Читать книгу Tajo@Bruns_LLC - Serce lwa - Bianca Nias - Страница 11
Rozdział 5
ОглавлениеW ciągu następnych dwóch dni Marc starał się dzielnie trzymać Taja na dystans. Co nie było wcale łatwe, gdy się tak ściśle współpracowało. Był jednak przekonany, że postępuje słusznie, chcąc chronić swoje serce oraz zachować twarz, kiedy nie będzie się dalej zadawał ze swoim atrakcyjnym pracodawcą. Co miałoby to dać? To że Tajo się z nim zadawał, nie mogło znaczyć, że chciał od niego czegoś na poważnie. Chciał iść z nim tylko do łóżka? Ale to nie było w jego stylu. Tyle dobrze, że nie musiał się obawiać jakichkolwiek chorób. Przynajmniej na tą drugorzędną uwagę pozwolił sobie Tajo.
Jednak awansom Taja było ciężko się oprzeć. Na szczęście mieli dużo do zrobienia i Tajo musiał się niekiedy skoncentrować na pracy. Krok po kroku przeszli przez oprogramowania pulpitu komputerowego. Marc stwierdził, że jego pierwsze wrażenie, że przypominało mu to pulpit sterowniczy rakiet NASA, nie było wcale takie nieuzasadnione. Faktycznie chodziło o układ sterujący prywatnej satelity. Jaką miała orbitę, do kogo należała i do czego służyła, nie mógł jednak odkryć. Tajo unikał jego pytań albo częściowo, albo wcale nie odpowiadał, dlatego też Marc po krótkim czasie dał sobie spokój, aby się więcej o tym dowiedzieć.
Instalacja i oprogramowanie dużego ekranu dotykowego sprawiały im obu ogromną przyjemność. Kiedy udało im się po raz pierwszy, jakąś aplikację wysłać z ekranu dotykowego na inny monitor jednym ruchem ręki, cieszyli się jak dzieci.
Marc zobaczył wtedy zabawną, luźną stronę Taja, czego wcześniej nie uważał za możliwe. Podczas ich pierwszego spotkania wydawał mu się wyjątkowo wysoki, niesamowicie poważny i rozgniewany. Ale teraz stopniowo zauważał, że ten facet miał wiele stron oraz całkiem inną, prywatną twarz. Tajo miał nadzwyczajną skłonność do sarkazmu, i czy chciał czy nie, często śmiał się do rozpuku z jego suchego sposobu bycia, kiedy Tajo pozwolił sobie na jakąś uwagę. I musiał dodać, że nie tylko ta strona, lecz cały ten facet więcej niż mu się podobał. I dokładnie dlatego też było cholernie ciężko, nie ulec pokusie kolejnej nocy.
Tajo pokazał mu, które komputery powinny być odłączone od tych podłączonych do internetu, a które powinny działać wewnętrznie pod ochroną. Ten komputer, który został podłączony do normalnego internetu, miał być chroniony programem, który powinien ukryć jego wprowadzanie i wyszukiwanie danych w postaci różnych, operujących na całym świecie serwerów. Przez to inni nie mieliby możliwości śledzenia, skąd pochodzi dostęp online do ich numeru ID.
Cała ta sprawa stawała się dla Marca coraz bardziej tajemnicza. Ukryty dostęp online, układ sterujący satelitami, chroniony serwer? Przypominało mu to film szpiegowski, ale swoje zdanie zachował dla siebie, wykonując polecenia Taja. W końcu jego pracodawca żądał za to dużych pieniędzy od firmy Bruns LLC.
Marc pracował skoncentrowany, a dzięki wysokiej mocy komputerów posuwał się bardzo szybko do przodu. Po kilku dniach przyłapał się na tym, że chciał wgrać kilka prostych oprogramowań, które mogłyby ułatwić pracę czy też które on uważał za potrzebne do całego konceptu, ale które nie były wcale planowane.
,Przestań grać na zwłokę‘ – skarcił samego siebie. Przerwał pracę i postanowił pójść do domu i poprosić Keylę o jeszcze jeden dzbanek mrożonej herbaty. Sama robiła tą doskonałą, gaszącą pragnienie herbatę ze świeżej mięty, którą hodowała w ogrodzie, dodając jeszcze cytrynę, trochę cukru i kostki lodu.
Kiedy chciał właśnie opuścić centralę komputerową, usłyszał ciche, zdenerwowane głosy. Rozpoznał Jona i Taja, którzy szepcząc wydawali się kłócić. Marc stanął jak wryty.
– Nie jesteśmy jeszcze gotowi – syknął Jon.
– Hank zaginął i co powinniśmy twoim zdaniem zrobić? Siedzieć tutaj i zbijać bąki? – odrzekł wściekły Tajo.
