Читать книгу Arabski kochanek - Carol Marinelli - Страница 2

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Оглавление

Hotel wprost oszałamiał luksusem.

Felicity Anderson z chęcią przystanęłaby w holu i dokładnie się rozejrzała, a może nawet poprawiła zmoczoną deszczem fryzurę i makijaż w damskiej toalecie. Jednak nie miała już na to czasu. Sesja informacyjna zaczynała się o dziesiątej. Felicity zerknęła na zegarek i skrzywiła się boleśnie; była spóźniona o kwadrans. Zawsze dokładna i punktualna, zamierzała dojechać na dziewiątą i posiedzieć w kawiarni, lecz koleje pokrzyżowały jej plany. Pociąg z północnej Anglii miał „nieoczekiwane opóźnienie”.

Portier skierował ją do sali konferencyjnej, przed którą siedziała przy biurku ładna kobieta o imieniu Noor. Machnięciem ręki zbyła przeprosiny Felicity.

– Cieszymy się, że pani zdążyła. – Noor miała na sobie nienagannie uszyty kostium ze spodniami; w wypielęgnowanej dłoni trzymała długopis, który podsunęła Felicity do podpisu na formularzu zgłoszenia. – Na razie odbywa się prezentacja na temat szpitala i przyszłego uniwersytetu. – Ciemnowłosa piękność wręczyła Felicity teczkę z broszurami i formularzami. – Zaprowadzę panią do sali. Proszę zaczekać na koniec prezentacji, a potem zająć miejsce. Świetnie, że się pani zjawiła. Szpital w mieście Zarakua pilnie potrzebuje dobrych położnych.

Kobieta była tak miła, że Felicity poczuła lekkie wyrzuty sumienia. Wprawdzie otwarcie się przyznała, że ma już pracę na Środkowym Wschodzie, natomiast na dzisiejszą sesję przyszła wyłącznie z ciekawości, ale jako wykwalifikowana położna mogła przebierać w atrakcyjnych ofertach. Chciała mieć pewność, że dokonała właściwego wyboru, lecz w istocie podjęła już decyzję.

Gdy wśliznęła się do sali, otoczyła ją ciemność, rozświetlona jedynie pokaźnych rozmiarów ekranem. Stała bez ruchu, uważnie oglądając złociste śródziemnomorskie plaże, za którymi rozciągała się bezkresna pustynia. Królestwo Zaraku było wyspą o bogatej tradycji, zamieszkiwaną przez królewski ród, który dążył do umiarkowanego postępu. Zapowiadano rychłe otwarcie uniwersytetu dla kobiet, żeby nowe pokolenie nie musiało opuszczać kraju, by otrzymać solidne wykształcenie. Brak koedukacyjności był ukłonem w stronę rodzin konserwatywnych.

Jednak Felicity czekała na informacje o szpitalu. Kamera ukazywała szerokie, widne korytarze, wygodne pokoje, nowoczesny sprzęt i gabinety, a co ciekawe, opieką zdrowotną byli objęci wszyscy mieszkańcy królestwa.

Była tak skupiona, że ledwie zauważyła osobę, która po cichu weszła do sali. Nawet nie odwracając głowy, wiedziała, że stanął przy niej mężczyzna. W nozdrzach poczuła cudowny zapach piżma i drzewa sandałowego, więc jednak się odwróciła. Skinęła nieznajomemu i zamierzała dalej patrzeć na ekran, ale nie mogła.

Nawet w ciemności poznała, że jest piękny. Niezwykle wysoki, z gładko zaczesanymi gęstymi włosami, delikatnie rzeźbionymi rysami twarzy, prostym nosem, wydatnymi kośćmi policzkowymi i świetlistymi oczyma. On także krótko skinął, a wówczas oderwała od niego spojrzenie i dalej patrzyła na ekran. Czuła, że twarz jej płonie. Stała sztywno, pilnując się, by na niego nie spojrzeć.

