Читать книгу Spowiedź Hitlera. Szczera rozmowa z Żydem - Christopher Macht - Страница 9
Szlachetny Żyd Hitlera
ОглавлениеJestem Żydem. Do tego – jak mawia Adolf Hitler – „szlachetnym Żydem”. Zatem jak to możliwe, że doszło do historycznego paradoksu, w którym największy na świecie pogromca mojego narodu postanowił zaufać wrogowi, przedstawicielowi niższej rasy? Może wydać się to dziwne, ale z Adolfem Hitlerem znam się od wielu lat. Choć jeśli uznamy, że znajomość oznacza regularne spotkania towarzyskie, to może akurat to słowo nie jest najodpowiedniejsze. Zapewne Państwo nadal są w szoku. Dlatego raz jeszcze powtórzę: „Szlachetny Żyd” – tak właśnie nazywał mnie Adolf Hitler. Ten sam, który nienawidził Żydów i był zatwardziałym antysemitą. Przyszłego przywódcę Trzeciej Rzeszy poznałem zdecydowanie wcześniej, niż mogłoby się wszystkim zdawać. Jednak najpierw przedstawię kilka informacji na swój temat.
Nazywam się Eduard Bloch. Urodziłem się w 1872 roku we Frauenbergu[1] na południu Czech. Po ukończeniu studiów medycznych dostałem powołanie do austriackiej armii. Później osiadłem w Linzu i w 1901 roku otworzyłem gabinet lekarski. Nikomu nie odmawiałem pomocy. Ludzie twierdzili, że jestem przede wszystkim lekarzem biedoty. Starałem się pomagać o każdej porze dnia i nocy. Gdy było trzeba, udawałem się do chorych swym jednokonnym powozem.
Czternastego stycznia 1907 roku w moim gabinecie pojawiła się około pięćdziesięcioletnia kobieta. Skarżyła się na bóle w piersi, które czasem stawały się tak uciążliwe, że nie mogła spać. Doszedłem do wniosku, że mamy do czynienia ze złośliwym nowotworem znanym powszechnie jako rak piersi. Pacjentka nazywała się Klara Hitler i była matką przyszłego kanclerza Rzeszy. Nie przedstawiłem jej swojej diagnozy. Uspokoiłem ją i powiedziałem, że konieczna będzie operacja. Pacjentka, oczywiście, na to przystała. Następnie musiałem o wszystkim powiedzieć dzieciom pani Hitler. Był wśród nich najmłodszy syn – Adolf. Do dzisiaj pamiętam jego minę, płakał. Na jego pociągłej twarzy pojawił się grymas. Na koniec zapytał: „Czy mama będzie cierpieć?”. Przyznaję, że w całej karierze lekarskiej – a byłem świadkiem wielu tragedii – nie widziałem człowieka tak przygniecionego cierpieniem jak Adolf Hitler. Pamiętam, jak po operacji nalegał, by nie umieszczać matki w wielkiej przepełnionej sali, tylko w drogiej separatce. Zamiast dwóch koron dzieci Hitlera musiały zapłacić pięć. Ale dla nich nie było to istotne, przedkładały nade wszystko dobro matki. Ona zaś, świadoma swojej choroby, powiedziała mi szeptem: „Ale Adolf jest jeszcze taki młody…”. Od tamtej chwili wiele się zmieniło. Adolf Hitler pochował oboje rodziców, później wysyłał mi drobne upominki, ciągle powtarzając, że ma wobec mnie dług wdzięczności, aż nasz kontakt znacznie osłabł.
Nawiasem mówiąc, do dzisiaj bawi mnie jedna sytuacja. Kiedy spotykali mnie na ulicy dawni pacjenci, nie chcieli mnie urazić hitlerowskim pozdrowieniem Heil Hitler! Nie chcieli również mijać mnie bez słowa. Jednak i na to znajdowali rozwiązanie. Na mój widok podnosili po nazistowsku rękę i krzyczeli: „Heil, doktor Bloch!”.
W 1938 roku moje życie radykalnie się zmieniło. Miałem wtedy sześćdziesiąt sześć lat. Pamiętam, że po wkroczeniu do Linzu niemieckich wojsk, pierwszego października 1938 roku, zamknięto mój gabinet. Córka z zięciem – doktorem Franzem Krenem – uciekli za morze. Ja zostałem. Plotka głosi, że już rok wcześniej Führer zasięgał informacji na mój temat u swoich partyjnych towarzyszy. Ja także próbowałem do niego dotrzeć. Przez różnych pośredników starałem się dostarczyć mu listy z prośbą o pomoc i ochronę przed antyżydowskimi ekscesami. Byłem przekonany, że Hitler nie zapomniał lekarza matki, który w swej działalności zawsze kierował się nie materialnym, ale etycznym punktem widzenia.
Kanclerz Hitler na moje prośby zareagował błyskawicznie. Jako jedyny Żyd w Linzu zostałem objęty ochroną Gestapo do czasu, aż udało mi się załatwić wszystkie formalności związane z wyjazdem z Niemiec. Dzięki pomocy pana Adolfa mogłem zachować majątek, co nie było w tamtych czasach normalne. Wówczas Żyd mógł opuścić Niemcy pod warunkiem wyzbycia się wszystkich dóbr materialnych, zabierając ze sobą jedynie dokument tożsamości. Razem z żoną mieliśmy również prawo poszukać kupca na nasz dom. Zgodnie z rozporządzeniem Adolfa Hitlera z czternastego września 1938 roku mogłem o każdej porze dzwonić do Ameryki, dostałem kartki na ubrania, które Żydom nie przysługiwały, zostawiono mi paszport, a moja służba nie musiała stać w kolejce po żywność, bo nie miałem wpisane na kartkach „J”, czyli „Jude”. Nawet gestapowcy byli wobec mnie uprzejmi – w stosunku do Żyda sytuacja nie do pomyślenia.
