Читать книгу Holocaust F - Cezary Zbierzchowski - Страница 8
2. Babilon rulez
ОглавлениеTen cały bałagan, podniesiona do kwadratu Apokalipsa świętego Jana, która, prawdę mówiąc, nie przypomina nawet wojny (żadnego frontu, tylko metaliczne kule i tysiące ognisk walk płonących na całej planecie), miała przecież niewinne początki. Reklamy o polepszeniu pamięci i koncentracji, nauce bez wysiłku, osiąganiu życiowych celów bez stresu. Promocja przyjemności na zawołanie, wypoczynek VR, cudowne sposoby na zmęczenie i ból. Magiczne zaklęcia zaczynające się od neuro- i nano-, a zakończone „synergiczną współpracą milionów umysłów”.
Obserwując to, najpierw nie wierzyliśmy, że ludzie z radością pozwolą się wyssać od środka, jak małże. Ale wtedy nie rozumieliśmy jeszcze, co naprawdę oznacza Rok Zero, nie mieliśmy pojęcia o wpływie plazmatu na nasz rozwój jako gatunku.
Konwój pędzi autostradą nieniepokojony przez nikogo. Jedziemy dwieście na godzinę, wyprzedzamy cywilne i wojskowe pojazdy; chłopaki z przodu włączyły światła ostrzegawcze. Dawid przesyła na konsole mijanych patroli informację VIP. Do innych kierowców śle komunikat „Zwolnić drogę” i automaty posłusznie zjeżdżają na wolniejsze pasy. Gdy opuszczaliśmy Miasto, jakiś cwaniak w błękitnym chevrolecie próbował się z nami ścigać, ale dostał ostrzeżenie, że za chwilę przestrzelimy mu opony. I odpuścił. Na wszelki wypadek nie patrzę za okno, dostaję informacje z drugiej ręki. Nie zaglądam w szyby mijanych samochodów, żeby nie zobaczyć twarzy wykrzywionych przez skurcze wirusowe. Autami coraz częściej jeżdżą żywe trupy; gdyby nie autopiloty, mielibyśmy tu jeden wielki zasrany karambol.
Patrząc w oczy tym ludziom, zobaczyłbym mgiełkę Babilonu, który odciska na twarzach swoje logo, wszędobylski trademark – kiedyś koniom i bydłu wypalano na skórze znak właściciela. Za uchem błyszczy gniazdo, w głowie totalna sieczka powstająca z synergicznej wymiany plików. Spełnili marzenia konstruktorów nowej sieci: P2P dla wiedzy, P2P dla wspomnień, P2P dla emocji. Możesz się wymieniać swoimi myślami pod postacią plików S, kiedy tylko zapragniesz. Zapisujesz, konwertujesz, udostępniasz. Czy może być coś mocniej łączącego człowieka z człowiekiem? Czy może istnieć większa integracja?
Wirują memy: P2P dla religijnych objawień, kulturowych tabu, lęków i pragnień, szlachetnych porywów i zbrodni. Rammańczyk może być Indianinem z Amazonii, Chińczyk może się stać Zulusem, Skandynawia zbliżyła się do Australii na szerokość strumienia emisji. Bezpośrednia wymiana wszystkiego.
A my nie wierzyliśmy.
Nie zrobiliśmy nic, by dwadzieścia lat temu powstrzymać wejście na rynek Babilonu, pierwszej platformy S-plików. Ojciec nas usprawiedliwia, twierdzi, że nawet gdybyśmy zareagowali, zlecili ekspresowe przygotowanie prawnych blokad w Lidze Narodów lub nasłali na konstruktorów Synergii płatnych morderców, nic by się nie zmieniło. Nie mogło się zmienić, ludzkość straciła hamulce, runęła w przepaść własnych pragnień, których nie ogranicza już nic poza kasą. Po Roku Zero uwolniła cały swój potencjał; mogła sięgnąć gwiazd, a sięgnęła gwiazdek, waląc czołem o twarde podłoże. Kilkadziesiąt lat nieustannego doskonalenia się w harakiri.
Teraz możemy zapomnieć o wszystkim. Trzy lata temu jakaś kropla przepełniła czarę. Nie wiemy, czy był to skutek nieubłaganej logiki nowego świata, czy za wirusem od początku stał ekstremizm, pragnący uczynić z nas wszystkich Naród Wybrany, a potem zgładzić go jego własnymi świętymi rękami. To, co media nazwały sto lat temu Nowym Holocaustem, trwa wciąż, i to w formie rozdętej w tak kurewski sposób, że tylko odcięcie wszystkiego, co chore, może jeszcze uratować świat. Obawiam się jednak, że nie wystarczy na to pieniędzy i determinacji, i że największe familie, mafie i korporacje (podobne do siebie jak dwie krople wody) nie dadzą już rady powstrzymać szaleństwa. Za późno zaczęliśmy czyścić, za późno wysłaliśmy H.O.D. w przestrzeń, żeby znaleźć inne miejsce do życia: nieskażone nano i nieopętane demonem sieciowej Wspólnoty.