Odczuwała jego obecność każdą komórką ciała. Podróżowała wiele godzin, żeby się tu znaleźć i podjąć przemyślaną decyzję. A teraz równie dobrze mogli wyświetlać kreskówki, bo i tak nie zwracała uwagi na ekran. Mężczyzna stał o metr od niej, mimo to czuła się tak, jakby jej dotykał. Ciemność zwiększała intymność, ona zaś instynktownie wiedziała, że on znów na nią patrzy. Oddychała z trudem, błogosławiąc ścianę, o którą mogła się oprzeć.

Nigdy dotąd tak się nie czuła.

Nawet namiętne pieszczoty byłego chłopaka Paula nie wprawiały jej w taką ekscytację; ich związek właśnie przez to się rozpadł. Felicity była wręcz fizycznie niezdolna do oddania tej najbardziej intymnej cząstki siebie, a jednak teraz czuła wyraźnie, że wszystko się zmieniło. Była niczym wiosenny kiełek, który wydostał się ze zmarzniętej po zimie gleby.

Zaraz oszaleje.

Gapiła się na ekran, usiłując się skupić i miarowo oddychać. Obawiała się, że traci zmysły. Przez rok chodziła wraz z Paulem do psychologa, była też u ginekologa, który przerwał jej błonę dziewiczą i dał zestaw dziwacznych rozwieraczy, które miały sprawić, że jej ciało przywyknie do przyjmowania mężczyzny. Jednak nic nie działało – ani ciepłe kąpiele, ani spokój i delikatność Paula, środki uspokajające i wino, prośby i błagania.

Nic.

Teraz jednak, czując nieznajomego tak blisko w ciemności, cała płonęła i marzyła, by go pocałować. Ba, marzyła, żeby w nią wszedł. Zadrżała na samą myśl o tym; a gdyby stał tuż przy niej?

Zorientowała się, że mężczyzna wyszedł.

Dyskretnie się wymknął. Spod drzwi błysnął promień światła, a Felicity mogła wreszcie oddychać. Wzięła się w garść, w sali zapaliły się jasne lampy, a wówczas zajęła miejsce, choć nadal kręciło jej się w głowie.

– Niewiele straciłaś! – zagadnął z przyjaznym uśmiechem mężczyzna, który przedstawił się jako Liam Edwards.

– Tylko kwadrans – skłamała Felicity, choć z winy pięknego nieznajomego opuściła praktycznie całą prezentację.

– Szczęściara! – Liam teatralnie przewrócił oczami. – Opowiadali o rodzinie królewskiej, królu Zaraku i jego synach. Sam szpital wygląda fantastycznie. Jestem pielęgniarzem, pracuję w pogotowiu – wyjaśnił. – Wraz z moją dziewczyną odkładamy pieniądze na wynajęcie tu domu. To chyba dobry wybór. A ty?

– Jestem położną – odparła sztywno. Żałowała, że zajęła miejsce koło takiego gaduły.

Z radością powitała Noor, która zapowiedziała pierwszą mówczynię, profesorkę medycyny w średnim wieku.

Choć kobieta mówiła ciekawie, Felicity nie mogła się skupić, poruszona tym, co się stało. Potem zadała sobie pytanie, co takiego właściwie zaszło? Nie umiała tego z niczym porównać.

– Jesteśmy bardzo dumni z uniwersytetu dla kobiet – mówiła profesorka. – Został wybudowany opodal szpitala w położonym nad oceanem mieście Zarakua. Większą część terytorium kraju zajmuje pustynia, mimo to wyspa świetnie sobie radzi pod względem ekonomicznym, posiada własne lotnisko i kilka siedmiogwiazdkowych obiektów turystycznych. Będziecie mieszkali w sąsiedztwie szpitala i uniwersytetu, gdzie nie zabraknie żadnych wygód. Musicie jednak pamiętać, że Zarak hołduje tradycji. Choć jest monarchią postępową, nie odstępuje od zasad, które zostały wyszczególnione w broszurach, jakie wam rozdaliśmy. Te zasady są bezdyskusyjne. Zalecam wszystkim zapoznanie się z nimi, zanim postanowicie wyruszyć w tę podróż. Szejk Kalik Zarak chce zapewnić poddanym jak najlepszą opiekę medyczną. W przyszłości być może uda się ją rozciągnąć na wędrowne plemiona Beduinów, choć to drażliwy temat.

