Читать книгу Jeff Bezos i era Amazona. Sklep, w którym kupisz wszystko - Brad Stone - Страница 12

ROZDZIAŁ 2 Księga Bezosa

Оглавление

Wia­do­mość ro­ze­sła­na przez fir­mę Use­net 21 sierp­nia 1994 roku:

Mło­da fir­ma z po­kaź­nym ka­pi­ta­łem po­szu­ku­je wy­jąt­ko­wo uzdol­nio­nych pro­gra­mi­stów z umie­jęt­no­ścią ob­słu­gi C/C++/Unix, któ­rzy chcą się za­an­ga­żo­wać w roz­wi­ja­nie no­wa­tor­skiej dzia­łal­no­ści han­dlo­wej w in­ter­ne­cie. Kan­dy­da­ci mu­szą mieć do­świad­cze­nie w pro­jek­to­wa­niu i opra­co­wy­wa­niu du­żych, zło­żo­nych i sta­bil­nych sys­te­mów. Po­win­ni być go­to­wi na to, że będą mu­sie­li do­ko­nać tego trzy razy szyb­ciej, niż więk­szość fa­chow­ców uwa­ża za moż­li­we. Wy­ma­ga­ne dy­plo­my ab­sol­wen­ta, ma­gi­stra lub dok­to­ra nauk tech­nicz­nych z in­for­ma­ty­ki lub po­krew­nej spe­cjal­no­ści. Nie­zbęd­ne umie­jęt­no­ści ko­mu­ni­ka­cyj­ne na naj­wyż­szym po­zio­mie. Zna­jo­mość dzia­ła­nia ser­we­rów sie­cio­wych oraz pro­to­ko­łu HTML przy­dat­na, lecz nie­ko­niecz­na.

Pra­ca z uta­len­to­wa­ny­mi, am­bit­ny­mi i cie­ka­wy­mi ko­le­ga­mi i ko­le­żan­ka­mi. Kan­dy­da­ci mu­szą być przy­go­to­wa­ni na prze­pro­wadz­kę w oko­li­ce Se­at­tle (fir­ma po­mo­że po­kryć kosz­ty prze­pro­wadz­ki).

Wy­na­gro­dze­nie obej­mie zna­czą­ce udzia­ły w fir­mie.

CV i li­sty mo­ty­wa­cyj­ne pro­szę wy­sy­łać do Jef­fa Bez­osa. Ad­res pocz­to­wy: Ca­da­bra Inc., 10704 N.E., 28th St., Bel­le­vue, WA 98004.

Fir­ma za­pew­nia wszyst­kim rów­ne moż­li­wo­ści.

„Ła­twiej jest wy­my­ślić przy­szłość, niż ją prze­po­wie­dzieć”.

Alan Kay

Od po­cząt­ku było dla nich ja­sne, że po­trzeb­na jest lep­sza na­zwa. Już po za­re­je­stro­wa­niu na­zwy Ca­da­bra Inc… w sta­nie Wa­szyng­ton w lip­cu 1994 roku pierw­szy praw­nik Bez­osa Todd Tar­bert za­uwa­żył, że jej ko­no­ta­cje ma­gicz­ne są zbyt nie­ja­sne, a wy­po­wia­da­na przez te­le­fon przez wie­lu lu­dzi od­bie­ra­na jest jak sło­wo ca­da­ver (zwło­ki). Jesz­cze tego sa­me­go lata Jeff i Mac­Ken­zie wy­na­ję­li do­mek w Bel­le­vue, na wschod­nim przed­mie­ściu Se­at­tle, i za­czę­li in­ten­syw­nie my­śleć nad nową na­zwą. Z za­pi­sów w in­ter­ne­cie wy­ni­ka, że w owym cza­sie za­re­je­stro­wa­li do­me­ny Awa­ke.com, Brow­se.com oraz Bo­ok­mall.com. Bez­os za­sta­na­wiał się tak­że nad Aard.com; ten wy­raz ho­len­der­skie­go po­cho­dze­nia za­jął­by miej­sce na szczy­cie więk­szo­ści ze­sta­wień in­ter­ne­to­wych, któ­re były wte­dy ukła­da­ne w po­rząd­ku al­fa­be­tycz­nym.

Bez­oso­wi i jego żo­nie spodo­ba­ła się inna na­zwa: Re­len­tless.com (nie­ustę­pli­wy, nie­ubła­ga­ny). Przy­ja­cie­le uwa­ża­li jed­nak, że brzmi nie­co zło­wiesz­czo. Mu­sia­ło jed­nak być w niej coś, co uję­ło Jef­fa i spra­wi­ło, że we wrze­śniu 1994 roku za­re­je­stro­wał do­me­nę URL i z niej nie zre­zy­gno­wał. Je­śli wpi­szesz w wy­szu­ki­war­ce na­zwę Re­len­tless.com, zo­sta­niesz skie­ro­wa­ny do Ama­zo­na.

