Читать книгу Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem - Christopher Macht - Страница 10

Pierwsze spotkanie

Оглавление

Kwiecień 1945 roku. Od blisko sześciu lat trwa wojna światowa. Jest już właściwie pewne, że Niemcy ponieśli klęskę, bo alianci stoją u bram Berlina. W takiej chwili w towarzystwie dwóch żołnierzy idę przez ciemny las. Po kilku minutach docieramy na miejsce. Wejścia pilnuje czterech żołnierzy. Wszyscy mają w klapach swastyki, a na skórzanych paskach masywne pistolety. Na nasz widok podnoszą wyprostowaną prawą rękę i witają się słowami: Sieg Heil! Jeden z nich dokładnie mnie przeszukuje. Wreszcie otwiera ciężkie drzwi i wchodzimy do ogromnego bunkra. Cały czas się denerwuję. Czuję, że moje ciało jest jedną wielką galaretą.

Po drodze znów legitymuje mnie kilku żołnierzy. Na początku jest dość jasno. Białe kafelki na ścianach pozwalają zapomnieć o panującej tutaj duchocie i nieprzyjemnym zapachu zgnilizny. Pięć minut później pojawia się niezliczona liczba schodów. Im niżej schodzimy, tym panuje większy mrok. Esesman podchodzi do włącznika, przekręca go i pojawia się światło. Żwawym krokiem przemierzamy kolejne schody. Dochodzimy pod drzwi gabinetu, gdzie każą mi czekać. Strażnik delikatnie puka, wchodzi do środka, po czym wraca i daje mi znak, że za chwilę wyjdzie po mnie sam wódz.

Wreszcie słyszę jego kroki, a właściwie szuranie nóg, które z niemałym trudem ciągnie po podłodze. Dostrzega mnie z daleka. Mierzy nieco ponad sto siedemdziesiąt centymetrów. Ma pięćdziesiąt sześć lat, lecz wygląda jak starzec. Ale pozostał mu ten diabelski wzrok, o którym mówił każdy, kto choć przez moment widział go z bliska. Ma sparaliżowaną rękę na skutek zamachu w 1944 roku. Trudno go poznać: korpulentny, o zaczerwienionej twarzy, zapadnięte policzki, ciemny kosmyk włosów spada mu na czoło, a pod nosem niedbały wąs. Wściekły mówi coś do siebie, prezentując przebarwione zęby, po czym do mnie podchodzi. Uderza mnie intensywne spojrzenie jego niebieskich oczu. Głupia sytuacja. Nie wiem, co robić. Nie mam zamiaru podawać mu ręki na powitanie, a tym bardziej podnosić w geście: Heil Hitler! Na szczęście problem rozwiązuje się sam. Hitler bez słowa pokazuje, bym poszedł za nim, siada przy biurku i patrząc mi w oczy, pyta:

–To pan, panie doktorze, prawda?

Przytakuję lekkim skinieniem głowy, na co w odpowiedzi słyszę:

– Mam dość siedzenia w tym cholernym bunkrze! Jestem tu od połowy stycznia! I do tego śmierdzi tu jak cholera! Jeszcze ten nieznośny szum agregatów. Ile można?! To jakiś skandal. Wydam rozkaz, by zastrzelono wszystkich, przez których muszę tkwić w tym beznadziejnym miejscu!

Nic nie mówię. Siedzę i słucham. Wiem, że ten człowiek nie zna słowa dyskusja. Wreszcie kończy to narzekanie i mówi:

– Proszę tutaj usiąść. Tak, tak. Na krześle obok mojego biurka.

Nieśmiało rozglądam się po gabinecie. W kącie leży owczarek niemiecki.

– To suka. Wabi się Blondi – zagaja rozmowę Hitler, wyraźnie zadowolony z mojego zainteresowania psem, i kontynuuje: – Domyśla się pan, dlaczego pana tutaj sprowadziłem?


Źródło: E. Kempka, Byłem kierowcą Hitlera, Vesper, Poznań 2012.

– Nie mam pojęcia. Czyżby miał pan problemy zdrowotne?

– Na szczęście nic z tych rzeczy. Choć może nie wyglądam najlepiej, ale zapewniam pana, panie doktorze, że czuje się świetnie. Nie mogę zresztą inaczej. Ojczyzna i wszyscy Niemcy na mnie liczą!

(Następuje kilkusekundowa niezręczna cisza. Nie mam zamiaru przytakiwać, by nie kłamać w kwestii zdrowia. Nie chcę też przyklaskiwać słowom o germańskiej potędze, mając świadomość losu Żydów. Wreszcie Hitler kontynuuje):

– Mam wobec pana dług wdzięczności, wciąż o tym pamiętam.

– Ma pan doskonałą pamięć. Za to ja nie mam pojęcia, co to ma wspólnego z tym naprędce zaaranżowanym spotkaniem.

– Chcę spłacić ten dług. Wiem, że pisze pan pamiętnik, z którym się pan nie rozstaje...


Hitler jako dyktator Trzeciej Rzeszy w 1938 roku

– Skąd pan to wie?! Ach, no tak... To tłumaczy, dlaczego w czasie mojej nieobecności nieznani sprawcy przeszukali mój pokój hotelowy. Nic nie tknięto poza pamiętnikiem. Dało się też bez trudu zauważyć pozaginane kartki notatek.

– Panie Bloch, proszę darować sobie te insynuacje. Pamiętam taki dzień, gdy siedząc przy mojej chorej matce, wspomniał pan, że chciałby napisać książkę, o której wszyscy by mówili. Interesował się pan dziennikarstwem. I właśnie teraz dostanie pan szansę napisania dzieła bardzo ważnego dla całego niemieckiego narodu. Dzięki mnie dostąpi pan tego zaszczytu. Proszę to potraktować jako spłatę długu wdzięczności.