Wraz z upływem dnia poranne spotkanie z nieznajomym ustąpiło w umyśle Felicity pola nowym planom. Każdy mówca roztaczał wspaniałe wizje. Felicity zamierzała wyjechać na Środkowy Wschód jako pielęgniarka na okres dwóch lat i za kilka dni miała podpisać kontrakt. Gdy jednak wpadła na artykuł o nowym uniwersytecie w Zaraku, poszukała więcej informacji w Internecie. Ujrzała wspaniałą klinikę położniczą. Pod wpływem impulsu zadzwoniła, a gdy zdradziła, że jest położną, zaproszono ją na dzisiejsze spotkanie. Teraz goście udawali się do bufetu na lunch, ona zaś ciągle miała problem z podjęciem decyzji. Czy powinna się trzymać wcześniejszych planów, czy zacząć starania o pracę w Zaraku?

– I co o tym myślisz? – spytał Liam. – Płacą lepiej niż w innych szpitalach…

– Robi wrażenie. Chyba się zdecyduję – odparła. – Mam nadzieję, że procedury nie trwają zbyt długo. – Nie dodała, że jej rodzina bardzo potrzebowała pieniędzy. Młodsza siostra Georgie od lat zmagała się z anoreksją, Felicity w końcu wzięła pożyczkę i dziewczyna została wyleczona w prywatnej klinice. Były to dobrze wydane pieniądze, niemniej jednak bardzo jej ich brakowało. Dochód z nowej pracy miał pójść na spłatę długu.

Oczywiście nie wyjawiła tego Liamowi, który kontynuował swoje zwierzenia.

– Jeśli wyjedziemy, będziemy musieli się pobrać. – Nie wydawał się tym zbytnio uszczęśliwiony.

– To nie dotyczy tylko Zaraku – zauważyła Felicity. – Wszędzie na Wschodzie tak jest. Sprawdzałeś to?

– No właśnie! – Liam paplał dalej, ale Felicity przestała go słuchać. Niosła właśnie do ust zgrabną kanapkę, gdy znów go ujrzała; rozmawiał z Noor. Co gorsza, patrzył w jej stronę, a był nie tylko przystojny, lecz wręcz oszałamiająco piękny. Miał szczupłą smagłą twarz, pełne zmysłowe usta, postawę wojownika.

Naturalną rzeczą byłoby kontynuowanie pogawędki z Liamem i wsunięcie do ust cienkiej kromki chleba. Lecz Felicity była tak skrępowana, tak osobliwie świadoma swych ust, zębów, które miałaby wbić w kanapkę, języka, żujących szczęk, krtani, poruszającej się przy przełykaniu, że się poddała, odstawiła talerzyk i chwyciła szklankę wody.

Kim on w ogóle jest, do cholery?

Pytanie miało pozostać bez odpowiedzi. Podczas popołudniowych wystąpień w napięciu przeszukiwała wzrokiem salę, lecz już się nie pojawił. Gdy o piątej po południu sesja się zakończyła, musiała z ociąganiem przyznać, że więcej go nie zobaczy. Tajemniczy mężczyzna miał pozostać zagadką.

– Do zobaczenia! – pożegnał się Liam z szerokim uśmiechem, mijając ją w holu. – Ale nie w Zaraku!

– Ach, więc jednak się nie decydujesz? – rzuciła domyślnie Felicity.

