, ale za każdym razem, kiedy zaczynałem list, wyrzucałem go do kosza. Nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. A poza tym myślałem, że list ode mnie mógłby cię zirytować.
– Zważywszy na okoliczności, mógłby.
Cecily usiadła przy kominku. Poprawiając fałdy sukienki, pomyślała, że Miles nie wygląda zdrowo. Stracił sporo na wadze i miał w twarzy jakąś surowość i smutek. Widać to było szczególnie w jego niebieskich oczach. Zrobiło jej się go żal; wiedziała, że mu ciężko.
Miles usiadł na sofie naprzeciwko niej.
– Mam listę spraw dotyczących soboty i niedzieli, którą powinniśmy przejrzeć, ale najpierw chciałbym porozmawiać o czymś innym – powiedział cicho.
Cecily spojrzała na niego z uwagą i skinęła głową.
– No to mów, co ci leży na sercu.
– Chodzi o to, jak będziemy się do siebie odnosić. Przez te wszystkie lata byliśmy uprzejmi, kiedy się przypadkiem spotykaliśmy, ale nic poza tym. I świetnie rozumiem, czemu tak było. Jednak gdybyśmy przez następnych kilka dni byli tacy chłodni i oficjalni, zwłaszcza w obecności rodziny, wypadłoby to nieco niezręcznie, nie uważasz?
– Owszem. Przyszło mi do głowy, że moja wrogość w stosunku do ciebie mogłaby przysporzyć problemów, i sądzę, że powinnam się poprawić.
– Ja też, Cecily. – Uśmiechnął się lekko. – Pomyślałem sobie wczoraj, że może moglibyśmy wrócić do przeszłości; zachowywać się tak jak wtedy. Dobrze się bawiliśmy, byliśmy szczęśliwi.
Cecily milczała.
– Mieliśmy sporo uciechy, byliśmy szczęśliwi – powtórzył z naciskiem Miles.
– To prawda, ale mam nadzieję, że nie wyobrażasz sobie, bym poszła z tobą na strych odwiedzić nasze, jak je nazywałeś, „miłosne gniazdko”.
Powiedziała to tak poważnym głosem i z tak kamienną twarzą, że Miles wybuchnął śmiechem. Sam się sobie dziwił, bo roześmiał się po raz pierwszy od wielu miesięcy.
– Oczywiście, że nie – wykrztusił. Po chwili pohamował wesołość. – Mówię o naszej postawie – wyjaśnił.
Cecily zachowała pokerowy wyraz twarzy, choć przez moment omal nie roześmiała się razem z nim. Ale nie miała zamiaru ustąpić mu ani o włos. Nigdy w życiu.
– Sądzę, że jeśli spróbujemy wymazać ostatnie lata i przypomnieć sobie naszą młodzieńczą przyjaźń, to może się udać – powiedziała w końcu. – Będę się starała, bo musimy zorganizować idealną uroczystość ze względu na lorda Mowbray.
– Dziękuje, Ceci, wiedziałem, że zgodzisz się na tę umowę.
– Moim zdaniem to raczej kompromis – odparła sucho.
Miles zignorował jej lodowaty ton. Zmienił nieco pozycję i kontynuował:
– Jest jeszcze coś, co chciałbym wyjaśnić, coś, o czym powinnaś wiedzieć.
Jego głos brzmiał teraz poważnie. Cecily rzuciła mu krótkie spojrzenie. Znając go doskonale, była przekonana, że powie zaraz coś niesłychanie ważnego.
– No to mów. – Patrzyła na niego bez zmrużenia oka.
– W przyszłym tygodniu jadę do Londynu. Nie byłem tam od wieków, i mam zamiar poprosić Clarissę o rozwód.
Cecily nie przewidywała czegoś takiego i doznała wstrząsu. Zanim ugryzła się w język, wypaliła:
– Ale co na to powie hrabia?
– Tatuś wie, że to małżeństwo jest klęską. Nie pasujemy do siebie pod żadnym względem. Clarissa nie znosi wsi; co więcej, nigdy nie zaszła w ciążę. Nie dała mi dziedzica, a to martwi zarówno ojca, jak i mnie. I już się to nie stanie, bo od pewnego czasu jesteśmy w separacji. – Cecily milczała, więc dodał: – Ale ty już to wiesz. Należysz do Swannów, a Swannowie wiedzą wszystko o Inghamach.
– Nie zawsze wszystko – zauważyła Cecily. – Ale tak, to prawda, wiedziałam, że twoje małżeństwo nie należy do szczęśliwych. Charlotte mi powiedziała. Przykro mi, że tak ci się nie ułożyło.
– Mnie też. Biorąc pod uwagę, co musiałem poświęcić.
– Wiem. – Tyle tylko potrafiła powiedzieć, myśląc o tym, co sama musiała poświęcić. Ale lepiej było o tym nie wspominać.
– Mam zamiar złożyć Clarissie hojną ofertę – ciągnął Miles. – Alimenty i dom w Kensington, który podarował nam ojciec w prezencie ślubnym. Ale wcale nie jestem pewien, że zgodzi się na rozwód.
Cecily zmarszczyła brwi.
– Ale dlaczego? – spytała zdziwiona. – Jest dość młoda i ładna; może ponownie wyjść za mąż. I pomyśl, co wniesie do nowego małżeństwa – alimenty i piękny dom.