– On potrafi sam o siebie zadbać. W końcu sam się w taką sytuację wpakował, czyż nie?
– Przecież ty wcale nie wiesz, w jakiej sytuacji on się znajduje. Wiemy tylko, że się nie odezwał, jak było ustalone. A że uratował mi kilka razy tyłek, to nie zostawię go samego...
– Tajo, to jest za bardzo niebezpieczne! Obecnie nie stworzyłeś jeszcze zespołu, który mógłby ci pomóc. A pojechać w pojedynkę do Iraku, to wariactwo!
Tajo zaśmiał się pogardliwie.
Marc świadomie zamknął drzwi biura głośno, wychodząc z domu. Obaj bracia stali naprzeciw siebie, a napięcie między nimi było wręcz namacalne. Tajo przyglądał mu się badawczo, a Marc przybrał neutralną minę, aby ukryć, że podsłuchiwał.
– Hej chłopaki, idę do Keyli czegoś się napić, idziecie ze mną? – zapytał najbardziej na luzie, jak tylko mógł.
– Nie, dziękuję! – bracia odpowiedzieli chórem, odwracając się i krocząc w przeciwnym kierunku każdy.
‚Rety, u nich jak jest awantura, to na całego’ – pomyślał Marc. I na Boga, o co oni się pokłócili? Dla Marca nie trzymało się to wszystko kupy.
***
W ciągu kolejnych dni przeszło kilka burz termicznych z oberwaniem chmury i gradem. To było po prostu typowe niemieckie lato.
– Tajo, mógłbym mój samochód postawić gdzieś pod dachem? Jeśli będzie tak dalej padał grad to jeszcze zrobią się wgniecenia – poprosił Marc zmartwiony. Badawczo spojrzał przez okno, niebo wydawało się coraz bardziej chmurzyć. Utworzyło się ciemne i groźne pasmo chmur, a ciężkie opady deszczu dudniły głośno w dach werandy. Przedtem spadł już gwałtowny grad, a pojedyncze resztki jego gródek pokrywały nadal jego auto i część podwórza.
– Jasne, że możesz – bąknął Tajo. – Prze-parkuję trochę inaczej moje auta w stodole i zrobię ci miejsce, wtedy zmieszczą się wszystkie samochody.
Marc czekał w schronieniu werandy, aż Tajo szybkim krokiem doszedł do stodoły. Uśmiechając się, patrzył, jak ten duży mężczyzna wstrząsnął się zniesmaczony, kiedy dotarł tam przemoknięty do suchej nitki. Kilka minut później podążył za nim, biegł tak szybko jak mógł do swego auta, ale również oberwał tą silną ulewą. Przemoczony do suchej nitki i ze zdrętwiałymi palcami zapalił silnik, ale najpierw musiał niecierpliwie odczekać, aż nawiew uwolni przednią szybę od zaparowanej wilgoci. Co za cholerna pogoda! Gniewnie skrzywił twarz, odgarnął mokre włosy z oczu i zaprowadził auto w suche miejsce, jak ustalił.
Kiedy wysiadł i rozejrzał się po ogromnej stodole, podziwiał stojące tam w szeregu pojazdy: Porsche Cayenne, ogromny, czarny Hummer, czerwone Ferrari, srebrny Aston Martin, szary Jaguar i dwa ciężkie motory. Mały, czerwony Nissan, który jak zagubiony stał obok zaparkowany, skłonił go do uśmiechu.
– Hm, ten mały należy pewnie do Keyli, prawda?
– Prawda, ja nawet nie zmieściłbym moich nóg w takim ‚puddle jumper’. Jak Wy mówicie po niemiecku? ‚Hasenkiste’ (pudełko dla królika)? – zażartował Tajo.
Marc parsknął rozbawiony. – Lepiej nie mów jej tego, jak nazywasz jej auto.
Duży Hummer wzbudził Marca zainteresowanie.
– Mogę mu się przyjrzeć? – zapytał. Takiego auta nie widział jeszcze w Niemczech. Można było tutaj w ogóle dopuścić do ruchu tego pożeracza paliwa z tym wyposażeniem? Co powiedziałby Związek Kontroli Technicznej na te ogromne opony, szeroką karoserię i reflektory na dachu? A może to auto przeszło w wydziale komunikacji jako traktor?
***
– Okej, śmiało, obejrzyj go sobie.
Uśmiechając się wyrozumiale Tajo podążył za Marcem do pojazdu, ciesząc się z jego szczerego podziwu. On sam uwielbiał swój samochód terenowy. Jego rodzeństwo nabijało się z niego, że ich oboje sprzedałby raczej do zoo, niż pozwoliłby na jazdę próbną Keyli czy Jonowi.