– Nie. Może masz ochotę na kawę? – zaproponował Liam.

Chętnie by skorzystała, w nadziei, że nieznajomy jednak się jeszcze pojawi, ale jej pociąg odjeżdżał za dwadzieścia minut. Gdyby się na niego spóźniła, nie złapałaby połączenia, a co za tym idzie, nie dotarłaby na wieczór do domu.


Idąc do wyjścia, patrzyła na szare londyńskie ulice i ciemniejące niebo; zaraz zacznie padać. Zaczęła szukać w torebce składanej parasolki, gdy wtem zabrzęczała jej komórka.

– Cześć, mamo!

– No i jak było?

– Fajnie. – Felicity się uśmiechnęła. – Nawet bardzo. Chyba jednak wyjadę do Zaraku.

– No cóż, dziś nigdzie nie pojedziesz…

Felicity jęknęła, matka zaś mówiła dalej:

– Sprawdziłam pociągi, połączenia na twojej linii zostały zawieszone do jutra. Ponoć uruchomili autobus, ale w połowie drogi trzeba by się przesiąść.

– To zajmie całą wieczność. – W tej sytuacji nie dotrze do domu przed północą.

– Co zamierzasz, Felicity?

– Nie martw się o mnie. – Córka wyczuła niepokój matki i postarała się od razu go uśmierzyć. – Nic mi nie będzie, mogę przenocować w Londynie.

– Przecież nikogo tam nie znasz! Nie zamówiłaś noclegu!

– Mamo, mam dwadzieścia sześć lat – przerwała Felicity ze spokojem. – Nic mi się nie stanie, jeśli spędzę jedną noc w Londynie.

Jej karta kredytowa miała na ten temat inne zdanie!

Gdy matka się rozłączyła, Felicity poczuła zadowolenie, że nie ma pociągu. Czas dla siebie był kuszącą perspektywą, już dawno tego nie miała. Ostatnio stale odwiedzała chorą siostrę albo wpadała do matki. Nie miała kiedy odpocząć, bo obie nieustannie do niej dzwoniły. Poza tym dużo pracowała, gdyż rachunki za wizyty u lekarzy i lekarstwa napływały niemal bez przerwy.

Z przyjemnością spędzi jeden wieczór w samotności.

Felicity Anderson będzie wreszcie tylko sobą – nie położną czy pielęgniarką, nie córką, nie siostrą, nie opiekunką czy obrończynią.

Poczuła się bardzo dobrze.


Karim lubił Londyn.

Nie odwiedzał miasta zbyt regularnie, choć ostatnio znacznie częściej niż kiedyś. Nadzorował proces rekrutacji personelu szpitala i uniwersytetu, wpadał z wizytą do matki, a także pilnował swoich licznych inwestycji giełdowych. Jednak nie miał aż tylu zajęć co w kraju, i to go denerwowało. Karim westchnął ciężko.

Trudno było się ekscytować kontraktami wartości miliona dolarów, które stanowiły ledwie kroplę w morzu niezmierzonego bogactwa jego rodziny. Szpital i uniwersytet były jego pomysłem, w swoim czasie był nim nawet zafascynowany, ale nie ciekawiło go oglądanie filmów i broszur o luksusowo wyposażonych szpitalach. Chciał w jednym z nich pracować. Pragnął wysilać swój błyskotliwy umysł nad skomplikowanymi przypadkami diagnoz albo przeprowadzać trudne operacje. Niestety, jego pozycja społeczna szalenie to utrudniała.