Jeff Bez­os wy­brał na sie­dzi­bę swo­jej fir­my Se­at­tle ze wzglę­du na to, że mia­sto cie­szy­ło się opi­nią cen­trum no­wych tech­no­lo­gii, a tak­że dla­te­go, iż stan Wa­szyng­ton ma sto­sun­ko­wo nie­wiel­ką licz­bę miesz­kań­ców w po­rów­na­niu z Ka­li­for­nią, No­wym Jor­kiem i Tek­sa­sem; dzię­ki temu Ama­zon mógł po­bie­rać sta­no­wy po­da­tek VAT od nie­wiel­kie­go pro­cen­tu klien­tów. Mia­sto wciąż uwa­ża­ne było za le­żą­ce na ubo­czu i bar­dziej sły­nę­ło z od­mia­ny roc­ka zwa­nej grun­ge niż jako ośro­dek prze­my­sło­wy; jed­nak w po­bli­skim Red­mond za­czy­na­ła już wy­pły­wać na sze­ro­kie wody fir­ma Mi­cro­soft, a Uni­wer­sy­tet Sta­nu Wa­szyng­ton wy­pusz­czał na ry­nek dy­plo­mo­wa­nych in­for­ma­ty­ków. Poza tym Se­at­tle le­ża­ło w po­bli­żu sie­dzi­by jed­ne­go z dwóch naj­więk­szych dys­try­bu­to­rów ksią­żek: ma­ga­zyn fir­my In­gram znaj­do­wał się o sześć go­dzin jaz­dy od mia­sta, w Ro­se­bur­gu w sta­nie Ore­gon. Miesz­ka­ją­cy w Se­at­tle biz­nes­men Nick Ha­nau­er, któ­re­go Bez­os po­znał dzię­ki swo­je­mu zna­jo­me­mu, na­ma­wiał go, by dał mia­stu szan­sę. Ha­nau­er ode­gra póź­niej klu­czo­wą rolę, przed­sta­wia­jąc Bez­osa po­ten­cjal­nym in­we­sto­rom.

Je­sie­nią Shel Ka­phan wsiadł do sa­mo­cho­du z przy­cze­pą i prze­wiózł swój do­by­tek z San­ta Cruz; tym sa­mym do­łą­czył do Jef­fa i jego żony i stał się jed­nym z pra­cow­ni­ków za­ło­ży­cie­li Ama­zo­na oraz jego dy­rek­to­rem tech­nicz­nym. Ka­phan do­ra­stał w re­gio­nie za­to­ki San Fran­ci­sco, a jako na­sto­la­tek pa­sjo­no­wał się AR­PA­NET-em, opra­co­wa­nym przez ame­ry­kań­ski De­par­ta­ment Obro­ny po­przed­ni­kiem in­ter­ne­tu. W szko­le śred­niej po­znał Ste­war­ta Bran­da, pi­sa­rza i ak­ty­wi­stę kul­tu­ry al­ter­na­tyw­nej, a la­tem po ukoń­cze­niu szko­ły roz­po­czął pra­cę przy pro­jek­cie Who­le Earth Ca­ta­log, pro­wa­dzo­nym przez Bran­da se­mi­na­rium na te­mat na­rzę­dzi i ksią­żek o no­wej, oświe­co­nej erze in­for­ma­cyj­nej. No­sił dłu­gie wło­sy i gę­stą bro­dę na hi­pi­sow­ską mo­dłę i pra­co­wał w Men­lo Park w czymś, co na­zy­wa­ło się Who­le Earth Truck Sto­re, a było mo­bil­ną bi­blio­te­ką oraz pręż­nym cen­trum edu­ka­cyj­nym. Ob­słu­gi­wał kasę, wy­peł­niał for­mu­la­rze sub­skryp­cyj­ne, pa­ko­wał książ­ki i ka­ta­lo­gi, któ­re mia­ły być wy­sła­ne do klien­tów.

Stu­dio­wał z prze­rwa­mi przez dzie­sięć lat i w koń­cu uzy­skał dy­plom z ma­te­ma­ty­ki na Uni­wer­sy­te­cie Ka­li­for­nij­skim w San­ta Cruz; pra­co­wał w sze­re­gu firm nad za­to­ką, mię­dzy in­ny­mi w chy­bio­nym wspól­nym przed­się­wzię­ciu Ap­ple’a i IBM-u o na­zwie Ka­le­ida Labs, zaj­mu­ją­cym się two­rze­niem opro­gra­mo­wa­nia do ob­słu­gi mul­ti­me­diów kom­pu­te­ro­wych. Roz­cza­ro­wa­nia za­wo­do­we, któ­re sta­ły się jego udzia­łem, uwi­dacz­nia­ły się na jego ob­li­czu – zna­jo­mi na­zy­wa­li to zja­wi­sko wi­siel­czą miną. Po przy­by­ciu do Se­at­tle Ka­phan oka­zy­wał ty­po­we dla sie­bie wąt­pli­wo­ści co do po­wo­dze­nia no­we­go przed­się­wzię­cia. Od razu za­czął się mar­twić o na­zwę fir­my. „Pra­co­wa­łem kie­dyś w ma­łej fi­rem­ce kon­sul­ta­cyj­nej, któ­ra na­zy­wa­ła się Sym­me­try Gro­up, a lu­dziom za­wsze się wy­da­wa­ło, że na­zy­wa­my się Ce­me­te­ry Gro­up (gru­pa cmen­tar­na) – opo­wia­da Ka­phan. – Kie­dy usły­sza­łem, że nowa fir­ma bę­dzie no­si­ła na­zwę Ca­da­ver Inc., od razu po­my­śla­łem: Boże, tyl­ko nie to”. Jed­nak Ka­phan (któ­ry nie­daw­no skoń­czył czter­dziest­kę, zgo­lił bro­dę i lek­ko ły­sie­je) do­strzegł w Ama­zo­nie po­ten­cjał; stwier­dził, że za po­mo­cą sie­ci in­ter­ne­to­wej ma szan­sę speł­nić wi­zję, któ­rą usi­ło­wał wcze­śniej re­ali­zo­wać ze Ste­war­tem Bran­dem, twór­cą Who­le Earth Ca­ta­log, a któ­ra po­le­ga­ła na tym, by in­for­ma­cję i na­rzę­dzia kom­pu­te­ro­we uczy­nić do­stęp­ny­mi na ca­łym świe­cie.

