Читать книгу Tajo@Bruns_LLC - Serce lwa - Bianca Nias - Страница 9

Rozdział 3

Оглавление

Tajo rozkoszował się spokojem. Dziwił się co prawda, że Marc nie wydobył z siebie ani słowa, ale właściwie było mu to na rękę. Nie należał do królów rozrywki. Zauważył jednak, że w obecności Keyli i Jona, Marc zachowywał się całkiem inaczej, wtedy był niesamowicie rozmowny i otwarty. Teraz jednak sprawiał wrażenie skrępowanego i nieśmiałego.

Zwrócił się do Marca szukając niewinnego, uprzejmego początku rozmowy. Ten mały człowiek siedział oddalony od niego na długość ramienia, ale był do niego odwrócony plecami. Widocznie miał problem z tym, że był nagi. Tajo uśmiechnął się. Uczucie wstydu było zmiennokształtnym w dużej mierze obce. Żyjąc z kilkoma innymi w lwim stadzie i nie będąc pod obserwacją innych, łatwiej było być nagim i móc się w każdej chwili przemienić. Bokserki miały ten głupi nawyk, że opierały się przeobrażeniu i rozrywały na strzępy.

Tajo powędrował ponownie wzrokiem do Marca, napawając się widokiem nagich, pociągających pleców. Miejsce, w którym poprzez delikatny łuk przechodziły w kształtny tyłek, wzbudziło nagle jego zainteresowanie. Jego wzrok wyostrzył się drapieżnie spostrzegając lekkie drżenie i oznakę gęsiej skórki na tyłku Marca.

Natychmiast stwardniał. Podniecenie Taja pozwoliło rozbić jego racjonale myślenie na tysiąc kawałków. Jego oczy przekształciły się zupełnie i jednym, płynnym ruchem pociągnął Marca na deski, rzucił go na plecy będąc nad nim.

Zanim Marc mógł złapać powietrze, Tajo wcisnął już swoją ogromną erekcję między jego uda. Pożądliwie ocierając się o niego, zwilżył palec śliną szukając sprawnie jego wejścia. Powoli wsunął palec w gorącą szczelinę, rozciągnął i rozszerzył ją ostrożnie. Wszystko w nim krzyczało, aby zatopić się w Marcu, aby go posiąść. Jego zwierzęce instynkty pozwoliły mu prawie zapomnieć każdy ludzki sposób uwodzenia. Nie zwlekał długo, wycofał swój palec z Marca przykładając w jego miejsce swoją żołądź. Nieprzerwanie posuwając się do przodu wciskał swojego dużego fiuta w dziurkę Marca, aż wszedł w niego do końca.

Marcowi wyrwał się ochrypły krzyk.

Tajo natychmiast przestał się ruszać i rozum wrócił mu w mgnieniu oka. Co on do diabła myślał, co on robi?

– Marc? Marc! Marc, I’m sorry… przykro mi, przepraszam… proszę wybacz mi – to wszystko, co zdołał zachrypnięty wydusić z siebie. – Nie poruszył się przy tym ani o milimetr, lecz próbował rozpaczliwie zebrać myśli.

Ręce Marca wciśnięte w deski, oparły się o tors Taja. Widocznie próbował go odepchnąć, ale Tajo był niezdolny do tego, aby się poruszyć.

Nagle dłonie Marca niepewnie pogłaskały jego ramiona, dotykając jego napięty biceps.

Tajo drżał, używając w pełni swojej koncentracji, aby się nie poruszyć, odzyskać kontrolę i nie zrobić mu krzywdy. Ale niestety tkwił jeszcze do oporu zakopany w Marcu.

Marcowi wymsknął się ochrypły jęk, jego trzon drgnął i Tajo poczuł na swoim brzuchu, jak Marca członek nabrzmiał. Ponieważ nie miał odwagi, spojrzeć mu w oczy, aby ten nie zauważył jego wypaczonego drapieżnego spojrzenia, wyszeptał po cichu: – Marc...?

– Jużżż…już dobrze... – wydyszał Marc.

Już dobrze? To była zgoda? Widocznie tak, gdyż ten mały człowiek przysuwając się teraz w jego stronę, ciężko oddychając, poruszył się, lekko rozkładając nogi jeszcze szerzej.

Tajo zaczął zasypywać szyję i ramiona Marca pocałunkami lekkimi jak piórko. Wsunął jedno ramię pod jego głowę, drugie włożył pod jego kolano, zakładając jego nogę na swoje ramię. Marc westchnął głęboko, odprężając się. Jego ramiona objęły kark Taja, przyciągając go jeszcze bardziej do siebie.