Jednak lubił względną anonimowość, jaką zapewniał mu Londyn. Tu mógł się nie przejmować niczym, był jedynie księciem-playboyem, który rzucał się w wir rozrywek. Jakże się to różniło od jego sztywno zaplanowanego trybu życia w kraju. Tutaj mógł chodzić nierozpoznany po rojnych ulicach, czego, rzecz jasna, nienawidziła jego ochrona. Karim odmawiał z nią współpracy. Ubrany w ciemny garnitur i długi do kostek płaszcz, cieszył się deszczem i zmiennością pór roku, której tutaj doświadczał. Chyba najbardziej lubił późną jesień. W ten weekend wyjedzie na wieś, poza mury miasta…

Gdy zabrzęczał jego telefon, sprawdził na wyświetlaczu, kto dzwoni, i przewrócił oczami. Znowu Leila; postanowił, że poprosi później swego asystenta, Khana, żeby z nią porozmawiał, drażniła go jej natarczywość.

Tak, wyjedzie z miasta na wieś, i to nie sam…

Karim przypomniał sobie niemiłą rozmowę, jaką odbył z Leilą, swoją stałą kochanką, na początku tygodnia. Oznajmił jej wówczas, że jej towarzystwo nie jest mu już dłużej potrzebne. Nie przyjęła tego ze zrozumieniem, ale czegóż można się spodziewać po kobiecie?

Karim sypiał z wieloma kobietami, choć był zdeklarowanym zwolennikiem monogamii. Ostatecznie zawsze dbał o to, żeby każdy związek został uznany za zakończony, zanim z przyjemnością przechodził do następnego. Jednak ta idylla nie miała potrwać długo. Jego ojciec coraz bardziej stanowczo nalegał na jego małżeństwo, czego Karim jak dotąd starał się unikać. Leila miała złudzenia co do swoich szans – uważała, że trzymiesięczna znajomość upoważnia ją do tego – i nie chciała słuchać, gdy Karim powiadomił ją, że nigdy nie zamierzał się z nią żenić. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Leila stała się stanowczo zbyt roszczeniowa. Skoro Karim nie odbierał jej telefonów, naprzykrzała się jego asystentom. Dla niego pewna kwestia była decydująca – seks z nią przestał być ekscytujący!

Choć nie, niezupełnie o to chodziło – seks był niezły, ale zajmował szalenie dużo czasu! Karim był świetnym kochankiem, co do tego nie miał wątpliwości, i traktował swoje kobiety z atencją. Robił wszystko, co trzeba, a one błagały go o więcej. To naprawdę była kwestia czasu. Niekiedy zwyczajnie go brakowało, a Leila nalegała ostatnio na pełen spektakl, podczas gdy Karimowi wystarczyłyby nieraz jej usta.

Postanowił, że już dość tego. Ich związek był zakończony, a on osobiście tego dopilnował, ku niezadowoleniu swego ojca. Ojciec oznajmił synowi bez ogródek, że już najwyższy czas znaleźć narzeczoną, dlatego Karim przyleciał dziś do Londynu. Miał zamiar ostatni raz się zabawić, poszaleć, zanim z obowiązku poślubi odpowiednio majętną pannę z arystokratycznego rodu.

Gdy wśliznął się rano do sali konferencyjnej, powitała go oszałamiająca blondynka, do której natychmiast poczuł olbrzymie pożądanie. W porze lunchu po prostu musiał tam wejść. Jednak gdy Noor wyjaśniła mu, że dziewczyna rozważa podjęcie pracy na oddziale położniczym szpitala, Karim uznał, że zaznajomienie się z nią teraz może wprowadzić niepotrzebne zamieszanie, gdyby potem miał ją widywać w szpitalu. Postanowił wybrać się raczej na spacer, po czym zadzwonił do Mandy, która niestety nie miała aż tak niebieskich oczu i tak naturalnych blond włosów jak piękna nieznajoma, i umówił się z nią na wieczór. Nawet jeśli nie była tą tajemniczą nieznajomą, to przecież on był obdarzony dużą wyobraźnią; gdyby tylko zdołał jeszcze sprawić, że Mandy zamilknie choć na pół godziny, to na pewno spędzi upojną noc!

