Читать книгу Zgadnij kto - Chris McGeorge - Страница 7

1

Оглавление

Dwadzieścia pięć lat później…

Ostry, pulsujący dźwięk. Wwiercający się w jego mózg. Kiedy skupił na nim uwagę, oddzielił się od tła. Dzwonienie. W głowie albo… gdzieś indziej, w miejscu z pewnością innym niż to.

Drrryń, drrryń, drrryń.

Drrryń, drrryń, drrryń.

Dźwięk nie był złudzeniem. Dochodził z boku.

Otworzył oczy. Wszystko rozmyte. Ciemno. Co się dzieje? Słyszy ciężki oddech – chwilę dłużej niż powinno zajmuje mu zdanie sobie sprawy, że to jego własny. Zmysły wracają do życia opornie, migają niczym jarzeniówki na szpitalnym korytarzu. A potem, tak, wyczuwa ruch klatki piersiowej, w górę i w dół, i ciąg powietrza w nosie. Czuje, że to chyba za mało. Otwiera usta, żeby zaczerpnąć więcej, i odkrywa, że są piekielnie wyschnięte. Bada językiem ściany więzienia z papieru ściernego.

Zrobiło się cicho? Nie, wciąż dociera do niego drrryń, drrryń, drrryń. Przyzwyczaił się po prostu. Telefon.

Spróbował poruszyć rękami i odkrył, że nie może. Znajdowały się nad jego głową, a w ich leniwym mrowieniu kryła się groźba nadchodzącego odrętwienia. Wyczuwał wokół obu nadgarstków pierścień zimna, coś chłodnego i mocnego. Metal? Tak, takie miał wrażenie. Metal wokół nadgarstków… kajdanki? Spróbował poruszyć zwiotczałymi dłońmi, żeby wybadać, do czego były przymocowane. Rura albo pręt biegnący wzdłuż jego pleców. Jest do niego przykuty?

Obie ręce bolały go w łokciach. Wygięły się pod nienaturalnym kątem, kiedy spróbował poruszyć ciałem. Był usadzony plecami do tego… czegoś. Ale na czymś miękkim; odniósł wrażenie, że jego obecny dyskomfort wynika z tego, że trochę się osunął. Pół siedział, pół leżał. Nie była to wygodna pozycja.

Docisnął plecy do pręta, naparł na podłoże i odepchnął się w górę. Jedna stopa ślizgała się bezskutecznie (miał na sobie buty do garnituru, powinien o tym pamiętać), ale wystarczyło, żeby trochę się podnieść. Dosunął pośladki do pręta i zdjął ciężar z ramion. Kiedy jego umysł przestał skupiać się na bólu, otaczające go rozmazane kształty zaczęły nabierać ostrości.

Przedmioty po jego lewej stronie – najbliższe – ujawniły się jako pierwsze. Dostrzegł stół – pomiędzy tym, na czym siedział, a białą ścianą. Na blacie, oświetlony przez stojącą obok lampę, czarny cylinder z wyświetlaczem, a na nim czerwone, pulsujące cyfry: 03:00:00. Zegar. Trzecia? Nie – kiedy się przyjrzał, zwrócił uwagę, że czas stoi w miejscu.

Od skupiania wzroku na świetle rozbolały go oczy, przez co zdał sobie sprawę, że w pokoju jest dość ciemno. Odruchowo zamrugał, żeby rozproszyć plamy w polu widzenia, i wpatrzył się w białą ścianę. Wisiał na niej oprawiony obraz. Pole kukurydzy, a za nim w oddali wiejski dom. Ale to nie krajobraz przyciągnął jego uwagę, lecz to, że dom płonął. Jęzory czerwonej farby lizały błękitne niebo, a na pierwszym planie uśmiechał się schematycznie przedstawiony strach na wróble. Im dłużej się w niego wpatrywał, tym silniejsze odnosił wrażenie, że uśmiech stracha na wróble się poszerza.

Coś nieokreślonego w wyglądzie obrazu sprawiło, że poczuł się nieswojo i odwrócił wzrok. Przed sobą miał nogi i stopy – czarne spodnie, czarne buty – wyciągnięte na dużym łóżku. Puchata kołdra zsunęła się, odsłaniając prześcieradło, które zmiął nogami, kiedy próbował się podnieść. Dookoła leżało kilka rozrzuconych ozdobnych poduszek.

Uniósł wzrok i ukazała mu się znajoma scena. Znajoma dla każdego. Biurko, nieduży płaski telewizor, elektryczny czajnik, misa pełna saszetek z kawą i herbatą, ustawione pionowo menu w skórzanej oprawie. Na końcu dostrzegł telefon. Daleko, poza swoim zasięgiem. Poruszył nieznacznie głową – na lewo od biurka widniało wejście do garderoby, na prawo okno. Przez zasunięte zasłony wsączało się widmo światła.

Widok nie do pomylenia z żadnym innym. Pokój hotelowy. A on był przykuty do łóżka.

I nic się nie zgadzało.

Trzy ostre dźwięki wwiercające się w jego mózg.

Drrryń, drrryń, drrryń.

Nic się nie zgadzało.

Zgadnij kto

Подняться наверх