Po­cząt­ko­wo Ka­phan są­dził, że na­pi­sze pew­ną licz­bę ko­dów źró­dło­wych, wró­ci do San­ta Cruz i bę­dzie pra­co­wał na od­le­głość, więc po­ło­wę rze­czy zo­sta­wił w domu w San­ta Cruz. Za­miesz­kał na kil­ka dni z Jef­fem i Mac­Ken­zie, a jed­no­cze­śnie szu­kał miesz­ka­nia do wy­na­ję­cia. Biu­ro urzą­dzi­li w ga­ra­żu bez ocie­ple­nia, za to z pę­ka­tym czar­nym pie­cy­kiem na środ­ku. Pierw­sze dwa biur­ka zro­bił Bez­os z ja­snych drzwi ku­pio­nych za sześć­dzie­siąt do­la­rów w skle­pie Home De­pot; wy­da­rze­nie to ob­ro­sło póź­niej w Ama­zo­nie nie­mal bi­blij­ny­mi zna­cze­nia­mi, ni­czym bu­do­wa arki przez No­ego. Pod ko­niec wrze­śnia po­je­chał do Por­t­lan­du w Ore­go­nie, by wziąć udział w czte­ro­dnio­wym kur­sie sprze­da­ży ksią­żek spon­so­ro­wa­nym przez Ame­ry­kań­skie Sto­wa­rzy­sze­nie Księ­ga­rzy, zrze­sza­ją­ce nie­za­leż­nych sprze­daw­ców ksią­żek. Pro­gram szko­le­nia obej­mo­wał mię­dzy in­ny­mi za­gad­nie­nia ta­kie jak „Wy­bór po­cząt­ko­we­go asor­ty­men­tu” oraz „Za­rzą­dza­nie asor­ty­men­tem”1. Tym­cza­sem Ka­phan za­czął szu­kać kom­pu­te­rów i baz da­nych i uczyć się pi­sać kody stron in­ter­ne­to­wych; w tym cza­sie wszyst­ko, co znaj­do­wa­ło się w in­ter­ne­cie, skro­jo­ne było pod kon­kret­ne za­mó­wie­nie.

Bu­dżet przed­się­wzię­cia był ską­py. Bez­os wy­ło­żył 10 ty­się­cy do­la­rów w go­tów­ce, a w cią­gu na­stęp­nych szes­na­stu mie­się­cy do­rzu­cił 84 ty­sią­ce z nie­opro­cen­to­wa­nych kre­dy­tów; tak wy­ni­ka z pu­blicz­nie do­stęp­nych do­ku­men­tów. Umo­wa Ka­pha­na zo­bo­wią­zy­wa­ła go do wstęp­ne­go za­ku­pu udzia­łów za 5 ty­się­cy do­la­rów. Zre­zy­gno­wał z opcji za­ku­pu ak­cji za do­dat­ko­we 20 ty­się­cy przy­słu­gu­ją­cej mu z ty­tu­łu tego, że po­bie­rał w fir­mie po­ło­wę wy­na­gro­dze­nia, i po­dob­nie jak Bez­os miał za­ro­bić w cią­gu roku tyl­ko 64 ty­sią­ce do­la­rów. „Wszyst­ko wte­dy wy­da­wa­ło się bar­dzo wąt­pli­we – mówi Ka­phan, któ­ry uwa­ża się za współ­za­ło­ży­cie­la Ama­zo­na. – Był tyl­ko fa­cet z ha­ła­śli­wym śmie­chem, któ­ry ro­bił z drzwi biur­ka w ga­ra­żu prze­ro­bio­nym na biu­ro, ta­kie same, ja­kie zo­ba­czył w moim do­mo­wym biu­rze w San­ta Cruz. Dużo ry­zy­ko­wa­łem, prze­pro­wa­dza­jąc się i go­dząc na ni­ską pen­sję, i mimo że mia­łem tro­chę oszczęd­no­ści, wo­la­łem się bar­dziej nie an­ga­żo­wać”.