Jeśli chodzi o Adolfa Hitlera, to w młodości nie był on ani awanturnikiem, ani chłopcem nieporządnym czy aroganckim. To po prostu nieprawda. Jako dziecko był spokojny, dobrze wychowany i czysto ubrany, ale zamknięty w sobie. W wieku czternastu czy piętnastu lat czekał cierpliwie w poczekalni na swoją kolej, jak każde dobrze ułożone dziecko. Kłaniał się i zawsze uprzejmie dziękował. Adolf miał oczy matki – duże, zamyślone, melancholijne. Jak inni chłopcy w Linzu, nosił krótkie skórzane spodnie i zielony lodenowy kapelusz z piórkiem. Z tego co pamiętam, był wysoki i blady na twarzy. Do tego wyglądał na starszego, niż był w rzeczywistości.
Wróćmy jednak do mojej skromnej osoby. Po dopełnieniu wszelkich formalności w 1940 roku razem z żoną zamierzaliśmy wyemigrować do Stanów Zjednoczonych. Już byliśmy na lotnisku, gdy nagle opadło nas kilku esesmanów. Żonie pozwolili odlecieć, a mnie zabrali ze sobą i odwieźli do hotelu Adlon. Słyszałem, jak mówili między sobą, że z niezrozumiałych powodów Führer nakazał dyskretnie dbać o takiego parszywego Żyda i zapewnić mu wikt i opierunek w hotelu.
Tak przeżyłem kilka lat wojny. Parę razy rozmawiał ze mną Hermann Fegelein[2]. Powiedział, że jest zaufanym człowiekiem wodza i „mam nie robić głupstw”. Raz oznajmił, że wkrótce zostanę przewieziony do obozu koncentracyjnego, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie wolno mi było opuszczać hotelu.
Rozluźnienie kontroli nastąpiło w 1945 roku i mogłem wychodzić z hotelu, choć zawsze szło za mną paru tajniaków. Dostałem raz zaproszenie do siedziby Czerwonego Krzyża, gdzie rozmawiał ze mną hrabia Folke Bernadotte[3]. Oznajmił, że negocjuje z Reichsführerem SS Heinrichem Himmlerem uwolnienie i przewiezienie do kraju neutralnego pozostałych jeszcze przy życiu Żydów. Hrabiemu towarzyszyła młoda kobieta. Przedstawiła się jako Heidi i powiedziała, że jest „serdeczną przyjaciółką” Fegeleina i że to ona będzie prowadzić sprawę mojego wyjazdu z Rzeszy. Potem rozmawiałem z nią jeszcze parę razy.
Tak nastał kwiecień 1945 roku.
Właśnie w pokoju hotelowym kładłem się do łóżka, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Za drzwiami stało dwóch umundurowanych żołnierzy, prawdopodobnie esesmanów. Jeden z nich się wylegitymował, po czym zapytał:
– Pan Eduard Bloch?
– We własnej osobie – odpowiedziałem mocno zaskoczony.
– Dziękuję, przyjąłem do wiadomości. Przyszliśmy, by oznajmić, że ma się pan natychmiast ubrać i ruszyć za nami. Führer czeka na pana w swoim bunkrze!
– Adolf Hitler?
– Tak, zgadza się – potwierdził wysoki blondyn z oczami w kolorze niezapominajki.
Doktor Bloch w swym gabinecie lekarskim
W tym momencie w mojej głowie rozpętała się burza myśli. Co się stało, że mój stary znajomy postanowił znienacka wezwać mnie do siebie? Znając jego antysemickie poglądy, ta chęć natychmiastowego zobaczenia się ze mną nie mogła działać uspokajająco. Powtarzałem sobie, że prawdopodobnie ma problemy ze zdrowiem i potrzebuje błyskawicznej pomocy. Jak się później okazało, byłem w błędzie...[4]
1 Czeska nazwa: Hluboká nad Vltavou (wszystkie przypisy oznaczone asteryskiem pochodzą od redakcji).
2 Hermann Fegelein, generał SS, oficer łącznikowy Himmlera. W nocy z 27 na 28 kwietnia 1945 r. z kieszeniami wypchanymi frankami szwajcarskimi i brylantami został zatrzymany w mieszkaniu swojej cudzoziemskiej kochanki. Przez dwa dni był nieobecny w bunkrze Hitlera i wszystko wskazywało na to, że miał zamiar uciec. Fegelein został siłą doprowadzony na stanowisko dowodzenia Wilhelma Mohnkego pod Vossstrasse, a potem, pijanego w sztok, zaciągnięto go przed trybunał polowy. Mohnke uznał, że Fegelein nie nadaje się do postawienia przed sądem i przekazał całkowicie opaskudzonego własnym moczem i kałem delikwenta gen. Johannowi Rattenhuberowi, szefowi służby bezpieczeństwa Kancelarii Rzeszy. O świcie 29 kwietnia Fegelein został rozstrzelany.
3 Folke Bernadotte (1895–1948), hrabia, bratanek króla szwedzkiego Gustava V, działacz Szwedzkiego Czerwonego Krzyża; wiceprezes (od 1943), a następnie prezes tej organizacji (1946–1948), zamordowany w Jerozolimie.
4 Doktor Eduard Bloch zmarł na raka żołądka w Nowym Jorku w wieku 73 lat, blisko miesiąc po śmierci Adolfa Hitlera.