Tajo zatopił się w miękkości ciała Marca, który się teraz do niego jeszcze bardziej przybliżył, nalegając na więcej. Z głębokim pomrukiem wgryzł się czule w zgięcie szyi Marca, przycisnął go do siebie, wchodząc w niego powoli a potem coraz szybciej i gwałtowniej. Te wyraźne sygnały namiętności Marca zachęcały go tylko bardziej, jego wyostrzone zmysły dostrzegały każde sapnięcie jak i każde drgnięcie mięśni.

Reagował na najcichsze wskazówki ciała Marca, aby sprawić mu jak największą rozkosz. Kierował ich obu przy tym ku ogromnemu orgazmowi, aż sam się w nim, głośno wzdychając, rozładował. Jednak jego penis nadal wyrzucał gwałtownie strugi spermy, wywołując jęki Marca. Tajo poczuł, jak Marc zesztywniał i rozpłynął między nimi.

Dysząc, podparł się, rozluźniając nieco ramiona wokół ciała Marca. Miał zamknięte oczy próbując możliwie szybko poradzić sobie z ich zmianą.

Marc drżał. Przycisnął swoje czoło do szerokiego torsu Taja próbując w ten sposób złapać oddech. Utrudniał mu to Tajo, który nadal na nim leżał.

– Tajo? – zapytał Marc bez tchu.

– Tak?

– Mógłbyś…proszę…?

– Nie.

Tajo nie dał jeszcze rady uwolnić się od Marca. Odważył się podnieść głowę i spojrzeć bezpośrednio Marcowi w oczy. Badając, obserwował jego twarz szukając oznak ... hmmm, na co liczył?

W sumie nie liczył na nic, działał po prostu instynktownie. Nie widział jednak w oczach Marca żadnego obrzydzenia, odrzucenia, czy nienawiści. Także żadnej iskry wahania, wątpliwości czy strachu. Jego twarz była odprężona, a jego oczy trzymały spojrzenie Taja. Nieco zakłopotany i zamyślony, tak, taki wydawał się być. Czyżby myślał teraz o brakującej prezerwatywie? Teraz lub trochę później musiałby go uspokoić. Jako zmiennokształtny nie mógł się zarazić ludzkimi chorobami, ani przenosić chorób takich jak rzeżączka czy AIDS. Nie mógł wprawdzie tego w ten sposób Marcowi powiedzieć, ale sfałszowane zaświadczenie lekarskie powinno go na razie przekonać.

Dłonie Marca objęły jego twarz, a kciuki obrysowywały kształt jego podbródka i dolnej wargi.

Tajo nie mógł inaczej: Obniżył swoje usta do warg Marca i pocałował go delikatnie. Zelektryzowany poczuł, jak dobrze te miękkie wargi przytulały się do jego warg i odwzajemniały najmniejszy ruch. Jęknął cicho, otwierając usta, rozdzielając usta Marca. Język Taja szturchnął język Marca i zaczął powolny taniec. Ten pocałunek stał się szybko energiczny. Dysząc, rozdzielili się, patrząc na siebie.

Namiętne, burzowe spojrzenie Marca kazało Tajowi, ponownie się w nim poruszyć. Nawilżony rozlaną spermą cofnął się nieco, aby płynnym ruchem wsunąć się z powrotem do środka. Rozkoszował się tą śliską ciasnotą, która obejmowała jego twardego członka jak pięść.

Marc oddychał nierówno, ale zareagował od razu na ruchy w swoim wnętrzu.

Tajo odwrócił się na plecy i podniósł Marca silnym ruchem sadzając na swoim kutasie. Ten oparł obie dłonie na jego szerokiej klatce piersiowej i w powolnym tempie zaczął się poruszać na twardym członku Taja.

Tajo wyszedł mu naprzeciw rezygnując z zamiaru powolnego i rozkosznego ujeżdżania przez Marca. Poddał się swojemu pożądaniu, wsuwając się szybko od dołu, doprowadzając siebie i Marca w zawrotnym tempie do następnego orgazmu. Marc z trudem, jeszcze drżąc i łapiąc ciężko oddech, zatrzymał się na Taju.

– Musimy … porozmawiać! – Marc wydyszał.