Na po­cząt­ku 1995 roku ro­dzi­ce Jef­fa Bez­osa, Jac­kie i Mike, za­in­we­sto­wa­li w Ama­zon 100 ty­się­cy do­la­rów. Kon­cern Exxon po­kry­wał więk­szość kosz­tów ży­cia oboj­ga, kie­dy Mike pra­co­wał w Nor­we­gii, Ko­lum­bii i We­ne­zu­eli, mie­li więc spo­re oszczęd­no­ści i chcie­li wy­dać znacz­ną ich część na naj­star­sze­go syna. „Prze­czy­ta­li­śmy biz­ne­splan, ale był dla nas za mą­dry – mówi Mike Bez­os. – Może za­brzmi to jak ckli­wy ba­nał, ale po­sta­wi­li­śmy na Jef­fa”. On zaś za­po­wie­dział ro­dzi­com, że ist­nie­je 70 pro­cent szans, że stra­cą za­in­we­sto­wa­ny ka­pi­tał. „Chcę, że­by­ście zda­wa­li so­bie spra­wę z ry­zy­ka, bo je­śli mój biz­nes nie wy­pa­li, nadal chcę przy­jeż­dżać do domu na Świę­to Dzięk­czy­nie­nia”, oznaj­mił im Jeff.

Ama­zon nie tyl­ko pod tym wzglę­dem funk­cjo­no­wał jako fir­ma ro­dzin­na. Mac­Ken­zie, po­cząt­ku­ją­ca pi­sar­ka, zo­sta­ła pierw­szą ofi­cjal­ną księ­go­wą, zaj­mo­wa­ła się fi­nan­sa­mi, wy­pi­sy­wa­niem ra­chun­ków i na­bo­rem pra­cow­ni­ków. Na kawę i spo­tka­nia cho­dzi­li zwy­kle do po­bli­skie­go lo­ka­lu fir­my Bar­nes & No­ble; Bez­os z iro­nią wspo­mi­nał o tym póź­niej w prze­mó­wie­niach i wy­wia­dach.

W ich po­czy­na­niach przy­najm­niej na po­cząt­ku nie było go­rącz­ko­wo­ści. Ka­phan wspo­mi­na, że pew­ne­go dnia w paź­dzier­ni­ku zja­wił się wcze­śnie rano w domu Bez­osów i usły­szał, że po­ja­dą na wy­ciecz­kę. „Po­go­da była zmien­na, dni ro­bi­ły się co­raz krót­sze – wspo­mi­na. – Miesz­ka­li­śmy od nie­daw­na w tej oko­li­cy i nie­wie­le zdą­ży­li­śmy zo­ba­czyć”. Jeff, Mac­Ken­zie i Ka­phan prze­je­cha­li sto dzie­sięć ki­lo­me­trów do góry Ra­inier; przez cały dzień wę­dro­wa­li po czę­ścio­wo za­śnie­żo­nych zbo­czach ma­je­sta­tycz­ne­go wul­ka­nu, któ­ry w sło­necz­ne dni gó­ru­je nad pa­no­ra­mą Se­at­tle.

Póź­ną je­sie­nią tego roku za­trud­ni­li Pau­la Da­vi­sa, uro­dzo­ne­go w Wiel­kiej Bry­ta­nii pro­gra­mi­stę, któ­ry wy­kła­dał na wy­dzia­le in­for­ma­ty­ki i in­ży­nie­rii Uni­wer­sy­te­tu Sta­nu Wa­szyng­ton. Ko­le­dzy Da­vi­sa dzi­wi­li się, że przy­jął po­sa­dę w księ­gar­ni in­ter­ne­to­wej, któ­ra jesz­cze nie roz­po­czę­ła dzia­łal­no­ści, i na wy­pa­dek, gdy­by przed­się­wzię­cie nie wy­pa­li­ło, urzą­dzi­li dla nie­go małą zbiór­kę pie­nięż­ną. Pro­gra­mi­sta do­łą­czył do ga­ra­żo­wej fir­my Bez­osa i Ka­pha­na; pra­co­wa­li na ser­we­rach SPARC pro­duk­cji Sun Mi­cro­sys­tems, przy­po­mi­na­ją­cych pu­dła na piz­zę i czer­pią­cych tyle prą­du, że czę­sto wy­wa­la­ło w domu bez­piecz­ni­ki. W koń­cu mu­sia­no pod­łą­czyć kom­pu­te­ry do osob­nych ob­wo­dów, lecz i tak unie­moż­li­wia­ło to włą­cze­nie w domu su­szar­ki do wło­sów bądź od­ku­rza­cza2.

