Читать книгу Kurs pozytywnego myślenia. Moja wewnętrzna moc - Beata Pawlikowska - Страница 5
ОглавлениеRozdział 3
Teraz pewnie powiesz, że nie, no błagam, przecież chyba na tyle siebie znam, prawda? Gdyby w mojej głowie był ktoś obcy, na pewno bym o tym wiedział?
Gdybyś o nim wiedział, on nie byłby obcy.
I o to właśnie chodzi.
On tam jest i jest obcy tak długo, aż świadomie, cierpliwie i z przyjaźnią namówisz go do tego, żeby stanął twarzą do słońca i pozwolił się zobaczyć.
Rozumiesz?
Powiem to jeszcze raz, ale inaczej.
W każdym z nas mieszka taki dziwny osobnik, który siedzi schowany bardzo głęboko w najdalszym i najciemniejszym zakątku duszy.
W każdym bez wyjątku.
W tobie też.
To on w milczeniu rządzi wszystkim co robisz. Jest jak centralny Komputer-Władca, który dostarcza dane do pomniejszych komputerów twojego umysłu, które tak świetnie potrafisz obsługiwać.
Myślisz, że kierujesz swoim życiem, bo myślisz, decydujesz, walczysz, zdobywasz, ale w rzeczywistości zawiadujesz tylko wtórnymi emocjami, które są ci dostarczane przez niego.
Wiem, to może brzmi dziwnie, ale przypomnij sobie ile razy zdarzyło ci się zrobić coś, czego potem sam nie mogłeś zrozumieć i zastanawiałeś się jak mogłeś zrobić albo powiedzieć albo pomyśleć coś takiego? Przecież to jest całkowicie niezgodne z tym, w co wierzysz, co wyznajesz, czego pragniesz. A jednak taka myśl pojawiła się w twojej głowie, prawda? Albo z twoich ust wypłynęły słowa, z którymi później kompletnie nie jesteś w stanie się identyfikować. Albo zrobiłeś coś, czego nigdy w życiu nie chciałbyś zrobić, czujesz się winny, żałujesz i nie możesz sobie wybaczyć, że postąpiłeś w taki sposób.
Zachowałeś się zupełnie jak nie ty. Prawda?
Zdarzyło się?
Wiesz dlaczego?
Bo tak kazał ci Ten Drugi Ja.
Nie dlatego, że chciał ci zrobić na złość albo sprowadzić cię na złą drogę. Wprost przeciwnie. Jemu się wydawało, że to będzie dla ciebie dobre. Ale – jak już napisałam wcześniej – on mieszka w zimnej jaskini bez dostępu słońca i wszystko co wie, jest oparte na wcześniej zebranych trudnych doświadczeniach, więc jego wiedza jest raczej gorzka, pełna strachu i przeświadczenia, że jest źle i że lepiej być nie może.
To właśnie dlatego tak często potykasz się w życiu i masz poczucie braku celu, bezsensu albo zagubienia. To on wsącza takie emocje do twojego umysłu, a ty po prostu je akceptujesz, ponieważ nie wiesz, że mógłbyś zrobić inaczej.
Jeżeli nie zdajesz sobie sprawy z tego skąd te uczucia się w tobie biorą, nie możesz skutecznie się od nich uwolnić. Zmagasz się z czymś silniejszym od ciebie i zawsze upadasz. Walczysz, ale przegrywasz. Masz momenty ekstazy i szczęścia, ale potem załamujesz się pod ciężarem stresu, niepokoju, wizji katastrofy i strachu przed porażką.
Czy wiesz kim jest Ten Drugi Ja, który w tobie mieszka?
Czy wiesz skąd się wziął i dlaczego tam jest?
On był w tobie od samego początku.
Najpierw wcale nie stał tyłem, tylko ufnie patrzył przed siebie. Ale był wtedy bardzo małym człowieczkiem, zależnym od innych. Na początku sam nawet nie potrafił chodzić ani powiedzieć czego potrzebuje.
Pierwszą rzeczą, jakiej się nauczył, było to, że jest bezradny.
Ciągle ktoś go podnosił i stawiał, przekładał, ubierał, rozbierał, dotykał. Nikt go właściwie nie rozumiał.