Marc głaskał z podziwem czarny lakier jak i chromowany zderzak i bagażnik dachowy. Przez drzwi kierowcy zajrzał do środka. Tajo obserwował uważnie każdy jego ruch. Mokra koszulka kleiła się na nim, modelując szczupłą górną część ciała. Lekka gęsia skórka utworzyła się na jego ramionach i Marc pocierał o nie zamyślony. Palce Taja drżały. Zbyt chętnie potarłby za niego wilgotną skórę, ogrzewając go. Dlaczego właściwie nie? Byli tutaj sami, jak okiem sięgnąć, nikogo nie było w pobliżu…
Tajo podszedł do niego od tyłu, obejmując go swoimi ramionami. Oparł swój podbródek na ramieniu Marca, szepcząc mu do ucha: – Chcemy go wypróbować?
Marc napiął się, próbując się od niego uwolnić. Zanim jednak udało mu się, jak w ostatnich dniach zejść mu z drogi, Tajo otworzył jedną ręką tylne drzwi Hummera, a drugą wepchnął go na tylne siedzenie.
Z zaskoczonym sapnięciem Marc upadł na skórzane tylne siedzenie, a Tajo stanął między jego udami. Marc patrzył na niego szeroko otwartymi oczami. Jego cała postawa emanowała niepewnością, która poruszała Taja. Czyżby się bał? Nie, na strach to nie wyglądało. Raczej na…desperacką próbę ukrycia własnego zdenerwowania. Próby obrony Marca były tak niezdecydowane, że nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Nie mówiąc już o tym, że naprawdę tego chciał.
– Co ja mam z tobą zrobić? – wyszeptał.
– Pozwolić mi odejść? – zaproponował Marc niezdecydowanie.
Deszcz dudnił o dach stodoły. Tajo gapił się jak zahipnotyzowany na kawałek nagiego brzucha Marca, który był widoczny przez podsunięty do góry podkoszulek.
– Chyba nie potrafię – odparł zachrypniętym głosem. Jego oczy chłonęły ten podniecający widok. Klatka piersiowa Marca szybko podnosiła się i opadała. Tajo czuł adrenalinę, którą błyskawicznie wydzielało jego ciało. Łącznie z typowym dla Marca, czystym zapachem podniecało go to niesamowicie. Poza tym uważał młode i szczupłe ciało Marca po prostu za doskonałe. Ta mieszanka męskiej twardości, żylastych mięśni, ale także pewnej jego własnej miękkości zapierała dech.
Jego dłonie powędrowały pod wilgotny od deszczu materiał, przesuwając go dalej ku górze. Jego kciuki pocierały sutki Marca, które od razu stwardniały. Pochylił się nad nim, całując go najpierw delikatnie, a później z coraz większym pożądaniem.
Wyraźnie czuł napięcie Marca, który jednak gwałtownie odwzajemnił jego pocałunek, jakby chciał nadrobić zaległości z ostatnich dni. Jakby się stęsknił. Marc jęknął i chwycił jego mokre włosy. Jego szczupłe nogi objęły go mocno, przyciągając bliżej, tak że Tajo leżał w połowie na nim.
Tajo uwolnił się rozkoszując widokiem. W jego spodniach zapanował drastyczny brak miejsca. Nie mógł się oprzeć i pocierał przez spodnie swojego twardego kutasa o kutasa Marca.
Nagle spodnie okazały się bardziej uciążliwe. Nerwowymi palcami pomógł Marcowi, rozpiąć je i ściągnąć. Co nie było łatwe, gdyż obaj byli przemoknięci, a dżinsy kleiły się na nich. Potem ściągnął jego bokserki.
Sięgnął między nich, wziął oba członki razem w swoją dużą dłoń, pocierając delikatnie o siebie. Marc jęczał, napierając na Taja.
Jego usta szukały ust Marca, a później wyznaczyły ścieżkę pocałunków w dół, po jego piersi i brzuchu.
Marc wstrzymał słyszalnie powietrze, kiedy jego usta objęły kształtny trzon. Tajo patrząc mu w oczy, wsunął jego członek do ust. Ręce Marca drżały, a on trzepocząc zamknął powieki. Jego głębokie jęki brzmiały jak muzyka w uszach Taja.
Kiedy czuł, że Marc był krótko przed orgazmem, zatrzymał się, dając mu raptem dziesięć sekund na złapanie oddechu. Rozsunął nogi Marca jeszcze szerzej, przyciągnął jego tyłek trochę do siebie, spuszczając swoją głowę ponownie między jego uda.