„Z po­cząt­ku fir­ma nie ki­pia­ła ener­gią, choć we­dle ste­reo­ty­pu tak wła­śnie się dzie­je w nowo po­wsta­łych biz­ne­sach tego ro­dza­ju – opo­wia­da Da­vis, któ­ry co­dzien­nie przy­jeż­dżał do pra­cy w Bel­le­vue ro­we­rem, w dłu­gich ge­trach na­cią­gnię­tych na spodnie. – By­li­śmy le­d­wie za­czy­nem po­cząt­ku­ją­cej fir­my. Shel, ja i Jeff sia­dy­wa­li­śmy przy sto­le z ta­bli­cą i usta­la­li­śmy po­dział pra­cy przy pi­sa­niu opro­gra­mo­wa­nia”.

Jed­nym z ce­lów, któ­re so­bie po­sta­wi­li, było stwo­rze­nie skle­pu lep­sze­go od ist­nie­ją­cych księ­gar­ni in­ter­ne­to­wych ta­kich jak Bo­oks.com – była to stro­na sie­cio­wa miesz­czą­cej się w Cle­ve­land księ­gar­ni Book Stacks Unli­mi­ted. „Może to za­brzmi jak ro­je­nia sza­leń­ca, ale na­szym pierw­szym wy­zwa­niem było zro­bie­nie cze­goś lep­sze­go niż to, co stwo­rzy­li tam­ci – mówi Da­vis. – Bo choć wy­da­je się to nie­do­rzecz­ne, ist­nia­ła już kon­ku­ren­cja. To nie było tak, że Jeff wy­kom­bi­no­wał coś cał­ko­wi­cie no­we­go”.

Nadal w uży­ciu po­zo­sta­wa­ła na­zwa Ca­da­bra; mia­ła tym­cza­so­wo zaj­mo­wać miej­sce w sie­ci. Jed­nak pod ko­niec paź­dzier­ni­ka 1994 roku Bez­os pod­czas prze­glą­da­nia w słow­ni­ku ha­seł za­czy­na­ją­cych się na „A” do­znał olśnie­nia, tra­fiw­szy na sło­wo „Ama­zon”. Ama­zon­ka – naj­więk­sza rze­ka świa­ta; Ama­zon – naj­więk­sza na świe­cie księ­gar­nia3. Pew­ne­go ran­ka wszedł do ga­ra­żu i ogło­sił ko­le­gom nową na­zwę fir­my. Spra­wiał wra­że­nie ko­goś, kogo nie in­te­re­su­je opi­nia ko­le­gów w tej ma­te­rii, i 1 li­sto­pa­da 1994 roku za­re­je­stro­wał nowy URL. „Ama­zon­ka to naj­więk­sza rze­ka na świe­cie, kil­ka­krot­nie więk­sza od dru­giej w ko­lej­no­ści. Ona do­słow­nie ka­su­je wszyst­kie inne rze­ki”, oznaj­mił.

□ □ □

Ga­raż w Bel­le­vue stał się sym­bo­lem ro­man­tycz­ne­go okre­su pra­dzie­jów Ama­zo­na – po­dob­nie skrom­ne po­cząt­ki mia­ły le­gen­dar­ne fir­my, jak Ap­ple czy Hew­lett-Pac­kard – jed­nak Ama­zo­no­wi słu­żył jako sie­dzi­ba za­le­d­wie kil­ka mie­się­cy. Ka­phan i Da­vis byli bli­scy ukoń­cze­nia pry­mi­tyw­nej wer­sji beta stro­ny sie­cio­wej, Bez­os zaś jął my­śleć o za­trud­nie­niu no­wych pra­cow­ni­ków; ozna­cza­ło to ko­niecz­ność zna­le­zie­nia sie­dzi­by wy­glą­da­ją­cej bar­dziej pro­fe­sjo­nal­nie. Wio­sną prze­pro­wa­dzi­li się do ma­łe­go biu­ra nad skle­pem Co­lor Tile w dziel­ni­cy prze­my­sło­wej zwa­nej SoDo w po­bli­żu śród­mie­ścia Se­at­tle. Pierw­szy ofi­cjal­ny ma­ga­zyn Ama­zo­na zaj­mo­wał część piw­ni­cy bu­dyn­ku – było to po­miesz­cze­nie bez okien o po­wierzch­ni oko­ło 20 me­trów kwa­dra­to­wych, w któ­rym kie­dyś od­by­wa­ły się pró­by ja­kie­goś ze­spo­łu mu­zycz­ne­go (z czar­nych jak atra­ment drzwi wciąż krzy­czał zro­bio­ny spray­em na­pis: „Dźwię­ko­wa dżun­gla”). Wkrót­ce po­tem Jeff i Mac­Ken­zie wy­pro­wa­dzi­li się z domu w Bel­le­vue, po­nie­waż bra­ko­wa­ło im ener­gii mia­sta, któ­rą pa­mię­ta­li z cza­sów no­wo­jor­skich. Zna­leź­li so­bie miesz­ka­nie o po­wierzch­ni 80 me­trów kwa­dra­to­wych przy Vine Stre­et w mod­nej dziel­ni­cy Se­at­tle o na­zwie Bel­l­town.