Czuję, że Dawid zaczyna hamować. Przestaję wizualizować myśli; notatki bledną na siatkówce, żeby ustąpić miejsca widokowi Wielkich Rozjazdów. Po prawej, oświetlone ostatnimi promieniami słońca, sterczą rozwalone estakady autostrady A4, która w tym miejscu przecina się z A1. Węzeł obejmuje jeszcze trzy krajówki i plątaninę dróg lokalnych. Czego tu nie ma. Na ziemi i nad ziemią, a najwięcej pod jej powierzchnią: supermarkety, kompleksy relaksacyjne i kina VR, stacje ogniw napędowych (w tym przejęta przez nas stacja sieci Ciril), windy w górę i windy w dół, serwisy naprawcze i dziesiątki jadłodajni. Wszystko wisi na platformach, ciągnie się przy nitkach dróg, świeci neonami w gęstniejącym mroku, zaprasza do podziemnych kompleksów, pulsuje i krzyczy rozpaczliwie, że świat jest w porządku. Ale to nieprawda. Wokół można dostrzec ślady walk, które toczyły się tutaj zaledwie tydzień temu. Wypalone mury, ślepe okna, wraki samochodów porozrzucane na poboczach, kikuty drzew, które zdają się jeszcze dymić. Na drodze ciemniejsze plamy świeżo połatanych dziur. Armia i rząd zrobiły wszystko, by uratować ten węzeł; wiem od Antona (a on od człowieka Blumfelda), że w okolicy przypieprzyli kilkudziesięcioma bombami chemicznymi powodującymi rozpad krwi u wampirów, zabijając przy okazji ponad dwustu cywilów z katalizatorami. Logika wojny: nie było wyboru. Zmietli z powierzchni Ziemi duży oddział partyzantów, a straty własne wliczyli w cenę. Wielkie Rozjazdy zostały uratowane i obsadzone przez pułk piechoty Death Angel pułkownika Szarego.
Na parkingu dla transporterów, na zapleczu stacji paliw stoją cztery samochody drugiego konwoju. Dwie limuzyny: mercedes i przedłużony maybach Landaulet+, jeep Oddziału Specjalnego Security Corps (faceci w inteligentnych hełmach i lekkich pancerzach) oraz limuzyna ochroniarzy podobna do naszej. Dawid parkuje przy maybachu, a podróżujący w nim ojciec opuszcza przyciemnianą szybę. Jest dziewiętnastoletnim piegowatym gówniarzem – reinkarnacja dwa lata temu, wybór ciała raczej konserwatywny. Bardzo przypomina zadziornego chłopaka w stroju seegardzkiego college’u, którego widziałem na zdjęciach sprzed półtora wieku. W głębi samochodu miga śniada twarz Antona. Są z nimi także Juki, szef biura prawnego Elias Electronics, Chloe, sekretarka Antona, i zapewne Janca, asystentka i kochanka ojca. Nie dostrzegam jej, ale to niemożliwe, by podróżowała mercedesem z resztą zarządu EE.
— Jak maluchy? — pyta ojciec śmiesznym, piskliwym głosikiem.
— W porządku, śpią od samej Rammy. — Mrugam w nerwowym tiku. — Podróż upłynęła nam spokojnie, żadnej artylerii ani samobójczych lotni. Nadzieja rośnie we mnie wykładniczo.
— Na A4 też nie było źle. Przez dwie godziny chłopaki zepchnęły do rowu tylko jakiegoś popaprańca w vanie i ktoś ostrzelał za nami drogę z lekkiej broni. Ale na Południu może być gorzej, trzeba będzie uważać na wszystko. Brendan, szef OS-ów, przejmuje od tej chwili dowodzenie kolumną.
— Lu, kochanie, pokaż swoją ładną buzię! — drze się z wnętrza samochodu Anton. W mroku błyskają jego białe zęby.
— To nie jest zabawka, czarnuchu. — Tak sobie miło żartujemy.
— W pobliżu Seegardu trwają zaciekłe walki z oddziałem Kriszny. — Ojciec-nastolatek mówi slangiem z GTV. — Za półtorej godziny zbliżymy się do terenów objętych działaniami. Nie będzie żadnych postojów ani wystawiania nosa z samochodu. Jeśli ktoś musi, niech załatwi swoje potrzeby teraz. Niech Luiza obudzi dzieci.