Zamierzał wrócić do hotelu po zakończeniu sesji, wielce z siebie zadowolony, gdy wtem ujrzał intrygujący go pierwowzór, nieznajomą blondynkę, wychodzącą z hotelu prosto na niego.

Karim uśmiechnął się i ruszył do niej. Po co właściwie sięgać po kiepską imitację?


Padało już wcześniej, uświadomiła sobie Felicity, i za chwilę znowu zacznie lać. Niebo było pokryte burymi chmurami, ponure ulice smagał porywisty wiatr. Wtem ujrzała spotkanego wcześniej mężczyznę, gdy szedł ku niej w długim powłóczystym płaszczu. Ciemne włosy i strój powinny sprawić, że nieznajomy wtopi się w tło, ale tak nie było; wprost emanował blaskiem, rozświetlając szary posępny dzień.

I dobrze widział, że na niego patrzyła.

Wejście do metra znajdowało się po przeciwnej stronie ulicy. Czas jakby stanął na moment, zagadkowo i niewytłumaczalnie, ona zaś wiedziała, że powinna skręcić w lewo i przejść przez ulicę, odwracając się plecami do tego, co mogło nastąpić, a jednak nie postąpiła tak i czekała.

Lunął rzęsisty deszcz i przechodnie przyspieszyli kroku albo przystawali, żeby rozłożyć parasole. Mężczyzna w długim płaszczu kroczył miarowo, nie spuszczając z niej oczu, w których widać było determinację. Z ukłuciem żalu przyznała w duchu, że to bezcelowe. Gdyby nawet nawiązał z nią rozmowę, zaprosił ją na kawę lub kolację, gdyby okazał się równie fascynującym rozmówcą jak pięknym mężczyzną, i tak na dłuższą metę czekało go rozczarowanie.

Misja bezcelowa, uświadomiła sobie Felicity, otrząsając się z chwilowego transu. Przeszła przez ulicę w kierunku wejścia do metra.

Z pobliskiej kawiarni wyłonił się Liam z babeczką w dłoni. Wszyscy wracali do dawnego życia, i ona również powinna to zrobić. Nacisnęła przycisk przy przejściu dla pieszych, zastanawiając się, jaką życiową szansę przepuściła, bo przecież nie zamieniła z cudownie męskim zjawiskiem ani słowa.

Samochody, taksówki, rowery i autobusy zwalniały przed światłami; za moment zapali się zielone. Zapragnęła poczuć na ramieniu dłoń zagadkowego mężczyzny, który przywołałby ją w ten sposób do swojego świata.

To nie dłoń na ramieniu, ale instynkt samozachowawczy nakazał jej się cofnąć. Felicity pociągnęła też do tyłu jakąś starszą panią, zobaczyła bowiem, że jeden samochód nie zwalnia przed pasami, a nawet przyspiesza. W ułamku sekundy Felicity zobaczyła wszystko. Pojazdem kierowała kobieta, z głową odchyloną do tyłu szarpała kierownicę, samochód wpadł w poślizg na skrzyżowaniu, silnik zawył na wysokich obrotach. Auto zachowywało się jak przypadkowo wystrzelony pocisk. Mogło wjechać na zatłoczony chodnik albo do pełnej ludzi kawiarni. Wszystko dokoła zamarło. Potem rozległ się zgrzyt metalu o metal i huk, gdy mały pojazd uderzył w autobus i przewrócił się na dach. Koła nie przestawały się obracać, silnik nadal wył.

Wtedy ludzie się poruszyli.

Zaraz nastąpi wybuch.

Tłum się rozpierzchł, kilka osób – wśród nich hotelowy portier i Liam – podbiegło do autobusu, żeby otworzyć drzwi i wypuścić pasażerów. Nieznajomy w płaszczu także biegł; do samochodu, podobnie jak ona.

– Miała atak! – zawołała doń Felicity. Mężczyzna dopadł auta przed nią, więc uświadomiła sobie, że jej nie usłyszał. – Miała atak! – wrzasnęła, przekrzykując ryk silnika.