Wio­sną 1995 toku Bez­os i Ka­phan wy­sła­li lin­ki do wer­sji beta stro­ny sie­cio­wej kil­ku­dzie­się­ciu zna­jo­mym, krew­nym i daw­nym ko­le­gom. Stro­nę za­peł­niał tekst, była przy­sto­so­wa­na do pro­stych prze­glą­da­rek i ów­cze­snych śla­ma­zar­nych łą­czy in­ter­ne­to­wych. „Mi­lion ty­tu­łów, za­wsze ni­skie ceny”, tak brzmiał pierw­szy anons za­pi­sa­ny nie­bie­ską czcion­ką z pod­kre­śle­niem. Obok wid­nia­ło logo wy­ko­na­ne ama­tor­ski­mi me­to­da­mi: ol­brzy­mie A umiesz­czo­ne na tle nie­bie­skie­go mar­mu­ru, z wi­ze­run­kiem rze­ki prze­wi­ja­ją­cej się przez kre­ski two­rzą­ce li­te­rę. Na kul­tu­ral­nych użyt­kow­ni­kach, któ­rzy czę­sto ca­ły­mi dnia­mi prze­glą­da­li pół­ki księ­gar­ni i bi­blio­tek, zro­bi­ła wra­że­nie nie­przy­ja­znej. „Przy­szło mi na myśl, że to bar­dzo mało praw­do­po­dob­ne, by ktoś chciał ko­rzy­stać z tej stro­ny”, wspo­mi­na Su­san Ben­son, któ­rej mąż Eric wcze­śniej pra­co­wał z Ka­pha­nem. Obo­je mie­li zo­stać jed­ny­mi z pierw­szych pra­cow­ni­ków Ama­zo­na.

Ka­phan po­pro­sił by­łe­go ko­le­gę z pra­cy Joh­na Wa­inw­ri­gh­ta o wy­pró­bo­wa­nie ser­wi­su i to wła­śnie on uwa­ża­ny jest za oso­bę, któ­ra do­ko­na­ła pierw­sze­go za­ku­pu. Ku­pił książ­kę po­pu­lar­no­nau­ko­wą Flu­id Con­cepts and Cre­ati­ve Ana­lo­gies (Płyn­ne kon­cep­cje i kre­atyw­ne ana­lo­gie) pió­ra Do­ugla­sa Ho­fstad­te­ra. Z re­je­stru Ama­zo­na wy­ni­ka, że in­au­gu­ra­cyj­ne za­mó­wie­nie do­ko­na­ne zo­sta­ło 3 kwiet­nia 1995 roku. Je­den z bu­dyn­ków kom­plek­su fir­my w Se­at­tle nosi na­zwę Wa­inw­ri­ght.

Stro­na in­ter­ne­to­wa nie pre­zen­to­wa­ła się im­po­nu­ją­co, lecz Ka­phan i Da­vis mnó­stwo zro­bi­li w cią­gu za­le­d­wie kil­ku mie­się­cy. Opra­co­wa­no wir­tu­al­ny ko­szyk na za­ku­py, bez­piecz­ny spo­sób wpro­wa­dza­nia nu­me­rów kart kre­dy­to­wych do prze­glą­dar­ki sie­cio­wej oraz naj­prost­szy pro­gram po­zwa­la­ją­cy prze­szu­ki­wać ka­ta­log po­zy­cji z za­pi­sa­ne­go na pły­tach CD-ROM ka­ta­lo­gu Bo­oks in Print, pu­bli­ko­wa­ne­go przez fir­mę R.R. Bow­ker, któ­ra książ­kom wy­da­wa­nym w Sta­nach Zjed­no­czo­nych przy­pi­sy­wa­ła stan­dar­do­we nu­me­ry ISBN. Ka­phan i Da­vis stwo­rzy­li tak­że sys­tem, któ­ry po­zwa­lał użyt­kow­ni­kom pierw­szych ser­wi­sów in­ter­ne­to­wych, ta­kich jak Pro­di­gy i AOL, uzy­ski­wać in­for­ma­cje o książ­kach i skła­dać za­mó­wie­nia wy­łącz­nie za po­mo­cą pocz­ty elek­tro­nicz­nej. Sys­tem ten nig­dy jed­nak nie zo­stał w peł­ni roz­wi­nię­ty.

Były to szczy­to­we osią­gnię­cia w po­cząt­ko­wych, sier­mięż­nych cza­sach in­ter­ne­tu, gdy sto­so­wa­no pry­mi­tyw­ne na­rzę­dzia, a tech­ni­ki ko­rzy­sta­nia z sie­ci nie­ustan­nie ewo­lu­owa­ły. Pro­to­kół HTML, swo­ista lin­gua fran­ca in­ter­ne­tu, miał po­wstać do­pie­ro za pięć lat, na­to­miast no­wo­cze­sne ję­zy­ki pro­gra­mo­wa­nia, ta­kie jak Ja­va­Script i AJAX, jesz­cze ko­lej­ne kil­ka lat póź­niej. Pierw­si in­ży­nie­ro­wie z Ama­zo­na uży­wa­li ję­zy­ka C, a stro­nę in­ter­ne­to­wą 1 ka­ta­log ksią­żek za­pi­sa­li w po­wszech­nie do­stęp­nej ba­zie da­nych o na­zwie Ber­ke­ley DB, nie­przy­sto­so­wa­nej do ob­słu­gi ogrom­ne­go stru­mie­nia in­for­ma­cji, któ­ry nie­ba­wem mia­ła prze­twa­rzać.

