Читать книгу U schyłku dnia - Claire North - Страница 9

Rozdział 4

Оглавление

A świat wirował.

...w krainie gór...

...w krainie sępów i podniebnych orłów...

...Zwiastun Śmierci zamówił jeszcze jedną kawę w kawiarni naprzeciwko hotelu w Cusco. Spojrzał na czarnookiego psa o czarnych uszach, który przyszedł za nim z gór, westchnął i powiedział:

– Szczerze mówiąc, to nie ode mnie zależy. Nie ma żadnych szans, żebyś przeszedł przez cło.

Pies spojrzał na niego, siedząc sztywno na zadzie. Nie miał obroży, był zaniedbany, ale dobrze odżywiony. Podążał za nim od domu Matki Sakinai, nie wydając żadnego dźwięku, i czekał w ulewnym deszczu przed kamienną chatą, w której spał Charlie. W końcu Zwiastun Śmierci poczuł wyrzuty sumienia i wpuścił przemoczonego psa do środka. Zwierzę siedziało kilka kroków od niego, nie skomlało. Później ruszyło za nim, gdy wracał starożytną drogą do miasta.

– Posłuchaj – rzekł Charlie, najpierw po angielsku, a później po hiszpańsku, niepewnie, bo nie znał ulubionego języka Matki Sakinai. – Twoja pani nie umarła. – Powstrzymał się przed dodaniem słowa „jeszcze”. Wydawało się dziwnie nieczyste.

Pies dalej za nim szedł, a następnej nocy, kiedy leżeli razem przy starożytnej drodze, Charlie miał wrażenie, że słyszy w mroku przechodzącą postać. Uderzała kośćmi stóp w stare kamienie i zmierzała w głąb gór, idąc ścieżkami wykutymi przez umarłych i wykorzystywanymi przez żywych. Zadygotał, zwinął się w kłębek, a pies przytulił się do niego ciepłym ciałem. Zasnęli dopiero, gdy księżyc skrył się za horyzontem.

Nazajutrz dotarł do Cusco i zmarnował większą część dnia, szukając domu dla natrętnego zwierzęcia, choć powinien się rozglądać za środkiem transportu. W końcu przypadkiem mu się udało, podarował go mechanikowi samochodowemu i jego nastoletniej córce. Była ubrana w kombinezon roboczy naciągnięty na koszulkę piłkarską i miała twarz pomazaną smarem. Zerknęła na psa i zawołała:

– Złapię cię za ucho! – Chwyciła go za ucho, pies się wyrwał, a dziewczynka się roześmiała. – Złapię cię za ogon! – Chwyciła go za ogon, pies znowu się wyrwał, potem chwyciła ucho, ogon, ucho, ogon...

...aż wreszcie tarzali się razem na ziemi, zdyszani i radośni.

– Do kogo należał pies? – spytał nieco bardziej powściągliwy ojciec, stojąc obok Zwiastuna Śmierci i patrząc na zabawę.

– Do starej kobiety z gór.

– Ach... nie żyje?

– Tak, nie żyje. Umarła ze starości.

– Jest pan krewnym?

– Nie. Zostałem wysłany przez grzeczność. Powiedziała, że jest ostatnim członkiem swojego ludu i że nikt nie zna jej języka. Moja szefowa lubi okazywać szacunek.

– Ach tak! – Na twarzy mechanika pojawiło się zrozumienie. – Jest pan antropologiem!

Zwiastun Śmierci skinął głową i się uśmiechnął. Przez chwilę czuł ulgę i i zanotował tę wymówkę w pamięci na wypadek, gdyby później jej potrzebował.

– Pański T-shirt – odezwał się do mechanika, gdy dziewczyna śmiała się na ziemi z nowym ulubieńcem. – Miejscowa drużyna?

– Tak, niewielki zespół, ale dajemy sobie radę. W zeszłym roku byliśmy blisko awansu do ósmej grupy ligi krajowej.

– Gdzie mógłbym zdobyć taką koszulkę?

U schyłku dnia

Подняться наверх