Wyłączył go, ale sytuacja nadal była niebezpieczna.

– Cofnij się, może nastąpić wybuch.

Po raz pierwszy usłyszała jego głos. Był niski, naznaczony silnym akcentem, rozkazujący. Liam pomagał wysiadać pasażerom z autobusu, krzycząc do niej, żeby uciekała.

Spod maski pojazdu wydobywał się gęsty dym. Z oddali dobiegało zawodzenie syren. Na zatłoczonych ulicach Londynu pomoc przychodziła szybko, tyle że teraz dojazd blokowały samochody.

– Uciekaj! – Mężczyzna nie odwrócił się do niej; podtrzymywał głowę kobiety, która oddychała, ale była nieprzytomna. – Cofnij się! Natychmiast!

Posłuchała go niechętnie. Skoro chciał ryzykować swoim życiem, to był jego wybór. Wtem usłyszała płacz noworodka, w którym nie było strachu, lecz ból zranionego zwierzątka. Nie mogła teraz odejść, równie dobrze mógłby jej kazać pofrunąć.

Liam wrzeszczał, żeby się nie wygłupiała, ale musiała go zignorować. Piękny nieznajomy nie kwestionował jej decyzji; nadal podtrzymując ranną, rozglądał się, skąd dochodzą przeraźliwe krzyki noworodka.

Felicity z trudem uchyliła drzwi na tyle, by wsunąć głowę do środka.

– Dziecko krwawi. – Noworodek był owinięty niebieskim kocykiem, ale białe śpioszki były ciemne od krwi. Dostrzegła ostry fragment metalu, sterczący z ramionka dziecka. Choć upływ krwi nie był duży, dla niemowlęcia było to niebezpieczne.

– Kawałek metalu przebił ramię…

– Felicity. – Zdziwiła się, że on zna jej imię. – Jestem Karim. Czy możesz wsunąć tu ramię? Dosięgniesz?

To właśnie robiła, bo tylko ona mogła dosięgnąć rannego dziecka.

– Nie mogę!

– Okej. – Mówił spokojnie i miarowo. – Odwróć się i wsuń ramię w tej pozycji. Wtedy dosięgniesz.

– Ale nic nie widzę!

– Będę ci mówił, co masz robić. – Miał piękny głos, soczysty, choć naznaczony akcentem.

Ten głos dodawał jej spokoju i pewności siebie. Musiała go usłuchać. Po raz ostatni popatrzyła na dziecko; plama krwi na ramionku się rozszerzała. Widziała sterczący metal, który chyba nie da się łatwo usunąć.

Odwróciła głowę i uniosła ją do góry, deszcz padał jej za kołnierz. Mogła teraz sięgnąć znacznie dalej w głąb auta.

– Opuść rękę – polecił Karim. – To podstawa kołyski.

Kołyski? Siedzenia dla dziecka, przetłumaczyła sobie Felicity.

Nie wypuszczając z rąk głowy rannej kobiety, wsuwał i wysuwał swoją z auta, stając się oczami Felicity i kierując jej rękami. Zgodnie z jego wskazówkami przesuwała palce cal po calu.

– W prawo. Dotykasz kocyka? To prawa strona. Przesuń rękę wyżej.

Niemowlę było ranne w lewe ramię. Felicity powoli przesuwała dłoń. Dziecko przestało płakać i tylko cichutko kwiliło, co było jeszcze bardziej niepokojące. Zlokalizowała klatkę piersiową i szyję, starając się przesunąć rękę w lewo.

– Nie mogę dosięgnąć – sapnęła. – Nie dam rady.

– Jeszcze odrobinę – odrzekł Karim. – Ostrożnie – ostrzegł, ale pamiętała, gdzie tkwi metal. Popchnęła ramię dziecka w górę.

– Wystarczy?