W pierw­szych mie­sią­cach dzia­ła­nia ser­wi­su każ­de za­mó­wie­nie przy­pra­wia­ło pra­cow­ni­ków Ama­zo­na o dresz­czyk emo­cji. Kie­dy ktoś do­ko­ny­wał za­ku­pu, w kom­pu­te­rach roz­le­gał się dzwo­nek i wszy­scy się zbie­ga­li, by spraw­dzić, czy ktoś zna na­byw­cę. (Po kil­ku ty­go­dniach dzwo­nek dzwo­nił już tak czę­sto, że mu­sia­no go wy­łą­czyć). Wte­dy Ama­zon za­ma­wiał książ­kę od jed­ne­go z dwóch głów­nych dys­try­bu­to­rów, pła­cąc cenę hur­to­wą, czy­li po­ło­wę ceny de­ta­licz­nej (tej, któ­ra wid­nie­je na okład­ce książ­ki).

Me­to­dy dys­try­bu­cji ksią­żek wy­ko­rzy­sty­wa­ne przez Ama­zon w po­cząt­ko­wym okre­sie dzia­łal­no­ści były dość pro­ste. Fir­ma nie mia­ła cze­goś ta­kie­go jak za­pas to­wa­rów. Kie­dy klient ku­po­wał książ­kę, Ama­zon za­ma­wiał ją, ona zaś w cią­gu kil­ku dni do­cie­ra­ła do fir­my; tra­fia­ła do piw­ni­cy, a stam­tąd wy­sy­ła­no ją do na­byw­cy. Prze­waż­nie do­sta­wa trwa­ła ty­dzień, lecz je­śli ty­tuł był trud­niej do­stęp­ny, to kil­ka ty­go­dni, a na­wet po­nad mie­siąc, je­śli za­mó­wie­nie do­ty­czy­ło rzad­kie­go ty­tu­łu.

Na­wet wte­dy na więk­szo­ści trans­ak­cji Ama­zon za­ra­biał bar­dzo mało. Książ­ki ofe­ro­wa­ne były za cenę o 40 pro­cent niż­szą niż de­ta­licz­na, je­śli ty­tuł fi­gu­ro­wał na li­ście be­st­sel­le­rów i na stro­nie ser­wi­su Spo­tli­ght, jed­nym z pierw­szych, któ­re co­dzien­nie wy­róż­nia­ły nowe do­stęp­ne po­zy­cje. Po­zo­sta­łe książ­ki sprze­da­wa­no z 10-pro­cen­to­wym ra­ba­tem, a opła­ty za do­sta­wę za­czy­na­ły się od 3 do­la­rów 95 cen­tów za po­je­dyn­czą książ­kę.

Jed­na z pierw­szych prze­szkód po­le­ga­ła na tym, że dys­try­bu­to­rzy ksią­żek wy­ma­ga­li od de­ta­li­stów, by ci za­ma­wia­li dzie­sięć ksią­żek na­raz. Ama­zon nie miał ta­kiej sprze­da­ży; Bez­os opo­wie­dział póź­niej, jak ob­szedł ten wy­móg. „Zna­leź­li­śmy lukę. Ich sys­tem in­for­ma­tycz­ny nie wy­ma­gał, by na­byw­ca ode­brał dzie­sięć eg­zem­pla­rzy – wy­star­czy­ło ich tyle za­mó­wić. Zna­leź­li­śmy ja­kąś ra­mo­tę o po­ro­stach, któ­rą mie­li w ba­zie, lecz nie było jej w ma­ga­zy­nie. Za­czę­li­śmy za­ma­wiać po­zy­cje, o któ­re nam cho­dzi­ło, i dzie­więć eg­zem­pla­rzy książ­ki o po­ro­stach. Wy­sy­ła­li nam po­żą­da­ną po­zy­cję wraz z li­stem, w któ­rym wy­ra­ża­li żal, że skoń­czy­ły im się za­pa­sy książ­ki o ro­śli­nach”4.

Na po­cząt­ku czerw­ca Ka­phan do­dał do por­ta­lu opcję re­cen­zo­wa­nia ksią­żek, któ­rej kod na­pi­sał w cią­gu jed­ne­go week­en­du. Bez­os uwa­żał, że je­śli na stro­nie Ama­zon.com znaj­dzie się wię­cej re­cen­zji czy­tel­ni­czych niż na in­nych, por­tal uzy­ska nad nimi ogrom­ną prze­wa­gę, gdyż czy­tel­ni­cy stra­cą bo­dziec do ko­rzy­sta­nia z usług in­nych księ­gar­ni sie­cio­wych. Za­sta­na­wia­li się, czy nie­fil­tro­wa­ne tre­ści mogą wpę­dzić fir­mę w ta­ra­pa­ty. Bez­os po­sta­no­wił kon­tro­lo­wać za­miesz­czo­ne re­cen­zje, za­miast czy­tać je przed pu­bli­ka­cją.