– Alimenty się skończą, jeśli ponownie wyjdzie za mąż, ale będzie mogła zatrzymać dom. Jednak jest inny problem.
– Jaki?
– Chce mieć tytuł, być hrabiną, więc będzie się tego kurczowo trzymała. Kiedy w zeszłym roku tatuś miał atak serca, były takie chwile, kiedy myślałem, że się z tego cieszy i z niecierpliwością czeka, aż ojciec zejdzie mi z drogi. No i jej, rzecz jasna.
– Miles, to okropne! Odrażające. – Cecily była przerażona.
– Mnie to mówisz? To było wręcz groteskowe, zwłaszcza że byliśmy już wtedy w separacji. Ale jestem pewien, że wygram. Tatuś rozmawiał ze swoim doradcą i mogę wziąć na siebie winę, dostarczyć dowodów zdrady małżeńskiej, tak by ona mogła wystąpić o rozwód. Jeśli nie zgodzi się na takie rozwiązanie, ja również mogę wystąpić o rozwód. Według pana Paulsona, doradcy ojca, mam ku temu podstawy. Nie zdradę, ale porzucenie. Spakowała wszystkie swoje rzeczy i zostawiła mnie w Cavendon. Innymi słowy, porzuciła dom i męża.
Cecily usiadła wygodniej na krześle, myśląc o minionych sześciu latach. Dla Milesa były to lata stracone. Ale dla niej okazały się owocne, bo zapoczątkowała swój salon mody. Interes kwitł i przynosił zyski.
– Grosik za twoje myśli – powiedział cicho Miles. Przyglądał jej się uważnie.
– Myślałam o tych twoich straconych latach – mruknęła. Zawsze była uczciwa.
– Rozumiem. Z drugiej strony, naprawdę dużo się nauczyłem o rolnictwie i hodowli bydła, o ziemi, wrzosowiskach, o prowadzeniu majątku. I wciąż się czegoś uczę. – Pochylił się i spojrzał na nią z uwagą. – Kiedy rozwiodę się z Clarissą, będę miał u ciebie jakąś szansę, Ceci?
Cecily nie zaskoczyło to pytanie; wiedziała, że Miles wciąż ją kocha, tak jak ona jego. Nic i nigdy nie zmieni ich uczuć. Ale Miles był dziedzicem tytułu hrabiowskiego, a jego ojciec stanowczo będzie sobie życzył, by jego nowa synowa była arystokratką. Nie taką zwykłą dziewczyną jak ona. DeLacy wyraźnie jej to powiedziała sześć lat temu, kiedy wygadała się, że Miles zaręcza się z Clarissą. „On nie mógłby się ożenić z taką zwyczajną dziewczyną jak ty” – stwierdziła, a Cecily nigdy nie zapomniała tych słów.
– Nie dajesz mi odpowiedzi. – W oczach Milesa miejsce smutku zajął żar miłości.
Cecily była do głębi poruszona tym, jak na nią patrzył, tęsknotą, która wyzierała z jego twarzy.
– Kiedy miałam dwanaście lat, oświadczyłeś mi się, a ja przyjęłam oświadczyny – powiedziała powoli – ale byliśmy za młodzi. Kiedy miałam osiemnaście lat, znów mi się oświadczyłeś, a ja się zgodziłam. Jednak poślubiłeś inną kobietę. Co mi teraz powiesz, Miles? Do trzech razy sztuka? – Uniosła pytająco brwi.
Miles skinął głową i uśmiech rozjaśnił jego poważną twarz.
– Tak, rzeczywiście, do trzech razy sztuka! No to wyjdziesz za mnie, kiedy się rozwiodę? – Był podekscytowany, mówił z ożywieniem, jakby nagle odmłodniał.
– Nie wiem – odparła. – Szczerze mówiąc, nie sądzę. Zmieniłam się pod wieloma względami, ty też. – Zamilkła i wzięła głęboki oddech. – Ale sytuacja się nie zmieniła. Wciąż jestem zwyczajną dziewczyną. Nie mogę podejmować teraz takiego zobowiązania i ty też nie powinieneś tego robić.
– Ciągle mnie kochasz, Cecily Swann. Tak bardzo, jak ja kocham ciebie. Nigdy nie przestałem cię kochać i ty o tym wiesz. Należymy do siebie od czasu, kiedy byliśmy dziećmi – dodał cicho i czule.
Cecily milczała, jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Ale serce jej się ściskało. Chciała przyznać, że należy do niego, ale nie miała dość odwagi. Nie mogła się przed nim odsłonić. Ponieważ to nie Miles, ale jego ojciec, hrabia Mowbray, będzie miał w tej sprawie ostatnie słowo.
Wydawało się, że Miles czyta w jej myślach.
– Wszystko po kolei, Ceci – oświadczył. – Muszę odzyskać wolność, a wtedy porozmawiamy i zajmiemy się resztą. Zgadzasz się?
Cecily tylko skinęła głową.
– No to wróćmy do sprawy weekendowych przyjęć. Oto co powinniśmy przygotować na sobotni wieczór.
Zaczął przedstawiać wstępne założenia, ale uśmiechał się w głębi ducha. Zamierzał zdobyć Cecily bez względu na to, czy ona w to wierzyła, czy nie. Mężczyźni Inghamów i kobiety Swannów nie mogą się oprzeć sobie nawzajem, a oni nie byli wyjątkiem.