– Nie wiem – przyznał Karim. – Pchaj dalej.

Trwało to chyba całą wieczność.

Nadjechała karetka i ratownicy otworzyli nieco szerzej drzwi auta. Mogła teraz włożyć głowę do środka. Ponieważ nie była w stanie się poruszyć, Karim wpełzł do auta i nakrył kocem niemowlę, gdy strażak rozbijał tylną szybę. Ratownicy wyciągnęli ranną matkę.

– Odwróć głowę i nie ruszaj się – polecił Karim, podczas gdy strażacy usiłowali dostać się do dziecka przez tylną szybę.

Karim został wraz z nią w namiocie z koca.

Mówił do niej, a ona, cała odrętwiała, zastanawiała się tylko, czy dziecku udało się przeżyć.

– Strażacy zabezpieczyli oba silniki – uspokoił ją. – To już nie potrwa długo.

– Marzną mi nogi – poskarżyła się Felicity.

– Zaraz będzie po wszystkim. – Popatrzył na nią ognistymi czarnymi oczami i to pomogło. Słyszała pomieszane głosy strażaków i ratowników, ale słuchała tylko Karima, który był jej oczami. – Podali dziecku tlen. Zanim je odwiozą, podłączą je pod kroplówkę. Wytrzymasz jeszcze trochę?

Jej ramię i bark były nie tylko odrętwiałe, lecz także mocno bolały. Było jej tak zimno, że trzęsła się na całym ciele. Pomyślała o wszystkich matkach podczas ostatnich chwil porodu, kiedy nie dało się już wytrzymać bólu, a jednak przy odrobinie zachęty udawało im się jeszcze przeć.

– Na pewno dasz radę wytrzymać – sam sobie odpowiedział Karim.

Posłuchała go wbrew swemu ciału, które chciało się poddać.

– Przesuńcie ją powoli do tyłu – powiedział Karim do człowieka, który ją podtrzymywał.

Trzeba ją było wyciągnąć, bo nie mogła wyjść z auta o własnych siłach.

Stała chwiejnie, rozmasowując ramiona, pod powiekami czuła łzy. Karim także wydostał się z samochodu.

– Udało się. Ale kazałem ci się cofnąć. Na drugi raz pomyśl, zanim zaczniesz działać.

– A ty? – spytała zaczepnym tonem.

– Powinnaś być ostrożniejsza, mogło być więcej ofiar. Felicity skrzywiła się, gdy krew napłynęła do jej zdrętwiałych ramion. Popatrzyła na brudne, przemoczone ubranie. Miała mokre włosy i twarz, czuła, że zaraz się rozpłacze. Chyba to dostrzegł, bo zmienił swój oschły ton.

– Wróć do hotelu – polecił Karim. – Zaraz tam przyjdę i porozmawiamy.

– Nic mi nie jest… – zaczęła Felicity, ale urwała, bo Karim i tak jej nie słuchał, skupiony na tym, co działo się na miejscu wypadku.

Felicity rozejrzała się dokoła. Na ulicy roiło się od strażaków i ratowników. Sprawne ręce przenosiły niemowlę wraz z fotelikiem do bezpiecznego wnętrza karetki. Ktoś okrył jej drżące ramiona kocem, ona zaś stała nieruchomo i patrzyła. Karim zachowywał się zupełnie inaczej. Mimo obecności strażaków i lekarzy krążył po miejscu wypadku, wydając polecenia.

Felicity nie mogła się napatrzeć na tę scenę. Kim był ten niesamowity mężczyzna?

Dopiero gdy zatrzasnęły się drzwi karetki, gdy radiowóz policji z jękiem syreny ruszył przodem, żeby wyprowadzić ambulans z tłumu, gdy nie było już nic więcej do zrobienia, Karim podszedł do Felicity i bez słowa zaprowadził ją do hotelu.

Dokładnie tego się po nim spodziewała.

Arabski kochanek

Подняться наверх