Wie­le wy­szło spod ręki pra­cow­ni­ków oraz ich zna­jo­mych. Ka­phan wziął z pół­ki po­zy­cję prze­zna­czo­ną dla klien­ta, chiń­ską książ­kę wspo­mnie­nio­wą za­ty­tu­ło­wa­ną Bit­ter Winds: A Me­mo­ir of My Years in Chi­na’s Gu­lag (Groź­ne wia­try. Wspo­mnie­nie lat spę­dzo­nych w chiń­skim gu­ła­gu). Prze­czy­tał ją od de­ski do de­ski i na­pi­sał jed­ną z pierw­szych re­cen­zji.

Rzecz ja­sna, nie­któ­re re­cen­zje były nie­przy­chyl­ne. W póź­niej­szych la­tach Bez­os wspo­mi­nał gniew­ny list od pew­ne­go dy­rek­to­ra wy­daw­nic­twa, któ­ry su­ge­ro­wał, że ten nie ro­zu­mie, iż dzia­łal­ność Ama­zo­na po­win­na po­le­gać na sprze­da­ży ksią­żek, nie zaś na trak­to­wa­niu ich ni­czym śmie­ci. „My by­li­śmy in­ne­go zda­nia – tłu­ma­czy Jeff Bez­os. – Czy­ta­jąc tam­ten list, po­my­śla­łem, że nie za­ra­bia­my na sprze­da­ży, lecz na po­ma­ga­niu klien­tom w po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji o za­ku­pie”5.

□ □ □

Stro­na za­de­biu­to­wa­ła w in­ter­ne­cie 16 lip­ca 1995 roku i od tej pory sta­ła się wi­docz­na dla wszyst­kich użyt­kow­ni­ków sie­ci. Gdy tyl­ko wieść o tym się ro­ze­szła, nie­licz­na eki­pa Ama­zo­na nie­mal mo­men­tal­nie prze­ko­na­ła się, że oto stwo­rzy­li nową moż­li­wość ob­ser­wa­cji prze­dziw­nych ludz­kich za­cho­wań. Pierw­si użyt­kow­ni­cy in­ter­ne­tu za­ma­wia­li pod­ręcz­ni­ki ko­rzy­sta­nia z kom­pu­te­rów, ko­mik­sy z cy­klu o Dil­ber­cie, książ­ki o na­pra­wie sta­rych in­stru­men­tów mu­zycz­nych, a tak­że prze­wod­ni­ki ero­tycz­ne. (Naj­le­piej sprze­da­ją­cą się po­zy­cją w por­ta­lu Ama­zon.com tego roku oka­za­ła się książ­ka pió­ra Lin­col­na D. Ste­ina za­ty­tu­ło­wa­na How to Set Up and Ma­in­ta­in a World Wide Web Site: The Gu­ide for In­for­ma­tion Pro­vi­ders) (Jak za­ło­żyć i utrzy­mać stro­nę WWW. Prze­wod­nik dla dys­try­bu­to­rów in­for­ma­cji elek­tro­nicz­nej).

Spły­wa­ły za­mó­wie­nia od ame­ry­kań­skich żoł­nie­rzy od­by­wa­ją­cych służ­bę za gra­ni­cą oraz mię­dzy in­ny­mi od pew­ne­go oby­wa­te­la Ohio, któ­ry na­pi­sał, że miesz­ka osiem­dzie­siąt ki­lo­me­trów od naj­bliż­szej księ­gar­ni i że por­tal Ama­zon.com to dla nie­go dar nie­bios. Ktoś z Eu­ro­pej­skie­go Ob­ser­wa­to­rium Po­łu­dnio­we­go w Chi­le za­mó­wił książ­kę Car­la Sa­ga­na – naj­wy­raź­niej na pró­bę – a gdy za­mó­wie­nie zo­sta­ło zre­ali­zo­wa­ne, zło­żył dru­gie, tym ra­zem na kil­ka­dzie­siąt eg­zem­pla­rzy tej sa­mej po­zy­cji. Pra­cow­ni­cy Ama­zo­na mie­li oka­zję ze­tknąć się z mar­gi­na­lia­mi – dłu­gą li­stą ar­ty­ku­łów ezo­te­rycz­nych ma­ją­cych war­tość dla nie­wiel­kie­go gro­na osób. Paul Da­vis zro­bił pew­ne­go razu prze­gląd oso­bli­wo­ści książ­ko­wych zgro­ma­dzo­nych na pół­kach piw­nicz­ne­go ma­ga­zy­nu fir­my i z wes­tchnie­niem okre­ślił je mia­nem „naj­mniej­szej i naj­bar­dziej eklek­tycz­nej księ­ga­ren­ki świa­ta”.

Jeff Bezos i era Amazona. Sklep, w którym kupisz wszystko

Подняться наверх