Przegrupowujemy siły. Dawid i ochroniarze z naszego konwoju biegną w kierunku toalet, Luiza wyciąga bliźniaki, żeby wysiusiały się za samochodem. Są dzielne; zaspana Emilka tylko trochę pochlipuje, trzymając w ręce czerwonego misia. Ian sam ściąga spodenki i ziewając, opowiada mi o grze, którą widział na inforze Cortazara. Zaraz damy im pić, nakarmimy z tubek i znów ułożymy do snu. Wciągam czerwcowe powietrze: wieczorne resztki upału, zapach pogorzeliska i asfaltu. Uśmiecham się, bo OS-owcy cały czas lustrują otoczenie, jakby już tu spodziewali się ataku. Brendan pogania wszystkich, chce żebyśmy wyruszyli jak najszybciej. Starujemy.
Ruch na autostradzie za Wielkimi Rozjazdami słabnie, oddalamy się od Miasta Ramma, pędząc na południowy zachód. Dzieci przez jakiś czas rozrabiają, pokazują sobie przydrożne hologramy i światła mijanych transporterów, grają na moim komunikatorze, zagadują Dawida, który chętnie odpowiada na skomplikowane pytania czterolatków. Potem zarządzam porę snu, przygaszamy światło wewnątrz kabiny, Lu i ja całujemy maluchy na dobranoc. Zachowuję rytuały, które pamiętam z dzieciństwa; chcę ocalić świat, którego już nie ma, bo nawet ludzie bez aidów tworzą w Synecie wirtualne społeczności i przestają się niemal dotykać, przestają rozmawiać, przekazywać wzorce swojemu potomstwu.
Być może właśnie Babilon miał stać się panaceum na atomizację i obojętność społeczeństw, może zamiary jego twórców były szlachetne i godne podziwu. Ale platforma zmutowała (nie wiemy, czy samoistnie) i zmieniła się w wylęgarnię psychicznych trojanów. To stało się trzy lata temu, na przełomie lutego i marca.
Wirusy, które zaatakowały ludzi podłączonych do Synergii, wywołały taką gamę uszkodzeń mózgu i psychoz, że naukowcy z całego świata będą mieli co badać do końca życia. U niewielkiego odsetka userów wystąpił efekt paradoksalny: wzrost ilorazu inteligencji, a nawet coś w rodzaju śladowej telepatii, zdalnego odczytu fal elektromagnetycznych z innych aidów. Przypuszcza się, że tak właśnie narodziła się Szarańcza – organizacja terrorystyczna nowej generacji. Jej członków nazywano już zbrodniarzami, komunistami, anarchistami, szaleńcami, ale kiedy wyszło na jaw, że chętnie piją krew wzbogaconą o katalizatory, zaczęto ich nazywać wampirami. Wojskowi specjaliści zaprzeczają, by miało to praktyczne uzasadnienie, lecz wampiry niezmiennie twierdzą, że zwiększają w ten sposób zdolności telepatyczne i mogą wpływać na mózgi innych (nawet te niewspomagane nano). Trzeba przyznać, że zaskakująco łatwo przejmują kontrolę nad oddziałami wojsk Ligi i poszczególnych państw. Nil admirari.
W krytycznej chwili do Synergii podłączonych było blisko osiem miliardów osób z dwunastomiliardowej populacji. Na szczęście przynajmniej połowa z nich dodała do oryginalnych zapór hackerskie ulepszenia, nad którymi biedziły się najtęższe pryszczate głowy. To ich ocaliło. Kilkanaście procent straciło też w momencie awarii połączenie z siecią, a w zamian zyskało trochę czasu. Najbardziej przerażające okazało się jednak to, że po mutacji Babilonu ludzie nadal masowo podłączali się – i podłączają – do Synergii, wierząc swoim zabezpieczeniom i fałszywym zapewnieniom administratorów. Są tak uzależnieni od wymiany plików S, że nawet groźba utraty życia nie powstrzymuje ich przed rozpoczęciem sesji. W Chinach następnego dnia po awarii rozpoczęły się egzekucje upartych użytkowników. Potem na krzesło elektryczne i do komór gazowych poszli mieszkańcy etnicznych gett w Stanach Zjednoczonych, Francji, RPA i Rosji.
I wtedy wybuchło szaleństwo, a Szarańcza uderzyła po raz pierwszy w kilku zakątkach Ziemi.
— Piszesz fascynujące rzeczy, ale musisz się zdrzemnąć. — Luiza potrząsa mną bezceremonialnie, nie dopuszczając sprzeciwu.
Myśli krążą wokół monstrualnego nieszczęścia. Nie widać go, kiedy patrzę na spokojne buzie śpiących dzieci, nie słychać, gdy z głośników sączy się muzyka. Rozpoznaję Adagio for Strings Barbera i symfoniczną wersję The Wall. Nigdy bym nie uwierzył, że koniec świata jest na wyciągnięcie ręki. My, pasażerowie konwoju zmierzającego do Zamku, jesteśmy odpowiedzialni: nie za sto tysięcy pracowników korporacji w Rammie i ćwierć miliona rozsianych po całym świecie – ale za wszystkich ludzi, którzy zostali jeszcze przy zdrowych zmysłach.
Taka świadomość nie sprzyja zasypianiu.