Delikatnie przejechał językiem po jego dziurce, otaczając to czułe wejście. Zaskakujące dyszenie, krótki jęk Marca pozwolił mu na uśmiech. Nie był jeszcze w tym tak wrażliwym miejscu lizany? Kontynuował rytmicznie lizanie wrażliwej dziurki, jego język masował i rozciągał to wąskie wejście. Zaczął uwielbiać tę grę, testując, jakie dźwięki mógł wydobyć z Marca. Jeśli Marc da radę jeszcze chwilę się powstrzymać, to zbliżający się orgazm wzniósłby go do nieba.
Musnął palcem po wilgotnej dziurze, wdzierając się ostrożnie do środka. Marc wychodził mu naprzeciw, a Tajo w tym czasie zaczął go powoli pieprzyć palcem. Po reakcjach Marca wiedział, kiedy ten był gotowy na drugi, a chwilę później także na trzeci palec.
Tajo dał sobie czas, aby go przygotować. Marc trzymał się kurczowo tapicerki auta, jęcząc i obracając się pod jego rękoma i ustami.
– Proszę, Tajo, proszę …weź mnie teraz – błagał.
Tajo naciskał swoim twardym członkiem na wejście Marca. Cholera, on sam był na skraju swojej samokontroli. Jeśli teraz straci tylko przez króciutki moment kontrolę, to wszystko skończy się o wiele za szybko, a on chciał rozkoszować się każdą pojedynczą sekundą. Energicznie wytarł krople potu, które kapały mu z czoła.
Pomimo wilgoci lizanej szczeliny i wytrysku na swoim członku, który roztarł na wejściu Marca, musiał zwolnić i krok po kroku się w niego wsuwać. Tym razem pozwolił mu się przyzwyczaić do swojej wielkości i odczekał, aż zauważył, że Marc był gotowy, zanim się cofnął i delikatnie w niego wtargnął.
Marc wciągnął ostro powietrze i sapiąc, wydychał je z powrotem. Słabe kwilenie wydobyło się z niego. Rozciągnięcie było na granicy tego, co był w stanie znieść.
Tajo przełożył nogi Marca przez swoje ramiona. Marc leżał przed nim całkowicie otwarty. Widok własnego, dużego członka, który powoli wślizgiwał się i wyślizgiwał z dziurki Marca, nieprawdopodobnie go podniecał. Wepchnął się w niego bardzo głęboko. Jego członek został objęty jedwabną, ciepłą osłoną, która otuliła go jak imadło i dojony przez lekkie skurcze mięśni. Chwycił twardego członka Marca, który kusząco wygiął się w jego kierunku, zwilżył dłoń i pozwolił mu w swojej dłoni poczuć ruchy ich ciał.
***
Obaj pocili się, a ich wilgotne od deszczu ciała powodowały, że szyby Hummera zaparowały.
Marc uśmiechnął się drwiąco, kiedy jego wzrok padł na zaparowaną szybę nad nim. To przypominało mu scenę z „Titanica”, gdzie Kate Winslet i Leonardo DiCaprio uprawiali seks w samochodzie na pokładzie załadunkowym, zanim statek uderzył w górę lodową. Położył dłoń na szybie, jadąc teatralnie po niej palcem w dół.
– Góra lodowa naprzód! – nie mógł się powstrzymać.
Tajo wiedział, do czego była ta aluzja, i roześmiał się cicho. – Rose, jeśli Ty skoczysz, ja też skoczę – zacytował w tonie Leonarda DiCaprio.
Marc śmiał się pod nosem. Ta mała, duchowa rozrywka pomogła mu, odwlec jego nadchodzący orgazm. Chciał rozkoszować się każdą sekundą z Tajem. Ale nie mógł też sobie przypomnieć, aby kiedykolwiek śmiał się podczas seksu.
Zmierzył twarz Taja, który zwęził oczy do wąskich szczelin. Coś przeszkadzało mu w tym spojrzeniu, ale nie wiedział co. Zanim jednak uświadomił sobie, co go irytowało, Tajo zwiększył tempo, zmienił kąt swojego ataku, wciskając się w niego głębiej. Jego członek wydawał się jeszcze trochę bardziej nabrzmiały, trafiając w ten jeden określony punkt, który pozwolił mu niekontrolowanie zadrżeć. Gorąca fala przebiegła przez niego, jego palce u rąk i stóp podkurczyły się gwałtownie, a on wygiął plecy, sapiąc.
Jęczał, trzymając się zagłówka, aby od tych dzikich pchnięć nie wylądować na drzwiach po drugiej stronie. Wszystko się w nim skurczyło, gdy szczytując, krzyczał.
Tajo jęknął podniecony, rozlewając się w jego wnętrzu. Pozwolili powoli opaść ich pożądaniu i uspokoić bicie ich serc.
– Kiedy mogę odbyć próbną jazdę tym autem? – Marc wydyszał.
– Kiedy tylko chcesz… – odparł Tajo bez tchu.