Tajo czuł, jak ten drobny mężczyzna był zdezorientowany. Jemu również brakowało tchu i tylko kiwał głową. Samą siłą woli próbował się pozbierać i doprowadzić swojego fiuta do opadnięcia. Co nie było łatwe, bo Marc wyglądał po prostu cholernie ponętnie: zaczerwieniona skóra, zmierzwione włosy, zamglone spojrzenie, lekko otwarte usta, warstwa potu na skórze…łał, był taki pociągający. Mógłby to teraz jeszcze godzinami kontynuować.

Jego dłonie spoczywały na biodrach Marca, który wypompowany leżał na nim, obejmując go. Tajo nagle uświadomił sobie tę bliskość.

Natychmiast spróbował Marca z siebie zsunąć. Nie był nigdy typem do przytulania. Ale właściwie Marc był miły w dotyku. Tajo rozkoszował się uczuciem szybkiego bicia serca, jak i dyszącym oddechem na swojej piersi. Jego ramiona objęły Marca jakby samoistnie. A on pozwolił na tę bliskość.

Po tym jak ich puls się nieco uspokoił, Tajo zauważył, że Marc nic nie mówił. To było coś nowego. Tak cichego jeszcze go rzeczywiście nie widział.

– Okej. Powiedz coś - mruknął po chwili.

– Dlaczego…?

Dziwnym trafem Tajo znał pytania, które miały nadejść po „dlaczego” i odpowiedział: – Co chcesz usłyszeć? Jesteś słodki. Masz świetny tyłek…

Podczas gdy to wymawiał, wiedział, jak bezdusznie to brzmiało i jak łatwo Marc mógłby to źle zrozumieć. I że właściwie chciał powiedzieć coś całkiem innego.

Mianowicie, że wydarzenie to było dla niego tak żywiołowe, jakby świat się odrobinę przesunął. Boże, on nie był jeszcze nigdy tak całkowicie i nagle podniecony, i nigdy tak…tak nie eksplodował.

Marc jęknął i zsunął się z niego powoli. Przetoczył się obok niego na plecy, patrząc w jasne niebo, na którym zamigotały pierwsze gwiazdy.

Tajo czuł zakłopotanie Marca i to jaki był zmieszany. Ale nie wiedział, jak temu zaradzić, co zrobić. Podskoczył, ciągnąc Marca na nogi.

– Chodź, popływajmy.

Tajo pobiegł przodem do jeszcze ciepłej wody jeziora, rejestrując z wdzięcznością, że Marc powoli za nim podążał. W sumie obawiał się, że jak najszybciej ucieknie z dala od niego.

***

Obaj brodzili po wodzie zmierzając ku środkowi, aż woda sięgała im do bioder.

Marc podążał niezdecydowanie za Tajem. Był strasznie zakłopotany. Gdy całe obezwładniające pożądanie osłabło, obudził się jakby z transu. Uprawiał właśnie seks bez zabezpieczenia ze swoim klientem, który jak Rambo rzucił się na niego! Nie, że nie rozkoszował się każdą chwilą. Jemu to się nawet podobało.

Ale… on tak nie mógł go traktować. Nie, na to nie pozwoli. Chociaż…to było czyste szaleństwo! Tak głęboko wstrząsającego orgazmu, takiej niepohamowanej ochoty nie odczuł jeszcze nigdy w całym swoim życiu.

Tajo odwrócił się, przyciągnął go do siebie i zaczął ostrożnie myć jego brzuch i czyścić go z ostatnich śladów ejakulacji. Jego brodawki skurczyły się przy dotyku. Drocząc się, Tajo uszczypnął je, mrucząc: – Sperma jest podobno dobra na delikatną skórę. Może nie powinieneś jej zmywać…

Marc parsknął śmiechem, odepchnął Taja zalotnie od siebie, pryskając z rozmachem wodą w jego stronę.

Tajo zanurkował w ciemnej wodzie, aż Marc stracił go z pola widzenia. Niepewny został po prostu w nieruchomej pozycji. Gdzie on się podziewał? Nagle został chwycony za nogi i wyrzucony w górę. Kiedy obaj śmiejąc się, wynurzyli się, wdrapał się na plecy Taja, próbując go przewrócić. Jednak bez powodzenia. Równie dobrze mógł spróbować przewrócić konia.

Kiedy jego podudzia ściskały podbrzusze Taja, przypadkowo musnął jego erekcję. Marc był zdumiony, że Tajo był nadal twardy. Znowu? Jaką wytrzymałość miał właściwie ten facet? Ześlizgnął się z niego i dla pewności zrobił dwa kroki odstępu między nimi.