Wszyscy tylko pytali:
– Co ci jest? Czego chcesz? Dlaczego znowu płaczesz?
Wszyscy zawsze byli więksi i silniejsi, ale jednocześnie z tą wielkością wcale nie wiązała się mądrość ani miłość. Nigdy nie było wiadomo jakie będą te duże ręce, które go ciągle dotykały. Czy spokojne, ciepłe i delikatne, czy też może zniecierpliwione, napięte i pełne złości.
Ten Drugi Ja pomyślał więc, że musi się jakoś przygotować do obrony. Zaczął obserwować świat dookoła siebie i wyciągać wnioski.
Wiedział już, że nikomu nie można zaufać. Wielcy Ludzie dookoła czasami byli bardzo przyjemni, mili i sympatyczni. Przytulali, śmiali się, głaskali, całowali. Ale czasami byli zdenerwowani, rozzłoszczeni, krzyczeli, bili, grozili, płakali. Nigdy nie było wiadomo co się stanie.
To jest pierwsza i najważniejsza lekcja, jaką Twój Drugi Ja wyciągnął na resztę życia.
Jego pierwszy wniosek brzmiał:
Nikomu nie można zaufać.
Do tego dopisywał później następne wnioski wysnute na bazie jego osobistego doświadczenia:
Każdy może mnie skrzywdzić.
Świat jest groźny i nieprzewidywalny.
Dookoła jest pełno bardzo dużych ludzi, którzy mają nade mną władzę.
Muszę się bronić.
Z tych wniosków logicznie wynikały też przekonania dotyczące jego samego:
Jestem mały i bezbronny.
Jestem nieważny.
Jestem gorszy i słabszy.
Jestem zagrożony.
Jestem porzucony.
Jestem samotny.
Wyobraź sobie.
Maleńki człowiek, który pojawił się nagle na planecie Ziemia. Wszyscy są od niego więksi. Z nikim nie może się w pełni utożsamić, bo nawet najbliższa mu osoba, czyli matka, czasem sprawia mu ból, odrzuca albo przekazuje mu swój strach, stres i niepokój.
– Muszę się bronić! – myśli gorączkowo ten mały człowieczek i stara się jakoś odnaleźć w sytuacji, do której w ogóle nie był przygotowany.
Nikt z nas nie był.
Ani ty, ani ja, ani nikt inny.
Istnieje możliwość, że zdarzy się cud i przyjdziesz na świat w miejscu, gdzie oboje rodzice mają wewnętrzną równowagę i spokój wynikające ze spójności pomiędzy Pierwszym Ja i Tym Drugim Ja. Ale to wyjątek i przypadek jeden na milion. Rzadko spotykany w naszej cywilizacji.
Raczej należy przyjąć, że jesteś taki jak 99% pozostałych, czyli że twoje Pierwsze Ja nie ma żadnego połączenia z Tym Drugim Ja, co w praktyce oznacza, że Pierwsze Ja myśli, że rządzi, podczas gdy w rzeczywistości jest zarządzane przez Tego Drugiego Ja.
Masz wątpliwości?
To jest naprawdę bardzo proste.
Nie pytaj siebie jak jest, dlatego że twoje racjonalne i logiczne Ja znajdzie wiele argumentów, żeby się ze mną nie zgodzić. Problem jedynie polega na tym, że będą to argumenty czysto teoretyczne.
Dowody znajdują się w twoim życiu.
Rozejrzyj się po tym co robisz, mówisz i myślisz.
Przypomnij sobie jak się czasem czujesz.
Śmiało.
Uczciwie przed samym sobą.
Zdarza ci się, że nienawidzisz samego siebie, bo zrobiłeś coś, czego nie możesz sobie wybaczyć, prawda? A może żyjesz z ogromnym poczuciem winy za coś, co się kiedyś stało i właściwie nie jesteś w stanie zrozumieć jak do tego doszło?
Pewnie miewasz też chwile załamania i rozpaczy tak wielkiej, że masz ochotę ze sobą skończyć? A może cierpisz na depresję, która czasem ogarnia cię jak zniewalająca czarna chmura? Godzinami leżysz w łóżku, nie chcesz żyć, nie jesteś w stanie niczym się zająć?