– Mam napisać pańską biografię?

– Nie. To będzie coś więcej. Jak pan zapewne wie, w przeciwieństwie do Goebbelsa i innych prominentów nie piszę pamiętników. Spod mojego pióra wyszło Mein Kampf, ale to było dawno temu. Przeprowadzi pan ze mną długą rozmowę, a następnie ją spisze, ale świat przeczyta to dopiero po mojej śmierci. Powtórzę – DOPIERO PO ŚMIERCI! Musi pan też jedno wiedzieć: z powodu zajmowania się moją matką mam do pana ogromne zaufanie. Nie proponowałbym tego komuś, komu nie mogę zawierzyć. Niech pan zresztą spojrzy, wokół nas kręcą się same szuje i zdrajcy!

(Tu Hitler wykonał dobrze mi znany gest, uderzając prawą ręką w serce).

– To dla mnie ogromny zaszczyt, ale... Sam nie wiem, czy to dobry pomysł. Ja, skromny Żyd, pan – zaciekły antysemita...

– Nie pytałem pana o opinię ani o decydowanie o słuszności tej decyzji, Herr Bloch! Proszę w tej kwestii ze mną nie dyskutować. Radzę panu już się przygotowywać do naszej pierwszej rozmowy. Widzimy się jutro o tej samej porze. Przyślę po pana automobil.


Hitler z ulubioną suką Blondi w swej alpejskiej rezydencji Berghof

W nocy nie mogłem spać, byłem w strasznym stresie. Co chwila wycierałem pot z czoła, niemiłosiernie wierciłem się w łóżku. Usiłowałem czytać gazetę, ale nie mogłem się na niej skupić. Wziąłem do ręki Mein Kampf i materiały, które dostałem na temat Hitlera od jednego z jego przybocznych. Wreszcie ogarnął mnie względny spokój. Następnego dnia punktualnie o godzinie dwudziestej drugiej przed moim hotelem pojawił się samochód. Minutę później rozległo się pukanie do drzwi. Przyszło po mnie dwóch żołnierzy. Dojazd do bunkra Hitlera zajął nam niecałe pół godziny. Na mój widok Führer od razu przeszedł do konkretów:

– Na początku ustalmy kilka zasad. Właściwie już je ustaliłem. Po pierwsze: nie palę i pan również nie może tego robić. Po drugie: musi pan wiedzieć, że nie cierpię alkoholu. I po trzecie: rozstrzelam pana, jeśli będzie pan przekręcał w swojej książce to, co będę mówił. Nawet dług wdzięczności ma granice. Czy to jest jasne?

(Wystraszony bez namysłu skinąłem głową).

– Gut. Napije się pan czegoś?

– Jeżeli to nie sprawi kłopotu, to poproszę kawę.

(Mówiąc to, uświadamiam sobie, że to pierwsze słowa, które wypowiedziałem do tej pory. Za chwilę do pokoju wchodzi dwudziestoparoletnia sekretarka z tacą, na której są dwie filiżanki. W tym czasie dyskretnie rozglądam się po pokoju. Hitler rozparty w krześle wpatruje się w sufit. Na biurku widzę miniaturkę jego owczarka, kałamarz z piórem, plik dokumentów i telefon. Powierzchnia blatu wyczyszczona na błysk, w pomieszczeniu panuje idealny porządek i cisza. Mój przyszły rozmówca ciągle patrzy w sufit. Po kilku minutach podjąłem próbę rozpoczęcia rozmowy).

– Panie kanclerzu. Chciałbym zacząć naszą rozmowę od pańskiego dzieciństwa.

– Jeżeli chce pan zyskać uznanie w moich oczach, to takim zachowaniem na pewno pan tego nie osiągnie. To ja będę decydował, o czym chcę rozmawiać!


Jedno z ostatnich zdjęć Hitlera wykonane 20 kwietnia 1945 roku (w jego 56. urodziny) podczas spotkania z małoletnimi obrońcami Berlina przed nacierającą Armią Czerwoną

– Przepraszam. Myślałem, żeby omawiać wszystko po kolei, dlatego na początek zaproponowałem dzieciństwo.

(Hitler spokojnym ruchem ściąga okulary, w pokoju słychać jedynie dźwięk ich uderzenia o biurko. Raz jeszcze rozpiera się wygodnie w fotelu, krzyżuje ręce, po czym z dłoni splata koszyk. Bierze głęboki oddech i mówi):

– Dobrze pan wie, że rozmawiam z panem nieprzypadkowo. Dlatego od początku będę szczery. Dzieciństwo jest dla mnie bardzo bolesnym i drażliwym tematem.

– W takim razie, o czym chciałby pan porozmawiać na początku?

– Jest mi to dość obojętne. Jako przywódca najpotężniejszego państwa na świecie niczego się nie boję.

– Słyszałem, że planuje pan wyjechać z Berlina...

– To bzdura! Zapewniam pana, że prędzej sobie strzelę w łeb, niż opuszczę Berlin! Jestem gotów odejść. Zrobię to bez trudu. W razie potrzeby jedna chwila, a później to już tylko wieczny odpoczynek.

– Mam do pana mnóstwo pytań.

– To niech pan zacznie je zadawać, bo może będę musiał udać się na naradę z generałami i nie wiadomo kiedy wrócę. À propos! Zaraz wrócę, panie doktorze, muszę skorzystać z toalety. Proszę tutaj chwilę poczekać i pod żadnym pozorem niczego nie ruszać. Jeżeli któryś z moich żołnierzy pana przyłapie na niepożądanym zachowaniu, każę pana natychmiast rozstrzelać. A gdy wrócę, możemy porozmawiać o moim dzieciństwie.

Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem

Подняться наверх