Ale jakby nigdy nic, Tajo chwycił jego rękę zmierzając do brzegu. Wytarli się swoimi T-shirtami, ubrali spodnie i milcząc, poszli z powrotem w stronę domu. Marc rozkoszował się tą zgodną ciszą. Wydawało się, jakby obaj nie potrzebowali słów, aby się porozumiewać. Zauważył, jak bardzo odprężony był Tajo idąc obok niego. Dopiero teraz uświadomił sobie, że on zawsze sprawiał wrażenie, jakby w każdej chwili mógłby być zaatakowany i musiałby się bronić. Albo, jakby w każdej chwili chciał zaatakować.

Długie, mocne kroki Taja nie wydawały w ogóle żadnych odgłosów na wąskiej ścieżce leśnej. Zręcznie kroczył przez wysoką trawę łąki, która okalała budynek farmy. Zatrzymał się na rogu, opierając się o ścianę domu. Przywołał Marca między swoje rozsunięte nogi, przyciągając go do siebie i dał mu krótkiego, pożądliwego całusa. Marc patrząc na niego pytająco, zatracił się natychmiast w tych złotobrązowych, iskrzących oczach.

– Stay by me. Zostań ze mną dzisiejszej nocy – szepnął do niego Tajo. Jego głos brzmiał jak mruczenie.

Marc czuł, że odpowiedź właściwie powinna brzmieć „nie”, jeśli zbawienie duszy było dla niego ważne. Ale nie mógł inaczej. Niezdecydowanie przytaknął i odwzajemnił pocałunek Taja dla potwierdzenia. Żaden z nich nie dał rady zakończyć pocałunku, i dlatego stał się on szybko bardziej gwałtowny, a swoje odczucia Marc zredukował tylko do uczuć, które wywoływały w nim ręce Taja na jego ciele, usta Taja na jego ustach i jego język z jego językiem. Ale w końcu musieli złapać oddech. Dysząc, Tajo zatrzymał się i odsunął go kawałek od siebie.

Nagle chwycił dłonie Marca i ruszył z miejsca. Szybkimi krokami wpadł do domu ciągnąc go za sobą. Śmiejąc się, biegli po schodach na górę, biorąc po dwa stopnie na raz, a Tajo wciągnął go za sobą do pokoju.

***

O świcie Marc wymknął się spod śpiącego Taja, do swojego własnego pokoju. Miał nieokreśloną potrzebę, przynajmniej na zewnątrz, zachować odrobinę manier i przyzwoitości.

Ubiegłej nocy poznał nie tylko ten nadzwyczajnie szorstki i utalentowany język swojego zleceniodawcy, lecz każdy centymetr jego niesamowitego ciała. Oszalał na punkcie tych twardych, napiętych mięśni, które dokładnie głaskał, masował i lizał.

A teraz, gdy pierwsze emocje opadły, nie wiedział, czy powinien się tego wstydzić, czy nie. Marc zamknął za sobą drzwi pokoju, po czym oparł się o nie ciężko wzdychając.

Boże, zachował się jak jakaś lafirynda, którą można sobie po prostu wziąć i przelecieć! Jeden dzień tutaj i już wylądował w łóżku klienta. A szczególnie cicho też nie byli. Podczas nocnej ciszy i do tego przy otwartym oknie dali prawdopodobnie niezłe przedstawienie.

O rety.

Jego najlepszy kumpel Daniel nie uwierzyłby, że uwiódł taką bombę testosteronu. On sam nigdy nie uwierzyłby, że mógłby się spodobać takiemu mięśniakowi. Do tej pory schodził z drogi tym naprawdę dobrze wyglądającym facetom, gdyż przykleił sobie etykietkę „nieosiągalnego’’. A na krótkie dymanko lub wytrysk w ciemni za bardzo się do tej pory cenił.

Marc miał uczucie, jakby przejechał po nim samochód. Nie tylko psychicznie, ale także fizycznie był w opłakanym stanie, dlatego postanowił najpierw wziąć prysznic.

Ciepła woda rozluźniła go i odprężyła. Kiedy stał przed dużym lustrem w łazience, które zajmowało całą ścianę nad umywalką, zauważył podkrążone oczy i lekki cień zarostu. Poza tym miał zaczerwienione miejsce na ramieniu, które prowadziło do siniaka, nie mówiąc już o dużym odcisku zęba w okolicy zgięcia szyi.

Wzdychając, sięgnął po przybory do golenia, aby przynajmniej nie chodzić zarośnięty, pomimo że ostatnia noc pozostawiła po sobie widoczne ślady.

Tajo@Bruns_LLC - Serce lwa

Подняться наверх