Czy myślisz, że to są cechy w pełni zdrowego, szczęśliwego człowieka?
Ja wiem jak to jest.
Ja też kiedyś udawałam przed wszystkimi, że w moim życiu wszystko jest doskonale, a ja jestem władcą wszystkiego, co mi się zdarza. I naprawdę w to wierzyłam. Ale nachodził mnie czasem tak gigantyczny smutek, że kładłam się na podłodze i płakałam. Oczywiście tylko wtedy, kiedy nikt mnie nie widział. Płakałam tak długo, aż skończyły mi się łzy i byłam zbyt zmęczona. Przez jeden dzień, czasem przez dwa albo trzy. A następnego dnia szłam do pracy i znów myślałam, że jestem zwycięzcą i rządzę moim życiem.
Długo nie byłam w stanie dostrzec, że w gruncie rzeczy ja jestem zdobywcą tylko wtedy, kiedy inni na mnie patrzą, bo kiedy jestem sama, to pogrążam się w bezradnej samotności i strasznej pustce.
Ważne było dla mnie głównie to, żeby tworzyć pozory na potrzeby innych ludzi.
Sama przed sobą nie byłam w stanie przyznać jak jest naprawdę, bo nigdy nie chciało mi się sięgnąć głębiej. Byłam skoncentrowana na udawaniu przed innymi ludźmi – co wychodziło mi w fantastycznie naturalny sposób i bez trudu.
Jednocześnie sama przed sobą usiłowałam ukryć prawdę, czyli to, że kiedy nikt mnie nie widzi, to jestem zupełnie inna – smutna, przygnębiona, nieszczęśliwa, samotna, pogrążona w chaosie, którego kompletnie nie rozumiem.
Dlatego kiedy pytam jak jest z tobą, wiem, że pewnie w pierwszym odruchu odpowiesz mi, że jest super.
Ale raz w życiu spróbuj spojrzeć na samego siebie uczciwie.
Ja nie jestem twoim widzem. Nie musisz przede mną udawać. Ja przecież nawet ciebie nie znam i nie wiem co myślisz. Namawiam cię tylko do tego, żebyś spojrzał na swoje życie uczciwie, czyli zobaczył je takim, jakie ono naprawdę jest.
Czy rzeczywiście jesteś zawsze zwycięzcą?
Czy rzeczywiście jesteś zawsze taki silny i opanowany?
Czy rzeczywiście zawsze wiesz co zrobić?
Czy rzeczywiście ty rządzisz w swoim życiu?
Czy rzeczywiście zawsze robisz to, co mówiłeś, że zrobiłbyś w tej sytuacji?
Wiesz o co chodzi?
Nauczyłeś się kreować pewien wizerunek samego siebie.
Całe twoje postrzeganie było skierowane na zewnątrz, w stronę innych ludzi. Miałeś ich zachwycić, zjednać, przeciągnąć na swoją stronę.
Przyzwyczaiłeś się do tego, że najważniejsze jest to, co oni o tobie myślą, co o tobie mówią, czy ciebie akceptują, czy podziwiają i czy jesteś im potrzebny.
Najprawdopodobniej jednak jednocześnie nauczyłeś się ignorować to, kim jesteś naprawdę. To, jaki jesteś w głębi duszy. Jak naprawdę się czujesz i co robisz kiedy nikt cię nie obserwuje i nie ocenia. Kiedy jesteś tylko z samym sobą.
Stworzyłeś pewną iluzję, w którą sam zacząłeś wierzyć.
W sumie nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że przecież naprawdę jest inaczej.
Udajesz przed innymi, że zarządzasz swoim życiem, ale w rzeczywistości kiedy nikt cię nie widzi, czujesz się czasem kompletnie bezradny, bo widzisz, że to życie zarządza tobą, a nie odwrotnie.
Prawda?
Ciągła walka. Strach, stres, niepokój, poczucie winy, gniew, bezsens, chaos. Potem chwila porządku i uspokojenia. A potem znowu wojna z całym światem, ludźmi i z samym sobą.
Nie chcesz, ale musisz.
Wydaje się, że nie masz wyjścia.
Miotasz się.
I czy wciąż twierdzisz, że to ty kierujesz swoim życiem?