Читать книгу Trzy sekundy (wydanie filmowe) - Börge Hellström - Страница 14
ОглавлениеZATRZYMAŁ SAMOCHÓD na samym środku mostu Lidingöbron.
Słońce przebiło się po raz pierwszy przez ciemność kilka minut po trzeciej. Później coraz energiczniej rozpychało się na niebie, aż w końcu ciemność znikła. Pojawi się dopiero wieczorem. Ewert Grens wychylił się przez okno i spojrzał w stronę wody. Zaczerpnął trochę powietrza, które ciągle jeszcze było chłodne. Wschód słońca zwiastował nadejście poranka, ta cholerna noc zostawi go wreszcie w spokoju.
Patrzył ponad śpiącą wyspą w drugą stronę, przyglądając się domom stojącym w pięknym miejscu na klifie, z widokiem na płynące w pobliżu łodzie. Zaparkował samochód na pustym asfalcie, odłączył radio policyjne od ładowarki i przymocował mikrofon do klapy płaszcza. Zawsze kiedy odwiedzał Anni, zostawiał urządzenie w samochodzie, bo żadne wezwanie z centrali nie było wtedy ważniejsze od rozmowy z nią. Teraz nie miał już z kim porozmawiać, więc nikt i nic w niczym mu nie przeszkodzi.
Jeździł do domu opieki społecznej raz na tydzień przez dwadzieścia dziewięć lat. Po jej śmierci też nie przestał, chociaż w pokoju żony mieszkał już ktoś inny. Podszedł do okna, które kiedyś było jej oknem. Siedziała przy nim i obserwowała toczące się życie. On też tam siedział, obok niej, bo chciał zrozumieć, czego właściwie szuka za oknem.
Była jedyną osobą, której kiedykolwiek ufał.
Tak bardzo mu jej brakowało… Anni. Ta pieprzona pustka ciągle w nim tkwiła. Nocami, gdy nie mógł zasnąć, chodził niespokojnie, a ona wciąż go prześladowała, nie umiał się jej pozbyć. Krzyczał na nią, a ona po prostu tam była. Oddychał nią i nie miał pojęcia, jak i kiedy zniknie.
– Panie komisarzu…
Jej głos dotarł do niego ze szklanych drzwi, które przy ładnej pogodzie zostawiano otwarte. Wszystkie wózki podjeżdżały wtedy do stołu w altanie. Susann, dawna studentka medycyny, była już młodszym lekarzem – tak przynajmniej wynikało z treści identyfikatora przypiętego do białego fartucha. Kiedyś pojechała z nim i z Anni na wycieczkę statkiem i ostrzegała go, żeby nie robił sobie zbyt dużej nadziei.
– Dzień dobry.
– Znowu pan tu przyszedł.
– Tak.
Nie widział jej od dawna, chyba od śmierci Anni.
– Po co pan tu przychodzi?
Grens spojrzał na puste okno.
– O co pani chodzi?
– Po co pan to robi… wbrew sobie?
Pokój był zaciemniony; osoba, która w nim teraz mieszkała, właśnie spała.
– Nie rozumiem.
– Widziałam tu pana przez dwanaście wtorków z rzędu.
– Czy to zabronione?
– Ten sam dzień tygodnia, ta sama godzina. Jak wtedy.
Grens nie odpowiadał.
– Gdy jeszcze żyła.
Susann zeszła do niego po schodach.
– Wyrządza pan sobie krzywdę.
Mówiła do niego podniesionym głosem.
– Trwanie w żałobie to jedna rzecz. Ale nie może pan podchodzić do tego schematycznie. Pan nie żyje z żałobą. Pan żyje dla niej. Trzyma ją, ukrywa się za nią. Czy pan tego nie rozumie? To, czego pan się tak obawiał, już się stało.
Grens wpatrzył się w ciemne okno i zobaczył siebie. Promienie słońca odbijały w szybie postać starszego mężczyzny, który nie wie, co powiedzieć.
– Powinien pan odpuścić. Trzeba żyć dalej, poza takim schematem.
– Tak bardzo mi jej brakuje.
Susann zeszła ze schodów i położyła dłoń na klamce drzwi do altany. Chciała je zamknąć, ale tylko przymknęła.
– Nie chcę tu pana więcej widzieć.